Gra o klasztor

Trwa walka o ocalenie najstarszego opactwa benedyktynek w Polsce. Siostry pracują, modlą się i... piszą wnioski o dofinansowanie. Wydały nawet grę na smartfony.

09.06.2014

Czyta się kilka minut

Zakrystia w kościele przy klasztorze mniszek benedyktyńskich w Staniątkach / Fot. Grażyna Makara
Zakrystia w kościele przy klasztorze mniszek benedyktyńskich w Staniątkach / Fot. Grażyna Makara

Siostra Stefania Polkowska, matka przełożona, źródła skromnych dochodów klasztoru w Staniątkach wymienia spokojnym, miarowym głosem: – Sprzedajemy przetwory – dżemy, miody, ciasteczka. A także „czipsy pustelnika”, wyrabiane z resztek po komunikantach. Organizujemy rekolekcje. Ale przede wszystkim: piszemy wnioski o dofinansowanie.

W zabytkowym, średniowiecznym klasztorze problemy, z którymi mierzą się benedyktynki, są od lat takie same.

Czy ciągle wycinają tynk? Już nie. Teraz sam odpada.

Czy wielkim filarem w kościele wciąż wędruje grzyb? Próbują go wysuszyć. Przydałyby się osuszacze wilgoci.

Jak się sprawia piec węglowy? Jest tańszy od pompy cieplnej, ściany nie są już tak wyziębione. Ale palą też paletami.

Co z podłogą w refektarzu, którą podniosła wilgoć? Ciut lepiej, ale nawiercą w niej jeszcze dziury, aby wpuścić powietrze.

Do opactwa w Staniątkach – choć leży kwadrans jazdy samochodem od Krakowa, między Wieliczką a Niepołomicami, tuż przy autostradzie A4 – zagląda niewielu gości. W konkurencjach turystycznych siostry przegrywają z benedyktyńskimi mnichami z niedalekiego Tyńca.

Czy wygrają w pojedynku na technologie? Od kilku tygodni każdy może ściągnąć na swój smartfon grę „Misja”. Siostry liczą, że pokazując klasztor w tak nietypowy sposób, znajdą nowych darczyńców.


Chwyt odmładzający

Na pomysł stworzenia gry wpadła zaprzyjaźniona z klasztorem wolontariuszka Magdalena Poprawska. – Wspólnota sióstr, niestety, postarzała się w ostatnim czasie i klasztor został zapomniany, szukaliśmy więc jakiegoś chwytu promocyjnego – opowiada.

Aplikacja jest dostępna za darmo na systemy Android, iOS i Windows 8. Dotychczas, po ponad dwóch miesiącach od pojawienia się gry na rynku, ściągnęło ją blisko 300 użytkowników urządzeń mobilnych. – Projekt jest ciągle udoskonalany. Będzie miał kilka etapów – mówi Poprawska.

Scenariusz jest prosty. Po ściągnięciu gry na telefon na ekranie pojawia się animacja rycerza – głównego bohatera, którego zadaniem jest poznanie kolejnych tajemnic klasztoru. Każdy z etapów opowiada o innej epoce historycznej. W pierwszym rycerz ma m.in. kupić produkty z przyklasztornego ogródka. Przy okazji gracz poznaje historię założenia zgromadzenia w Staniątkach. Merytorycznie grę konsultowała siostra Małgorzata Borkowska, historyczka i pisarka.

– Zanim mi, zupełnie przypadkowo, wskoczył ten rycerz łaskawie na górę, trochę czasu minęło. Nie wiedziałam, jak się do tego zabrać – opowiada swoją pierwszą przygodę z grą siostra Polkowska. Siostra nosi w kieszeni habitu zwykły telefon, smartfon z dotykowym ekranem mógł więc sprawiać jej na początku niewielkie trudności.

Siostra Borkowska: – A jak ten rycerz skacze, to co się wtedy dzieje?

Siostra Polkowska: – Jakiś dialog jest z tym, co na górze stoi.

– Widocznie matka nie trafiła jeszcze na zakonnice.

– Nie wiem, jak do nich dotrzeć.

– Może są nie na tym poziomie?

– Byłam na dziedzińcu i w ogrodzie. To rozumiem: tam się kupuje warzywa i miód z pasieki.

– Nie, matko, najpierw musi być scena z bitwą z Prusami.


Siostry do zadań specjalnych

Według legendy klasztor miał powstać na szczycie wzgórza, gdzie co wieczór budowniczowie przynosili materiały. Jednak rano odnajdywano je na pobliskich bagnach – i to na nich, w pierwszej połowie XII w., ostatecznie ufundowano opactwo. Opłaciło się: ukrytych w niecce zabudowań nie dostrzegli plądrujący te ziemie Tatarzy.

Ale dziś jest kłopot. Najstarszy nieprzerwanie działający klasztor benedyktynek niszczeje. Ściany pękają, stropy grożą zawaleniem. Wilgoć i pleśń wędrują po murach, uszkadzają freski, kruszą tynk. Na pleśniowe wyspy na ścianach siostry mówią pieszczotliwie: „grzybki”. Śmieją się, że „słony” mikroklimat pomaga na oddychanie. Z jednym i drugim jednak – walczą, jak mogą.

Łatwo nie jest, bo średnia wieku w klasztorze przekracza 70 lat. Benedyktynek mieszka tu szesnaście. Wśród nich – dwie do zadań specjalnych.

Kilka lat temu z klasztoru w Łomży przysłano tu s. Stefanię Polkowską, dziś ksienię (przełożoną) Staniątek. Z Żarnowca na Pomorzu przyjechała z kolei s. Małgorzata Borkowska, autorka ponad dwudziestu książek (m.in. opracowań o życiu zakonnic przed rozbiorami oraz... powieści fantasy).

– Była to niecodzienna sytuacja, ale konstytucje zakonne przewidują taką możliwość pomocy innemu klasztorowi. Wśród miejscowych sióstr nie było już takich, które dałyby sobie radę ze wszystkim – mówi siostra Stefania.

Obie zakonnice jeżdżą na zakupy, szukają źródeł finansowania klasztoru i przede wszystkim się modlą.

Kiedy próbujemy umówić się na spotkanie, zawożą akurat starsze benedyktynki do lekarza.


12 kilogramów podania

Na chórze wiszą kartki A4 z nazwiskami darczyńców (siostry modlą się w ich intencji). Na Wielkanoc jedna z sióstr na jakiś czas je zdjęła. Ksieni się uśmiecha: „Powiedziałam jej: przed powieszeniem z powrotem trzeba je wyprasować”. Bo wilgoć niszczy papier. Siostra Borkowska musi trzymać swoje książki na zewnętrznych półkach – wewnątrz szafek jest zbyt parno.

Raz do roku może się o tym przekonać każdy. W czasie festiwalu Cracovia Sacra benedyktynki wpuszczają za klauzurę wszystkich chętnych. Prowadzą ich przez główną furtę, obok zakrystii, potem małymi schodami na górę. Tam pokazują odnowioną, barokową kapliczkę. Potem na trasie jest ciasny kapitularz, do chóru. Bywa, że goście mogą zobaczyć wysoki na kilkanaście metrów korytarz z pociskami z I wojny światowej.

Zakonnice nie lubią prosić o pomoc. Choć mieszkają i pracują w fatalnych dla zdrowia warunkach, nie uważają się za najbardziej potrzebujące. Nie pomaga im też ogólny klimat dyskusji o Kościele. – Nie chciałabym trafić nawet najdalszym przypadkiem na przykre komentarze, które dopisywaliby ludzie pod naszymi prośbami o pomoc – przyznaje siostra Borkowska.

Do benedyktyńskiej reguły zakonnej, „ora et labora”, w Staniątkach dodaje się jeszcze: „scriptora”. Siostry, jak mało kto, znają się na projektach. Wiedzą, że np. darczyńcy ze Skandynawii niechętnie finansują domy modlitwy. Zamiast słowa „rekolekcje”, benedyktynki wpisują więc do wniosku – wciąż zgodnie z prawdą – „spotkania”. – Podanie o dofinansowanie, które wysłałyśmy jesienią, ważyło ze wszystkimi załącznikami 12 kilogramów – mówi siostra Małgorzata.

Co się zdarzyło w ciągu ostatnich dwóch lat, od kiedy dziennikarze „TP” gościli tu z poprzednią wizytą? – Dzięki dotacji Ministerstwa Kultury trwa remont kościelnego dachu i klasztoru. Nad chórem odsłonięto sklepienie gotyckie, zasłonięte podczas przebudowy w XVIII w. – wylicza siostra Stefania. – Województwo pomogło w inwentaryzacji ponad dwustu okien. Z koncertem przyjechał Stanisław Sojka. W przyszłości może uda się wyremontować budynek dawnej szkoły.

Gra „Misja”, która jest nowym projektem zakonnic, ma cel wyłącznie promocyjny. Nie zarobią na niej. W historii klasztoru, o którym opowiada gra, momentów krytycznych było wiele. Potop szwedzki, wojny, odebranie klasztoru przez komunistów czy wygnanie sióstr do Alwernii. Za każdym razem klasztor udawało się ocalić.

Na pytanie, czy najtrudniejszym etapem dotykowej gry nie powinno być jednak ratowanie klasztoru przed pleśnią, siostra Borkowska odpowiada: – Aż by się o to prosiło. Tylko czy ten rycerz tyle wytrzyma? Gdyby rycerz dostał kolejne zadanie w naszych czasach, musiałby przede wszystkim podtrzymywać palcem strop.



Datki na ratowanie zabytkowego klasztoru w Staniątkach można wpłacać na konto:

PKO Bank Polski, I o/Kraków
94 1020 2892 0000 5502 0381 6147
Opactwo św. Wojciecha ss. Benedyktynek
32-005 Niepołomice, Staniątki 299

www.benedyktynki.eu

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2014