Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lawina nie zawsze zmienia bieg pod wpływem tego, na jakie kamienie natrafi. To smutne, że pewnych procesów nie możemy zatrzymać. A przynajmniej wydaje się, że nie możemy. Od większości startujących w wyborach – myślę o wszystkich wyborach, nie tylko tych aktualnych – dostajemy komunikat, który brzmi: „możecie dalej żyć beztrosko, nic się nie stanie, będzie tylko lepiej”. To skądinąd ciekawe, że ludzie skłonni są słuchać przede wszystkim złych nowin, ale w okresie wyborów zapotrzebowanie na nie nagle spada. Oczywiście, są strachy i jest straszenie tym lub owym. Strach zawsze się sprawdza, a im bardziej nieokreślone jest to, przed czym ostrzega, tym lepiej. Ale ostatecznie ludzie chętniej nadstawiają ucha tam, gdzie ktoś obiecuje im wieczne słońce i zwolnienie z odpowiedzialności. Bywają wprawdzie kandydaci i kandydatki, którzy potrafią śpiewać inne melodie, niekoniecznie kołysanki – i nawet zdarzy się, że ktoś wysłucha ich i się przejmie. Ale jednak większość chce, by ich kołysano: będzie więcej pieniędzy, będzie lepsza służba zdrowia, będą sprawniejsze sądy i policja, i w ogóle wszystko będzie lepsze za mniejsze podatki. Wy tylko musicie przynieść ten kamień.
Niestety, kampania wyborcza nie trwa dziś kilka tygodni, ale na okrągło. I efekt jest taki, że ten spokój, choćby nie wiadomo jak iluzoryczny, zaczyna się nam podobać. Główne przykazanie, którego przestrzegać musi każdy, kto w polityce chce coś znaczyć, brzmi: „nie wymagać”. Ten, kto zamierza stawiać wymagania, ostanie się w polityce tylko przy najwyższym zaangażowaniu. Bo reszta nie wymaga. Reszta załatwi za nas każdy problem. Tyle złych emocji uruchamia się w trakcie kampanii, ale w gruncie rzeczy chodzi o spokój. Wróg, owszem, czyha, ale od czego jest władza? Nie lękajcie się, jest ktoś, kto was obroni.
Ja właściwie nie wiem, czy my, jako naród, mamy w ogóle jakieś braki, jakieś kryzysy, coś, nad czym powinniśmy wspólnie pracować. Kryzysy to mają obcy, czyli zagranica. My natomiast wyłącznie alleluja i do przodu. To znaczy – od pewnego czasu, bo wcześniej nie. Wcześniej była bieda i złodziejstwo. Z tej biedy i złodziejstwa finansuje się teraz różne pomysły, ale to inna sprawa. Wystarczyło nie kraść, tylko normalnie dawać sobie premie, a potem odbierać, żeby znowu sobie dać – i od razu od tego nieustannego przepływu gotówki zrobiło się jej więcej. Tak że dla wszystkich starczy. A jakby ktoś jeszcze nie dostał, to niech się zgłosi, na pewno dostanie, o ile nie jest nauczycielem. Spokój, spokój.
Ale niektórzy nurkują, łapią kamyk i wynoszą na powierzchnię w przekonaniu, że spokój nie jest najważniejszy.
To się zdarza na plażach, w górskich strumieniach, a czasem po prostu przy drodze. Ktoś skwapliwie układa jeden kamień na drugim. Powstają fantazyjne słupki, swoiste posążki ludzkiej cierpliwości. Pamiętam, jak spacerowaliśmy z Małgosią niemieckim brzegiem Bałtyku. Na skałach nieznany twórca wzniósł niewysokie konstrukcje, którym wiatr nie mógł nic zrobić, pokonać je mogły tylko ręce dziecka lub przypływu. A przypływ miał nadejść wieczorem. Jeden z takich spontanicznych totemów ustawiony był nieco dalej od brzegu, na kawałku wysokiej skały. Wiadomo było, że on pierwszy padnie ofiarą morza. Na razie jednak trwał w słońcu niczym znak ostrzegawczy lub po prostu znak obecności. Było w tym widoku coś duchowego. Manifestacja siły, o której zapomnieliśmy, że w nas jest. ©