Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tym roku Nagroda Banku Szwecji w dziedzinie ekonomii ku czci Alfreda Nobla trafiła w ręce dwóch Amerykanów: Paula Milgroma z Uniwersytetu Stanforda oraz Roberta B. Wilsona z Harvardu. To typowy zestaw laureatów: jak dotąd wśród 86 pojawiły się tylko dwie kobiety, a dwóch na trzech pochodzi z USA. Mało zaskakujące jest także to, że wyróżniono autorów prac, które mają dla współczesnej debaty ekonomicznej znaczenie marginalne.
OBLICZA RACJONALNOŚCI Milgrom i Wilson zostali uhonorowani za opisanie zjawiska „przekleństwa (lub klątwy) zwycięzcy”. Chodzi o sytuację, w której dochodzi do licytacji czegoś, czego wartość nie jest z góry ustalona. Sam termin wywodzi się z żargonu uczestników aukcji dotyczących praw do eksploatacji surowców naturalnych. Każdy z uczestników przetargu chciał wygrać i czerpać zyski z wydobycia. Nikt jednak nie był pewien, ile tych zysków faktycznie będzie. Być może złoże okaże się bardzo wydajne, a cena pójdzie w górę. A może będzie odwrotnie: wynikną po drodze niespodziewane kłopoty z eksploatacją, rynek zaś odwróci się od surowca. Gdy dochodziło do aukcji, wygrywał ją oczywiście najbardziej optymistycznie nastawiony uczestnik. W rzeczywistości jednak bardzo często okazywało się, że to on ją… przegrywał. W ostateczności bowiem zyski okazywały się niższe od zakładanych. W praktyce więc ten, kto dawał najwięcej, z reguły przepłacał, padając ofiarą wspomnianego przekleństwa zwycięzcy.
Prace noblistów poszły o krok dalej. Wilson pokazał np., że z powodu strachu przed klątwą zwycięzcy racjonalni uczestnicy aukcji obstawiają niżej, niżby w rzeczywistości mogli. A jeśli nie ma wśród uczestników gracza nieracjonalnego, to ostateczny wynik aukcji idzie w dół. W związku z czym nadzieje sprzedającego na uzyskanie bardzo dobrej ceny zazwyczaj muszą zostać zrewidowane. Są jednak takie rynki – dodawał swoje trzy grosze Milgrom – na których uczestnicy aukcji zaczynają się kierować „wartością osobistą”. To np. oczekiwania, jakie nabywca ma wobec wymarzonego domu albo okolicy, w której się znajduje. To z kolei podnosi cenę licytowanego dobra, choć nie jest zachowaniem nieracjonalnym.
Badania Milgroma i Wilsona można więc wykorzystać przy konstruowaniu zarówno strategii kupna, jak i sprzedaży jakiegoś towaru. Nieważne, czy chodzi o stary mebel wystawiony w internecie, czy o częstotliwości radiowe oferowane przez rząd. I choć ich wnioski mogą być szeroko stosowane, nie dotykają żadnych kluczowych wyzwań naszych czasów. Jednym z nielicznych wyjątków od tej reguły była ubiegłoroczna nagroda: Abhijita Banerjeego, Esther Duflo i Michaela Kremera wyróżniono za refleksje nad problemem biedy na świecie. Ich innowacyjność polegała na tym, że zamiast tworzyć jeden pasujący do wszystkich biednych zestaw środków zaradczych, postawili na eksperymenty. Nie było to może szalenie wywrotowe, choć dla wielu ekonomistów i organizacji pomocowych działających wedle zasady „my wiemy lepiej, czego wam potrzeba” – pewnie dość przełomowe.
UPADAJĄCE DOGMATY Można zadać pytanie: dlaczego Komitet Noblowski jest tak zachowawczy? Pewnych wskazówek dostarcza historia nagrody. Była ona pomysłem szwedzkiego biznesu, zwłaszcza sektora finansowego. Chodziło o podniesienie prestiżu szwedzkiego banku centralnego i uniezależnienie go od wpływów politycznych – zwłaszcza nacisków socjaldemokracji, która podkreślała, iż znajduje się on poza bezpośrednią demokratyczną kontrolą i uchyla się od wspierania bieżącej polityki zwalczania bezrobocia albo przeciwdziałania kryzysom.
Jednak pewnie nawet sami pomysłodawcy nie spodziewali się, że znaczenie nagrody tak szybko przekroczy granice Szwecji. I znacząco ułatwi neoliberalny zwrot w polityce gospodarczej ostatnich 40 lat. Przez kilka dekad Noble z ekonomii zgarniali niemal wyłącznie ekonomiści prorynkowi, co przełożyło się na wyrugowanie z debaty na Zachodzie ekonomii innej niż ortodoksyjnie liberalna. To, że tak wielu z nas mówiąc „podatki”, myśli: „najlepiej niskie”, albo myśląc „państwo”, dopowiada: „mniej efektywne niż rynek”, zawdzięczamy m.in. doborowi laureatów tej nagrody.
Po roku 2000 zestaw noblistów zaczął się poszerzać, np. o tzw. neokeynesistów czy przedstawicieli ekonomii behawioralnej. Wszyscy oni mówią i myślą o ekonomii jednak w sposób dość zachowawczy.
Dzieje się to w czasach niespokojnych, gdy padają fundamentalne pytania o przyszłość, a prawidła ekonomii neoliberalnej chwieją się w posadach. Otwarte jest pytanie o dopuszczalną wysokość długu publicznego. Wygląda na to, że rola państwa w promowaniu innowacyjności powinna być większa niż dotąd. A inflacja jest we współczesnym świecie bardziej projekcją lęków niektórych ekonomistów niż faktycznym zagrożeniem. Tego wszystkiego jednak komitet przyznający ekonomiczne Noble zdaje się nie widzieć. ©℗