Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Są i tacy, którzy są przeciwni obsadzaniu stanowisk drogą konkursów oraz wprowadzeniu rozwiązań zwiększających przejrzystość nominacji. Wreszcie niektóre urzędy w ogóle negują sensowność podporządkowania się regułom służby cywilnej (znamienne, że głównie te, które działają na styku państwa z gospodarką i dysponują cenną - także w dosłownym sensie - władzą wydawania rozmaitych koncesji i zezwoleń: choćby Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, Urząd Regulacji Energetyki czy Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych).
To w zasadzie żadna nowość: ekipy rządzące w Polsce zwykle deklarowały szacunek dla uważanej za standard rozwiniętych demokracji idei apartyjnej administracji, a w praktyce sabotowały ją jak mogły. Tyle że teraz, po pierwsze, mechanizmy służby cywilnej kwestionuje oficjalnie kancelaria premiera (a ten jest - wedle Konstytucji - zwierzchnikiem korpusu). Po drugie; okazuje się, że krytycy za nic sobie mają nie tylko głos takich ciał, jak Rada Służby Cywilnej (która popiera projekt zmian), ale i Trybunału Konstytucyjnego (który kilka razy wypowiadał się zarówno co do celowości konkursów, przejrzystości procedur nominacyjnych, jak i zakresu obowiązywania norm służby cywilnej w administracji). Wreszcie: atakowane są także te rozwiązania, które mają ukrócić korupcję w urzędach - a ta jest przecież obecnie bodaj głównym problemem państwa. Tak też ponoć uważa rząd Leszka Millera i partia premiera.