Weekend do wstrzyknięcia

Debiutujący (nareszcie!) w pełnym metrażu Damian Kocur potrafi łączyć brzmienie romantycznych nokturnów z hiphopowym freestyle’em. Jego „Chleb i sól” to tragiczny wariant kina kumpelskiego, gdzie rządzi lęk nasz powszedni przed wszystkim, co obce. Wszelka inność staje się solą w oku, bo przypomina, że sami jesteśmy inni. Tak udanego debiutu dawno w naszym kinie nie było.
Mogło z tego powstać coś na kształt pozytywistycznej przypowiastki. Celuje w nich współczesne kino francuskie, patrz: „Unik” Abdellatifa Kechiche’a czy „Klasa” Laurenta Canteta, w których szkoła, literatura, teatr, a więc edukacja i kultura wysoka, przynoszą dzieciakom z nieuprzywilejowanych środowisk obietnicę awansu społecznego. Dla polskiego reżysera to zaledwie punkt wyjścia. Jego bohater, Tymek, zdążył kilka lat wcześniej opuścić Śląsk i jako pianista jest właśnie u progu międzynarodowej kariery. Wpada do rodzinnego miasta tylko na chwilę – nie opłaca mu się nawet rozpakować walizki. Zaraz po wakacjach ruszy na stypendium do Niemiec i po drodze chciałby wyciągnąć z tego grajdołka młodszego brata marnotrawnego. Bo Jacek też ma talent, lecz zamiast przygotowywać się do egzaminu na akademię muzyczną, czyli ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, woli włóczyć się z „ziomeczkami” i dziewczyną. A konkretnie – palić z nimi skręty, obalać browara i przesiadywać w osiedlowym barze z kebabem, prowadzonym przez młodych Arabów.
Domowe pianino, na którym bracia grywali pierwsze oktawy, stoi rozstrojone. Podobne wewnętrzne niedostrojenie pobrzmiewa w głównym bohaterze. Niby znajduje się pośród swoich, mówi ich językiem i rechocze z tych samych dowcipów, ale tak naprawdę przebywa gdzieś poza lub ponad. Przez cały czas nasuwa się pytanie, czy w innym, dalekim świecie jest całkiem u siebie.
Czuje się, że Kocur, również wychowany w śląsko-blokowych klimatach, dobrze zna takie dylematy i tych ludzi. Nie tylko dlatego, że główne role zagrali jego kumple, autentyczni pianiści z blokowiska, Tymoteusz i Jacek Biesowie, z których pierwszy jest laureatem wielu międzynarodowych konkursów, z chopinowskim włącznie. „Chleb i sól” jest filmem nie tylko przemyślanym (intelektualnie i filmowo), lecz i zapewne głęboko przeżytym. Naturalność aktorskich „prawdziwków”, zaufanie dla improwizacji, ucho do języka i pewna ręka, jaką reżyser inscenizuje w długich ujęciach życie codzienne, robią wrażenie, jednakże na samym odwzorowaniu swojskiej rzeczywistości reżyser nie poprzestaje.
Tymek, czyli outsider i insider w jednej osobie, stanowi soczewkę, która podwójnie filtruje ów strumień życia. Jego oczami kamera Tomasza Woźniczki chwyta na gorąco i rozkoszną nudę letnich dni, i zarazem ich beznadziejność, w dosłownym tego znaczeniu. To jego wyostrzonym słuchem rejestrujemy przemoc ukrytą w banalnym słowotoku. Stąd tak bardzo dotykalne staje się napięcie buzujące w miejscowych chłopakach, ilekroć na horyzoncie pojawiają się obcy, w tym przypadku „ciapaci”. I podczas gdy ci drudzy, witani w Polsce bez chleba i soli, robią swoje, godząc się ze swym losem, pierwsi mają poczucie, że już na starcie swój los przegrali. Film Kocura pozwala spojrzeć na nich wbrew ponurym horoskopom, bez klasowych uprzedzeń i jednocześnie bez nadgorliwego przybijania piątki.
Wielu uciekinierów ze wsi i małych miasteczek ma okazję przejrzeć się w głównej postaci. Zobaczy w niej np. dobrze znaną opowieść o wiecznie zaburzonej przynależności, rozwijaniu skromnego kapitału kulturowego i o cenie tego awansu. Okazuje się bowiem, że Tymek wcale nie uciekł daleko. Kiedy kumple wyżywają się na bliskowschodnich imigrantach, zdaje się obojętny i wycofany, jakby on, mówiący językami bywalec europejskich sal koncertowych, uwewnętrznił w sobie prowincję jako stan ducha. Finał, inspirowany tragicznymi wydarzeniami sprzed kilku lat, do jakich doszło w Ełku pod jednym z barów kebabowych, okazuje się spełnieniem fatum: wszystko, przed czym uciekł pianista z blokowiska, musi go w końcu dopaść. Przywiózł na stare śmieci dawnego siebie – słabego, zastraszonego, zakłamanego we własnej tożsamości. Blokowisko, które nosi w środku, nadal go blokuje.
Może chociaż muzyka Chopina przyniesie wyzwolenie? W jednej z najmocniejszych scen filmu Tymek rozmawia z chłopcem, który dopiero uczy się grać. Widzi w nim siebie sprzed wielu lat, ale dostrzega także koszty swojego sukcesu i przemoc wpisaną w bezwzględne dążenie do mistrzostwa. W ciągu tych kilku minut, kiedy bohater daje twardą lekcję dużo młodszemu koledze, następuje coś w rodzaju odwrócenia ról. Zestresowane dziecko, które mimo wszystko jeszcze lubi pianino, mimowolnie uświadamia Tymkowi, co zyskał, a co stracił. W takich momentach ujawnia się najpełniej talent Kocura do mówienia nie wprost. Film, w którym non stop się nawija i trudno usłyszeć każde słowo (ale nie „jak w polskim filmie”, raczej jak w życiu), najważniejsze kryje między słowami. Podobnie było w świetnej krótkometrażówce „Dalej jest dzień” (2020), opartej w dużej mierze na „głuchych” rozmowach samotnego mężczyzny z polskiej wsi i ukrywającego się w jego domu nielegalnego imigranta.
Można uznać tamten tytuł, nawiązujący do głośnej publikacji o losach Żydów w okupowanej Polsce, za tematyczne preludium do „Chleba i soli”. Za kolejne gorzkie spojrzenie na legendarną polską gościnność. Zresztą Studio Munka, które wyprodukowało tę opowieść, nie stroni od istotnych tematów społeczno-kulturowych, a wręcz stara się je promować. I Kocur robi to, na szczęście, bez przypisywania komukolwiek moralnej słuszności, bez usprawiedliwiania wszystkiego tragicznym fatalizmem czy społecznym determinizmem. W tym świecie po prostu nie ma wygranych. Film, wbrew licznym atutom zignorowany przez jury ostatniego festiwalu w Gdyni, ma w sobie przede wszystkim żywą energię, ową iskrę, której zabrakło głównemu bohaterowi. A dlaczego tak ostro iskrzy na jego dawnym osiedlu, w świecie „innych ludzi” – to również woli Kocur pozostawić naszym domysłom. ©
CHLEB I SÓL – reż. Damian Kocur. Prod. Polska 2022. Dystryb. Kino Świat. W kinach od 27 stycznia.
Damian Kocur, z wykształcenia operator, reżyserował wcześniej filmy krótkometrażowe, które przyniosły mu kilkadziesiąt nagród w kraju i za granicą: „To, czego chcę”, „Nic nowego pod słońcem”, a szczególnie „Dalej jest dzień”. Jego specjalnością stała się praca z naturszczykami i wiarygodny kontekst społeczny. Za „Chleb i sól” otrzymał Nagrodę Specjalną na ostatnim festiwalu w Wenecji.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)