Jedność to nie jednomyślność

To bezwzględnie największy koszmar felietonisty: świadomość, że termin oddania tekstu wypada przed nadchodzącym ważnym wydarzeniem, a to, co się napisało, w druku ukaże się już po nim.

14.10.2019

Czyta się kilka minut

Formułuje się myśli w świecie zupełnie innym od tego, w którym będą odczytane. Inne będą horyzonty, inne społeczne emocje. Ten tekst piszę w przedwyborczy piątek. W środę, gdy wezmą Państwo do rąk gazetę, będę pewnie aż kipiał od sądów, ocen, pomysłów na to, jak się odnaleźć w nowej dla nas wszystkich sytuacji (choć może wyglądającej jak stara, ale każda kolejna kadencja starej władzy jest też przecież nieuchronnie kolejnym krokiem na drodze do jej końca). Co oprze się temu mechanizmowi? Jaka myśl o Polsce, aktualna dziś, będzie taka też za dni parę?

Różne zamieszania ostatnich miesięcy coraz bardziej układają mi się w dwa przekonania. Po pierwsze: gdy popatrzymy na biskupów, na polityków, niektórych nauczycieli, publicystów czy tzw. Kowalskich – wygląda na to, że Polska wciąż tkwi w latach 90. XX w., pogrążona w jałowych sporach sprzed lat prowadzonych przy użyciu narzędzi pamiętających kadencje Wałęsy i Kwaśniewskiego. Na dobrą sprawę nie rozpoczęła jeszcze (bo nie umie) wieku XXI. Spostrzeżenie drugie: nie przestaje generować w sobie nowego, dobrego potencjału. To, czy z niego korzysta, to temat na inną opowieść. Bo jasne, że częściej nie idzie, iż idzie. Ale te możliwości jednak są. I nawet jeśli nie grają jeszcze ról pierwszoplanowych, to już stanowią nieodłączny element tła, a z każdym ich kolejnym pojawieniem się coraz trudniej będzie wyobrazić sobie, że mogłoby ich w tym obrazie nie być.

Siła wielu wspaniałych ludzi, którzy znaleźli się na listach wyborczych (partyjnych, bo w naszej demokracji nie da się inaczej), nie skończy się przecież, gdy nie zostaną (choć oby zostali) wybrani. Oni wrócą do swoich fundacji, stowarzyszeń, osiedli, przychodni czy zakładów, wrócą do dobrej roboty, ale dzięki kampanii już o nich usłyszeliśmy, już zobaczyliśmy, że można więcej niż tylko bić pianę i recytować partyjne przekazy dnia. Wrócą też prędzej czy później na te czy inne listy. Już o ten krok bardziej rozpoznawalni, już przez iluś ludzi wcześniej usłyszani. Wyścig po polityczną sprawczość to czasem szybki marsz, dla innych jednak dłuższa, ale też przecież niepozbawiona sensu droga. Głęboko wierzę, że dożyję czasów, gdy to właśnie tacy ludzie, a nie aparatczycy, zajmować będą „biorące” miejsca na listach. Jasne, że kampania wyborcza w wykonaniu polskich partii to często kłamstwo, manipulacja, bagno. Ale ja dzięki niej właśnie wyłapałem z banerów, postów i ulotek parę osób, o których istnieniu nie miałem pojęcia, a prześledziwszy ich działanie, zaliczyłem motywowany podziwem opad żuchwy. Będę im kibicował, będę z nimi trzymał, zostanę z nimi na długo.

Nie inaczej w Kościele. W zalewie hierarchicznego pustosłowia, głupich, kurialnych (myślę tu zwłaszcza o Gdańsku) oświadczeń, homilii – horrorów klasy D wciąż z tym samym, coraz to straszniejszym dzieciobójczym bohaterem (któremu na imię rzecz jasna LGBT), pojawiła się też przecież ostatnio wspaniała wiadomość o powołaniu pod auspicjami delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży Fundacji św. Józefa, mającej być nie tyle funduszem odszkodowawczym dla ofiar księży pedofilów, co źródłem wsparcia prawnego, eksperckiego, psychologicznego czy stypendialnego dla pokrzywdzonych. Fundacją pokieruje Marta Titaniec, wspaniała i doświadczona specjalistka od pomocy humanitarnej i rozwojowej (była szefową działu projektów zagranicznych w Caritasie jeszcze przed tym, jak dokonała się w nim „dobra zmiana”), znająca też jednak dobrze i ten temat – współtworzy zorganizowany przez świeckich poza kościelnymi strukturami telefon zaufania „Zranieni w Kościele”, często sama w nim dyżurując i angażując się po stronie ofiar w pracę nad ich osobistymi dramatami.

Polityka, Kościół i każdy inny obszar, w którym spotykają się ludzie, rzadko bywa monokulturową uprawą chwastu lub pszenicy. Ja, po polskich doświadczeniach ostatnich lat, coraz częściej mam ochotę odpuścić metaperspektywę, zapisywać się do całego pola; wolę skupić się na jednej, uznawanej przeze mnie za życiodajną, sekcji. Odczuwam i zamierzam pielęgnować eucharystyczną jedność z arcybiskupem Jędraszewskim czy Głódziem, nie zamierzam jednak frustrować się dłużej jałowymi próbami ustanowienia z nimi jedności na poziomie, na którym oceniamy otaczającą nas rzeczywistość. Nie łamię jedności Kościoła, szukając w nim miejsca, w którym Jezus nie jest tropicielem gejowskich spisków czy sekretarzem fanklubu pana Jarosława. OK – mamy różne zdania, zgódźmy się co do tego, co niezbędne. Uznajmy, że polski Kościół może mieć owe różne zdania w zakresie publicystyki. Spierajmy się, nawet mocno, ale nie bawmy się w symboliczne ekskomuniki. Uznajmy to, co i tak jest dziś faktem: jeden polski Kościół jest dziś wtedy, gdy przyjmujemy komunię i mówimy Credo.

Poza tym mamy wiele, być może nawet dziesiątki polskich Kościołów. Czy nie tak samo było u początków chrześcijaństwa? Gminy o różnym charakterze, wrażliwości, obyczajach, potrzebach. Spięte autorytetem apostołów, a nade wszystko współdzieloną nadzieją. Znajdź sobie miejsce w jednej z nich i przestań napadać na innych, by myśleli tak samo, frustrować się tym, że tak samo nie myślą. Mylenie jedności z jednomyślnością zaprowadzić nas może jedynie na cmentarz wojenny.

Gdybym miał się pokusić o samoocenę, powiedziałbym pewnie, że jestem genetyczną krzyżówką realisty z optymistą. Gołym okiem widzę, że jest źle. To nie znaczy jednak, że jest beznadziejnie. A skąd! Co zrobić, żeby było dobrze? To, o czym już na tych łamach pisałem. Co najmniej tyle czasu, ile poświęcamy na walkę ze złem, poświęcić na wspieranie dobra. Ile pomyj wylewamy na złych polityków, tyle miodu wylać na polityków (czy kandydatów) dobrych. Ile psioczenia na niemądrych hierarchów, tyle lajków (na różne sposoby wyrażanych) dla tych, którzy robią rzeczy dobre. Ile energii wydanej na krytykowanie wstrętnych mediów, tyle wspierania tych uczciwych i mądrych.

Chcemy lepszej Polski, lepszego Kościoła? Samo się, proszę Państwa, nie zrobi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2019