Jesteśmy potrzebni

Kolejka do komisji wyborczej to wspaniała rzecz. Na moment staje się jasne, że jednak jesteśmy potrzebni. Nasze poglądy, postawy, skłonności, a także rozum i doświadczenie się liczą.

27.06.2020

Czyta się kilka minut

Biblioteka miejska w Łodzi, która w trakcie wyborów prezydenckich zamieni się w lokal wyborczy. Fot. Julian Sojka/East News /
Biblioteka miejska w Łodzi, która w trakcie wyborów prezydenckich zamieni się w lokal wyborczy. Fot. Julian Sojka/East News /

Tak, rozum i doświadczenie – chociaż coraz więcej polityków przez coraz większą część swojej kampanii traktuje nas tak, jakbyśmy ich nie mieli, odwołując się tylko do prostych uczuć i krótkiej pamięci. Kiedy przez dwa dni mają wreszcie zamknięte usta, jest szansa, by każdy z nas odzyskał równowagę i nie negując swoich uczuć czy idących z głębi trzewi odruchów, pomyślał chwilę nad ważeniem racji i wyborem mniejszego zła – bo do tego się w gruncie rzeczy sprowadza dobra liberalna demokracja. Jak mówił Karl Popper – tak znienawidzony przez komunistyczny totalitaryzm właśnie za przekonującą, bo odwołującą się do rozsądku i umiaru obronę otwartego społeczeństwa – nasz ustrój nie tym się wyróżnia, że potrafi jakoś szczególnie skutecznie selekcjonować najlepszych na urzędy. Ale że potrafi w sposób uporządkowany i wolny od przemocy usuwać tych najgorszych.

Odległa dzielnica

Nie tylko dlatego, że schodzimy z widowni politycznego teatru wprost na scenę, kolejka do lokalu jest budującym doświadczeniem. Szkoda się tego doświadczenia pozbawiać, nawet jeśli kusi nas przedłużyć do maksimum niedzielny wyjazd do lasu, wszak jest jasno aż do 21. W tej kolejce możemy, jak nigdzie indziej, przeżyć w pełni, cieleśnie, w przytomnej obecności, doświadczenie różnicy.

Pamiętasz może wyniki ze swojej komisji z zeszłego roku, sprzed pięciu lat? Na pewno do dziś niewiele się zmieniło. Jest zatem pewne, że wśród tych dwudziestu paru osób, które widzisz przed sobą, za sobą, które właśnie wychodzą zza kotarki, które skręcają dopiero zza rogu, idąc prosto do tej samej szkoły, jedna trzecia co najmniej głosuje na taką listę lub nazwisko, które jest dla ciebie ucieleśnieniem finis Poloniae. I zresztą pomyślałaby to samo o tobie, gdyby wiedziała, gdzie stawiasz krzyżyk. Kilka innych osób to naiwniacy błądzący we mgle albo groźne, choć niszowe łobuzy.

Podobnie jest za każdym razem, kiedy jedziesz tramwajem – rozkład partyjny nieco się różni zależnie od dzielnicy, a także pory dnia, ale to tylko niuanse. Tyle że nikt normalny nie czyni takich rozumowań w tramwaju. Preferencje polityczne są, owszem, ważnym, ale drobnym kawałkiem tożsamości, choć ludzie chcący je wykorzystać dla zdobycia władzy próbują nam wmówić, że to jest zasadnicza oś każdej osoby. Próbują przekonać nas o swojej wszechmocy, choć akurat w cieniu wielkiej epidemii roszczenie do bycia panem zbiorowego losu brzmi szczególnie fałszywie.

Egzamin dojrzałości

Te wybory są wyjątkowym i w sumie pozytywnym doświadczeniem także dlatego, że cała dramatyczna historia przesuwania ich daty i kampanii prowadzonej w szczególnych warunkach były zbiorowym ćwiczeniem podstawowej zasady dojrzałej polityki – sztuki szukania w danej sytuacji najlepszego wyjścia. Wciąż wiszą nad nimi wątpliwości świata prawniczego, z powodu których dla pewnej części opinii publicznej te wybory pozostaną tak czy siak nieprawomocne, a wyłoniony w nich prezydent obarczony nieusuwalną wadą.

A jednak warto to ćwiczenie z realizmu podjąć. Im więcej z nas tak uczyni, tym bardziej wynik – pod warunkiem, że nie dojdzie do żadnych istotnych wypaczeń procedur – będzie wprawdzie prawnie skażony, ale politycznie ważny. Ponieważ politycy są najlepsi w zarządzaniu naszą nieufnością, zapominamy, że jednym z ważnych kryteriów poprawności działań politycznych jest znalezienie dla nich szerokiego konsensusu wtedy, kiedy prawo stanowione okazuje się nie przewidywać nowych sytuacji. Znamieniem konsensusu w wyborach powszechnych jest zaś po prostu porządna frekwencja.

Kiedy więc jedziesz tramwajem, nie zawracasz sobie głowy myśleniem, kto na kogo głosuje. Kolejka do urny jest miejscem, w którym wyjątkowo celebrujemy polityczny wymiar naszej osoby: obywatelski, wspólnotowy, ale także polityczny, a więc sporny. Warto postać 20 minut i napawać się tym, że pomimo wszystkich otaczających nas ludzi o zupełnie innych poglądach nic nam fizycznie nie zagraża. Może zresztą te cudze, obce nam poglądy wynikają z całkiem poważnych racji życiowych, biograficznych, z poczucia krzywdy lub wdzięczności? To chyba niemożliwe, by tak dużo osób w tej kolejce działało z czystej głupoty lub nienawiści.

Muchy w nosie

Jeśli coś nas naprawdę w tych dniach dzieli i może świadczyć o głupocie, dotyczy nie tego, co zaznaczymy na kartce, tylko tego, jak się zachowamy w lokalu, w świadomości, że zagraża nam wszystkim – a zwłaszcza ludziom w komisji – choroba. Prawdziwa polska polaryzacja tego lata przebiega między tymi, którzy noszą w zamkniętych miejscach publicznych maseczki, a tymi, którzy to lekceważą. Z głupoty, lenistwa, złej woli, idiotycznego poczucia wyjątkowości. „Mnie to się nie ima” i „nikt mi nie będzie mówił, co mam nosić”. To jest nasz obecny duopol. Z pewnym jeszcze udziałem „trzeciej” partii – tych, co maseczkę noszą, ale pod nosem. Postarajmy się – także poprzez taktowny, lecz stanowczy ostracyzm wobec łamiących w kolejce zasady – sprawić, żeby te wybory były dodatkowym egzaminem obywatelskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej