Kaszubskie dogadywanie się z Bogiem

Siostra Małgorzata Borkowska żałuje ludzi, którzy żałują żarnowieckich benedyktynek. – Ani to nie pierwszy raz, ani być może ostatni, gdy nas jest tutaj mniej – mówi.

04.03.2019

Czyta się kilka minut

 / RENATA DĄBROWSKA
/ RENATA DĄBROWSKA

Jeszcze dwanaście lat temu było ich 27, teraz jest 17, do tego dwie wymagają już stałej opieki, a trzy wyjadą do Sierpca, żeby ratować upadający dom.

– „Co poniżej pięciu, to się samo nie utrzyma” – siostra Małgorzata Borkowska cytuje papieża Franciszka, więc gdy liczba zakonnic spadnie poniżej pięciu właśnie, to dom trzeba albo zamknąć, a siostry przenieść do innego miejsca, albo ratować się posiłkami z pozostałych domów.

Teraz benedyktynki z Żarnowca na Kaszubach same modlą się o powołania. Wszystko jest w rękach Boga – mówią. Nie panikują.

Benedyktynki w Żarnowcu

Zaczyna się od darowizny książąt pomorskich dla opactwa cystersów w Oliwie. W klasztornych murach w Żarnowcu jako pierwsze prawie 800 lat temu zamieszkują cysterki. Nie wiadomo, skąd przybyły, ale wspólnota jest początkowo polsko-niemiecka, potem już tylko niemiecka. Grube mury chronią je przed najeźdźcami i sztormowymi wichurami od morza.

Solidne mury nie oprą się jednak reformacji. Mniszki – pochodzące z mieszczańskich rodzin – porzucają życie zakonne, w 1584 r. jest ich już tak niewiele, że opat oliwski Jan Kostka zwraca się o pomoc do ksieni klasztoru benedyktynek w nadwiślańskim Chełmnie, matki Magdaleny Mortęskiej. Już po jego śmierci, w 1589 r. następuje kasata zgromadzenia cysterek, a biskup włocławski Hieronim Rozdrażewski, zwolennik reformy życia zakonnego w duchu Soboru Trydenckiego, podejmuje decyzję o sprowadzeniu nad jezioro Żarnowieckie siedmiu zakonnic z Chełmna.

Matka Mortęska, która sama wcześniej dwukrotnie odwiedziła Żarnowiec, to postać wybitna: pisarka religijna i reformatorka swojego zakonu w oparciu o ścisłą obserwancję benedyktyńską. Dokonana za zgodą Rzymu reforma obejmuje w sumie dwadzieścia dwa klasztory. Siostry obowiązkowo są kształcone, ale ksieni nacisk kładzie także na prowadzenie przyklasztornych szkół dla panien. Na początku XXI w. powróci temat jej beatyfikacji.

Idąc za reformatorskimi pomysłami, żarnowieckie zakonnice otwierają szkółkę dla dziewcząt ze szlacheckich i mieszczańskich rodzin. Uczą pisania, czytania, szycia i hafciarstwa. Od Hiszpanii po Ruś, wszyscy haftują w tym samym barokowym stylu – symetria, kwiaty. Na Kaszubach nauka idzie w lud, każdy dodaje coś od siebie i tak powstaje haft kaszubski, który uprawiany jest do dzisiaj. Zakonnice mają także innego rodzaju wpływ na miejscową kulturę: pierwsza ksieni, Barbara Knutówna, jest mecenaską sztuki, a z jej hojności korzysta między innymi wielki malarz gdański Herman Han.

Benedyktynki biorą się za odnowę wzniesionego w XIV w. gotyckiego kościoła. We wnętrzu pojawiają się barokowe ołtarze, na dachu sygnaturka, a na wieży nowy hełm. W XVIII w. mury zewnętrzne pomalowane zostają na czerwono. Opactwo działa bez przeszkód do rozbiorów: w 1772 r. następuje sekularyzacja dóbr, w 1810 r. – zamknięcie nowicjatu, w 1834 r. – kasata klasztoru.

Skarbiec

Siostra Weronika oprowadza po skarbcu. Usta jej się nie zamykają, uśmiechnięta, uwielbia kontakt z ludźmi. W szkole historii nie lubiła, ale to właśnie ją ksieni deleguje do gości.

– Po benedyktynkach sprzed kasaty pruskiej pozostały haftowane ornaty, kapy, vella, bursy, stuły, manipularze, księgi liturgiczne, barokowe rzeźby, barokowo-rokokowy wystrój kościoła, zabudowania gospodarcze, alejka grabowa w ogrodzie – wymienia zakonnica. Ale to nie wszystkie skarby.

Jest też zegar kolebnikowy z kościelnej wieży, jeszcze z ery przedwahadłowych. Proboszcz przez lata trzymał go w garażu, w końcu okazało się, że zabytek jednak nie pójdzie na złom – jeden z gości dostrzegł jego wartość.

Są ampułki wypożyczone do sceny przed główną bitwą w filmie „Krzyżacy”. Jest i kielich, którego użył Jan Paweł II podczas mszy na sopockim hipodromie w 1999 r.

Najstarszy eksponat ze skarbca to romański dzwon. Nie wiadomo, skąd się tu wziął, znajdą go siostry, które trafią do Żarnowca w 1946 r.

Siostra Weronika oprowadza po kościele. Pieta z 1430 r. to skarb pozostały z gotyckiego wyposażenia z czasów cysterek, podobnie jak rzeźby przedstawiające Matkę Boską z Dzieciątkiem i św. Katarzynę, umieszczone na wspornikach w kształcie głów. Barokowy ołtarz główny z XVIII-wiecznym obrazem Zwiastowania to już epoka benedyktynek, tak jak ołtarze boczne – Trójcy Świętej i św. Anny Samotrzeć, stalle ze scenami z życia św. Benedykta i św. Scholastyki oraz rokokowa ambona.

Remont stulecia

– Największym wyzwaniem dla zakonnic jest teraz zachowanie dziedzictwa – mówi ks. Sławomir Lademann, kapelan klasztoru. W żarnowieckim klasztorze i kościele zawsze jest coś do zrobienia, w końcu siostry mieszkają w zabytkowych wnętrzach. Mury potrzebują odnowienia, do tego benedyktynki chcą udostępnić zwiedzającym dziedzictwo poprzedniczek. Trwa zbiórka na „Remont stulecia”. Dzięki gminie udaje się przystąpić do unijnego projektu. Kwota: ponad milion złotych, wkład własny: 40 proc. Prace obejmą remont skarbca, krużganków, elewacji klasztoru, odwodnienie murów.

W minione wakacje skarbiec otwarty był dla zwiedzających właściwie cały czas – wszystko po to, żeby zebrać fundusze. Goście widzą, że coś się dzieje, i dają więcej niż dotychczas. Siostry sprzedają też własne przetwory, babeczki – ludzie kupują, ale żeby zebrać dostateczną ilość pieniędzy, trzeba by działać na masową skalę, a to niemożliwe.

Od kilku lat w klasztorze funkcjonuje pracownia artystyczna, w której powstają ikony, ręcznie malowane i wytapiane świece, kartki okolicznościowe, robione m.in. techniką quillingu oraz inne wyroby.

– Każdy grosz jest cenny, każda wpłata – mówi siostra Weronika.

Ziemniaki za nowy dom

Gdy klasztor w 1834 r. uległ kasacie, władze pruskie pozwoliły doczekać tu ostatnich dni kilku mniszkom. Ostatnia była siostra Zofia, która dziesięć lat spędziła w Żarnowcu sama; miejscowe kobiety przynosiły jej jedzenie. Po jej śmierci w 1866 r. benedyktynki na 80 lat znikną z miejscowego pejzażu.

Wrócą nad jezioro Żarnowieckie w 1946 r. Z wileńskiego klasztoru św. Katarzyny przybędzie 12 mniszek, a z nimi cały dobytek i jedna koza. Już wcześniej, w dwudziestoleciu międzywojennym były plany odnowienia żarnowieckiego klasztoru – pokrzyżowała je wojna.

Gdy już było wiadomo, że Polska straci Wilno, miejscowy arcybiskup podzielił wspólnotę. Część sióstr została, część trafiła do Warszawy. Tam mogły wybrać miejsce, gdzie się osiedlą. Wybrały Żarnowiec, pamiętając, że to właśnie tu jeszcze przed 1939 r. miała powstać filia ich klasztoru. Siostra Scholastyka złożyła śluby, że jeśli się uda, do końca życia będzie obierać ziemniaki dla całej wspólnoty, choć do tej pory trzymała się z daleka od kuchni. Od tej pory będzie obierać ponad wiadro dziennie, a w soboty dwa.

Gdy w końcu benedyktynki przybywają na północ, jest zima. Zastają opustoszały klasztor i powojenną biedę. Mróz dokucza, nie ma opału, palą torfem, który najpierw same suszą, ale na niewiele to się zdaje. Pomagają miejscowi. Także duchowo. Prawie stuletnia mieszkanka opowiada im, jak wraz z matką odwiedzały klasztor, zanosząc jedzenie ostatniej żarnowieckiej zakonnicy.

Miejscowi powtarzają opowieść o księdzu Reichu, ostatnim przedwojennym proboszczu, który odmówił sowieckim żołnierzom wydania kluczy do skarbca. Gdy nadciągała Armia Czerwona, został z parafianami, bo – jak mówił – „gdzie ksiądz, tam Kościół”. Zginie zastrzelony przez żołnierzy w krużgankach.

Pierwsze nowe kandydatki zgłaszają się do klasztoru w 1947 r. Mniszki „idą w wieś”. Jeszcze zanim powstanie służba zdrowia, siostra Placyda staje się domową lekarką.

– Nie tylko leczyła, ale siedziała przy chorych, zmieniała okłady. Mnóstwo ludzi z okolicy bardzo wiele jej zawdzięczało – opowiada siostra Małgorzata Borkowska. – Gdy była już starsza, wysłano mnie z nią do Pucka. To był pochód triumfalny. Ludzie wyskakiwali zewsząd, pytali, jak mogą pomóc. Była uwielbiana.

To zresztą siostra Placyda przyprowadzi z Wejherowa pierwszego konia do zakonnego gospodarstwa. Będzie z nim szła pieszo nocą przez las.

Żarnowiecka Akademia Nauk Wszelkich

W latach 50. w żarnowieckim klasztorze zaczyna się ruch wakacyjny.

– Ludzie mieszkali we wsi, ale stołowali się u nas. Stołówka była w dużej sali, tam gdzie teraz jest skarbiec. Dziennie wydawałyśmy ponad sto obiadów. Cały dom pracował na to, żeby przygotować posiłki – opowiada siostra Borkowska. Rosół, barszcz, kartoflanka czy grochówka, zależy od dnia. Na drugie danie kupione od gospodarza mięso. Siostry mięsa nie jedzą, dla nich nie starcza.

– Te obiady to był nasz jedyny dopływ pieniędzy – wyjaśnia siostra Małgorzata. Nie mają jeszcze wtedy emerytur ani ubezpieczenia. Dopiero Gierek ubezpieczy rolników prywatnych, co obejmie także żarnowieckie benedyktynki.

W wakacje do Żarnowca zaglądali stali bywalcy. Np. Jacek Woźniakowski – historyk sztuki i pisarz, profesor KUL-u i redaktor naczelny wydawnictwa Znak, a także jego syn Henryk – publicysta i tłumacz, obecny szef Znaku. Prof. Andrzej Schinzel – matematyk z Warszawy. Prof. Karol Górski – historyk, badacz dziejów duchowości.

– Stworzyliśmy Żarnowiecką Akademię Nauk Wszelkich. Goście opowiadali nam o swojej dziedzinie wiedzy, mnóstwo osób chciało słuchać. Przez chwilę człowiek dowiadywał się, czym jest wyższa matematyka, potem mógł spokojnie o tym zapomnieć – wspomina siostra Borkowska. Gdy goście akurat nie wykładają, idą do lasu, jadą nad jezioro czy na oddaloną o sześć kilometrów plażę. Lasy okalające jezioro od strony południowo-zachodniej zostaną wycięte, gdy zacznie się budowa niedokończonej do dziś elektrowni jądrowej. Sama siostra Małgorzata mogłaby być honorową członkinią Żarnowieckiej Akademii.

Siostra Borkowska w swojej pracy korzysta z księgozbioru Polskiej Akademii Nauk. Gdy w Warszawie odwiedza bibliotekę PAN, budzi zawsze zainteresowanie obecnych. Kiedyś oddała formularz zamówienia dyżurnej, a ta wybuchnęła śmiechem. – Zamiast bibliotecznego formularza wyciągnęłam dokument potwierdzający, że jestem jako rolniczka ubezpieczona – śmieje się dzisiaj.

Pole w dzierżawę

Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI w. benedyktynki miały 10 hektarów pola. Tyle samo łąk, do tego kury, świnie i krowy. Zbierać zboże, ziemniaki, buraki i kapustę pomagały zaprzyjaźnione rodziny, ale zakonnice same także szły w pole, z traktorem z lat 70. i koparką.

– Rozstawiałyśmy się co kilka kroków, to co maszyna wyrzuciła z ziemi, każda na swoim odcinku wsadzała do koszyczka. Sadziłyśmy też kartofle, sadzonki trzymane w fartuchu rzucało się przed siebie, jedna z nas nawet patyczkiem wymierzała, żeby zachować odpowiednią odległość. Aż zagraniczne samochody stawały. Ludzie robili nam zdjęcia, taki to był prymitywny sposób pracy – opowiada benedyktynka.

Żeby zarobić, przed świętami kisiły kapustę, całe beczki. Do ostatniej chwili przed pierwszą gwiazdką ktoś przychodził, żeby kupić. Ale z pól kapusty korzystali nieproszeni goście. W końcu siostry podjęły decyzję, że już nie dają rady, pole poszło w dzierżawę.

– Nie ma już komu chodzić na wykopki, a płacić ludziom ze wsi trzeba mieć z czego – wyjaśnia siostra Weronika.

– Goście już od lat nie przyjeżdżali, a i nas zaczęło ubywać. Nie było rąk do pracy, nie było skąd brać pieniędzy na wypożyczenie sprzętu. Do własnej obróbki zatrzymałyśmy tylko ogród, wiele z tego to nieużytek. Został sad, trochę grządek – dodaje siostra Małgorzata.

Benedyktynki mogą sobie na to pozwolić. Od lat są ubezpieczone, więc nie muszą płacić już za najprostsze zabiegi. Żyją – choć bardzo skromnie – z emerytur. Decyzja komunistycznych władz, które usiłując się utrzymać przyznały emerytury duchownym i osobom zakonnym, bardzo ułatwiła im życie.

Jest łatwiej!

Dzisiaj – także po to, żeby zarobić – prowadzą rekolekcje.

– Mamy dwie opcje do wyboru. Pierwsze to okazja do duchowego wyjścia na pustynię, bez telefonów, konferencji czy dyskusji. Drugie to cykl trzech weekendowych spotkań połączonych z konferencjami. Bierzemy za to co łaska – opowiada siostra Małgorzata. Warunki są bardzo skromne. Benedyktynka uśmiecha się, gdy opowiada o jednym z uczestników rekolekcji, który na karteczce, gdzie zapisuje się uwagi, napisze, że konferencja, owszem, bez zarzutu, ale „standard zakwaterowania najgorszy w Polsce”. Gdyby były pieniądze, dałoby się rozbudować dom gościnny.

Czy jest im ciężko?

– Więcej rąk do roboty zawsze by się przydało, ale jak ich nie ma, to żyje się dalej – mówi krótko siostra Borkowska. – Żyjemy w czasach, w których trudno jest zapełnić wszystkie urzędy klasztorne i funkcje, bo jest nas za mało. Trzysta lat temu trudno było znaleźć kolejny urząd dla każdej chętnej. Teraz jedna siostra ma ileś zadań pod sobą.

Siostra Weronika mówi, że jest łatwiej. Wszystko dzięki technologii.

– Jest lżej, mamy różne roboty kuchenne, piec konwekcyjny – wymienia. Całe szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże. A to podrzuci materiały budowlane, a to wymieni część instalacji elektrycznej albo przywiezie jajka. Gdy istniała jeszcze fabryka konserw rybnych, bywało, że transport zahaczał o klasztor w Żarnowcu.

Remont kaplicy, w której siostry modlą się od 1996 r., też jest zasługą darczyńców: nowa podłoga, wymalowane ściany, odświeżony wygląd. Do czasu budowy nowej kaplicy siostry modliły się latem w chórze, a zimą w malutkim oratorium na poddaszu.

– To pomoc ze strony różnych ludzi, którzy pochodzą z całej Polski – mówi siostra Małgorzata.

Brak powołań

Siostra Weronika smuci się, bo „stałości decyzji nie ma”. Co jakiś czas przyjedzie kobieta, ale na wstąpienie do zakonu się nie zdecyduje.

– Nie wybiegamy jednak myślami za daleko w przyszłość, przyjmujemy to tak, jak jest. Wszystko w rękach Boga – mówi.

Siostra Borkowska podejrzliwie patrzy na wszelkie akcje powołaniowe.

– Powołanie można komuś wmówić, ale co ono jest wtedy warte? Nic. I szybko się załamuje, to nie ma sensu. Chęć wstąpienia to kwestia dogadania się z Panem Bogiem – twierdzi.

Ludzie ciągle liczą, ile jest sióstr, ile było, a ile będzie. Zakonnica na pytanie o powołania odpowiada anegdotą. Znajoma z Gdyni w PRL-u prowadziła antykwariat. Urzędnicy kazali jej oprócz sprawozdania przedstawić plan, ile książek sprzeda w następnym roku. Odpisała, że prosi o służbowy przydział szklanej kuli i czarnego kota.

Zakonnice są dobrej myśli. Siostra Borkowska przez blisko 40 lat zajmuje się kwerendą historyczną, ma dostęp do danych osobowych zakonnic od czasów I wojny światowej.

– Liczby falują, są jak sinusoida, ani to nie pierwszy raz, ani być może ostatni, gdy jest nas tutaj mniej. To normalne zjawisko – mówi. Żal jej ludzi, którym żal benedyktynek.

– Wy, świeccy, bardzo dobrze rozumiecie nasze trudności, problemy, cierpienia, bóle. Zupełnie nie macie pojęcia o naszej radości, o tym, co nas tu sprowadziło i czego byśmy nie oddały pod żadnym warunkiem. Gdybyście to rozumieli, to byście sami tu przyszli. ©

Korzystałam m.in. z artykułu „Żarnowieckie opowieści” Aliny Petrowej-Wasilewicz zamieszczonego w serwisie www.opoka.org.pl

SIOSTRA MAŁGORZATA BORKOWSKA – polonistka, filozofka i teolożka z wykształcenia, historyczka i powieściopisarka. Tłumaczyła z angielskiego, francuskiego i greki. Znawczyni Ojców Pustyni, ale przede wszystkim życia polskich zakonnic XVII i XVIII w., autorka monumentalnego trzytomowego „Leksykonu zakonnic polskich epoki przedrozbiorowej”. W jej dorobku oprócz kilkudziesięciu książek poświęconych historii zakonów i duchowości jest kilka powieści – w tym wielka saga fantasy „Gar’Ingawi wyspa szczęśliwa”. Ostatnio rozgłos przyniosła jej nieduża książeczka zatytułowana „Oślica Balaama”, będąca wnikliwą krytyką wad polskiego kleru.

W noworocznym numerze „Tygodnika” przyznaliśmy jej tytuł „Naszej Bohaterki 2018 roku”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019