Katharsis naszych czasów

W Pasji Mela Gibsona jest zarazem coś natchnionego i barbarzyńskiego. Znajdziemy w tym filmie zaciekłą żądzę zawładnięcia wyobraźnią odbiorcy i uproszczenia, nasuwające myśl o typowo hollywoodzkiej skłonności do prowokowania skrajnych uczuć (kochaj lub pałaj nienawiścią) - ale i potencjał autentycznego przeżycia, być może nigdy jeszcze w kinie nie uobecnionego, które wykracza poza prostą identyfikację z fizycznym cierpieniem.

21.03.2004

Czyta się kilka minut

W bolesnym, dławiącym współczuciu dla katowanego Chrystusa, w niemal zmysłowym, trudnym do zniesienia “wyobrażaniu" Jego ran, jest także nieuchwytna tkliwość, zbudowana zapewne na silnym fundamencie religijnego wzruszenia widzów; jest zagadkowa sublimacja, której nie da się zlekceważyć. O tym potężnym “trzewiowym" doznaniu, połączonym z emocjonalnym wstrząsem, mogę bez przesady powiedzieć, że jest graniczne - a w sytuacji “graniczności" może się ono przerodzić w przeżycie metafizyczne, w odczucie obcowania ze świętością. Może, ale nie musi - bo o indywidualnym przecież przekraczaniu sfery sacrum trudno powiedzieć cokolwiek więcej.

Sublimacja ta niewiele ma wspólnego z wątpliwym niestety artyzmem “Pasji"; pod tym względem film nie różni się od hollywoodzkich poprzedników, z których większość oddziaływała na widzów za pomocą patosu i emocjonalnego szantażu. Naturalistyczny w opisie Golgoty film Gibsona trudno zaliczyć w poczet arcydzieł nie dlatego jednak, że istotą sztuki ma być “aluzyjność" i “niedopowiedzenie" - przecież poetyka gwałtu, szoku, bezpośredniego unaocznienia bywa umotywowana artystycznie. W sekwencjach kaźni są niestety sceny “napawania się" przemocą, bynajmniej nie powodowane realistycznym potęgowaniem efektu. Gibson doprowadza widzów do religijnego uniesienia nie za pomocą czystości stylu, precyzji środków wyrazu, czy artystycznej konsekwencji. Za osiągniętym przez niego efektem dziwnego, “trzewiowego katharsis", stoi jednak wyraźna metoda. Stanowi ona zwieńczenie drogi, którą podążyło w pewnym momencie szeroko rozumiane kino religijne, zwracając się ku sugestywnemu realizmowi opisu, psychologicznej introspekcji bohaterów, “uczłowieczaniu" świętości (“Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese, “Franciszek" Liliany Cavani, “Noc ciemności" Carlosa Saury, także “Przełamując fale" Larsa von Triera), ale jest równocześnie zaprzeczeniem poetyki zwykle przypisywanej filmom “sakralnym". Na czym polega religijna transcendencja w kinie, tak doskonale uobecniona w arcydziełach Carla T. Dreyera (“Męczeństwo Joanny D’Arc", “Słowo"), Roberta Bressona (“Dziennik wiejskiego proboszcza"), Piera Paola Pasoliniego (“Ewangelia wg świętego Mateusza"), Andrieja Tarkowskiego (“Stalker", “Ofiarowanie")? Najprościej rzecz ujmując - na pewnego rodzaju dystansie. Efekt odczucia sacrum (a nie tylko opisania czy wyjaśnienia go); wiary w to, że zwykła rzeczywistość może być emanacją Boga, osiągano dzięki specyficznemu wyciszeniu filmowej formy, zaburzeniu zmysłowej percepcji świata, do której widz zwykle tak jest przywiązany. Rodzajowość opisu, sugestywny psychologizm w grze aktorskiej, dbałość o detale, emocjonalność - wszystko to nadmiernie przykuwa uwagę do tego, co w rzeczywistości powierzchowne, ludzkie, a więc wciąż pozostające w sferze profanum. Silne emocjonalne utożsamienie z bohaterem nie pozwala dostrzec sfery duchowej, która kryje się za fizycznością i psychiką człowieka. Nawet jeśli w filmie Gibsona identyfikować się będziemy raczej z Matką Boską niż z głównym bohaterem (bo we mnie to sceny obrazujące Jej psychiczną mękę wywoływały fale najsilniejszego wzruszenia, najpotężniejszej empatii) - to jednak wciąż pozostaniemy na poziomie psychologii, a nie metafizyki. Zdumiewająco i pięknie brzmi w tym kontekście sugestia ks. Grzegorza Rysia (“Nie pytajcie, czy tak było", “TP" nr 11/2004), że “Pasja" jest być może filmem o miłości Matki i Syna, miłości tak ogromnej, że emanującej tchnieniem Boga, a przez to mogącej przerodzić się w żywą alegorię Kościoła. Nie da się jednak ukryć, że aby podobna wizja mogła przemówić do widzów (obdarzonych pewną wyobraźnią i wrażliwością), musiałaby być częścią spójnej, artystycznie przekonującej całości.

Oczywiście istnieją widzowie, którym filmy Dreyera i Tarkowskiego będą obojętne, a którzy największe swoje wzruszenia religijne przeżyją, jak jedna z uczestniczek Tygodnikowej debaty, na spektakularnym “Ben Hurze". Nie byłoby w poetyce filmu Gibsona nic nadzwyczaj oryginalnego, gdyby odstępstwa od nobilitowanego do rangi sztuki sakralnej kina polegały wyłącznie na skrajnym naturalizmie (bo przecież nie realizmie - nie może być takowym film posługujący się daleko posuniętym przerysowaniem). Ale jest jeszcze jedna rzecz, która czyni z “Pasji" film niepokojący i bardzo współczesny. Otóż najnowsza ekranizacja biblijnej historii Chrystusa oddziałuje przede wszystkim za pomocą emocji negatywnych: bólu, cierpienia, nienawiści, metafizycznego strachu przed piekłem. Czy potrafię wybaczyć dowódcy rzymskich legionistów to, że każe zmaltretowaną i niemal nieprzytomną ofiarę biczować także po brzuchu? Nie, chyba nie, nawet jeśli rzymski oprawca jest jednym z tych, którzy “nie wiedzą, co czynią". Czy, będąc na miejscu Judasza, chciałabym naprawić swoją winę z miłości do Chrystusa, czy raczej z paraliżującego lęku przed tym, że sczeznę gdzieś na odludziu, tuż obok toczonej robactwem padliny, i nie pozostanie już nic? Nigdy jeszcze nie oglądaliśmy na ekranie Chrystusa tak bezbronnego, niemal bezwolnie poddanego rozszalałemu żywiołowi zła. I przyznaję, że na poziomie religijnego odczuwania - nie pojmuję, o co chodziło Gibsonowi, nie dostrzegam w jego wizji żadnego konstruktywnego sensu. Intuicja powiada jednak, czemu sięgnął po takie środki jako filmowiec: bo poetyka kina grozy, drastycznych skrajności, wizualizacji koszmaru, doskonale oddziałuje na wyobraźnię współczesnego odbiorcy. Nawet jeżeli rację ma ksiądz Ryś pisząc, że księżyc z pierwszej sceny filmu to księżyc paschalny, sygnalizujący noc, w której “wszystko podlega przewartościowaniu" - to równocześnie nie sposób nie odczytać tego kadru jako charakterystycznego elementu z ikonografii horroru (oznaczającego przede wszystkim uaktywnienie się sił zła). Widz tej początkowej sekwencji, który nie wiedziałby, co ogląda, natychmiast zakotwiczyłby się w wizji świata rodem z kina Davida Lyncha. A w tamtym kinie, raczej pogańskim z ducha, pełnym demonicznych, niezrozumiałych sił - człowiek najczęściej przegrywa.

Ten sposób przedstawienia świata, w którym Chrystus umarł za nasze grzechy - świata brutalnie unaoczniającego nie tylko Jego fizyczną mękę, ale i namacalną obecność Diabła (u Gibsona w sposób bliższy okultyzmowi niż Biblii) - to rzeczywiście nowość. Paradoksalnie, “barbarzyńskie" metody apelowania do widza nie przeszkodziły, a wręcz stały się irracjonalnym przyczynkiem do wysublimowania czuć, o których mowa na początku - wzruszenia, tkliwości, religijnego uniesienia. Jeżeli taka jest cena poznania, zrozumienia i oczyszczenia - cena religijnego katharsis na miarę naszych czasów - to na pewno nie można za to winić jednego filmu. Można mieć tylko nadzieję, że “Pasja", ze wszystkimi swoimi ekstremizmami, okaże się filmem granicznym także w dziejach kina religijnego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2004