Kiedy cierpią kibice

Akt przemocy na klubowym parkingu to jeszcze jedno lustro, w którym przegląda się polskie społeczeństwo. Problemem nie jest piłka.

09.10.2017

Czyta się kilka minut

Nieformalny przywódca kibiców Legii Piotr Staruchowicz. Według relacji mediów to on poprosił piłkarzy o wyjście z autokaru (zdjęcie z 2012 r.). / KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA
Nieformalny przywódca kibiców Legii Piotr Staruchowicz. Według relacji mediów to on poprosił piłkarzy o wyjście z autokaru (zdjęcie z 2012 r.). / KUBA ATYS / AGENCJA GAZETA

Wprzedostatni weekend, po niespodziewanej trzybramkowej porażce ­Legii z Lechem 1 października w Poznaniu, na parkingu warszawskiego klubu grupa fanów poprosiła wracających autokarem piłkarzy o rozmowę, podczas której dokonała oceny ich formy. W jaki sposób? Legionistów bito, uderzając w twarz i głowę – tak by (jak relacjonują media) czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Celem akcji miało być… zmotywowanie piłkarzy do lepszej gry.

Bo im się nie chciało

Czytelnikom, którzy mają to szczęście nie interesować się piłką nożną (zwłaszcza w polskim wydaniu), należy się słowo wyjaśnienia: bycie kibicem to pasmo udręk, przypominające raczej wyniszczające uzależnienie niż radosną rozrywkę. Człowiek chodzi na mecze, marznie i moknie na trybunach, bywa, że musi znosić upokarzające traktowanie ze strony policjantów czy ochroniarzy, a w końcu patrzy, jak drużyna, z którą związał uczucia, przegrywa w fatalnym stylu, a od goryczy porażki jeszcze gorsze jest dla niego to, że zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby się im nie chciało.

Bycie kibicem (stan zwykle dożywotni) to także dojmujące poczucie, że ani prezesowi, ani trenerowi, ani piłkarzom na klubie tak naprawdę nie zależy. Że dla każdego z nich liczy się przede wszystkim stan konta, a w drugiej kolejności indywidualny sukces, po który, w przypadku niepowodzenia w jednym miejscu, można próbować sięgnąć gdzie indziej. Nie poszło w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy Niecieczy? Strzepnijmy pył z obuwia i poprośmy agenta, by znalazł nam nowe miejsce pracy. Sprzedajmy klub komuś innemu.

Bycie kibicem to niemożliwość strzepnięcia pyłu z obuwia. To frustracja, rozczarowanie, wieczne niespełnienie. I to konieczność wyrażenia w jakiś sposób tych emocji, także wykrzyczenia ich pod adresem ludzi, którzy – jak by powiedzieli dziennikarze sportowi – „nie spełnili oczekiwań”.

W rodzinie

Tyle że to nie oznacza, że kibicowskie prawo do wyrażania niezadowolenia nie ma granic. I abstrahując nawet od tych, które wyznacza prawo, są także granice rozsądku; kim trzeba być, żeby sądzić, że bicie i zastraszanie może być metodą motywacyjną?

Piszę tych kilka zdań z perspektywy kibica, który sporo się w życiu nacierpiał. I który uważa, że głównym źródłem cierpienia jest dla niego współdzielenie pasji z ludźmi, którzy mylą kibicowanie z bandytyzmem. Którzy – jak to w przypadku Legii zdarzyło się już kilka razy – wywoływanymi na stadionie burdami narażają klub na straty, spowodowane np. koniecznością płacenia kar nakładanych przez organizacje międzynarodowe, ale także tym, że pobici piłkarze mogą wystąpić o rozwiązanie kontraktu z winy klubu.

Mam czasem wrażenie, że odebranie tym ludziom władzy na trybunach jest łatwe. Tyle że wymagałoby solidarnej zgody nie tylko kierownictwa klubu, ale także szerzej: przedstawicieli świata piłki oraz polityków i dziennikarzy. Czy taka zgoda jest możliwa, skoro ich światy coraz bardziej przypominają ten kibicowski? Trener Legii w pomeczowym wywiadzie zarzucił piłkarzom, że grają jak panienki, dodając do tej seksistowskiej enuncjacji uwagę, że czuje się przez nich zdradzony – przecież to brzmi jak wezwanie do ukarania zdrajców. A co myśleć o wypowiedzi zasłużonego działacza PZPN Zdzisława Kręciny, który nazwał incydent „taką trochę wojenką w rodzinie”? Niezła wizja rodziny, skądinąd, gdzie policzkuje się dzieci za nieodrobione lekcje… Politycy? Widzą w fanach futbolu potencjalne zaplecze i nader chętnie wychwalają ich „patriotyzm”, a język, w jakim dyskutują, często przypomina ten stadionowy. Dziennikarze? Liczba dowcipów, które po zdarzeniu na parkingu Legii przeczytałem w prasie i na portalach, była przerażająca.

Żyleta i Żydzi

Jest jednak nadzieja. Przed dwoma tygodniami Dariusz Kosiński opisywał na tych łamach spektakl „Kibice”, wystawiony na deskach Teatru Żydowskiego i stanowiący próbę nawiązania porozumienia między młodymi artystami, będącymi również wielbicielami futbolu, a środowiskami kibicowskimi. W spektaklu mieli wystąpić także amatorzy-kibice – i wystąpili, choć jeden wycofał się w ostatniej chwili pod presją „Grup Kibicowskich Legii Warszawa”, które wydały oświadczenie odcinające się od „koszernego projektu”. Ci, którzy zostali, rozmawiali z aktorami o antysemityzmie i o Zagładzie, o kibicowaniu i stadionowych oprawach, słowem: o byciu razem.

Można tę historię opowiedzieć na dwa sposoby. Skupić się na oświadczeniu „Grup Kibicowskich”, deklarujących: „Na naszym stadionie panują nasze zasady i nasze przekonania. Nie interesuje nas to, co myśli o nas »nowoczesne« i »postępowe« społeczeństwo”. Ale można też zauważyć, że nie wszyscy ugięli się przed terrorem. Spektakl od kilku tygodni znajduje się w repertuarze, a na widowni nie brakuje twarzy znanych z „Żylety” – trybuny zajmowanej przez najbardziej radykalnych fanów Legii. Stadion przy Łazienkowskiej (to samo można powiedzieć o parlamencie i telewizyjnym studiu) nie jest własnością bandytów i nie ma powodów, by nie zapanowały w nim zasady i przekonania społeczeństwa nie tyle nowoczesnego i postępowego, co po prostu normalnego. Takiego, w którym konflikty i frustracje są obecne, ale obywa się bez bicia.

A futbol, także w polskim wydaniu, bywa piękny. Kto widział radość Roberta Lewandowskiego po golach strzelonych Armenii, ten wie, o czym mówię.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2017