Kilka łez po Krymie

Ukraina może wygrać na tym, że straciła Krym. Rosja za aneksję może zapłacić ostatecznym rozwodem z Ukraińcami. Zachód nie pomoże odzyskać Krymu. Dla wielu państw Unii jest on tym, czym dla Polski Syria: odległym regionem, gdzie dzieje się coś złego.

24.03.2014

Czyta się kilka minut

Flaga rosyjskiej marynarki wojennej powiewa już na ukraińskim okręcie podwodnym „Zaporoże”, zdobytym przez Rosjan. Sewastopol, 22 marca 2014 r. / Fot. Krasilnikov Stanislav / ITAR-TASS / FORUM
Flaga rosyjskiej marynarki wojennej powiewa już na ukraińskim okręcie podwodnym „Zaporoże”, zdobytym przez Rosjan. Sewastopol, 22 marca 2014 r. / Fot. Krasilnikov Stanislav / ITAR-TASS / FORUM

1. Z Krymu wracałem przez Kijów. Celowo kilka godzin przerwy w podróży spędziłem na Majdanie.

Centrum, najdroższa część miasta, odcięte od życia. Namioty. Barykady. Przywiędłe goździki na drodze, którą niesiono na ramionach trumny poległych. W miejscach, gdzie zginęli, „pomniki” ułożone z kostki brukowej. Wcześniej wyrwanej, by rzucać w Berkut i milicję.

W normalnym czasie Chreszczatyk, Instytucka, Hruszewskiego byłyby pełne ludzi i aut. Jednak teraz króluje tu cisza.

Ubrani w moro, wymięci mężczyźni wychodzą wolno z namiotów. Rąbią drewno na ogniska. Za chwilę dym uniesie się nad placem. Oni na wielkiej patelni zaczną smażyć jajecznicę.

Kobieta rozłoży kram z „rewolucyjnymi” pamiątkami. Wstążeczki – których noszenie jeszcze niedawno wymagało odwagi – można będzie kupić po kilka hrywien.

Obok zapisują do Gwardii Narodowej. Stolik ustawiony na powietrzu. Do oficera ustawia się kilkuosobowa kolejka.

Miasto odrealnione. Zamienione w wielki pomnik, może cmentarz. Żyjące nieodległą przeszłością. Znajoma reporterka płacze. Rozumiem.

Ale ja, zamiast smutku, czuję narastającą irytację.


2. Zatrzymuję się w kawiarni przy Chreszczatyku.

Minęły trzy tygodnie z okładem, gdy byłem tu ostatni raz. Przez ten czas życie odpłynęło bardzo daleko od Majdanu. Rosyjskie wojska zajęły Krym. Żołnierze ukraińscy otoczeni w bazach domagali się jasnych poleceń. Co robić? Walczyć? Poddawać się? Negocjować? Rosjanie przejmują bazy, sprzęt, a nawet okręty – bo nikt w porę nie dał rozkazu: „Odcumować! Ratować, co się da!”. Krym jest już po referendum. Rosja dokonała aneksji.

Tatarzy Krymscy – zawsze wierni Kijowowi – zostawieni sami sobie. Wystraszeni, kuszeni i straszeni przez Moskwę. Zamieszki we wschodnich regionach kraju. Donieck, Charków, Odessa. Rząd w Kijowie, który musi prosić oligarchów, by pomogli mu zaprowadzić tam porządek. Tym samym zapewnia im nietykalność, zdradza ideały – ale nie ma wyjścia. Ważne, żeby utrzymać wschód Ukrainy.

Co ma do tego Majdan?

Do kawiarni wpada mój przyjaciel, młody dziennikarz, który zajmuje się opisywaniem polityki. Wie, co jest na rzeczy. Przez całą rewolucję stał albo z protestującymi, albo siedział w parlamencie i przyglądał się kuluarowym rozgrywkom. Natychmiast rzucam się na niego:

– Po co oni tutaj jeszcze stoją? – pokazuję na namioty rozstawione za szybą.

– Żartujesz?

– Pytam serio.

– Pilnują polityków. Postoją tu jeszcze do majowych wyborów. I dobrze.

– Dobrze? Straciliście Krym, zaraz możecie stracić wschód. A oni tu stoją i to jest dobrze? Ludzie w namiotach wokół parlamentu nie mogą pilnować parlamentu, to nienormalne.

– A co jest normalne?

– Niech założą partię Majdan. Niech wejdą do Rady Najwyższej. Jesteś politologiem, wiesz, że „majdan”, plac, to nic innego jak parlament. Tyle że parlament jest w ładnym budynku, a nie w namiotach.

Mój przyjaciel kiwa głową:

– Masz rację. Tyle że opowiadasz o modelowych warunkach. Zacząłeś mówić jak każdy przeciętny eurobiurokrata. Tak jakbyś nagle zapomniał, że jesteś na Ukrainie. Ci ludzie za długo stali, żeby teraz mogli się rozejść. Założą partię Majdan – i co z tego? Przegrają wybory z oligarchami, z aparatem innych partii, z ich pieniędzmi i ze skorumpowanym systemem. To, co proponujesz, należy zrobić. Ale nie da się z dnia na dzień.


3. Milkniemy na chwilę. W duszy przyznaję młodemu reporterowi rację. Ludzie rzeczywiście stali na Majdanie zbyt długo. Trzy miesiące upłynęły im na wsłuchiwaniu się w dziwne dla nich negocjacje między przedstawicielami opozycji parlamentarnej a Wiktorem Janukowyczem. Ciągle powtarzano im, że rozmowy odłożono do następnego posiedzenia Rady Najwyższej, że trzeba stać jeszcze przez tydzień.

Władza atakowała plac, biła, w końcu strzelała. „Tituszki”, bandyci, którzy z nią współpracowali, porywali aktywistów. Z czasem ci, których Majdan nazywał na samym początku „prowokatorami”, stawali się bohaterami: obrońcami. Dziś wielu z nich upamiętniają ułożone z kostki brukowej sześciany, osypane kwiatami.

Majdan nie ma powodów, by wierzyć politykom. Ale jest za słaby, zbyt amorficzny, by sam do polityki mógł wkroczyć.

– A Krym? Już się pogodziliście? – pytam.

Kolega spuszcza oczy: – Głośno tego jeszcze nikt nie mówi. Bo szczera odpowiedź jest bardzo cyniczna. Krym i tak nie był do utrzymania. Historycznie jest to Rosja. Półtora miliona osób, które głosowały za secesją, do tej pory zawsze popierały Partię Regionów, Janukowycza albo komunistów – i często przechylały szalę na ich stronę. Od tej pory będzie inaczej. Do tego agresja Kremla zmusi Stany Zjednoczone i Unię do działania. Być może w końcu realnie zbliżymy się do Zachodu.

W tym brutalnym stwierdzeniu jest sporo racji. Druga tura wyborów prezydenckich w 2010 r.? Wiktor Janukowycz: 12 mln 480 tys. głosów. Julia Tymoszenko: 11 mln 593 tys. głosów. Krym oddał ponad 70 proc. głosów na Janukowycza, Sewastopol ponad 80 proc. Większe poparcie kandydat Partii Regionów miał tylko we wschodnich, graniczących z Rosją prowincjach.

Tak samo było podczas Pomarańczowej Rewolucji. Na Janukowycza Krym oddał wtedy 81,99 proc. głosów. W powtórzonej pod naciskiem ówczesnego Majdanu elekcji Janukowycz zebrał tam 81,26 proc. głosów.


4. Jeśli przeciągnąć linię między zachodnią granicą obwodu charkowskiego a zachodnią granicą obwodu odeskiego, zobaczymy dwie Ukrainy. Ta po lewej stronie będzie proeuropejska, znudzona życiem w skorumpowanej postsowieckiej magmie. Ta po prawej jest stęskniona za stabilizacją, mówiąca po rosyjsku. Ona zachód Ukrainy kojarzy z banderowskimi bojówkami, a myśl o zjednoczeniu z Unią Europejską równa się u nich zdradzie.

Po odejściu Krymu, proeuropejska Ukraina zdobędzie delikatną przewagę. Jednak trzeba brać pod uwagę, że kraj ciągle będzie podzielony na dwie części. Albo Kijów zrozumie namiętności wschodu, postara się przekonać do swoich racji, albo może skończyć się na trwałym podziale.

To jest realna groźba.


5. Na Krymie spotkałem wpływowego rosyjskiego dziennikarza. Tak się złożyło, że los rzucał nas w ostatnich tygodniach na Ukrainie często w te same miejsca – które zazwyczaj oglądaliśmy z różnych stron barykady.

W celu powspominania przeszłości zjedliśmy razem kolację. W pewnym momencie zapytałem mojego interlokutora, jaki rozwój wypadków przewiduje.

– Półwysep jest już nasz, nie ma wątpliwości – odparł. – Pytasz, co dalej? To nie tajemnica: Władimir Władimirowicz powiedział to już otwarcie. Niech wszystkie regiony Ukrainy określają swą przyszłość w drodze referendum. Wschód oczywiście zechce szerokiej autonomii albo przyłączenia się do Rosji.

– I Rosja przyjmie wschód z otwartymi ramionami?

– Nie, niech autonomiczne okręgi się połączą, a my uznamy je jako państwo. Otworzymy granicę, przyjmiemy do Unii Celnej. Przemysł ciężki, surowce energetyczne. Bardzo przyjemny region, nie będziemy musieli dokładać ani rubla.

– A reszta Ukrainy?

– To będzie wasz problem. Europa obiecała, niech Europa pomaga. Bierzcie ich, włączajcie do Unii, płaćcie, borykajcie się z nacjonalizmem, budujcie tam demokrację – zaśmiał się. – To pan chciał wiedzieć, towarzyszu pułkowniku?


6. Na razie akcja destabilizacji wschodu Ukrainy się nie powiodła. W Doniecku i Charkowie prorosyjskie demonstracje były burzliwe, padli zabici. Nie były jednak zbyt liczne. Nie mogły zagrozić stabilności w regionie.

Za wcześnie jednak przesądzać, że to koniec. Być może była to tylko przygrywka. Chęć rozpoznania sił bojem i rozhuśtania nastrojów tuż przed referendum na Krymie. Tak, aby Kijów myślał nie o możliwych działaniach na półwyspie, ale starał się za wszelką cenę uspokoić wschód.

Rosja musi mieć czas, żeby „przetrawić” Krym. Czekają ją spore wydatki i potężne kłopoty. Kijów pokrywał dotąd blisko 70 proc. budżetu półwyspu. Prezydent Putin rozkazał podwyższyć świadczenia socjalne i płace budżetówki do poziomu obowiązującego w Rosji. Za chwilę będzie musiał zmierzyć się z problemem zaopatrzenia Krymu w wodę (75 proc. wody dla rolnictwa i przemysłu pochodzi z Ukrainy) i energię elektryczną (80 proc. z Ukrainy). Załatwić sprawę dostawy towarów – bo między półwyspem a Rosją brak jest transportu lądowego. Wytłumaczyć mieszkańcom Krymu, że nie zarobią w tym roku na turystach. Spróbować zjednać sobie społeczność Tatarów Krymskich – co w praktyce będzie musiało oznaczać zalegalizowanie ziemi samowolnie przejętej przez tę społeczność, brutalnie deportowaną w czasie II wojny światowej [patrz: opublikowany obok tekst Wojciecha Konończuka – red.].

W perspektywie będzie wprowadzenie Krymu do strefy rublowej. Na osłodę Rosja zabierze ukraińskie przedsiębiorstwa państwowe – w tym Czernomornafthaz – i pola wydobycia gazu na szelfie Morza Czarnego, przejmie ukraińskie okręty, nie będzie płaciła za stacjonowanie Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu i podniesie ceny na gaz sprzedawany Ukrainie.


7. Dialog Zachodu z Władimirem Putinem to rozmowa dwóch różnych światów. Putin nie bardzo rozumie demokrację i nie jest mu ona do niczego potrzebna. Wierzy, że prowadzi swój kraj we właściwym kierunku. Uchronił Rosję, rozchwianą po epoce jelcynowskiej, przed rozpadem. Zaprowadził „porządek” na Kaukazie Północnym. Wypłaca pensje, renty i emerytury. Upokorzył oligarchów. W Gruzji nie ugiął się pod naciskiem NATO.

Rozgadanie Unii Europejskiej, wieczne konsultacje, wypracowywanie kompromisu – to dla niego oznaka słabości. On – póki nie zobaczy po drugiej stronie silnego partnera – będzie parł do przodu.

Inwestorzy na siłowe metody Putina reagują źle – akcje rosyjskich spółek ciągle spadają. I to jest poważny problem. Sankcje wprowadzone przez Unię i USA, dotyczące najbliższego otoczenia Putina, wrażenia w Rosji nie robią. To tak, jakby do mieszkania sąsiada wszedł chuligan. Zajął jeden pokój i w odpowiedzi usłyszał od nas: „Pańska małżonka nie będzie mogła od dziś przychodzić do nas na herbatkę”. Śmieszne.

W Unii Europejskiej trudno znaleźć zgodę na bardziej zdecydowane działania. Dla wielu krajów Krym to coś jak dla nas Syria. Oddalony region, w którym stało się coś niedobrego. No, ale przecież nie dotyczy to Portugalii, Cypru czy Hiszpanii. Nie palą się do sankcji – tak jak Polska nie paliła się do przyjmowania syryjskich uchodźców, wychodząc z założenia, że to jest problem południa Europy.

Unia przyzwyczaiła się do wygodnego życia i zajmowania się własnymi problemami. A żeby stawić czoło Putinowi, trzeba liczyć się z utratą miejsc pracy (np. w przemyśle zbrojeniowym), niedogodnościami związanymi z solidarną polityką energetyczną, odsetkami od rosyjskich kapitałów, które ominą City.


8. To, co Putina i Rosję może zaboleć najbardziej, to szybka ścieżka Ukrainy do Unii Europejskiej i do NATO.

Przejęcie Krymu – pięknego, ale niewielkiego skrawka terenu (tyle powierzchni co województwo lubelskie) – nie było ostatecznym celem Kremla. Chodziło przecież o całą Ukrainę, o zapisanie jej do Unii Celnej i odbudowę imperium. Oklaski, które Putin zebrał od rosyjskiej klasy politycznej, wzrost poparcia ulicy – są dobre na rynku wewnętrznym. Jednak rosyjski Krym z jednej strony i europejska Ukraina z drugiej byłaby dla niego pyrrusowym zwycięstwem.

Dlatego – jeśli presji Zachodu nie będzie, jeśli Rosja wytrzyma finansowo – Putin musi pójść dalej za jakiś czas.

Być może już nie sięgnie po cały kraj, ale o ukraiński wschód zechce powalczyć.


9. W całych tych rozważaniach Krym się już nie liczy. Przykro wobec tych jego mieszkańców, którzy tam zostali, a wcale nie chcieli do Rosji.

Ciekawe, czy i oni rozumieją, że polityka jest cyniczna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2014