Pod rządami „moskiewskich liziłapków”. Jak 230 lat temu wyglądała agonia I Rzeczypospolitej – i jak doprowadziło to do wybuchu pierwszego polskiego powstania

W styczniu 1794 r. w Warszawie nie organizuje się zabaw karnawałowych. W stolicy teoretycznie niepodległego nadal państwa kwateruje olbrzymia liczba rosyjskiego wojska, na porządku dziennym są rabunki i gwałty. Hucznie bawi się tylko miejscowa kolonia rosyjska. A wraz z nią ludzie, których ówczesny vox populi określa mianem „liziłapków”.

16.01.2024

Czyta się kilka minut

KOŁACZ KRÓLEWSKI" - ALEGORIA PIERWSZEGO ROZBIORU POLSKI, Johann Esaias (1721-1788) wg rys. Jeana Michela Moreau / Zamek Królewski w Warszawie
„Kołacz królewski” – alegoria pierwszego rozbioru Polski, Johann Esaias (1721-1788) wg rys. Jeana-Michela Moreau / Zamek Królewski w Warszawie

Na progu roku 1794, 230 lat temu, sytuacja jest dramatyczna.

Ludzie odpowiedzialni za los Rzeczypospolitej Wielu Narodów – równo rok wcześniej okrojonej przez drugi rozbiór, dzieło Rosji i Prus (tu bez udziału Austrii) – usiłują wzbudzić w sobie i innych nadzieję, że możliwe jest jej uzdrowienie.

Na noworocznym przyjęciu u króla Stanisława Augusta Poniatowskiego jeden z gości, marszałek wielki koronny Fryderyk Moszyński, odnosi się w swoich życzeniach do roku poprzedniego, gdy na sejmie w Grodnie Rosjanie i Prusacy – metodą korupcji i wymuszeń – usankcjonowali rozbiór. Mówi: „Wracam się raczej na czas zaczętego roku, z pochlebniejszą ufnością, że przecież Opatrzność zechce w nim wyznaczyć swobodniejszą chwilę, która by wstrząśnienie narodu do doskonałego powróciwszy spocznienia, dała mu pociechę patrzeć na gorące serca obywatelskiego rany”.

„Spodziewać się i błagać Boga należy – wtóruje mu król – aby rok zaczynający się był szczęśliwszym, aniżeli dopiero skończony”. W ustroniu swego gabinetu pisze jednak w liście do bratanka Józefa Poniatowskiego: „Myślałem, że mój kielich goryczy napełnił się już po brzegi, ale teraz widzę, że łudziłem się”.

Nie ma już państwa

W tym samym czasie poseł szwedzki Johann Christopher Toll raportuje: „Jest już pewne to, że król Polski jest i pozostanie uzależniony [od Rosji], jak długo będzie panował, a ten kraj już nie zasługuje na nazwę państwa. Żadne wydarzenie polityczne nie przywróci mu samodzielnej egzystencji, jeśli jakieś powszechne zniszczenie nie naruszy fundamentów wszystkich państw [zaborczych]”.

Inny dyplomata, chargé ďaffaires dworu saskiego Johann Jakub Patz, pisze w podobnym tonie: „Trudno uwierzyć, w jak ciężkim położeniu znajduje się ten kraj. Wszystkie sprawy sądowe są nadal zawieszone, nie ma w ogóle pieniędzy; ani dla wojska, ani dla urzędników cywilnych. Jeżeli chodzi o dziedzinę handlu i wymiany, to panuje tu również kompletny zastój. Większość bogatej magnaterii jest zrujnowana, bądź na skutek bankructwa, bądź zniszczenia posiadłości przez przemarsze obcych wojsk. Oto wierny obraz sytuacji panującej w Polsce”.

Z kolei szlachcic Jan Duklan Ochocki, stale rozjeżdżający się w interesach, notuje w pamiętniku: „W kraju taka panowała (...) cisza, jaka w powietrzu zwykle zwiastuje nadchodzącą burzę”.

„Głodu powszechnie lękają się”

Rządy konfederacji targowickiej, zawiązanej wiosną 1792 r. z rosyjską pomocą w odpowiedzi na próbę reform i Konstytucję 3 maja (o ile, jak zauważa historyk Robert H. Lord, „w ogóle o rządach można mówić”), to czas pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.

Powodują to wymuszenia w dostarczaniu furażu i prowiantów, a także rekwizycje, zniszczenia i grabieże dokonywane przez oddziały konfederackie i sprowadzone przez Targowicę „przyjacielskie” wojska rosyjskie. Zdarza się, że zabierane jest nawet ziarno przeznaczone na wiosenny wysiew. Z niektórych regionów dochodzą alarmistyczne wieści, że gospodarze opuszczają swoją ziemię. Dochodzi do chłopskich buntów i masowych ucieczek. Podatki wpływają nieregularnie. Coraz bardziej odczuwalny jest brak gotówki w obiegu.

Ochocki o swoich kontraktach w wołyńskim Dubnie w 1793 r. pisze, że „całkiem nie były podobne do poprzedzających: chmurna była atmosfera kontraktowa, interesów robiło się mało”.

Zaczyna brakować żywności, co wywołuje wzrost cen. Historyk Dariusz Rolnik, pisząc o reakcji szlachty na Targowicę, przytacza słowa z listu Franciszka Bukatego odnoszące się do Litwy: „Jeżeli teraz taka cena, cóż będzie na wiosnę, głodu tu powszechnie lękają się, osobliwie po miastach i miasteczkach, bo urodzaj chybny, jak nigdy bardziej”.

„Literatura, jak wszystko, martwa”

Dramatem staje się krach największych banków, zwłaszcza Piotra Fergussona Teppera młodszego, który udzielał pożyczek pozostałym bankom. Przyczyną jest wycofanie się z rynku Rzeczypospolitej amsterdamskich inwestorów – nie chcą oni lokować kapitałów tam, gdzie ekonomia i polityka stają się ryzykowne.

Wpływ na to ma także kryzys w całej Europie, wywołany przez rewolucję francuską z 1789 r. Zbiegła z Francji arystokracja zadłuża się pod zastaw pozostawionych w kraju majątków. Gdy po odparciu przez wojska rewolucyjne w bitwie pod Valmy ofensywy austriacko-pruskiej staje się jasne, iż rozprawa z rewolucją nie nastąpi prędko, wierzytelności arystokratów zaczynają ciążyć na bankach jako tzw. złe długi.

Dziś historycy sądzą, że do bankructwa banków w Rzeczypospolitej przyczynia się też działanie Prus – polscy bankierzy nie mogą uzyskać za granicą kredytu. Tak jest w przypadku Teppera, któremu berliński bankier Mojżesz Levy odmawia przyznanej wcześniej pożyczki.

Utracona przez banki płynność wywołuje panikę. Posiadający w nich wkłady chcą je wycofać, lecz wypłaty wstrzymano. Lord pisze, że kryzys ten „dokończył dzieła upadku gospodarczego kraju”.

Ochocki tak wspomina wizytę w stolicy: „Warszawę znalazłem znacznie zmienioną od czasu, jakem jej nie widział: niepokój jakiś smutny opanował był wszystkich”.

Niemiecki literat Friedrich Schulz, porównując stan ożywienia umysłowego w czasie Sejmu Czteroletniego z obecnym okresem targowickim, pisze: „Literatura, jak wszystko w ogóle, martwa. Para księgarzy sklepy swe pozamykała, inni się pozbyć książek usiłują, za bezcen oddając je przekupniom. Nauki znowu w sen głęboki, jak wprzódy, popadły; zdaje się, że literatura polska, jako polska, całkiem zamrze”.

Ustrój szczątków Rzeczypospolitej     

Pod koniec 1793 r. kończą się obrady sejmu w Grodnie. „Liziłapkowie moskiewscy”, jak ich zwano, obdarowani zostają przez carycę Katarzynę za przysługi suwenirami. „Biskup Ignacy Massalski otrzymał krzyż i sygnet z szafirem – podaje Adam Danilczyk w publikacji „Targowica, czyli zdrada”. – Biskup Józef Kossakowski, Fryderyk Moszyński, Michał Hieronim Radziwiłł i Ludwik Tyszkiewicz otrzymali tabakierki z portretem Katarzyny II ozdobione diamentami, hetman Szymon Kossakowski sygnet z brylantami, kanclerz Sułkowski i podskarbi Ogiński tabakierki z portretem ozdobione diamentami”.

Jest im za co dziękować. Wcześniej sejm grodzieński, poza usankcjonowaniem rozbioru i anulowaniem postanowień Sejmu Czteroletniego, określa ustrój tego, co zostało z Rzeczypospolitej. To przywrócenie jej ustrojowych wad, m.in. liberum veto, wolnej elekcji i ograniczonej władzy króla. Aby prawa te zabetonować, dekretuje się, iż na jakimkolwiek przyszłym sejmie mają one pozostać „święte, stałe i niezmienne”, nawet gdyby posłowie chcieli je jednomyślnie zmienić. W tempie narzuconym przez rosyjskiego ambasadora Jakoba Sieversa głosuje się też projekt konstytucji (przez Sieversa pisany) i dekret o redukcji wojska.

Traktat o wiecznym przymierzu z Rosją, podpisany z delegacją sejmową, stanowi, że Rzeczpospolita zobowiązuje się „nie wchodzić z żadnym innym mocarstwem w żadne związki ani umowy, (…) ani też czynić względem potencji cudzoziemskich żadnego kroku ważnego, z którego by mogła wypływać niespokojność wspólna, chyba za zgodą N. [Najjaśniejszej] Imperatorowej”.

Tym sposobem Rzeczpospolita traci jakąkolwiek już niezależność. Wojska rosyjskie mają nadal w niej stacjonować, a każdą urzędową nominację i wykonawcze postanowienie należy poddać decyzji przedstawiciela carycy.

W ostatnich dniach 1793 r. wydarza się coś jeszcze: odwołany zostaje ambasador Sievers, a jego miejsce zajmuje generał Osip Igelström, znany z porywczej brutalności.

Imperatorowa się gniewa

Dlaczego Sievers traci posadę? Koniec końców przez nieuwagę.

Dwa lata wcześniej, w 1792 r., podczas wojny polsko-rosyjskiej (Rosja uderzyła wtedy w reakcji na Konstytucję 3 maja), król ustanawia order Virtuti Militari, nadawany za wyjątkowe czyny na polu walki. Przez targowiczan znienawidzony: zakazują przyznawania go i noszenia.

Sejm grodzieński przywraca order. Staje się to w efekcie nieuwagi Sieversa i przepychanek między sejmowymi frakcjami. Urażona tym afrontem imperatorowa odwołuje ambasadora. Sieversa i tak ma w niełasce – uważa, że zbyt przychylnie postępuje wobec projektowanego ustroju Rzeczypospolitej (w projekcie, opracowanym przy udziale króla, Sievers zachowuje – niezgodnie z instrukcjami – wiele regulacji uchwalonych przez Sejm Czteroletni).

Ale w tle tej dymisji jest coś jeszcze. Na dworze carskim ścierają się różne poglądy w kwestii dalszego istnienia Rzeczypospolitej. Sievers należy do tych, którzy optują za jej zachowaniem. Zwolennicy likwidacji uważają, że po dwóch rozbiorach logicznym ciągiem dalszym byłby rozbiór trzeci, już całkowity.

Decyzje carycy są też uzależnione od tego, co dzieje się na burzliwej europejskiej scenie. Kraje tworzące antyfrancuską koalicję oczekują, że Rosja weźmie udział w wojnie ze zrewoltowaną Francją. Dwory Europy widzą zagrożenie w jakobinizmie, idei republikańskiej, której wpływy docierają także do Rzeczypospolitej. Gdyby wybuchła tu rewolucja na wzór francuskiej, mogłaby ponieść idee buntu na wschód i „zasadzić drzewo wolności nawet wśród lodów Petersburga” (jak dowodzi w memorandum zawiezionym do Paryża pewien polski oficer, Tadeusz Kościuszko).

Caryca przymierza się też do nowej wojny z Turcją, aby wraz z Austrią podzielić się odbitymi Osmanom ziemiami naddunajskimi. Z kolei Dania i Szwecja, przeciwne antyfrancuskiej blokadzie morskiej, starają się wejść w porozumienie z Paryżem. Na horyzoncie rysuje się sojusz Francji z Turcją, a także z Rzeczpospolitą. Szwedzki ambasador Toll nawiązuje kontakty w kręgach rodzącego w Warszawie powstańczego sprzysiężenia. Jego inicjatorem jest Ignacy Działyński, dowódca 10. Regimentu Pieszego Wojsk Koronnych.

Delegacja z przeprosinami

Nominacja Igelströma wywołuje w sternikach polskich rządów przestrach.

Nowy ambasador zaczyna od tego, że wstrzymuje publikację grodzieńskich ustaw o formie rządów. Poddaje je badaniu w celu wprowadzenia zmian zgodnych z oczekiwaniami carycy. Oraz domaga się zwołania nowego sejmu.

„Generał Igelström, który kieruje Radą Nieustającą [pod taką nazwą funkcjonuje rząd targowiczan – red.] za pomocą żelaznej ręki, nie pozwala jej podejmować samodzielnie jakichkolwiek decyzji – raportuje pruski poseł Buchholtz do swego monarchy. – Panuje powszechne przekonanie, że wkrótce nastąpi nowy rozbiór Polski”.

Strwożeni członkowie Rady Nieustającej znoszą prawo o Virtuti Militari i zgadzają się na rewizję ustaw niezgodnych z wolą carycy. Do Petersburga ślą delegację z przeprosinami. Pod koniec stycznia 1794 r. wpływa nota od Igelströma, że imperatorowa dała się przebłagać.

Tymczasem kraj pogrąża się w kryzysie. W skarbie nie starcza pieniędzy dla wojska i administracji, nawet dla ministrów. Ogólne zbiednienie sprawia, że ludzie oszczędzają, co przekłada się na spadek konsumpcji, czyli na ubożenie kupców i rzemieślników. Nie organizuje się zabaw karnawałowych. Atmosfera w Warszawie sprawia, że zamożniejsza szlachta i magnaci unikają stolicy.

Hucznie bawi się tylko miejscowa kolonia rosyjska, a wraz z nią „liziłapkowie”, jak nowo mianowany hetman wielki koronny Piotr Ożarowski.

Konfidenci krążą po Warszawie

Olbrzymia liczba rosyjskiego wojska w stolicy i okolicach – widocznego pod postacią biwaków, posterunków i patroli – przysparza mieszkańcom problemów; na porządku dziennym są nadużycia w sferze kwaterunków i zaopatrzenia. Mają też miejsce gwałty.

Działania polskich emigrantów, których głównym ośrodkiem jest wtedy Drezno, stolica Elektoratu Saksonii, a także konspiratorów szykujących się w kraju do powstańczego zrywu, aktywizują obie policje, rosyjską i marszałkowską (na jej czele stoi marszałek Moszyński). Obie rozpuszczają po Warszawie zastępy konfidentów.

„Straszny czas – pisze w liście do przebywającego w Dreźnie Ignacego Potockiego jego zaufany – chyba zapomnieć o narodzie. Brat lękać się musi brata, kobiety nawet szpiegami. Śledzą wszystkich, z nikim mówić nie można; co moment czeka się aresztowania”.

Wacław Tokarz, historyk walk o niepodległość żyjący na przełomie wieków XIX i XX, stwierdzi potem: „Warszawa nie znała dotąd niczego podobnego. (...) Nawet (...) w okresie Targowicy (...) nie słyszano w stolicy – z paroma wyjątkami – o aresztowaniach i szpiegostwie, nie wiedziano, co to jest zadawanie sobie przymusu, ograniczenie się w swobodzie mówienia w ogrodach publicznych i kawiarniach”.

Wybuch powstania kościuszkowskiego w Warszawie: walki na Krakowskim Przedmieściu. Szkic Juliusza Kossaka z 1890 r. / domena publiczna / Wikipedia

Zaczyna się insurekcja

W pierwszych dniach marca 1794 r. zaczynają się aresztowania wśród członków sprzysiężenia. Staje się to po spotkaniu, na którym niektórzy z nich żądają rozpoczęcia powstania. Przyczyną ich determinacji jest ogłoszony właśnie termin redukcji polskiej armii.

Aresztowania nie ustają. W połowie marca spod Ostrołęki, na wezwanie zagrożonej całkowitym rozbiciem konspiracji warszawskiej, wyrusza tzw. marsz Madalińskiego: generał Antoni Madaliński, dowódca brygady kawalerii, odmawia nakazanej przez Rosjan redukcji swojej jednostki i rusza z nią na stolicę. Po drodze dołączają do niego ochotnicy.

Okoliczności sprawiają jednak, że Madaliński zmienia trasę, kieruje się ku zaborowi pruskiemu, przechodzi go, po czym podąża w stronę Krakowa. Nie bez przyczyny – na północ od tego miasta chce połączyć się z wojskiem, które za chwilę poderwie pewien weteran amerykańskiej wojny o niepodległość.

Jest 24 marca, gdy Tadeusz Kościuszko staje na krakowskim Rynku. „Wiadomy jest światu stan teraźniejszy nieszczęśliwej Polski. Niegodziwość dwóch sąsiednich Mocarstw i zbrodnia Zdrajców Ojczyzny, pogrążyły ją w przepaść” – głoszą pierwsze słowa aktu powstania, nazwanego potem kościuszkowskim.

4 kwietnia Kościuszko bije Rosjan w bitwie pod Racławicami.

Pomruki burzy nad stolicą

Aby zapobiec rozchodzeniu się wieści o tym zwycięstwie, Igelström zarządza w Warszawie dozór nad pocztą, zaostrza kontrolę na rogatkach i nasila akcje policyjne. Od targowiczan z Rady Nieustającej żąda zwołania sądów, otoczenia stolicy kordonem wojska i umocowania Departamentu Policji w prawie do aresztowań bez zbędnych formalności. Marszałek Moszyński jest potulny: wydaje uniwersały ograniczające swobodę poruszania się i wzywa, jak pisze Tokarz, właścicieli gospód „do dozorowania gości i donoszenia”.

Mimo to emisariusze z Drezna i Krakowa przenikają do stolicy i wskrzeszają rozbite sprzysiężenie. W odróżnieniu od jego uprzednich przywódców – niechętnych temu, co z ducha mogłoby być rewolucyjne – dowodzą nim teraz ludzie o bardziej radykalnych poglądach. Jak Tomasz Maruszewski, rzecznik reformy włościańskiej.

Przelęknieni wieścią o Racławicach, „liziłapkowie” zaczynają uciekać ze stolicy. Ci, którym Igelström tego zabronił, otaczają się wartami i śpią z bronią. Inni popadają w desperację – jak hetman Ożarowski, który planuje ucieczkę w chłopskiej sukmanie, aby na koniec zdać się na los (ten wkrótce się dopełni – osądzony i skazany za zdradę, 9 maja zawiśnie na Rynku Starego Miasta razem z dwoma innymi targowiczanami).

Na jednej z ostatnich sesji Rady Nieustającej targowiczanie debatują nad notą Igelströma, w której domaga się aresztowania dwudziestu członków sprzysiężenia. Ponieważ obawiają się reakcji warszawskiej ulicy, nie wszyscy chcą się na to zgodzić. Na wyraziciela tych obaw delegują kanclerza koronnego Antoniego Sułkowskiego. Ten jedzie do ambasadora, po czym, zrugany przezeń, po powrocie umiera na apopleksję.

Nowe mentalnie pokolenie

Iskrą, która wywołuje wybuch, są pogłoski o planowanym przez Igelströma zajęciu arsenału i rozbrojeniu polskiego garnizonu. A także o tym, że Rosjanie szykują się do rzezi ludności w odwecie za Racławice. Niepokój budzi też zbliżanie się do miasta wojsk pruskich.

17 kwietnia rozpoczyna się insurekcja warszawska.

„Nadeszła chwila – napisze Tokarz – w której należy choćby za cenę krwi oczyścić tę atmosferę, jaka zapanowała w kraju od czasów Targowicy, wykazać, że odpowiedzialność za nią nie spada na cały naród”.

Insurekcja – ta ostatnia próba ocalenia Rzeczypospolitej – przegra, a w 1795 r. władcy Rosji, Prus i Austrii podzielą między siebie jej szczątki. Jednak powstanie roku 1794 ma kluczowy efekt psychologiczny: ustawia na nowo hierarchie i priorytety. Rodzi się całkiem nowe mentalnie pokolenie, późniejsi napoleończycy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Pod rządami moskiewskich liziłapków