Kawa, prasa i papierosy

W kawiarni dokonujemy osądu spraw. Nasza władza sądzenia przejawia się w wymianie nowin z przeczytanych gazet, doświadczenia własnego, weryfikacji poglądów z sąsiedniego stolika.

04.11.2008

Czyta się kilka minut

Kawiarnia Marago w Krakowie, lata 60. /fot. Wojciech Plewiński /
Kawiarnia Marago w Krakowie, lata 60. /fot. Wojciech Plewiński /

Z mojej młodości pod Wawelem wyniosłem obyczaj porannej lektury gazet w miejscach, które wtedy nazywały się "lokalami gastronomicznymi". Przejąłem go od starszych panów, którzy zaludniali krakowskie kawiarnie. Niedługo po otwarciu schodzili się pojedynczo lub parami, a rozchodzili się koło południa, gdy kawiarnie wypełniały już kłęby dymu papierosowego. Przystawali jeszcze przy szatni na parę słów, jakby trudno im było się rozstać. W zimie z trudem wciskali się w płaszcze z bobrowymi kołnierzami, z lekka wyliniałymi.

Kim byli owi stali bywalcy? Trochę emerytami, trochę prywatną inicjatywą i rzemieślniczą bracią, po części kamienicznikami lub handlarzami walutą starego typu. W każdym razie stanowili drobne mieszczaństwo silnie nadgryzione przez komunizm i związaną z nim degradację materialną. Uprawiali swój kawiarniany obyczaj jak im podobni w każdym starym europejskim mieście czy miasteczku - tyle tylko że robili to w czasach, gdy między krakowskim Rynkiem a jego odpowiednikami na Zachodzie i Południu ziała przepaść w postaci linii zasieków z drutu kolczastego ze strażnicami i dziesiątkami tysięcy uzbrojonych ludzi pilnujących, by nawet zabłąkany pies nie przemknął się przez ten limes.

***

Ówczesne picie kawy i czytanie gazet w miejscu publicznym, w ciągu dnia, gdy klasa robotnicza pracowała, było kultywowaniem tradycji wbrew okolicznościom, rodzajem zaklęcia czasu, udawaniem, że się nic nie zmieniło od chwil, gdy ich ojcowie i dziadkowie robili to samo. Kawa była paskudna, papierosy wyjątkowo śmierdzące, a ciastka wstrętne, ale z uporem pili, jedli i palili te jedynie dostępne wytwory państwowych monopolistów. Były to konieczne rekwizyty sztuki odgrywanej dla wierności swojemu pochodzeniu, podobnie jak gazety, wtedy - bezwartościowy bełkot. A jednak pochylali się nad nimi z uwagą, czytali bowiem nie czarne znaczki liter, lecz białe, niezadrukowane fragmenty.

Czytali to, czego nie napisano, co pozbawiono istnienia w państwie, które postanowiło reglamentować wiadomości w sposób podobny do wydzielania karmy dla zwierząt. Ich punktami odniesienia była plotka, podawane z ust do ust wieści zdobyte w nocnych nasłuchach zachodnich rozgłośni. Drugim punktem odniesienia było doświadczenie, które pozwalało im bezbłędnie dostrzec strach, chęć panowania, przemoc, chciwość i oszustwo - prastare żądze trawiące po części ich samych, ich przodków, sąsiadów, inne narody i krainy, jednym słowem wszystko to, co pozwala nam lepiej rozumieć mechanizmy świata. Tak uzbrojeni, potrafili sobie poradzić z wytworami propagandy, żelazną kurtyną, wszechogarniającym kłamstwem - wiedzieli swoje.

***

W Krakowie kawiarnie umierały długo. Jeszcze w początkach lat 60., jak zaświadcza moja Mama, można było w Mauriciu (dla niewtajemniczonych: Antyczna) wypić cappuccino, później zupełnie nieznane aż do lat 90. Kawiarnie przejęte przez państwo (uspółdzielczone) przeszły kataklizm "modernizacji" za Gomułki, gdy zdzierano stare wystroje, wyrzucano meble i tkaniny, by urządzić je w pan-obozowym bezstylu. Zostały dwie, trzy, jak okazy w ZOO, by nowe pokolenia miały namiastkę uroków burżuazyjnej przeszłości (uratowane przez konserwatorów).

Zmieniły się obyczaje - w opowieściach rodzinnych przechowała się data graniczna - połowa lat 60., gdy napłynęli nowi. Podchodzili do stolików, pytali się: "Wolne?" i prawie nie czekając na odpowiedź zajmowali miejsce. Zwyczaje ze stołówek robotniczych wtargnęły w świat krakowskich kawiarni. Powoli zaczęły znikać z nich panie, które uważały, że bez rękawiczek i kapelusza nie można usiąść przy stoliku na Rynku, a w ślad za paniami w rękawiczkach znikały stare ekspresy kawowe, często jeszcze sprzed wojny. Toteż królowało parzenie "po turecku", z grubym osadem na dnie ordynarnych szklanek.

Kiedy poznawałem krakowskie kawiarnie w latach 70. i 80., były to już smętne resztki, a topografia bywalców odzwierciedlała nowy porządek społeczny, dokonaną rewolucję (Santos - taksówkarze, Europejska - cinkciarze, itp.). Ale na marginesie tej degrengolady trwał proces kontynuacji - profesorowie historii UJ spotykali się regularnie na Karmelickiej w Kopciuszku, Rio koncentrowało artystów, rozmowy między wykładami toczyli studenci filozofii w Kasztelańskiej na Grodzkiej, niedziela nadal zaganiała do Noworola tradycyjne mieszczaństwo, czy raczej to, co z niego zostało.

Gdy przeniosłem się do Warszawy, długo szukałem swojego miejsca, które choć odrobinę nawiązywałoby do świata znanego mi z Krakowa. Jak już znalazłem, wkrótce zmieniały się w bary samoobsługowe, w których stoi się w kolejkach do lady, by pomknąć do pracy z kartonowym kubeczkiem, i znowu musiałem szukać dalej. Wreszcie odkryłem Cafe Balgera na Koszykowej, z przytulną antresolą, znajomymi paniami kelnerkami i - co najważniejsze - otwartą od samego rana.

***

Kawiarnie to delikatny i trudny temat: pisząc o nich, przecież ocieramy się o istotę zachodniej kultury i jej legendy literacko-personalne. Ludzie i dzieła, dla których sceną były lokale na Váci út w Budapeszcie, kawiarnie w pobliżu aleksandryjskiej ulicy Cherif Paszy czy dziesiątki innych znaczonych tablicami lub tylko pamięcią, że kiedyś, dawno, bywali tu... Część z nich zniknęła, część przechowała się w formie muzealnej martwicy jak Cafe Greco czy Jama Michalika. Więc teraz istnieją w wymiarze właściwie karykaturalnym - polecane przez bedekery, stały się częścią tej samej kultury masowej co "Mona Lisa" czy Disneyland. Obecne odrodzenie krakowskich kawiarni też ma posmak dwuznaczności: wprawdzie piękne, pełne mosiężnych sprzętów mających wykazać turystom ich prastary rodowód, właściwie są imitacjami świata, który przestał istnieć. Równie dobrze mógłby zamiast nich być jakiś pub. Tradycyjna kawiarnia jest przypadkiem, kaprysem pozwalającym wypić piwo w innym niż dotychczas otoczeniu.

Bowiem istotą kawiarni (oprócz samej kawy, rzecz jasna) jest jej niezmienność, zarówno jeśli chodzi o lokalizację, jak i ludzi. To stali bywalcy plus miejsce tworzą tę specyficzną mieszankę, ciągłość pozwalającą nam oswajać zmienny świat, udawać, przez pokolenie czy dwa, że żyjemy w jakiejś obliczalności. Drugim niezbywalnym elementem kawiarni jest osąd spraw, jaki dokonują ich stali bywalcy. To rodzaj "władzy sądzenia", przejawiająca się w wymianie nowin z przeczytanych gazet, doświadczenia własnego, poglądów z sąsiedniego stolika. To nic, że konkluzje są w większości banalne, to nic, że po pewnym czasie wiemy, co nasz sąsiad obok powie za chwilę. Owa powtarzalność rytuału sądzenia ludzkich spraw nad filiżanką kawy jest zajęciem bezinteresownym i szlachetnym, bo celem nie jest wyrok i kara, lecz pragnienie porządku na własną miarę, niespiesznym poszukiwaniem sensu, bez pychy popychającej do publicznej demonstracji.

***

Najbardziej lubię kawiarnie rano, zaraz po otwarciu. Wstaje kolejny dzień, wszystko przed nami, czytamy to, co przyniosła nam przeszłość, oddzielona nocą zaledwie. Jest jeszcze pustawo, ekspres wydziela silny zapach mielonych ziaren. Idzie nowe, jeszcze nieznane. Będę się mu przyglądał z ciekawością i bez lęku, razem ze znajomymi, ulubionymi gazetami, papierosem w palcach. Moi poprzednicy wzywający mnie do stawienia czoła przyszłości, cokolwiek ona nie niesie. To nie Hektor i Roland, lecz starsi panowie z Noworola czy Mauricia...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2008