Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W latach 2011-2018 był substytutem w Sekretariacie Stanu (czyli watykańskim ministrem spraw wewnętrznych). To jemu podlegało specjalne konto, na które trafiały pieniądze ze „świętopietrza” – nadsyłane z całego świata ofiary na cele charytatywne. Rok temu media ujawniły, że za czasów Becciu środki te lokowano w podejrzanych funduszach inwestycyjnych i luksusowych nieruchomościach. Informacje o zakupie udziałów w londyńskiej willi rozzłościły papieża Franciszka – do zrobienia porządków powołał „ludzi z zewnątrz”, którzy objęli kierownictwo w sekretariacie ekonomicznym, wymiarze sprawiedliwości i agencji informacji finansowej. Śledztwo nabrało tempa: przeprowadzono rewizję w biurach Sekretariatu Stanu, poleciały głowy ważnych urzędników, jeden z włoskich biznesmenów, organizujący finansowe przekręty (które przynosiły zyski wszystkim, tylko nie Watykanowi), trafił nawet na kilka dni do watykańskiego aresztu. Spodziewano się, że zdobyte w ten sposób dowody będą obciążać kard. Becciu. Ale nawet gdyby roczne śledztwo dobiegło końca i były substytut usłyszał zarzuty, po których musiałby podać się do dymisji, trudno zrozumieć powód, dla którego tę wiadomość przekazano w pilnym komunikacie, ogłoszonym tuż po wyjściu kardynała od papieża. Co stało na przeszkodzie, by poczekać z nią do kolejnego dnia i wydrukować, jak zwykle w takich sytuacjach, w wydawanym codziennie w południe biuletynie prasowym, publikującym informacje o wszystkich decyzjach papieża?
Wszystko wskazuje, że przyczyną było dziennikarskie śledztwo tygodnika „L’Espresso”. Dziennikarze zdobyli dowody – znane oczywiście również watykańskim śledczym – na wielomilionowe kwoty transferowane z watykańskiego konta do firm prowadzonych przez braci kardynała na Sardynii (jeden produkuje meble, drugi piwo, trzeci zarządza spółdzielnią współpracującą z lokalnym Caritasem). Planowany do niedzielnego wydania artykuł miał być zapowiadany w mediach już od piątkowego poranka. Uprzedzająca reakcja Watykanu była próbą rozbrojenia medialnej bomby.
Na zwołanej naprędce konferencji prasowej (nie mniej zaskakującej niż sama dymisja – nie było zwyczaju, by odwoływani hierarchowie komentowali publicznie decyzję papieża i tłumaczyli, co było jej przyczyną) kard. Becciu zapewniał o swej niewinności. Tłumaczył, że pieniądze wypłacane jego braciom były zapłatą za wykonane usługi (np. meble czy drzwi do nuncjatur, w których pracował) czy też dotacją na działalność charytatywną sardyńskiego Caritasu. Wyjaśniając niektóre z opisanych przez dziennikarzy transfery, a pomijając inne, groził dziennikarzom sądem, a także sugerował, że papież „został zmanipulowany”, co chętnie by mu sam wyjaśnił, gdyby dostał taką szansę. Ale na to się nie zanosi.
Szokujące wydarzenia z końca tygodnia obnażają kilka ważnych mechanizmów, dotąd skrzętnie ukrywanych, działania wielu kościelnych instytucji, dla których rzymska kuria jest wzorcowym przykładem. Wszystkie one zazębiają się i wzajemnie nakręcają.
Po pierwsze, całkowicie nietransparentne procesy finansowe. Brak jawności zawsze służy ukrywaniu korupcji, praniu brudnych pieniędzy, wykorzystywaniu środków niezgodnie z ich przeznaczeniem, niegospodarności i unikaniu odpowiedzialności za błędne albo świadomie szkodliwe decyzje. Konta, których nikt nie kontroluje i na które trafiają nigdzie nie rejestrowane pieniądze czy to z jałmużny, czy przestępstw, brak jasnych procedur postępowania, brak wiedzy – tak z zakresu ekonomii, jak i prawa – która pozwoliłaby na ocenę finansowych przedsięwzięć, brak zaufania do osób z zewnątrz dysponujących taką wiedzą i doświadczeniem, opieranie się jedynie na opinii osób zaufanych, z wąskiego kręgu znajomych, tzw. system kopertowy, czyli przyjmowanie (ale i wypłacanie) pieniędzy bez jakiejkolwiek umowy czy potwierdzenia – to codzienność wielu parafii, diecezji i, jak widać, także watykańskiej kurii.
Po drugie, traktowanie kariery kościelnej jako sposobu na wygodne życie i wzbogacenia się – nie tylko własne, ale także rodziny i znajomych: protekcja, załatwianie intratnych stanowisk czy zleceń, akceptowanie wielokrotnie zawyżonych stawek za wykonaną pracę, wykorzystywanie pieniędzy kościelnych (czy przeznaczonych na pomoc potrzebującym) dla celów prywatnych.
Po trzecie, walka o władzę i wpływy: intrygi, zawiści, ale też koterie, pochlebstwa i donosicielstwo. Nie bez przyczyny jednym z pierwszych hierarchów, który pogratulował papieżowi decyzji o zdymisjonowaniu kard. Becciu i pozbawieniu go przywilejów był kard. George Pell. Wzajemna niechęć byłego sekretarza ekonomicznego i byłego substytuta nie była dla nikogo w Watykanie tajemnicą. Pell pozwolił sobie kiedyś w obecności papieża nazwać Becciu człowiekiem nieuczciwym, co skończyło się głośną kłótnią i wieloletnią wrogością. Kard. Becciu był jednym z tych, którzy najmocniej przekonywali papieża o konieczności wysłania Pella do Australii, by przed sądem oczyścił się z zarzutów o pedofilię, co skończyło się procesem, wyrokiem 6 lat więzienia, trzynastomiesięcznym pobytem w więzieniu, zakończonym dopiero uniewinniającym wyrokiem sądu apelacyjnego. W tym tygodniu kard. Pell wraca do Watykanu.
Trzeba uczciwie przyznać, że dwa z pierwszych mechanizmów papież Franciszek coraz skuteczniej rozbraja – ściągnięcie do Watykanu świeckich specjalistów z zakresu kontroli finansowej i prawa karnego już przynosi rezultaty, surowe potraktowanie kard. Becciu (którego być może jeszcze czeka proces, a w przypadku udowodnienia winy – nawet więzienie) jest przestrogą dla innych. Wprowadzone w tym roku na wiosnę precyzyjne zasady przeprowadzania jawnych przetargów na prace zlecane przez instytucje kurialne oraz zaciśnięcie współpracy z międzynarodowymi instytucjami zwalczającymi korupcję, pranie brudnych pieniędzy i działalność mafijną są tego kolejnym przykładem.
Trzeci wciąż trzyma się mocno.
CZYTAJ TAKŻE
PAPIEŻ FRANCISZEK MNIEJSZY: Mimo osamotnienia w czasach lockdownu i symptomów katastrofy rewolucja prowokowana przez Bergoglia trwa >>>