Lekcja rozbiorów: dlaczego Putin tak lubi wiek XVIII

Będzie to opowieść o tym, jak na własne życzenie przypieczętowaliśmy utratę suwerenności Rzeczypospolitej i weszliśmy na drogę prowadzącą do rozbiorów.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Król polski i elektor saski August II Wettyn oraz car rosyjski Piotr I Wielki. Z wielkiej wojny północnej, którą wzniecili, Rzeczpospolita wyszła jako kraj zniewolony przez wschodniego sąsiada. /  / Szwedzka Narodowa Galeria Portretów // Kunsthalle w Hamburgu // domena publiczna x2
Król polski i elektor saski August II Wettyn oraz car rosyjski Piotr I Wielki. Z wielkiej wojny północnej, którą wzniecili, Rzeczpospolita wyszła jako kraj zniewolony przez wschodniego sąsiada. / / Szwedzka Narodowa Galeria Portretów // Kunsthalle w Hamburgu // domena publiczna x2

250 lat temu, 5 sierpnia 1772 r., trzej sąsiedzi Rzeczypospolitej – Rosja, Prusy i Austria – uzgodnili, że przywłaszczą sobie jedną trzecią jej terytorium. Stosowny traktat podpisano tego dnia w Petersburgu, ówczesnej stolicy państwa carów. Rok później zwołany na polecenie zaborców Sejm zalegalizował to bezprawie. Rzeczpospolita nie mogła nic na to poradzić: nie miała ani porządnego wojska, ani sojuszników.

Na drogę, która doprowadziła do takiej sytuacji, państwo weszło nieodwołalnie pół wieku wcześniej. Wtedy to inny Sejm uniemożliwił królowi Augustowi II wyrwanie się spod kontroli rosyjskiej i wejście w alians z mocarstwami zachodnimi.

Spotkanie w Rawie Ruskiej

Nieprzypadkowo Władimir Putin, żądając dziś wycofania NATO z Europy Środkowej i śniąc o uczynieniu z Polski, Rumunii czy państw bałtyckich czegoś w rodzaju strefy buforowej między Rosją a Zachodem, odwołuje się do pierwszych dziesięcioleci XVIII stulecia i do postaci cara Piotra I. Wtedy to Rosja stawała się mocarstwem.

Wcześniejsze, wcale liczne wojny carów z Rzecząpospolitą nie budziły specjalnego zainteresowania na Zachodzie – i to mimo że od dawna nie chodziło w nich o realizację koncepcji określonej jako „zbieranie ziem ruskich”. Już w wieku XVI, w czasach cara Iwana Groźnego, Rosja chciała przebić się do wybrzeży Bałtyku i Morza Czarnego.

W ciągu XVII w. coraz bardziej absolutystyczne państwo carów krzepło, wzmacniało się gospodarczo i militarnie. Aż na jego tronie zasiadł Piotr I, nazwany potem Wielkim.

– Zainteresowanie Rosji posiadaniem wpływów w Europie Środkowo- -Wschodniej wiąże się z początkiem samodzielnych rządów Piotra i jego powrotem w 1698 r. z Wielkiego Poselstwa na zachód – mówi prof. Urszula Kosińska, historyczka z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizująca się w dziejach Polski w XVIII w. – Marsz na zachód niestety ułatwił carowi król polski August II. W 1698 r., w drugim roku swego panowania, spotkał się z carem w Rawie Ruskiej. Najprawdopodobniej tam właśnie uzgodniono zarysy planu wywołania wojny ze Szwecją oraz opanowania Inflant, Estonii, Ingrii i Karelii. Każdy z władców miał oczywiście własne interesy, których partnerowi nie zdradzał. To niefortunna polityka Augusta II, sprzeczna z interesem Rzeczypospolitej, otwarła Piotrowi I drogę do realizacji jego geopolitycznych zamiarów.

August II z saskiej dynastii Wettynów, od 1697 r. panujący w państwie polsko-litewskim, marzył – jak niejeden król elekcyjny przed nim – o wzmocnieniu swojej władzy i ustanowieniu dziedziczności tronu. O ile bowiem w Saksonii jego pozycja jako władcy była dość silna, o tyle w Polsce ograniczał ją Sejm, hetmani oraz niechęć szlachty do jakichkolwiek reform. Krokiem do realizacji tych planów miało być wzniecenie wojny z łatwą do pokonania – jak wierzył August – Szwecją i opanowanie Inflant, historycznej krainy nad Zatoką Ryską (należała ona wcześniej do Rzeczypospolitej, potem zajęli ją Szwedzi). Tyle tylko, że Inflanty nie miały przypaść Rzeczypospolitej – miały stać się posiadłością dynastyczną Wettynów, co niezmiernie podniosłoby ich rangę.

Plan zupełnie się nie udał. Zaledwie 18-letni król Szwecji Karol XII okazał się wojskowym geniuszem. W 1700 r. rozgromił pod Narwą dwukrotnie silniejsze wojska rosyjskie, a potem w 1702 r. zmiażdżył armię polsko-saską. Obaj sojusznicy ponieśli klęskę. Ale na koniec to państwo Piotra I wyszło z wielkiej wojny północnej, która ciągnęła się jeszcze przez 20 lat, w roli nowego mocarstwa europejskiego. Rzeczpospolita natomiast z roku na rok traciła suwerenność. Jak do tego doszło?

Wróg i przyjaciel

– Wiele wskazuje na to, że na wczesnym etapie wojny Piotr Wielki nie formułował jeszcze dalekosiężnych planów politycznych dotyczących Rzeczypospolitej – opowiada prof. Kosińska. – Utracił większość żołnierzy i generalicji, musiał odbudować armię. Zależało mu więc, by August II pozostał jego sojusznikiem i wziął na siebie ciężar walki z wrogiem. „Ugrzęźnięcie” Karola XII w Rzeczypospolitej dało Rosji czas.

Król szwedzki rzucił się na ziemie Wettyna. Rzeczpospolita – z wojskami śmiesznie słabymi w porównaniu do szwedzkich i rosyjskich, w dodatku fatalnie dowodzonymi przez nieposłusznych królowi hetmanów – wojny nie chciała. Stała się jednak „teatrem wojennym”, a wkrótce, nolens volens, stroną. Karol XII zgotował jej wieloletni koszmar, przy którym bladły wspomnienia „potopu” z czasów Jana Kazimierza. Szwedzkie wojska maszerowały po całym kraju, niszcząc i grabiąc, zdobywając kolejne miasta, z Warszawą i Krakowem.

A nie mniej szkód i gwałtów czynili rosyjscy sojusznicy. Prof. Kosińska: – W roku 1704 August II i Piotr I podpisali traktat narewski, którego zapisy pozwoliły na wprowadzenie na terytorium Rzeczypospolitej wojsk rosyjskich. Po raz pierwszy w dziejach Rosjanie weszli do Polski jako siły sojusznicze. Zagościli na wiele lat. Z czasem w planach politycznych cara pojawiły się nowe cele. Obecność wojsk oraz dyplomatów rosyjskich, a także samego Piotra na terytorium sąsiada pozwoliła im zorientować się, że jest to świetna baza aprowizacyjna. Car mógł tu wyżywić niemal za darmo swoją armię. Po drugie ziemie polskie stanowiły wygodny kanał transmisyjny ze wschodu na zachód i na południe. Wojska rosyjskie mogły swobodnie przemaszerowywać przez nie tam i z powrotem, w miarę potrzeb militarnych, a Piotr myślał zarówno o wznowieniu wojny z Turcją o Azow i Krym, jak też o ekspansji na zachód w kraje niemieckie – jak Meklemburgia, Holsztyn, Skania. Poza tym kontrolowana politycznie Rzeczpospolita mogła być traktowana jako bufor zabezpieczający Rosję przed ewentualnym atakiem z zachodu.

Zależność od Rosji wzmocniły kolejne wydarzenia wojny północnej. W 1706 r. w układzie z Altranstädt Szwedzi zmusili Augusta II do abdykacji na rzecz marionetkowego władcy Stanisława Leszczyńskiego. Trzy lata później Piotr Wielki, który odrobił lekcję spod Narwy i zorganizował swoje wojsko na wzór zachodni, rozbił armię Karola XII pod Połtawą. Po czym przywrócił Augusta II na polski tron. Oczywiście nie za darmo.

System rosyjski

Carska opieka oznaczała coraz większą kontrolę nad wszystkim, co działo się w Rzeczypospolitej. Rosyjscy dyplomaci sterowali nominacjami, promując na urzędy podporządkowane sobie kreatury. Z wolna formowały się zręby tzw. systemu rosyjskiego w Polsce. Car mieszał się do sporów wewnętrznych, kreując się na mediatora. Hojne łapówki zapewniały mu wsparcie kolejnych magnatów, dysponujących z kolei klientelą szlachecką, gotową na sejmach wspierać obce interesy bądź zrywać obrady. Nieposłusznych Rosjanie łupili, powolnym udzielali libertacji, czyli zwolnień od obowiązku utrzymywania „armii sojuszniczej”.

Po zwycięstwie połtawskim było jeszcze gorzej. August – szantażowany, że w razie nieposłuszeństwa znajdzie się inny kandydat do tronu – musiał przystać na dalszą obecność wojsk rosyjskich.

To już nie były rosyjskie macki, ale coraz głębiej zapuszczane korzenie, z biegiem czasu coraz trudniejsze do wyrwania.

Wbrew ciążącej nad nim od wieków czarnej legendzie August II nie był bezmyślny. Świetnie zdawał sobie sprawę, że Rzeczpospolita traci suwerenność: przestaje być podmiotem, a staje się przedmiotem polityki. Na razie jednak nie było szans na odwrócenie tych procesów: wojna północna trwała, podobnie jak wojna domowa – przeciw królowi wystąpiła szlachta skupiona w konfederacji tarnogrodzkiej.

I znowu wszystko poszło po myśli Piotra: oto zarówno przywódcy konfederacji, jak i August wezwali go, aby był arbitrem. Zapewniło mu to kontrolę nad przebiegiem spraw i budowało międzynarodowy prestiż cara. Gwarantem kończącego spór traktatu warszawskiego – przypieczętowanego potem na Sejmie w 1717 r. – był rosyjski ambasador Grigorij Dołgoruki.

Rzeczpospolita stała się krajem zależnym od Rosji. Formalnie był to sojusz, ale August nie miał nic do powiedzenia, wszystkie atuty trzymał Piotr. Car nie tylko nie wycofał wojsk, ale zwiększył ich liczebność do 40 tys. żołnierzy. W dodatku zablokował Gdańsk i wkroczył do Kurlandii (lenna Rzeczypospolitej). O oddaniu Augustowi zajętych po zwycięstwie połtawskim Inflant nie było mowy. Posłowi Augusta Franciszkowi Ponińskiemu car najpierw odmawiał audiencji, każąc za sobą jeździć po całej Europie, a później nie chciał go ze swojego dworu wypuścić.

Apetyt cara nie ograniczał się do Polski. W 1716 r. zawarł traktat z niemiecką Meklemburgią, wydał bratanicę za jej księcia i wprowadził tam 30 tys. żołnierzy. Zyskał w ten sposób bazę na terenie Rzeszy, w sąsiedztwie Hanoweru – którego władca Jerzy I był jednocześnie królem Anglii. Zagroził też interesom cesarza Karola VI.

Europa zorientowała się, że na jej wschodnim skraju powstało mocarstwo, które zyskało już nie tylko dostęp do morza, ale i przyczółki w środku kontynentu. Z tych obaw zrodziła się koniunktura polityczna, w której August II dostrzegł szansę na wyrwanie Rzeczypospolitej spod rosyjskiej zależności.

Król z narodem

W 1718 r. Sejm obradował w Grodnie. Niezadowolenie spowodowane obecnością armii rosyjskiej sprawiło, że doszło do rzadko spotykanej w naszych ­dziejach jedności króla ze szlachtą. Ambasador D­ołgoruki pisał do cara listy, alarmując o powszechnych nastrojach antyrosyjskich. Przestawano dawać wiarę rosyjskim kłamstwom, że marzeniem Augusta jest wprowadzenie rządów absolutnych, a to car stoi na straży szlacheckiej wolności. Dołgoruki zlecił zerwanie Sejmu, jednak stronnicy królewscy zdołali przekonać przekupionego posła, by wycofał swoje liberum veto.

August patrzył na to z rosnącą nadzieją, ponieważ jego dyplomaci w tym czasie prowadzili w Wiedniu ważne negocjacje. Król Anglii i cesarz postanowili wypchnąć Rosję z Europy. Obawiali się też rosnącej pozycji Prus, sprzymierzonych z Rosją. Ich szpiedzy donosili w dodatku o trwających na Wyspach Alandzkich rozmowach rosyjsko-szwedzkich: mogło dojść do odwrócenia sojuszy i zagrożenia wspólnym atakiem Piotra I oraz Karola XII.

5 stycznia 1719 r. Jerzy I, Karol VI oraz August II podpisali traktat wiedeński – ten ostatni uczynił to nie jako król Polski (nie miał do tego prawa), ale elektor saski. Był to pakt defensywny, skierowany przeciw Rosji i Szwecji, który zapewniał uczestnikom niezwłoczną zbrojną pomoc sojuszników na wypadek napaści. Jednym z jego celów było zabezpieczenie granic Rzeczypospolitej i utrzymanie Augusta II na jej tronie. Za powód do interwencji uznano stacjonowanie na jej ziemiach wojsk obcych lub ich przemarsz w kierunku cesarstwa.

Dzień po sygnowaniu dokumentu do Wiednia przyszła wieść o śmierci Karola XII – prowadził wtedy wojnę w Norwegii, podczas oblężenia Fredrikshald wychylił się z okopu i otrzymał postrzał w skroń. Niespodziewanie Szwecja stawała się potencjalnym sojusznikiem, a Rosji groziła całkowita izolacja polityczna.

Był w tym jeden szkopuł: aby zapisy dotyczące Rzeczypospolitej weszły w życie, traktat musiał zostać ratyfikowany przez Sejm. August, mający świeże doświadczenie wsparcia szlachty, ocenił, że nie będzie z tym większego problemu.

Część historyków umniejsza znaczenie traktatu wiedeńskiego, wskazując, że ­Europę wieku XVIII charakteryzowała niezwykła zmienność sojuszy i ten jeden nie był w stanie odwrócić dziejów. – Piotr I, także po śmierci króla szwedzkiego, bardzo się obawiał kon­sekwencji tego traktatu – dowodzi jednak prof. ­Kosińska. – Jego wejście w życie oznaczałoby polityczne osamotnienie Rosji. Z kolei Rzeczpospolita zostałaby wpleciona w rodzaj systemu zbiorowego bezpieczeństwa w Europie. Uzyskałaby gwarancje sojusznicze cesarza i króla angielskiego, a dzięki temu mogłaby się wyemancypować spod mocno już zakorzenionych wpływów rosyjskich. Dowodem na te rosyjskie obawy była skala wysiłku organizacyjnego, dyplomatycznego i finansowego włożonego w to, by nie dopuścić do ratyfikacji układu przez Sejm.

Rosyjskie fake newsy

Ambasador Dołgoruki dostrzegł, że przejściowy triumf polskiego króla opiera się na jednym tylko fundamencie: powszechnej niezgodzie na obecność w Rzeczypospolitej wojsk rosyjskich. Pisał więc do cara: zróbmy taktyczny odwrót. Tymczasem Piotr został zmuszony do odwrotu, i to strategicznego, z Meklemburgii. Wypełniając zapisy traktatu wiedeńskiego, sojusznicy wkroczyli do tego księstwa i zmusili Rosjan do ewakuacji. Piotrowi zaczynał palić się grunt pod nogami.

Idąc za radą swojego posła, nakazał więc odwrót z ziem polskich. Postanowił też odwołać się do znanego dobrze pacyfizmu polskiej szlachty. Uruchomił machinę propagandową, która przekonywała, że traktat wiedeński oznacza przedłużenie wojny północnej, która znów miałaby się toczyć na terenach Rzeczypospolitej. Sugerował, że uzna ratyfikację traktatu za casus belli, że wyśle Kałmuków i Tatarów, by ją pustoszyli, i że na szybkość działań nowych sojuszników szlachta nie ma co liczyć.

Wielu w to uwierzyło, a nastroje antyrosyjskie przygasły, bo wyjście wojsk usuwało główny powód do niezadowolenia (i do popierania własnego króla). Jedynym pragnieniem szlachty było spokojne gospodarowanie, z dala od huraganów przetaczających się przez Europę. Wierzyli, że Rzeczpospolita jest zbyt wielka, żeby realnie coś jej groziło, i że nawet bez formalnego uczestnictwa w sojuszach europejskie mocarstwa zapewnią jej bezpieczeństwo. Obeznanie szlachty w tajnikach polityki było żenujące; nieprzypadkowo August działalność dyplomatyczną prowadził za pomocą urzędników saskich.

Z kolei widoczną gołym okiem w Meklemburgii skuteczność sojuszu anty­rosyjskiego Piotr obrócił na swoją korzyść: miałby to być dowód na jego ofensywny charakter, co upewniało szlachtę, że jego ratyfikowanie oznacza nowy konflikt. Tymczasem król angielski faktycznie planował działania mające na celu wyrzucenie Rosjan z Rzeczypospolitej: ofensywa miała nastąpić w 1720 r. jednocześnie z morza i lądu, a atak sprzymierzonych wojsk Hanoweru, Saksonii, Austrii i innych księstw niemieckich wsparłaby na południu Turcja.

Stracona szansa

Ambasador Dołgoruki ostrzegał ponadto szlachtę, że August II wykorzysta obecność wojsk sojuszniczych do likwidacji elekcyjności tronu i wprowadzenia absolutyzmu. Na korzyść Rosji grał tu fakt, że dwór zaniedbał informowania szlacheckiego społeczeństwa o treści i sensie traktatu. Rosjanie wypełnili tę lukę informacyjną, kolportując sfałszowane zapisy z Wiednia, mające dowodzić absolutystycznych zapędów Wettyna.

Car zawarł też sojusz z hetmanami, których uprawnienia (szczególnie dotyczące gospodarowania pieniędzmi na wojsko) boleśnie okrojono na Sejmie w 1717 r. Rozegrał też koncertowo sprawę odebrania im przez Augusta II dowództwa nad wojskami autoramentu cudzoziemskiego (praktycznie jedynym pułkom szkolonym do wyzwań nowoczesnej wojny; to już nie były czasy husarii).

Poparcie hetmanów, za którymi szła rzesza szlacheckiej klienteli, było dla cara niezbędne do realizacji planu zerwania Sejmu, który zebrał się w grudniu 1719 r. w Warszawie. Dołgoruki otrzymał od cara instrukcję: „Macie wszystkimi siłami przeciwdziałać, aby nie dopuścić do uznania i ratyfikowania pod naciskiem królewskim traktatu uczynionego w Wiedniu przeciw nam (...), bowiem w ten sposób król [August II] wprowadzi Rzeczpospolitą w takie zobowiązania, aby nie mogła swobodnie prosić o naszą pomoc”.

August II nie docenił nastrojów pacyfistycznych i tego, jak bardzo posłowie bali się wojny z Rosją. Nie docenił też skuteczności strumienia dukatów płynących z ambasady rosyjskiej. W jego skarbie widniały pustki; sojusznicy z Wiednia obiecali pomoc finansową, ale nadeszła ona, kiedy było już za późno. Dwór nie przygotował też strategii przeforsowania ratyfikacji ani własnej akcji propagandowej – inicjatywa była po stronie rosyjskiej.

Intryga się udała – tym razem liberum veto wybrzmiało. Sejm został zerwany, a szansa na alians z mocarstwami zachodnimi stracona.

Wszystko jak dawniej

– Ratyfikowanie traktatu wiedeńskiego byłoby wielkim sukcesem Augusta II jako króla polskiego. Bardzo wzrosłyby notowania króla i Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej – podkreśla prof. Kosińska. – W kraju oznaczałoby to zaś spektakularną klęskę opozycji skupionej wokół hetmanów. Zjednoczenie się narodu szlacheckiego wokół tronu pozwoliłoby prawdopodobnie przeprowadzić reformę wojska, przede wszystkim zwiększając jego liczebność ograniczoną na Sejmie z 1717 r. do kilkunastu tysięcy.

Tymczasem krótka, dwuletnia koniunktura w stosunkach międzynarodowych się kończyła. Krach na giełdzie londyńskiej zmusił Jerzego I do wycofania się z aktywnej polityki. Rzeczpospolita straciła szansę otwarcia się na Zachód i wyjścia spod rosyjskiego buta. W lutym 1720 r. Rosja i Prusy podpisały traktat, którego cel zdefiniowano tak: „aby w Polsce wszystko pozostało jak dawniej”.

Czy niepowodzenie ratyfikacji traktatu wiedeńskiego to moment, kiedy Rzeczpospolita wchodzi na równię pochyłą prowadzącą do rozbiorów i utraty państwowości?

– Upadek Rzeczypospolitej, a zwłaszcza proces tracenia suwerenności, porównać można raczej do schodzenia z gór: czasem podchodzi się w górę, ale ostatecznie i tak idzie w dół – mówi prof. Kosińska. – Był jeszcze taki moment, gdy wydawało się, że istnieje szansa na wydostanie się spod kontroli rosyjskiej. Kiedy w 1725 r. umarł Piotr I, jego następczyni Katarzyna I nie miała zbyt mocnej pozycji. Z kolei jej następca Piotr II objął tron w 1727 r. jako dziecko. W latach 1725-29 Rosja na pewien czas wycofała się z aktywności międzynarodowej. Czasu tego przejściowego osłabienia nie wykorzystał ani dwór saski, ani Rzeczpospolita, a kiedy w 1730 r. władzę przejęła Anna Iwanowna, było już za późno na emancypację. Rosja wróciła do aktywnej polityki zachodniej.

Instrukcje dla dyplomatów

W początkach panowania carycy Katarzyny I (rządziła w latach 1724-27) wice­kanclerz rosyjski Andriej Iwanowicz Ostermann spisał wskazówki dotyczące polityki Rosji wobec Rzeczypospolitej. – Dokonał w nich syntezy metod wypracowanych w czasach Piotra – tłumaczy prof. Kosińska. – Punkty te zapisywano później w instrukcjach dla dyplomatów jadących do Polski. Zawierały one zasady tzw. polityki negatywnej. Rosyjscy posłowie mieli łudzić króla możliwością wzmocnienia władzy oraz przeprowadzenia sukcesji na rzecz syna pod warunkiem, że zgodzi się na ustępstwa wobec Rosji.

Innym celem polityki rosyjskiej było sianie „dyfidencji”, czyli niezgody między królem a szlachtą przez ostrzeganie jej przed rzekomymi zakusami absolutystycznymi Augusta. Dyplomaci mieli też uniemożliwić przeprowadzenie reform ustrojowych i wzmocnienie wojska, nie pozwalali również wchodzić w układy międzynarodowe. Niszczyli reputację państwa, przedstawiając je jako nietolerancyjne. Posługiwali się przy tym m.in. głośną sprawą toruńską z 1724 r. (protestanci zdemolowali wtedy kolegium jezuickie, po czym w mieście wybuchły zamieszki, zakończone ścięciem protestanckiego burmistrza i kilku uczestników). Wkrótce stale wykorzystywanym narzędziem nacisku na Polskę stało się żądanie równouprawnienia dysydentów (mniejszości wyznaniowe nie miały wtedy praw w żadnym państwie europejskim, łącznie z Rosją, ale hasła te dobrze wybrzmiewały w oświeceniowych salonach).

– I wreszcie – przypomina prof. Kosińska – narzędziem utrzymywania Rzeczypospolitej w politycznej słabości stał się zawiązany w 1720 i wielokrotnie odnawiany w latach 1726, 1729, 1730 oraz 1740 sojusz Rosji z Prusami, który był bazą dla współpracy realizowanej w procederze zrywania kolejnych sejmów.

System rosyjski w Polsce utrwalił się na tyle, że już nawet nie trzeba było trzymać w niej wojska. O tym, jak skutecznie niszczono autorytet Wettyna, świadczy pokutujące do dziś przekonanie, że wielo­krotnie wychodził on z ofertami rozbioru Rzeczypospolitej między sąsiadów w zamian za zgodę na wzmocnienie swojej władzy. Badania archiwalne wykazały, że wszystko to były pruskie prowokacje.

Pod carskim butem

Dla Rosji było oczywiste, że po spodziewanej śmierci Augusta II (zmarł w 1733 r.) wybór nowego króla nie może się odbyć poza jej kontrolą. W sojuszu z Prusami i Austrią z 1732 r. – nazwanym traktatem trzech czarnych orłów – uzgodniono wypromowanie wspólnego kandydata. Wskazano na królewicza portugalskiego Emmanuela, człowieka pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia w Europie, którego król pruski opisał tak: „jest do zaakceptowania ze względu na pokojową naturę, mierny intelekt i to, że nie będzie niebezpieczny dla sąsiadów”.

Plan trzeba było jednak zmienić: wśród szlachty Portugalczyk nie znalazł nawet śladowego poparcia. Śmiano się, że jedyną korzyścią z jego elekcji byłby spadek cen pomarańczy. W 1733 r. szlachta wybrała królem Stanisława Leszczyńskiego. Akt samowoli nie powiódł się: pod osłoną bagnetów rosyjskich tron objął August III, syn zmarłego Wettyna. Zszokowane społeczeństwo szlacheckie uświadomiło sobie skalę niesuwerenności kraju. A odtąd było już tylko gorzej.

Prof. Kosińska: – W kolejnych dekadach Rosja i Prusy starannie pilnowały, by w Rzeczypospolitej nie przeprowadzono żadnych reform. Z epoki saskiej kraj wychodził nie tylko jako państwo niemal bezbronne, ale od wielu już lat niesuwerenne.

A czasy ostatniego króla? – Za Stanisława Augusta Rzeczpospolita nie miała już żadnych szans ma wyemancypowanie się spod wpływów rosyjskich – uważa historyczka. – Co prawda król miał w tej materii pewne złudzenia, stąd jego początkowy entuzjazm dla „nowego świata polskiego tworzenia”, czyli prób zreformowania archaicznego systemu ustrojowego z liberum veto na czele.

Dla carycy Katarzyny II, która objęła tron w 1762 r., było jasne, że w interesie Rosji nie leży jakiekolwiek wzmocnienie Rzeczypospolitej. Stanisława Augusta należało więc ukarać za zbytnią samodzielność polityczną. Karą był pierwszy rozbiór w 1772 r., a dwie dekady później – ostateczne już odebranie państwowości.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Boże, strzeż od takich przyjaciół