Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiecie, to jest jak w tych wszystkich książkach, które czytałam. Mówię coś, a oni jakby nie słyszą – zaczęła niepewnie koleżanka, która jest jedyną kobietą w zarządzie technologicznej spółki. – Siedzę zdumiona, zastanawiając się, czy to możliwe. Potem rozważam, czy nie jest tak, że faktycznie za cicho mówię lub mam nie ten tembr głosu. Znacie to? Potem któryś powtarza to samo i okazuje się, że to świetny pomysł. Nie wiem, co mam zrobić, tylu sposobów próbowałam. Nie mam już do tego siły. Ale potem przypominam sobie, że mam dwie córki w domu. Przeraża mnie, że będą żyły w takim świecie. Próbuję znowu”.
Kiedy to mówi, reszta z nas ze zrozumieniem kiwa głowami. Bo nawet jeśli to nie o nas samych, przecież dobrze to znamy. Ten moment, gdy porównujesz notatki, zauważasz wreszcie lub pierwszy raz nazywasz to, czego doświadczasz. Albo pierwszy raz się z kimś dzielisz swoimi obserwacjami, badając spojrzeniem, czy nie zostaniesz uznana za wariatkę. Więc słuchasz i masz ochotę przygarnąć ją ramieniem, mówiąc: siostro! Dusza krzyczy ci: o nie, kolejna. A głowa wie, że tak zwyczajnie jest.
Choć bywa i tak, że kobiety w takich sytuacjach uparcie nie przyjmują za możliwe, że chodzi o płeć. Po prostu nie są wystarczająco dobre, po prostu muszą się bardziej postarać, pasować, komunikować tak, by być słyszane. Zadbać o uczucia innych, by z ich obecnością, zdaniem, głosem nie poczuli się źle. Jak zawsze być grzeczne i odrobić lekcje.
Nie wiem, na ile z nich potem przychodzi to, co opisały w swojej wspólnej książce siostry Emily i Amelia Nagoski, które poradnik o wypaleniu tworzyły z myślą o kobietach. Nie, żeby przynosił wiele zaskoczeń, bardziej tłucze jeszcze raz do głowy znane prawdy o tym, jak o siebie dbać i że nic nie powinno być ważniejsze, bo jak się dojedziesz i wykończysz, to niewielki z ciebie w świecie, rodzinie czy pracy pożytek.
Same piszą, że jeśli masz zapamiętać jedną rzecz z ich książki, to zapamiętaj, że trzeba spać. Najlepiej więcej niż siedem godzin. Inaczej twój organizm nie udźwignie stresu, który niesie życie, i zwykłego zmęczenia. I o ile okresowo człowiek nie może tyle spać, bo dzieci czy pilne ważne zadanie, to już zakładanie, że w imię wyidealizowanej produktywności służbowej lub życiowej warto spać mniej, jest zwyczajnie szkodliwe. Czytam, myślę, że banał w sumie, a potem przypominam sobie te piękne świty i późne noce, które pozwalały mi zmieścić studia czy pisanie obok etatowej pracy. Pamiętam też satysfakcję – dziś wiem, jak głupią – że tak twórczo ciągnę na tych czterech, pięciu godzinach snu.
Na czym jednak polega to, że – jak twierdzą autorki – jest to poradnik feministyczny? Otóż obok uniwersalnych przestróg, że należy spać, odżywiać się sensownie i ruszać, oraz porad, jak zamykać cykl stresu, czynią szokujące założenie. Założenie, że przepracowany i wypalony człowiek może być kobietą. A to oznacza, że przepracowana będzie ona też dlatego, że statystycznie więcej uwagi niż jej partner poświęca dzieciom i prowadzeniu domu. A nawet gorzej – że sporo codziennego stresu, który odkłada się potem w wypalenie, kosztuje ją bycie w nieżyczliwym kobietom świecie.
Po prostu, zmęczenie kobiet to również zmęczenie patriarchatem. To koszt emocjonalny związany z obcowaniem z nim, uchylaniem się od jego uderzeń, dostosowywaniem. Stres i zmęczenie związane też z tym, że wychowano cię wśród oczekiwań, że będziesz tą, która daje, zaopiekuje, poświęci się. Że obliczysz miarę swojej wartości w umytych oknach i idealnych babeczkach na szkolną imprezę. Jest też oczekiwanie, że będziesz miła i ładna. Bycie miłą to nie tylko niewykrzyczenie swojej krzywdy, ale brak codziennej asertywności i często niebranie pod uwagę swoich potrzeb – nawet najprostszych i koniecznych dla zdrowia. Alternatywnie można nawigować tak, by asertywność nie uraziła. Ale to nie dzieje się bez kosztu. Czy postanowisz służyć temu obrazowi idealnej kobiety, czy przed nim uciec, czeka cię praca. Praca, stres, zmęczenie. Potem ciało, zdrowie, życie, rodzina – wystawiają za to rachunki latami.
„Regeneracja jest częścią treningu” – powtarza mi Karolina Hamer, medalistka i paraolimpijka. Mówi to wtedy, gdy uważam, że nie mam prawa się zatrzymać. Zakładam, że po dwudziestu latach treningów wie, co mówi. Choć to i proste, i trudne. Ale teraz mam ochotę dopytać: Karola, ale jak się zregenerować od patriarchatu? Kąpiel może nie wystarczyć, ani spacer. ©