Kim jesteśmy?

Luigi Pirandello: JEDEN, NIKT I STO TYSIĘCY - ostatnia powieść wielkiego pisarza włoskiego ukazuje się u nas po raz pierwszy, w osiemdziesiąt pięć lat od wydania oryginału. O tyle to dziwne, że należy ona do najważniejszych jego utworów, stanowi niejako syntezę jego przemyśleń na temat nowoczesnego kryzysu tożsamości. Czytelnikowi polskiemu przypomina zaś, że Gombrowicz miał poprzedników...

02.05.2011

Czyta się kilka minut

Bohater i zarazem narrator powieści, dwudziestoośmioletni Vitangelo Moscarda, wiedzie żywot ustabilizowany i cokolwiek próżniaczy. Jest dziedzicem sporego majątku, jego interesami zajmują się dwaj zaufani przyjaciele, wcześnie się ożenił. I nic by się zapewne nie zmieniło, gdyby nie uwaga rzucona mimochodem przez żonę. Ta uwaga staje się kamykiem, który wywołuje lawinę, burzącą spokój Moscardy i rujnującą stopniowo jego dotychczasowe życie.

Co powiedziała Moscardzie żona? Zauważyła tylko, że - czego nie był dotąd świadom - jego nos przekrzywia się nieco na prawo. Błahe spostrzeżenie zasiewa w Moscardzie pierwszą wątpliwość co do własnej tożsamości, uświadamia mu, że w istocie tę tożsamość konstytuują inni. "Odtąd upierałem się przy tym rozpaczliwym zamiarze, aby tropić owego obcego, który jest we mnie i który mi umyka; którego nie mogłem zatrzymać w lustrze, ponieważ zaraz stawał się mną, takim, jakiego znałem; owego kogoś, kto żył dla innych i którego nie mogłem znać, którego inni widzieli, jak żyję, ja zaś nie".

Szybko jednak orientuje się, że ów obcy nie jest kimś jednym, podobnie jak on sam nie jest kimś jednym dla siebie. Odkrywa istnienie "stu tysięcy Moscardów" - "wszystkich z jednym nazwiskiem Moscarda, wszystkich wewnątrz mojego nieszczęsnego ciała, które też było jedno, było jednym i nikim, niestety, kiedy ustawiałem je sobie przed lustrem i spoglądałem mu bacznie w oczy, pozbawiając je wszelkiego uczucia i wszelkiej woli".

Rozpoczęty w ten sposób proces autodestrukcji nie daje się już zatrzymać. Opanowany "grozą z powodu zamknięcia się w więzieniu jakiejkolwiek formy" bohater przymierza kolejne maski, by je zaraz odłożyć, odrzuca role społeczne, w których został obsadzony, łamie konwencje, zrywa więzi łączące go z innymi. Kolejne etapy narastającego szaleństwa opowiedziane zostają w sposób iście brawurowy, w zwięzłych monologach kierowanych wprost do czytelnika. Finał może być tylko jeden: Moscardo, pozbawiony majątku i ludzi bliskich, trafia do przytułku za miastem. Tam właśnie, jak się domyślamy, opowiada nam swoją historię.

Swoją - to znaczy właściwie czyją? "Żadnego nazwiska - czytamy w ostatnim rozdziale. - Żadnej pamięci o wczorajszym nazwisku, żadnego nazwiska dzisiejszego, jutrzejszego. Skoro nazwa jest rzeczą; skoro nazwa jest w nas pojęciem wszystkiego, co poza nami; i bez nazwy nie ma pojęcia, i rzecz pozostaje w nas ślepa, niewyodrębniona i nieokreślona, a zatem nazwisko, które nosiłem między ludźmi, niech każdy wyryje, niczym napis nagrobny, na przypisywanym mi wizerunku, i zostawi je w spokoju, i nie mówi o tym więcej". Ten stan dla narratora nie jest jednak chorobą; ucieczkę w samozniszczenie i stopienie się z naturą traktuje raczej jako lekarstwo. "Życie nie przybiera ostatecznej formy. I nie wie, co to nazwy. To drzewo oddycha, drżąc nowymi liśćmi. Jestem tym drzewem. Drzewem, chmurą; jutro książką albo wiatrem; książką, którą czytam, wiatrem, który chłonę ustami. Cały na zewnątrz, włóczęga".

Luigi Pirandello (1867-1936), Sycylijczyk, laureat literackiej Nagrody Nobla, znany jest u nas przede wszystkim jako dramaturg. Mamy jednak po polsku także jego wcześniejszą (1904), równie świetną powieść "Świętej pamięci Mattia Pascal", a także niektóre spośród 246 nowel. Teraz dzięki Joannie Ugniewskiej, znakomitej tłumaczce i zarazem historykowi literatury włoskiej, otrzymujemy dzieło należące do kanonu europejskiego modernizmu, a zarazem ilustrujące pirandellowską koncepcję humoru. Oglądamy świat, w którym, jak pisze Ugniewska w posłowiu, "podziemny nurt życia, uwolniony od formy, powraca do pierwotnej entropii". (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2011, ss. 232. Seria Biblioteka Babel)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2011