Zbijanie bąków

Bóg siódmego dnia odpoczywał. My z trudem uczymy się tej zapomnianej sztuki.

31.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Thomas Barwick / GETTY IMAGES
/ Fot. Thomas Barwick / GETTY IMAGES

Wydawać by się mogło, że czego jak czego, ale leniuchowania, czynności, do której skłaniamy się w sposób naturalny, nie trzeba się uczyć z poradników w rodzaju „Jak być leniwym” autorstwa Toma Hodgkinsona, wydawcy pisma „The Idler”. Nie mówiąc o podnoszeniu jej do rangi sztuki, jak czyni redaktor naukowy tygodnika „Die Zeit”, Ulrich Schnabel, twórca dzieła pod tytułem: „Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia”. Nakłady tych i podobnych pozycji namawiających do odpoczynku, znalezienia własnego tempa i odłączenia się od pędzącego bezustannie otoczenia dowodzą jednak, że musieliśmy zatracić prostą umiejętność zbijania bąków.

– To konsekwencja zmiany naturalnego rytmu czasowego, w jakim funkcjonowała jeszcze do niedawna większość społeczeństwa – mówi antropolog kultury, Zbigniew Benedyktowicz. – Złożony z sześciu dni pracy i jednego przerwy, rytm ten wyraźnie dzielił czas na zwykły oraz sakralny, związany właśnie z odpoczynkiem. Gdy uległ zaburzeniu, czujemy się okradani z czasu, jak opisuje to w „Tyranii chwili” norweski profesor antropologii Thomas Eriksen. Wszystko się wymieszało – wytężone okresy pracy powinny prowadzić do chwil wytchnienia, tymczasem nie ma między nimi cezury. Czas się zmaterializował, przywykliśmy oczekiwać, że każde zadanie będzie wykonane natychmiast. Pracujemy w zasadzie bez ustanku, w wolnych chwilach komunikując się z innymi.
– Dla wielu osób odpoczywanie jest bezwartościowe, nie przynosi wymiernych korzyści, nie jest dochodowe, nie przydaje nam szacunku. Bezczynność, nicnierobienie to marnowanie czasu – mówi lublinianka Pola, autorka bloga „Odpoczywalnia” (odpoczywalnia.blogspot.com), którego nazwa wzięła się właśnie z szacunku do odpoczynku i delektowania się zwykłą, codzienną chwilą.
 

Pułapka aktywności
Choć w miastach nie świętowano niedzieli w tak sformalizowany sposób jak na wsi, jeszcze do niedawna w ten dzień codzienne czynności ulegały zawieszeniu, nie wypadało wręcz ich wykonywać, niezależnie od religijnego zaangażowania. Wolfgang Büscher podczas pieszej wędrówki z Berlina do Moskwy, którą zrealizował i opisał ponad dekadę temu, podobnego zawieszenia czasu doświadczył podczas przemierzania zamkniętej na świat Białorusi, jakby cofnął się do zamierzchłej epoki albo wpadł w czarną dziurę. Spodobało mu się to.

– Dopiero pierwszego poranka po przekroczeniu granicy z Rosją poczułem na nowo jego szybszy bieg. Nagle musiałem znów prosić ludzi, by mówili wolniej, bo nie mogłem ich zrozumieć. Choć byłem jeszcze daleko od Moskwy, w powietrzu czuło się już tempo wielkiej metropolii. Mijające mnie samochody dodawały gazu, jakby wszyscy kierowcy chcieli zdążyć do miasta w interesach – mówił mi, gdy rozmawialiśmy w Berlinie o jego książce.

 – Coraz częściej zdarza się, że ludzi denerwują dźwięki, które od stuleci wyznaczały rytm czasowy: bicie kościelnych dzwonów w sąsiedztwie albo odgłos zegara – mówi Zbigniew Benedyktowicz.

Autorzy książek o odpoczywaniu zwracają uwagę na inny paradoks: rewolucja przemysłowa i związany z nią rozwój nowoczesnej techniki miały uwolnić ludzkość od wielu obciążających czynności, skrócić czas pracy i pozostawić więcej miejsca na odpoczynek.

John Maynard Keynes w eseju z 1930 r. wieszczył, że najważniejsze wyzwanie przyszłych pokoleń będzie polegało na „nadmiernej ilości wolnego czasu i odpoczynku oraz kwestii, w jaki sposób go sensownie wykorzystać”. Ekonomista nie przewidział, że nowe technologie, które powstają po to, by zaoszczędzić czas, w praktyce dodatkowo go konsumują. Przed wyznaczeniem dniówek pracowano intensywnie, by móc jak najszybciej odsapnąć. Relaks, rozumiany jako koniec codziennej harówki, był czymś upragnionym i wypatrywanym. Teraz próbuje się zdefiniować efektywny wypoczynek, choć samo to sformułowanie kojarzy się raczej z biciem rekordu produktywności w lenistwie niż beztroskim leniuchowaniem. Odpoczynek traktujemy jak drugą pracę.

– Wpadamy w pułapkę aktywności, chcąc wykorzystać wolny czas jak najlepiej: wspinanie się w Alpach, szybki weekendowy wypad do innego miasta zamiast kontemplacji, modlitwy czy uczestnictwa we wspólnotowych rytuałach – twierdzi Zbigniew Benedyktowicz. Byle się nie zatrzymać, nieustannie w ruchu. Raczej próba ucieczki od świata niż odpoczynek.

Także w nadchodzący właśnie długi weekend.

– Zdarzają się osoby, które przez wiele lat funkcjonują non stop na pełnych obrotach i wydaje im się, że wystarczy chwila szybkiego relaksu, by wrócić do formy. Potem dziwią się, że na przykład wyskoczyli przecież gdzieś na parę godzin w niedzielę, a w poniedziałek są nadal zmęczeni – mówi dr Magdalena Kaczmarek, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.
 

Małpi gaj
– Kiedy przychodzi do mnie kobieta, która narzeka, że nie ma okazji do wypoczynku, nie może się zorganizować i zaplanować swojego życia, jedna z pierwszych rad, które jej daję, brzmi: „porządnie się wyspać”. A zaraz potem iść na długi spacer, bo bardzo często najlepsze pomysły i rozwiązania nie przychodzą do głowy podczas pracy przy biurku, lecz właśnie wtedy, gdy wypoczywamy – mówi coach Ola Budzyńska, prowadząca stronę Pani Swojego Czasu poświęconą kobiecemu zarządzaniu czasem. Przyznaje, że trudno jej zrozumieć, jak doszło do sytuacji, w której sen, wypoczynek, relaks i nicnierobienie stają się totalnym luksusem.

– Kobiety oczekują ode mnie porady, jak znaleźć więcej czasu dla siebie, ale gdy pytam je, co w takim razie zrobiłyby z tym czasem, nie wiedzą, co odpowiedzieć – zauważa.

Cytowana przez Ulricha Schnabla austriacka socjolożka Helga Nowotny definiuje leniuchowanie jako „poczucie intensywności chwili, które może się rozciągnąć na całe godziny lub dni, pozwalające skoncentrować się na jednym: czasie dla siebie”. Może on zostać wypełniony czymkolwiek, byle charakteryzowała go jedna właściwość: „osiąganie zgody między mną a tym, o co chodzi w moim życiu”.

Gdy Anna Mularczyk-Meyer, tłumaczka i przewodniczka miejska z Krakowa, autorka książki „Minimalizm po polsku”, poinformowała, że rezygnuje z etatu w firmie, w której dobrze się jej pracowało, i przechodzi na własny rachunek, wielu znajomych nie zdziwiła sama decyzja, lecz jej powód: chęć zmiany proporcji między odpoczynkiem a pracą na rzecz tego pierwszego, nawet kosztem mniejszych zarobków.

– Potrzebę odpoczynku najlepiej uświadomiły mi problemy ze snem. Zrozumiałam prostą prawdę, że organizm nie może funkcjonować nieustannie na wysokich obrotach, bo w końcu odbije się to na zdrowiu – mówi Anna. Najlepiej odpoczywa w sposób, który wielu mógłby wydać się nudny: robiąc na drutach, czasami podczas oglądania telewizji, czasem przy muzyce, a bywa, że w ciszy. Lubi spacery po parku, ucina sobie popołudniową drzemkę. Niekiedy zdarza się jej posiedzieć, zupełnie nic nie robiąc.

– To na początku jest trudne, ale można się przyzwyczaić – mówi.

Zuzanna Ziomecka, szefowa serwisu WysokieObcasy.pl i – od niedawna – nauczycielka w Polskim Instytucie Mindfulness, wstaje wcześnie, gdy jeszcze wszyscy w jej domu śpią, i przez pół godziny stara się siedzieć nieruchomo, kierując uwagę na oddech, dźwięki, ciało. Praktykuje to, czego nauczyła się na kursie Mindfulness Based Stress Reduction (MBSR). To metoda opracowana przez Jona Kabata-Zinna, słynnego neurologa prowadzącego klinikę redukcji stresu przy Uniwersytecie w Minnesocie.

– Przez osiem tygodni wyrabia w uczestnikach świadomość mechanizmów towarzyszących stresowi, jednocześnie ćwicząc „mięsień” koncentracji i zdolności kierowania uwagą poprzez medytację – mówi Ziomecka. – Cała sztuka polega na tym, by na tyle wcześnie rozpoznać, że rozpoczyna się w nas reakcja stresowa, by móc zatrzymać się przed nawykową nań odpowiedzią, która jeszcze pogarsza sytuację. Zamiast pochopnie wysyłać pełnego irytacji esemesa, w biegu przyjąć kolejne zlecenie albo w rozpaczy nalać sobie drinka, zyskujemy chwilę do namysłu. Bycie tu i teraz do tego się sprowadza. Nie działamy w trybie autopilota, lecz zachowujemy przytomność. I zamiast reagować, podejmujemy świadome decyzje: może lepiej odmówić, poczekać lub pójść spać?

Zuzanna zdecydowała się na udział w kursie (a potem kolejnym, nauczycielskim) po zakończeniu rocznej przygody w roli redaktorki naczelnej „Przekroju”.

– Doprowadziłam się wtedy do kiepskiego stanu. W moim przypadku stres objawia się między innymi brakiem odpowiednich słów. Innym szwankuje pamięć. Jeszcze innym – wszystko wypada z rąk. Wspólnym dla wielu doświadczeniem są kłopoty ze snem, bo napędzony stresem małpi gaj w głowie nie ustaje w krzykach. Zazwyczaj pojawia się również rodzaj szklanej tafli, za którą mielą się myśli, obawy i przedłużająca się lista problemów, których nagle nie potrafimy rozwiązać. Siedzimy za nią uwięzieni, a po drugiej stronie jest całe nasze życie z bliskimi, przyjemnościami i zdrowiem. Organizm podczas medytacji wypoczywa. Wraca równowaga.
 

Cisza zaplanowana
Anna Mularczyk-Meyer, choć kiedyś jako pilotka wycieczek turystycznych często brała udział w wyjazdach typu „pięć stolic w pięć dni”, teraz zwykle planuje wakacyjny odpoczynek w tym samym miejscu, zwykle we Włoszech.
– Dawno ustaliliśmy z mężem, że dajemy sobie prawo do wracania dowolną liczbę razy do miejsc, w których czujemy się dobrze. Nie zadręczamy się myślami o tym, że taka strategia oznacza rezygnację z wielu kierunków potencjalnych podróży. Wolimy skupić się na kilku zaledwie regionach (bo nawet nie krajach), by poznać je lepiej. Nacieszyć się nimi. Nasączyć ich atmosferą. Nawiązać znajomości, tak by z daną lokalizacją przede wszystkim kojarzyli się nam ludzie, a nie tylko budowle i krajobrazy – mówi Anna.

Uważa też, że wakacje, jak i wszystko inne, zaczynają się w głowie: – Gdy potrafisz się zrelaksować i żyć chwilą, nie ma żadnego znaczenia, gdzie jesteś, na wczasach pod gruszą u cioci, w górach czy na plaży. Odpoczywać można wszędzie, gorzej, gdy zapomniało się, jak to się robi.

– Cieszą mnie małe rzeczy – opowiada Pola, autorka „Odpoczywalni”. – Wącham głowy moich dzieci, sycę oczy wiosenną zielenią, smakuję zwykłe śniadanie, doceniam to, co mam, i zauważam małe, codzienne cuda. Dla mnie taka postawa jest oczywista i naturalna, ale dla wielu osób już nie. Zależy mi na pokazaniu, że poczucie szczęścia nie jest spektakularne, a piękne życie nie składa się z fajerwerków od czasu do czasu, przeplatanych bylejakością i szaleńczym pędem nie wiadomo dokąd.

Przyznaje, że do takiego podejścia przyczyniły się na pewno pobyty we Francji (gdzie ze względów zawodowych mieszka tymczasowo z mężem i dwójką dzieci).

– W Polsce wszyscy pędzimy, osiągamy, dorabiamy się. I ten pęd jest tak absorbujący, że nie starcza już czasu i energii na siebie – mówi Pola. – Oczywiście w dużej mierze dzieje się tak wskutek historycznych uwarunkowań. Gdy Francja rozwijała przemysł, naukę, miasta, filozofię, sztukę i kulturę, Polacy walczyli o być albo nie być. Dzięki temu Francuzi są dziś mistrzami przyjemnego życia. Dbają o to, żeby się nie przepracować. Przerwa w południe na jedzenie jest absolutną świętością, a wolne dni od pracy wykorzystują na odpoczynek skierowany na sprawianie sobie przyjemności w rozmaity sposób. Są bardzo aktywni – mnóstwo osób biega, jeździ na rowerach, rolkach czy hulajnogach, wspinają się, chodzą po górach, latają na paralotniach. Rozwijają się artystycznie – wszędzie działają amatorskie teatry, organizowane są kółka malarskie, grają na instrumentach, śpiewają w chórach. Dużo czytają.

Pola i jej mąż czerpią z tych wzorców. Ich rodzinne ładowanie baterii polega na łamaniu codziennego schematu, odkrywaniu czegoś nowego, spędzaniu czasu razem.

Ola Budzyńska przyzwyczaiła się już do zdziwienia okazywanego przez kobiety, którym pomaga, na wieść o tym, że w jej rozkładzie dnia jest zaplanowany czas tylko dla niej i czas spędzony z rodziną.

– Tak, mam zaplanowany czas na książkę i spacer. Kobiety są pełne obaw, dopytują, czy nie obawiam się utraty spontaniczności. Wtedy odpowiadam pytaniem na pytanie: kiedy one ostatnio spacerowały, czytały książkę i po prostu odpoczywały? Okazuje się, że ciężko im nawet przypomnieć sobie taki moment. W związku z czym ja wolę mieć swój wypoczynek zaplanowany, niż spontanicznie borykać się z brakiem czasu dla siebie! – mówi Ola Budzyńska.

Swoim kursantkom powtarza: życie dobrze zorganizowane to nie jest umiejętność zrealizowania wszystkich zadań, odegrania każdej roli i bycia perfekcyjną w każdej sytuacji. Bycie dobrze zorganizowaną to umiejętność realizowania najważniejszych dla nas rzeczy i odpuszczenia całej reszty.

Dla Zuzanny Ziomeckiej największym azylem odpoczynkowym jest wanna. Zanurza się w nią z książką i to jest jej święty czas. Przestrzega też zasady, by po powrocie do domu odłożyć na bok telefon komórkowy.
 

Nie gdzie, lecz z kim
Ulrich Schnabel zauważa w „Sztuce leniuchowania”, że nazbyt przywykliśmy kojarzyć czas wolny z jakimś szczególnym przeżyciem – wyjazdem, najlepiej w atrakcyjne i odległe miejsce, urlopem udanym w najmniejszych szczegółach. To powoduje narastanie oczekiwania na chwilę, w której już nie będziemy musieli nic robić, a wraz z nim – napięcie niepozwalające się nią w pełni cieszyć. „Chwili leniuchowania nie da się urzeczywistnić przez naciśnięcie guzika, ona potrzebuje odpowiednio długiego czasu, by się rozwinąć” – pisze dziennikarz. Dr Magda Kaczmarek ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej przypomina, że nie bez powodu zgodnie z kodeksem pracy każdemu zatrudnionemu należą się minimum dwa tygodnie urlopu.

– Te dwa, a najlepiej trzy tygodnie nie są mitem, magiczną liczbą, tylko wiążą się z potrzebami naszego organizmu. Urlop, odpoczynek, jak każda zmiana w życiu, wymaga czasu na adaptację – mówi psycholog. – Początkowo występuje więc stres związany ze znalezieniem się w nowym otoczeniu i okolicznościach, a im bliżej końca urlopu – również stresująca świadomość, że trzeba wrócić do pracy. Stąd krótkie weekendowe wyjazdy, tak popularne, mają zwykle niezbyt duże znaczenie, tym bardziej że często wiążą się ze stresem i zmęczeniem, powodowanym choćby tłokiem na drogach wyjazdowych. Z drugiej strony, każda zmiana otoczenia ma korzystne skutki dla organizmu, zwłaszcza jeśli wiąże się z pogłębieniem więzi z ludźmi, których nie widujemy na co dzień, a także kontaktem z naturą.

Wszystko sprowadza się więc głównie nie do tego, gdzie, lecz jak i z kim.

Tom Hodgkinson zaleca pogubionym pracoholikom, którzy potrzebują odprężenia, a nie wiedzą, jak się za to zabrać: dłuższe wylegiwanie się w łóżku, drzemkę w ciągu dnia, biesiadowanie z przyjaciółmi, długie rozmowy, parzenie i picie herbaty (autor jest Brytyjczykiem), włóczęgę bez celu, palenie, medytację, gapienie się w księżyc.

W sukurs zwolennikom odpoczywania we własnym tempie idzie też dominikanin, o. Krzysztof Pałys, nie kryjąc się z lekturą poradników o sztuce leniuchowania. „Człowiek przestaje żyć chwilą obecną, ponieważ stale planuje następny ruch. Traci ten wspaniały smak wolności, poczucie utraty rachuby czasu. A to przecież najbardziej twórczy moment” – pisze zakonnik na blogu „Światła Miasta” i przyznaje, że odkąd zrozumiał tę prostą prawdę, kompletnie nie potrafi się nudzić: „Kiedy słyszę, że pociąg się spóźnia, i mam spędzić dwie dodatkowe godziny na stacji, nie jest to dla mnie problemem. Zyskuję okazję, aby leniwie powłóczyć się po dworcu, poczytać w spokoju książkę, popatrzeć na ludzi. Nie boję się nadmiaru czasu. Dzięki temu mogę poszerzyć przestrzeń”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2015