Kilka powodów do niepokoju

Do Unii Europejskiej wchodzimy jako kraj nie tylko słaby gospodarczo, z wieloma reformami zaległymi albo rozgrzebanymi, ale przede wszystkim jako państwo chore politycznie. Sami tracimy szansę. To nie Unia i projekt jej konstytucji są zagrożeniem dla Polski. Polsce zagraża dziś najbardziej jej sytuacja wewnętrzna.

04.04.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

To nie partie opozycyjne wymusiły zapowiedź dymisji Leszka Millera. Nie zmiótł premiera, jak w Hiszpanii, zamach terrorystyczny, ani nawet nie sytuacja gospodarcza. Skompromitowali go najbliżsi współpracownicy, którym ufał i których osłaniał. A jego własna partia uciekła od niego, gdy widmo klęski w przyszłych wyborach zajrzało w oczy.

Od piętnastu lat rządzenie Polską nie wychodzi nikomu na zdrowie. Zaledwie jeden premier, Jerzy Buzek, utrzymał się na swym stanowisku przez całe cztery lata kadencji Sejmu, ale wspierające go partie (AWS i UW) zapłaciły za to wysoką cenę. W Polsce po 1989 r. rządzący zawsze przegrywali w następnych wyborach - tak było w latach 1991, 1993, 1997 i 2001, i tak jest też dziś. Rozsypują się kolejne koalicje, rozpadają się kolejne partie - kiedyś prawicy i centrum, teraz również lewicy. Z drugiej strony, polscy wyborcy coraz częściej kierują się odruchami i emocjami; rosną w siłę frustracja i populizm.

Upadek Leszka Millera przyjmowany jest na ogół z ulgą - nawet najwięksi polityczni tchórze w jego partii zdążyli jeszcze w ostatnich dniach krzyknąć: “Miller musi odejść" - ale na dobrą sprawę jego zapowiedziana na 2 maja dymisja rozwiązuje niewiele. Przez najbliższy miesiąc - i to bardzo ważny miesiąc, bo na “ostatniej prostej" przed wejściem do Unii Europejskiej - kraj będzie mieć odchodzący rząd, przegranego premiera, zawieszone reformy (plan Hausnera) oraz urzędników, którzy zamiast podejmować decyzje będą się oglądać za perspektywą miękkiego lądowania pod nowymi rządami. Zaiste, trwający tak długo zabieg chirurgiczny może na dobre wykończyć pacjenta...

A kiedy już 2 maja prezydent desygnuje następcę Millera, nowa większość parlamentarna w obrębie starej przecież koalicji będzie niezmiernie chybotliwa. O ile w ogóle możliwa, na dłuższą metę. Tym bardziej, że rozłam w Sojuszu Lewicy Demokratycznej i powstanie nowej partii siłą rzeczy zaowocuje także utarczkami o rozdział pieniędzy, lokali, stanowisk - patrz rozpoczęta już na nowej-starej lewicy dyskusja nad ewentualnymi zmianami w prezydium Sejmu, w którym świeżo powołana Socjaldemokracja Polska, mająca bodaj najmniejszy klub w Sejmie, jest teraz najsilniej reprezentowana (Marek Borowski jako marszałek i Tomasz Nałęcz jako wicemarszałek).

Do Unii Europejskiej wchodzimy zatem jako kraj nie tylko wciąż słaby gospodarczo, z wieloma reformami zaległymi (finanse publiczne) albo rozgrzebanymi (służba zdrowia), ale przede wszystkim jako państwo chore politycznie. Sami tracimy szansę. To nie Unia Europejska i projekt jej konstytucji są dziś zagrożeniem dla Polski. Polsce zagraża dziś najbardziej jej sytuacja wewnętrzna. Co więcej, nie sposób uczciwie i z dobrą wolą powiedzieć, że lekarstwem są ewentualne przyspieszone wybory parlamentarne. Tak jest tylko w teorii. W praktyce nie jest wcale pewne, że Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, czy też powstająca nowa-nienowa Socjaldemokracja Polska zdołają skutecznie powstrzymać Samoobronę, której tak świetnie służy obecny kryzys państwa.

Nie jest pewne, czy partie dzisiejszej opozycji, nawet jeśli w tych wyborach by zwyciężyły, będą w stanie utworzyć sensowną i trwałą koalicję. Jak do tej pory całościowe programy tych formacji są w powijakach, a ławki kompetentnych i budzących zaufanie kandydatów Platformy czy PiS do Parlamentu Europejskiego, do przyszłego Sejmu i Senatu, a przede wszystkim ma stanowiska rządowe są - niestety - krótkie. Byłoby zatem wskazane, aby ci, którzy zamierzają przejąć władzę jeszcze w tym roku - jeśli nie w ciągu najbliższych kilku miesięcy - pokazali publicznie już dziś swój “gabinet cieni".

Przyspieszone wybory niekoniecznie poprawią jakość rządów. W dodatku niewiele się uczymy, najczęściej poprzestajemy na zniechęceniu. Coraz mniej nas rażą absurdy - bo czyż nie grozi selekcją negatywną powstanie aż ponad dwudziestu komitetów wyborczych, startujących w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego? Nie głosujemy, bo twierdzimy, że nie ma na kogo głosować. A jeśli głosujemy, to chyba głównie po to, by móc jak najszybciej odżegnać się od naszych wybrańców, a przynajmniej się z nich naśmiewać. Wielu z nas wciąż jak gdyby nie dostrzega związku między kartką wyborczą a życiem publicznym, prawem wyborczym, administracją i wreszcie naszą własną przyszłością.

W pięć lat po powstaniu SLD jako partii politycznej (przedtem Sojusz był koalicją wielu podmiotów z Socjaldemokracją RP na czele), w dwa i pół roku po 40-procentowym zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, w przeddzień największego sukcesu, jakim jest ostateczne wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej - premier Leszek Miller i jego rząd doznają klęski. Zaważyło na niej - wolno postawić taką tezę - nawet nie tyle obrzydzenie partyjniactwem, co emocjonalne lęki coraz większej liczby Polaków przed nieznaną Unią Europejską albo przed zapowiadanymi reformami Hausnera, które udzieliły się politykom SLD.

A jeśli tak, to przyszłość wydaje się groźna. Opozycja jest merytorycznie słabo przygotowana, rodząca się Socjaldemokracja Polska marszałka Borowskiego ani nie jest nowa, ani nie ma programu poza ogólnikami. Obiecuje tylko nowy styl w partii i państwie. Ale choćby i to jest ważne. Jeśli bowiem duża część lewicy, i nie tylko lewicy, naprawdę miałaby dość dotychczasowego stylu rządzenia, byłby to sygnał optymistyczny, świadczący o zamieraniu wreszcie wzorów i mentalności wywodzących się z PRL.

W najnowszym numerze "Tygodnika" rozmowa o brukselskim kompromisie z prof. Adamem Danielem Rotfeldem, wiceministrem spraw zagranicznych. Wkrótce także w internecie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2004