Pogoda dla Boga

Spowiednicy nie spodziewają się we wrześniu fali grzeszników wyznających wakacyjne zaniedbania: urlop od wiary robią sobie ludzie, którzy i tak specjalnie o nią nie dbają.

07.08.2007

Czyta się kilka minut

fot.KNA-Bild /
fot.KNA-Bild /

Mielno, kiedyś zaciszne rybackie miasteczko, a dziś miejscowość wypoczynkowa, zmienia się jak wiele innych punktów na letniej mapie Polski. Coraz głośniej, coraz gwarniej. Szczupłe dziewczyny, prowadząc na smyczy wyczesane yorki, pokazują opalone brzuchy, mięśniacy popijają piwo z plastikowych kubków, muzyka wylewa się na deptak z każdego baru. Spokój można znaleźć dopiero na plaży - po paru kilometrach marszu - lub... przy kościele, kilka minut drogi od centrum miasteczka.

Proboszcz ks. Jerzy Chęciński spaceruje z mikrofonem wokół budynku i sprawdza, czy wszędzie dobrze słychać. - Jutro koncert. Żeby tylko pogoda była - martwi się. Koncertować będzie zespół Trin, śpiewacy operowi z Bydgoszczy. Mogą wprawdzie śpiewać w kościele, ale lepiej by było na zewnątrz.

Kościół w Mielnie, zbudowany z cegieł i kamieni, sięga historią XV wieku. Stoi zaledwie 750 metrów od morza, a jego wieża służyła kiedyś zapewne jako latarnia morska. Nieduży, jednonawowy, poza sezonem w zupełności wystarcza na potrzeby 2500 wiernych.

Kiedy zjeżdżają turyści, liczba niedzielnych Mszy św. zwiększa się z czterech do siedmiu, a proboszcz musi prosić o dodatkowych kapłanów.

Odpocznijcie maluczko

- Człowiek ma prawo do odpoczynku, ono jest wpisane w jego życie - podkreśla bp Jan Gałecki, członek Rady Episkopatu ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek (drugi jej członek, bp Henryk Tomasik uchyla się od rozmowy, tłumacząc się brakiem kompetencji). - Przecież sam Bóg wydzielił dzień, w którym po tygodniowej pracy należy odpocząć.

Siódmy dzień można rozumieć szerzej: w końcu czas wakacji to oddech po roku wytężonej pracy. - Tak, każdy czas wolny jest darem od Boga - potwierdza ks. Stanisław Opocki, konsultor Rady. - Jezus powiedział kiedyś do uczniów: "odpocznijcie maluczko".

Do mieleńskiego kościoła z pewnością nie trafiają wszyscy bywalcy deptakowych kawiarni i barów. - Młodzież przyjeżdża się wyszaleć i chyba o Mszy św. nie myśli. Ale ci, którzy do nas przychodzą, to osoby naprawdę praktykujące i głęboko wierzące - opowiada ks. Chęciński.

Socjologowie nigdy nie badali wakacyjnej aktywności religijnej Polaków. Prof. Krzysztof Koseła przyznaje, że nikomu jeszcze nie przyszło do głowy przyjrzenie się zjawisku sezonowości wiary. Naukowcy uważają ją za cechę stałą i nie badają jej zmienności w ciągu roku. Ks. prof. Witold Zdaniewicz, szef Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, również nie zetknął się z podobnymi badaniami. Jedyne, jakie prowadził, dotyczyły "Postaw społeczno-religijnych w archidiecezji gdańskiej". Ankietowanym zadano pytanie: "Czy widzisz pozytywne skutki przebywania wczasowiczów na terenie diecezji?". Twierdząco odpowiedziało 17 proc. respondentów, negatywnie tylko 2 proc. Ankietowani wskazywali profity z przyjazdu wczasowiczów: promocję regionu i miasta - 27 proc., możliwość zawarcia nowych znajomości - 14 proc. i wreszcie - wyższą frekwencję na Mszach, a przez to wzbogacenie Kościoła - 17 proc.

- Wygląda na to, że Polacy przynoszą na miejsce wakacji swoje przekonania i potrzeby religijne - komentuje ks. Zdaniewicz. - Jeśli ktoś praktykuje w ciągu roku, to w duszy tworzy mu się wahadło, które porusza jego życiem religijnym - używa przenośni prof. Koseła. - Nie robi sobie odpoczynku od wartości duchowych, bo to niemożliwe: one są wszechobejmujące.

Proboszcz z Mielna opowiada nawet, że czasem ktoś z przyjezdnych prosi go o Mszę poza grafikiem, w specjalnej intencji, np. w rocznicę małżeństwa. Chętnie się na to godzi.

Żelazne zasady

Kiedy z Mielna pójdziemy plażą na zachód, już z daleka zobaczymy wieżę kościoła w Sarbinowie. Świątynia stoi tuż przy plaży, oddzielona od niej uliczką z kilkoma wypełnionymi po brzegi barami, a także straganami pełnymi plastikowych wiaderek dla dzieci, dmuchanych materacy i słomkowych kapeluszy. Ruch od wiosny do jesieni.

Tłum, starający się mimo kiepskiej pogody dobrze spędzić urlop, nie omija kościoła. Świątynia z czerwonej cegły zwraca uwagę wieżą zbudowaną na planie ośmiokąta i witrażowymi oknami. W środku proboszcz z dumą prezentuje drewniane ławki - każda zrobiona z jednego kawałka drewna - i piękne organy. Co chwila ktoś wchodzi i wychodzi; niektórzy chcą po prostu zwiedzić, inni klękają w ławkach i modlą się w skupieniu. - Kościół musi być otwarty, bo ludzie tego potrzebują. W sezonie otwieramy go o 8 rano, a zamykamy, proszę mi wierzyć, nawet o 23. Nawet wtedy modlą się jeszcze ludzie, a ja przecież nie będę podzwaniał kluczami, żeby ich poganiać - mówi proboszcz, ks. Zbigniew Krawczyk.

Poza sezonem w Sarbinowie odprawiane są w niedzielę dwie Msze św. W lecie - pięć, plus Msza św. w sobotę wieczorem, a na każdej z nich kościół pęka w szwach. - Najpopularniejsza jest ta o 10.30. Ludzie czasem muszą siadać na ławkach przed kościołem - opowiada ks. Krawczyk.

Jego parafia liczy ok. 1350 osób - to mieszkańcy Sarbinowa i innych nadmorskich miejscowości: Chłopów, Gąsek, Kiszkowa, Pękolina, Zagajów, Niegoszczy i Barnina. Na co dzień proboszcz radzi sobie z obowiązkami sam. W sezonie, kiedy liczba wiernych wzrasta kilkakrotnie, pomagają mu księża, którzy przyjechali na wczasy. - Ale bywa i tak, że dzwonię do kurii w Koszalinie i proszę o przysłanie kapłanów - mówi ks. Krawczyk.

Popularność tutejszych Mszy tłumaczy tym, że Sarbinowo nie jest wielkim kurortem. Przyjeżdżają rodziny z dziećmi, babcie z wnukami - młodzież szukająca rozrywki. A to ona uchodzi za grupę, która ma najmniejsze skrupuły przed zwolnieniem od aktywności religijnej.

Recepcjonistka ośrodka kolonijnego "Magnat" w Łebie opowiada z entuzjazmem, że choć w dzisiejszych czasach nikogo nie można do niczego zmusić, to 95 proc. wypoczywających w ośrodku dzieci chodzi w niedzielę do kościoła. Kierowniczka kolonii w Ostrowie koło Jastrzębiej Góry przyznaje jednak, że wprawdzie idą wszyscy, ale niewierzący też muszą - bo nie ma co z nimi zrobić. Na pytanie, czy nikt się przeciw temu nie buntuje, odkłada słuchawkę.

Inne zasady panują na obozie młodzieżowym w Pokrzywnej, u podnóża Gór Opawskich. Obowiązku uczestnictwa we Mszy nie ma i do kościoła chodzi jedna trzecia kolonistów. Podobnie w pensjonacie "Renusz" w Chłapowie: dobrowolnie do kościoła idzie połowa dzieci. - Chyba że to kolonia typowo religijna, np. zorganizowana przez zakonnice - zaznacza kierowniczka Halina Renusz. - Wtedy idą wszyscy. Czy chętnie? Raczej nie.

Wojciech Bonowicz, redaktor "Znaku" i stały współpracownik "TP", wspomina, że w latach jego młodości pójście na koloniach do kościoła było przeżyciem kawałka wolności. - Trzeba się było ugadać z wychowawcą i wymknąć półlegalnie, ponieważ przepisy tego zabraniały. A szły nawet największe chachary. Bo to był pewien bunt. Teraz jest chyba odwrotnie. Znam młodych ludzi, którzy obchodzą w wakacje kościół z daleka z powodu niechęci do takich ruchów jak Oaza. Mówią: "niech oni się modlą, my chcemy wypoczywać bez tego". Ale - zaznacza Bonowicz - jeśli na kolonii jest dostatecznie dużo ludzi religijnych, to większość pójdzie do kościoła za nimi. Takie są żelazne zasady psychologii grupy.

Jak płeć

Pokusę przeżywa nieraz i starszy, dojrzalszy wczasowicz. Zostawić laptopa, wyłączyć komórkę, zaszyć się gdzieś i zwolnić od wszelkich obowiązków. Także tych duchowych.

- Po to katolicy mają rozmaite zasady i przykazania, żeby się w ten sposób nie zagubić - mówi ks. Opocki. - Wypoczynek jest ważny, ale nie do tego stopnia, żeby odrzucić niedzielną Mszę św. i modlitwę. Trzeba się otrząsnąć z codziennych trudów, zatrzymać, ale czas wakacji spędzić roztropnie, nie zapominając o Bogu.

- Zwolnienia nie ma. Oddajcie Bogu, co do Boga należy - napomina bp Gałecki.

- Z moich obserwacji wynika, że wakacje od Pana Boga robią sobie ludzie, którzy o wiarę i tak specjalnie nie dbają i nie praktykują regularnie - mówi Wojciech Bonowicz. - Ci, dla których życie sakramentalne jest ważne, będą szukać. Troszczą się o nie w ciągu roku, więc robią to też w czasie wakacji. Czas wypoczynku to tak naprawdę próba dla tych, którzy już są słabi.

Prof. Koseła uważa, że wiara Polaków jest o wiele głębsza i bardziej stabilna, niż zwykło się przyjmować. Przecież wielu uczonych sądziło, że polski katolicyzm zwiędnie w warunkach wolności, kiedy przestanie być podporą w walce z komunizmem. Tak się nie stało.

- Często słyszę też, że praktykowanie religii zależy w dużym stopniu od kontroli społecznej - mówi socjolog. - Tymczasem biorę do ręki brytyjskiego "Tableta" i czytam, że angielscy katolicy namawiają polskich emigrantów, by przychodzili do ich parafii, a nie do swoich. Skoro tak odczuli ten przypływ Polaków, to znaczy, że nasi emigranci muszą aktywnie praktykować.

Według uczonego sytuacja emigranta jest analogiczna do sytuacji wczasowicza. - Jest wyrwany ze swojego miejsca zamieszkania i codziennej rutyny, z dala od ludzi, których na co dzień spotyka. A jednak idzie do kościoła. Gdyby działał prosty mechanizm, że kiedy spada kontrola społeczna, przestajemy praktykować, wtedy wiara w Polsce zanikłaby już kilkanaście lat temu. Okazuje się jednak, że to jedna z najważniejszych i najbardziej stabilnych cech, jakie w sobie nosimy. Nierozłączna od naszej natury. Jak płeć.

Intuicje prof. Koseły zdają się potwierdzać spowiednicy z krakowskich kościołów. Nie chcą - ze względu na tajemnicę sakramentu - wypowiadać się oficjalnie, ale przyznają, że we wrześniu nie zauważali jakiejś szczególnej fali penitentów wyznających wakacyjne zaniedbania.

Bóg w górach

Kościół stara się odpowiadać na wakacyjne zapotrzebowanie duszpasterskie. Dla głodnych duchowych wrażeń są liczne dni skupienia, rekolekcje, pielgrzymki, Franciszkańskie Spotkania Młodych w Kalwarii Pacławskiej, także Przystanek Jezus... Bp Gałecki mówi, że w wielu parafiach w lipcu i sierpniu odprawia się dodatkową Mszę wieczorną, nieraz poza kościołem: na ołtarzu polowym czy nawet na boisku. Tak jest na zakopiańskich Krzeptówkach, tak samo w paulińskim sanktuarium w Łukęcinie nad morzem. - Najwięcej ludzi przychodzi na dwudziestą - potwierdza ks. Chęciński, proboszcz z Mielna. - To taka nastrojowa pora, po plaży, po kolacji.

Ks. Opocki zwraca uwagę na popularność Mszy sobotniej. Wybierają ją ci turyści, którzy w niedzielę planują całodzienną wyprawę górską czy wielokilometrowy spływ kajakiem. - Tak naprawdę nie ma możliwości, żeby ktoś nie znalazł dla siebie Mszy św., jeśli naprawdę chce na nią pójść - podkreśla konsultor Episkopatu.

Dla turystów ma znaczenie, czy proboszczowie witają ich w kościołach, wspominają w modlitwie wiernych i życzą dobrego wypoczynku. U ks. Chęcińskiego wielu wczasowiczów przystępuje do spowiedzi. - Mają więcej czasu, posiedzą na plaży, poczytają, przemyślą pewne rzeczy.

Proboszczowie zapewniają też niekiedy nadzwyczajne atrakcje. W Mielnie ma wystąpić wspomniany zespół Trin, w Sarbinowie odbywają się koncerty w ramach Międzynarodowego Festiwalu Organowego w Koszalinie. Na Podhalu w wielu kościołach do Mszy przygrywają góralskie zespoły, co turyści poczytują za atrakcję.

Duszpasterze mówią, że wakacje to nie tyle destrukcyjna próba woli, co szansa na duchowy rozwój. - Człowiek w ciągu roku bywa zagoniony i tak zmęczony, że zapomina, że powinien się modlić - tłumaczy ks. Opocki. - Ale w wakacje, jeśli tylko umie wypoczywać, zatrzyma się, zamyśli i odkryje na nowo Boga.

- Kiedy ktoś jest otwarty na piękno gór, zazwyczaj jest też wrażliwy religijnie - uważa Wojciech Bonowicz. - Znam ludzi, którzy biorą ze sobą na wycieczkę lektury duchowe czy modlitewniki. Mój kolega wziął w Tatry "Spór o istnienie świata" Ingardena. Mnie wystarczy wysiłek fizyczny połączony z oglądaniem pięknych widoków.

W sierpniu na Turbaczu odbywa się tzw. Msza Tischnerowska (oficjalnie - "Msza Ludzi Gór"), na którą co roku ściąga kilka tysięcy ludzi. Jej inicjatorem był autor "Etyki solidarności", dzisiaj wierni spotykają się, by uczcić jego pamięć. - W pierwszym rzędzie te Msze są adresowane do ludzi z okolicy, z Nowego Targu, Łopusznej, Ochotnicy - mówi Bonowicz, który od lat uczestniczy w Mszach pod Turbaczem. - Przychodzą ludzie, którzy na co dzień ciężko pracują, a zdobywają się na jeszcze jeden wysiłek, by wyjść z tego świata na dole. Ale to też propozycja dla turystów: przyjdźcie i zobaczcie coś innego.

Bo Eucharystia pod Turbaczem skupia nie tylko ludzi - uczestniczy w niej cała górska przyroda: las, ptaki i wiatr. - Ludzie stają się wrażliwi na współbrzmienie natury z tym, co dzieje się na ołtarzu - opowiada Bonowicz. - I wtedy czują, że są częścią całego Stworzenia.

Nasz rozmówca często podróżuje poza granice Polski, ale jak mówi, zawsze szuka Mszy św., bez względu na to, czy rozumie język. - Dostaję szansę, żeby przeżyć to samo zupełnie inaczej - tłumaczy. - Liturgia odsłania swoją uniwersalność. O to samo chodzi w Mszach na Turbaczu: Eucharystia nie polega na tym, że przychodzi się na nią. To ona do nas przychodzi, w każdej sytuacji i w każdym miejscu.

Współpraca Ewa Glińska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2007