Jakub

fot. K. Adamiec

17.01.2007

Czyta się kilka minut

Cmentarze bardzo się sprawdzają podczas wojny. Pomniki chronią przed ostrzałem zza muru. Śpi się na trawie między grobami. Miałem szczęście: znalazłem pusty grób, bardzo porządny, wymurowany, nie zdążyli widocznie kogoś pochować. Na granitowych płytach można jeść - jedliśmy pomidory najczęściej, a wodę braliśmy z pompy przy głównej bramie. Nasi Żydzi wytłumaczyli nam, że to nie jest zwyczajna pompa. Jak człowiek wychodzi z żydowskiego cmentarza, powinien odmówić modlitwę i obmyć ręce, i tą właśnie wodą oni się kiedyś obmywali.

...Nasi Żydzi to ci, których uwolniliśmy z obozu na Gęsiej. Jacy byli szczęśliwi, pani kochana! Jeden próbował całować mnie po rękach, drugi przytaszczył zdobyczne wiadro miodu... Wyrwałem ręce, człowieku, tłumaczyłem, no co ty, ale to był węgierski Żyd i nie można się było dogadać. Albo holenderski, trudno powiedzieć, większość była zagraniczna. A miód był dla mnie za słodki, nie mogłem jeść, powiedziałem, że oddam chłopakom do kuchni, znowu nic nie zrozumieli, i było im przykro, że nie jem. Nasi Żydzi od razu stanęli w szeregu i zameldowali się dowódcy. Chyba Lederman zameldował, odsłużył przed wojną wojsko i wiedział, jak się zachować. Stanął na baczność: panie dowódco, melduję żydowski oddział gotowy do powstania.

...Pomidory przynosiła dziewczyna z sąsiedztwa. Nie znaliśmy jej, mówiła, że mieszka niedaleko i że tatuś ma ogródek działkowy. Zawsze była w tej samej sukience, zielonej, z krótkimi rękawami. Miała opalone ręce. Blondynka. Pomidory umyłam, mówiła za każdym razem, wyjmowała je z kosza i układała na grobie na serwetce. Obok sypała trochę soli. Smaczne były, pachnące, takie prosto z krzaka. Po paru dniach przestała przychodzić, myślałem, że wszystkie pomidory już zebrała. Zobaczyłem ją na ulicy Sołtyka. Leżała na jezdni, obok leżało ze dwudziestu innych zastrzelonych cywilnych ludzi. Poznałem ją od razu: zielona sukienka, sandały na gołych nogach, jasne włosy były zmieszane z zakrzepłą krwią.

...Na cmentarzu nietrudno było o zabitego Niemca. W pierwszych dniach biegali - od Młynarskiej do Okopowej i na odwrót, a my celowaliśmy zza pomników. Mój łącznik znalazł Niemca w jednej z alejek. Jego był, skoro go znalazł. Zdjął mu hełm, odpiął pasek, zabrał karabin, wszystko przyniósł pod tę rytualną pompę i zaczął pucować. Najpierw umył karabin. Potem nabrał wody do hełmu i wylał na ziemię razem z krwią i resztkami mózgu. Znowu nalał i znowu, woda robiła się coraz mniej czerwona, na koniec zakleił plastrem otwór po pocisku i nałożył hełm na głowę. Zrobił w pasie dodatkowe dziurki. Wziął do ręki karabin, był gotowy do powstania. Mówił, że ma czternaście lat, może i miał tyle. Drobny, nieduży blondynek. Przyszedł z listem od mamy, wyrażała zgodę na "pełnienie przez syna służby przy powstańcach warszawskich". Zginął na Starym Mieście. Matka też pewnie zginęła. Gdyby żyła to szukałaby synka, a nie szukała, czyli zginęła w powstaniu.

...Jedenastu chłopców leżało na stadionie "Polonii". Osłaniałem ich ogniem z erkaemu, niezłego, browninga dwadzieścia osiem, ale zginęli. Cała piłkarska drużyna, no co za traf przedziwny. Ja dostałem sześć odłamków i jako dowódca grupy rannych poprowadziłem kanałami sześćdziesiąt trzy osoby. W polowym szpitalu wyjęli mi cztery odłamki - z nogi, z piersi, z prawego boku i zza ucha (piąty wyjęli już po wojnie, w więzieniu we Wronkach, kiedy zmienili mi "kaes" na dożywocie, ostatni, szósty - po wyjściu z Wronek) i przedostałem się na Czerniaków. Leżałem z mauzerem na balkonie, na pierwszym piętrze, strzelił do mnie niemiecki czołg i spadłem na dół razem z balkonem. Czołg dalej strzelał i spadło na mnie drugie piętro, na szczęście nie całe, część balustrady zawisła nade mną i mogłem oddychać. Myślałem, że już zdechnę w tych gruzach z głodu i od ran, ale przyszedł po mnie Jakub Wiśnia, jeden z naszych Żydów. Powiedział Filowi, swojemu dowódcy - w tym domu na balkonie był "Świst". Jak był na balkonie, to teraz jest pod balkonem, trzeba go poszukać. W nocy przyszedł razem z Filem, odkopali mnie, zanieśli na drzwiach nad Wisłę, żołnierze Berlinga wzięli mnie na ponton i popłynęliśmy na drugi brzeg.

...Przed aresztowaniem zdążyłem postudiować: zapisałem się do Szkoły Głównej Handlowej. W wolnych chwilach wpadałem na zupę do prywatnej, niedrogiej knajpy, zawsze tej samej, na Zielnej koło Bagna. Kończyłem akurat zupę, chlebem wycierałem talerz i ktoś za mną stanął. Mężczyzna. Odwróciłem się... na baczność stoi. I słyszę: panie dowódco, melduje się Jakub Wiśnia. Był, okazało się, właścicielem knajpy. Odtąd dostawałem zupę, drugie danie i kompot za darmo, dzień w dzień.

...Ponownie zameldował się po czterdziestu latach. Stary był, nie miał dzieci, nikogo nie miał, żył bez ślubu z polską kobietą. Przyjemną kobietą, przyjazną. Spytał, czy może dostać papier, że walczył w batalionie "Zośka". Jasne, że mógł, przecież walczył. Miał do mnie zadzwonić po paru dniach. Zadzwoniła jego kobieta. Papiery już mu niepotrzebne, potrzebna trumna. Poszedłem na pogrzeb. Rabin poprosił, żebym powiedział parę słów. Stanąłem nad głową Jakuba i przypomniałem mu wszystko. Nasz atak na obóz, wiadro z miodem, "żydowski oddział gotowy do powstania...". Przypomniałem mu Czerniaków, noc w gruzach pod balkonem... Mówiłem i mówiłem, a Żydzi łkali na głos. Kobiety zwłaszcza. Pani kochana, jak one płakały, jedna w jedną.

...Wracałem powoli, rozglądałem się. Myślałem: ten pomnik byłby niezłą osłoną przed ostrzałem. Potężny, pionowy... Czyj on? Adwokata Meyeta. Nie pamiętałem, czy nam się wtedy przydał. Na tamtej płycie dziewczyna mogłaby ułożyć pomidory. "Żona wierna, cnotliwa, matka czuła i tkliwa..." napisali na płycie Chaji Bersohn. Koło rabina Poznańskiego można by się przespać. Ja nie, ja miałem swój pusty, murowany grób, ale chłopakom byłoby wygodnie. "Gdyby nauka Twa nie była mą pociechą, zginąłbym w niedoli mojej..." napisali rabinowi. Pomyślałem, że przydałby mi się na grobie ten sam psalm.

Według opowieści por. Stanisława Sieradzkiego, pseudonim "Świst", żołnierza batalionu "Zośka". Fragment książki, która ukaże się nakładem wydawnictwa "Świat Książki".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007