Kiedy triumfują paragrafy

Beata Zadumińska, psycholożka: Czasem mam wrażenie, że w zakazie aborcji nie chodzi o ochronę życia, tylko o kontrolowanie procesu emancypacji kobiet.

02.11.2020

Czyta się kilka minut

Demonstracja w Łodzi, 28 października 2020 r. / ANDRZEJ ZBRANIECKI / EAST NEWS /
Demonstracja w Łodzi, 28 października 2020 r. / ANDRZEJ ZBRANIECKI / EAST NEWS /

KATARZYNA KUBISIOWSKA: No a jak to wygląda naprawdę?

BEATA ZADUMIŃSKA: Pamiętam parę, oboje bardzo młodzi. Kobieta przyniosła dokumentację, z której wynikało, że dziecko ma kompletnie zdeformowany mózg i pozbawione jest powłok brzusznych – wszystkie narządy znajdują się w płynie owodniowym. Ich rozpacz była ogromna. Analizowali wszystkie możliwości medyczne i szybko stało się jasne, że neonatologia jest bezradna. Katusze, których doświadczała ta kobieta, były równie dotkliwe w sferze fizycznej, jak i psychicznej. I w takim stanie rozedrgania odsyłano ją na kolejne badania. A ona wiedziała, że lekarzom chodzi wyłącznie o to, by doczekać tego momentu ciąży, w którym będzie można jej powiedzieć: za późno, nie da się wykonać zabiegu.

Pomogłam jej wtedy w uruchomieniu kontaktów wypracowanych przez Federację na Rzecz Kobiet, organizację pozarządową walczącą o sprawiedliwość reprodukcyjną.

Ta kobieta poddała się aborcji, a po zabiegu doświadczyła wielkiej ulgi, bo przerwała niewyobrażalne cierpienie. Dziecka, swoje, bliskich.

Po uldze przychodzi żałoba?

Aborcja wiąże się z gigantycznym kryzysem. Jednak to, jaki będzie miał on przebieg, zależy od struktury psychicznej konkretnej osoby. Praca z kobietami, które usunęły ciążę, pokazuje, że ok. jedna trzecia odczuwa przewlekłe, negatywne skutki, jedna trzecia uskarża się na przejściowe trudności, a jedna trzecia szybko, bez powikłań psychologicznych, wraca do stanu funkcjonowania sprzed zabiegu. Trudno przy tym wyraźnie rozgraniczyć emocje związane z samym zabiegiem od emocji wywołanych aurą społeczną dotyczącą aborcji. Część tej aury tworzą środowiska pro-life, które twierdzą, że przerwanie ciąży zawsze skutkuje syndromem postaborcyjnym.


CZYTAJ TAKŻE

TO NIE DO ZNIESIENIA. POSŁUCHAJCIE JAK BARDZO: Chodzi o protest kobiety wcielonej. Ciało, nad którym państwo i Kościół chcą mieć kontrolę, mówi: dość >>>


Skutkuje?

Terapeuci pro-life wychodzą z założenia, że jeśli nawet kobieta subiektywnie nie odczuwa powikłań psychologicznych po zabiegu, to obiektywnie takie powikłania ma i pozostaje tylko kwestia odpowiedniego prowadzenia terapeutycznego, by potrafiła je odkryć, odczuć i być może wyleczyć. W części przypadków, z którymi się zetknęłam, kobiety sądziły, że jeżeli nie będą odczuwały żalu i poczucia winy za dokonaną aborcję, to nie wejdą w relację z terapeutą i spotka je odrzucenie. Słowem: doświadczają wtórnej, naznaczającej traumy.

Jak ona może się objawiać?

Wiele lat temu wzięłam udział w programie Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Bohaterkami były panie, które prowadziły terapię oswajania traumy post­aborcyjnej wywodzącą się z Ameryki Łacińskiej. Pamiętam, że najpierw „rekonstruowały” ciążę: pod bluzkę wkładały poduszki, przygotowywały pokój dla dziecka, nadawały mu imię, rodzeństwo zapoznawało się z siostrą czy bratem… I dziecko umierało w chwili, kiedy było zadomowione z całą rodziną. Przez kilka lat cała rodzina żyła więc z fikcyjnym dzieckiem.

Niepokojące.

Zwłaszcza że te kobiety, same w nie najlepszej kondycji psychicznej, wciągały w ten świat swoich bliskich.

Kondycja psychiczna ciężarnej kobiety, która dowiaduje się, że płód ma poważną wadę genetyczną, również nie może być dobra.

Na pewnym etapie ciąża jest doświadczeniem czysto biologicznym, sprowadzającym się do jedności płodu i ciała kobiety. Jeśli poród ma oznaczać śmierć dziecka, to dla kobiety ta sytuacja jest wyjątkowo drastyczna – w pewnym sensie ciało matki staje się grobem.

To wbrew porządkowi istnienia.

Sporo kobiet czuje wtedy wściekłość na swoje ciało, obwinia je za to, że nie zadziałały mechanizmy biologiczne. Kobiety ze złym wynikiem badania genetycznego są tą wiadomością zszokowane. A szok się wzmacnia, gdy pojawia się efekt domina.

Efekt domina?

Uruchamiają się kolejne dramaty. Na przykład odejście partnera lub jego odcięcie się od problemu. Albo sytuacja, w której do kobiety dociera, że żyła tylko wyobrażeniem swojej rodziny i przyjaciół. A teraz wokół niej zrobiła się zupełna pustka.

Jeśli w takiej sytuacji kobieta nie ma prawnej możliwości przerwania ciąży, jest zrozpaczona, zdesperowana i zaszczuta. Jest wpędzona w sytuację, z której nie ma wyjścia.

A ona wtedy?

Staje się jeszcze bardziej zdesperowana. Jeśli myśli o zabiegu, to się przed nim nie cofnie. Bez względu na ryzyko uczyni wszystko, by go dokonać. Kończy się myślenie, zaczyna rozpacz: kobieta zażyje tabletki wczesnoporonne wątpliwego pochodzenia, skontaktuje się z kimś, kto w ogóle nie posiada wiedzy medycznej, zapożyczy się i wyjedzie za granicę zbiorowym transportem do miejsca, którego wcześniej nie sprawdzi, dokona ataku okaleczającego jej własne ciało.


STRAJK KOBIET – CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


W internecie łatwo znaleźć oferty legalnego wyjazdu do klinik w państwach ościennych – zabieg zamyka się w kwocie 600 euro. Jednak dla ludzi głębokiej wiary, podobnie zresztą jak dla niektórych niewierzących, aborcja jest aktem niedopuszczalnym.

W interwencji kryzysowej da się stworzyć inną perspektywę, w której, przy naturalnym szacunku dla systemu wartości, ujawni się plan dla wspomaganej osoby.

Plan?

Osoba interweniująca jest tylko i wyłącznie akuszerem różnych postaw, decyzji, które mogą się wyłonić z człowieka.

I jakie to mogą być decyzje?

Wszystkie. Dlatego jestem za wyborem.

I kobieta wierząca bierze pod rozwagę wybór aborcji?

Człowiek bez więzi, bez wspólnoty, pozbawiony bezpieczeństwa, niejako przełącza się do desperackiej walki o powrót do stanu sprzed urazu. W tym przypadku urazem staje się ciąża. A jeżeli ktoś zostaje sam z doświadczeniem biologicznym, jakim jest ciąża, to działa w sposób biologiczny, czyli kieruje się instynktem przetrwania. Refleksje religijne są filtrowane przez tę biologiczną sytuację. Przychodzą później albo w ogóle.

A ludzkie życia z ciąż niechcianych, lecz donoszonych?

Bywa różnie. Spotkałam osoby, które od matki usłyszały, że nie zdążyła z aborcją – ci ludzie egzystują w mroku niezwykle trudnej świadomości. Oczywiście od strony psychologicznej wiele rzeczy da się przepracować. Psychoterapia służy temu, by powiedzieć coś, o czym człowiek samodzielnie nie może pomyśleć – to droga ku temu, by radzić sobie z traumą.

A ciąże kobiet zgwałconych?

Pod koniec lat 90. razem z czterema prawniczkami założyłam nieformalną grupę, której celem było zbadanie sytuacji ofiar zgwałcenia w postępowaniu przygotowawczym. Jeździłyśmy po komisariatach, rozmawiałyśmy z policją i prokuraturą. Stworzyłyśmy wytyczne, w jaki sposób należy traktować kobiety zgwałcone w tym pierwszym etapie postępowania. Ku naszemu zdumieniu udało się ten raport przeforsować: w 2001 r. podpisał go prokurator generalny Lech Kaczyński. Jednym z zapisów było coś, co wydaje się zupełnie podstawowym zadaniem policji, która powzięła wiadomość o zgwałceniu: przeprowadzenie obdukcji. Wykonuje się ją na dyżurze w szpitalu ginekologicznym. Kolejna wytyczna: lekarz ma zawiadomić kobietę o możliwości przyjęcia antykoncepcji postkoitalnej – to lek zapobiegający zapłodnieniu. Następny ruch: wskazanie leku, który zabezpiecza przed ryzykiem zarażenia HIV.

Czyli podstawowe informacje.

Tak, bo kobieta sama nie zapyta, jest w szoku, czuje się zbrukana i zdewastowana – potrzebuje wskazówek. I proszę sobie wyobrazić, że ani razu nie udało mi się uzyskać od kobiety zgwałconej informacji, że lekarz się nią zaopiekował w kompletny sposób. Jest coś sadystycznego w tak powszechnych aktach nieuważności. Sądzę, że właśnie o tym myślał Boy-Żeleński pisząc w 1929 r. o piekle kobiet.

Naprawdę nadal jest aż tak źle?

W lat 90. było lepiej: pamiętam ginekolożki i internistki, które okazywały prostą solidarność z kobietami. Kierowały się rozsądkiem i przyzwoitością. To są zawody na służbie – powinniśmy się zaopiekować człowiekiem, uznać jego regresję, rozpad, rozpacz. W pewien sposób włączyć się w jego los, by w krytycznym momencie dać wsparcie.

No a teraz?

Czuję przygnębienie, gdy słyszę, że w Szpitalu Bielańskim, skądinąd o bardzo dobrych tradycjach, lekarze niejako prewencyjnie wycofali się z wszelkich zabiegów aborcyjnych, nawet tych, które były zgodne z ustawą. Oprócz tego, że mamy bezwzględnych polityków i aparat władzy w Trybunale Konstytucyjnym, to łamie się ludzka solidarność na poziomie pacjent – lekarz – psycholog – pracownik socjalny.

Triumfują paragrafy. A ludzie mocno zorientowali się na swój komfort. Oraz zakres obowiązków – nie chcą przekraczać procedur. To rodzaj wycofania się z postawy autentycznego zaangażowania w los pacjenta.

Muszę powiedzieć, że nie czuję się sama ze sobą dobrze, gdy to wszystko mówię.

Dlaczego?

Bo muszę epatować cierpieniem moich pacjentów. Jakby kobieta miała się tłumaczyć i uzasadniać swoją trudną sytuację. W ten sposób spycha się ją do pozycji ofiary – prawo przysługuje jej o tyle, o ile wykaże się cierpieniem. Totalne zanurzenie się w problemie, roztrząsanie, spędzanie lat nad badaniem powodu, poszukiwania winnych, to też jest złe powikłanie aborcji.

A powikłaniem nie jest lekkie traktowanie kwestii aborcji?

Tak, bywa, że kobieta traktuje aborcję na równi z regulacją brwi. To też budzi mój terapeutyczny niepokój.

Ale jest jeszcze jedna kwestia: nie możemy oddzielać aktu poczęcia od seksu, który przecież jest kojarzony z przyjemnością. Kobieta, która nie dostaje kulturowego prawa do przeżywania przyjemności, jest w jakimś sensie atakowana za akt przyjemności. Żyjemy w czasie, w którym za przeżycie przyjemności należy liczyć się z karą. Dlatego czasem mam wrażenie, że w zakazie aborcji nie chodzi o ochronę życia, tylko o kontrolowanie procesu emancypacji kobiet.

No a w tym wszystkim sprawa dzieci?

Pracowałam ostatnio w ośrodku, w którym spotkałam niewidomego młodego mężczyznę z ruchu pro-life. Jego rodzice od początku wiedzieli, że będą mieć dzieci niewidzące, ich córka, a młodsza siostra tego mężczyzny, też od urodzenia nie widzi. I myśmy się z tym mężczyzną polubili i porozumieli, to mądry i sensowny człowiek. Rozmawialiśmy też o aborcji. I miałam spostrzeżenia, że każde z nas ma ten problem przemyślany, ale tylko w granicach własnych przekonań.

Poruszał mnie jego styl pracy, wrażliwość i sposób rozumienia – np. molestowanych seksualnie dzieci i gwałconych kobiet. Zauważyłam, że mimo iż byliśmy na zupełnie innych etapach ścieżki zawodowej – łączyła nas podobna wrażliwość. Choć wszystko powinno nas dzielić. Gdy odchodziłam z pracy, zażartowałam, że pewnie spotkamy się po dwóch stronach barykady.

Po dwóch stronach sporu o aborcję?

Sporu szalonego, w którym żadne z nas nie ma szans, by sprawę głębiej przemyśleć. Zbiera plon toczona przez dziesięciolecia dialektyka wokół tej kwestii: te samochody-szczekaczki, te wystawy z porozrywanymi płodami, te mównice sejmowe pełne mowy nienawiści. Od czegoś takiego można się odbić tylko w prymitywny sposób.

A przecież teraz jest nam potrzebna wspólnotowość – porozumienie pomiędzy podziałami, rodzaj czystości, w której nikt nikogo nie będzie etykietował i nie uczyni z tematu aborcji swojego kapitału politycznego. Ale ten rodzaj spotkania, refleksji jest w moim odczuciu możliwy tylko wtedy, gdy ustanowimy prawo do wyboru.

Naprawdę wierzy Pani w brak podziałów?

Przez wiele lat pracy na rzecz kobiet spotkałam wiele osób: wyznawczynie różnych religii, anarchistki, panie domu, ateistki i kobiety stowarzyszone w grupach charyzmatycznych. Asertywne bizneswoman i wstydliwe, zakłopotane mężatki. Wszystkie one szukały kontaktu ze mną – z często dla nich obcą, egzotyczną przedstawicielką organizacji feministycznej. Chyba wiedziały, że każdą – także aborcyjną – drogę możemy poważnie rozważyć. Spotkanie możliwe jest wtedy, gdy strach, zaszczucie i brak wyboru zostawia się za drzwiami. ©

BEATA ZADUMIŃSKA jest psycholożką i psychoterapeutką, trenerką w Towarzystwie Interwencji Kryzysowej. Pracuje z osobami doświadczającymi traum, w tym zaburzeń na tle przemocy seksualnej. Posiada kwalifikacje biegłego sądowego i mediatora sądowego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2020