Jaki znak twój

Tym, którzy zgadzają się na lekcje z "miłości do ojczyzny, pozostaje czekać na podstawy programowe nowego przedmiotu. Przeciwnicy pomysłu, pełni obaw, że w szkołach znajdzie się miejsce przede wszystkim na naukę nacjonalizmu, powinni zacząć się zastanawiać, jakiego wychowania patriotycznego by chcieli.

30.06.2006

Czyta się kilka minut

fot. P. Ulatowski - visavis.pl /
fot. P. Ulatowski - visavis.pl /

Prof. Anna M. Komornicka, wykładowczyni literatury greckiej, mieszkała na wsi w województwie tarnopolskim. Cnoty obywatelskie kształtowali w niej rodzice. Ojciec, jak tylko skończyła się I wojna światowa i walki o granicę wschodnią, wrócił do kompletnie zniszczonego, jak zresztą cały kraj, majątku. Odbudowa i "dorabianie się" nie przesłoniły mu jednak całego świata. Przez wiele lat, jako prezes Towarzystwa Szkoły Ludowej w Tarnopolskiem, jeździł po miasteczkach i wioskach, odwiedzając szkoły, wysłuchując potrzeb nauczycieli. Później w ich imieniu, ludzi nieraz heroicznych i zupełnie dziś zapomnianych, dobijał się z petycjami do władz oświatowych. "Rodzinną klęską" był Komitet Zimowej Pomocy Bezrobotnym, zabierający masę czasu, którego ojciec nie spędzał z najbliższymi, ale jeżdżąc do potrzebujących. Matka bynajmniej nie zajmowała się tylko domem: jeszcze jako panna założyła ochronkę dla dzieci pracowników majątku.

Anna Komornicka: - Wszystko to, czego nauczyłam się w domu, ugruntowało osiem lat w szkole sióstr niepokalanek w Jazłowcu. Nieprzypadkowo założycielka zgromadzenia, matka Marcelina Darowska, za najważniejsze w edukacji uważała trzy rzeczy: uczyć myślenia; bardziej dawania niż brania; chęci zrobienia czegoś dobrego dla Polski. Siostry, tak jak w sprawach wiary przestrzegały nas przed sentymentalizmem i bigoterią, tak w wychowaniu przed hurrapatriotyzmem i szowinizmem. A patriotyzm? Wchodził w krew naturalnie. Na lekcjach historii siostra Ancilla Rytel uczyła nas samodzielnego wyciągania wniosków, a nam wydawało się to naturalnym sposobem dyskutowania takich spraw, jak działalność margrabiego Wielopolskiego czy zamówienie Mszy dziękczynnej za zabójcę prezydenta Narutowicza. Samodzielne wyciąganie wniosków to chyba najlepszy sposób na wychowanie obywatela - przynajmniej w moim pokoleniu się sprawdziło.

Ale jak uczyć patriotyzmu dziś, kiedy granice i niezależność państwa wydają się niezagrożone, kiedy członkostwo w NATO obliguje do wysyłania wojsk w oddalone od kraju rejony świata, a przynależność do UE powinna wydłużać spojrzenie daleko poza opłotki? Prawdopodobnie, i na szczęście, dzisiejsi młodzi nie będą musieli umierać za ojczyznę. Na pewno jednak będą musieli odnaleźć się w świecie, gdzie codziennością jest swobodny przepływ kapitału, idei i ludzi. Gdzie interes państwa czy narodu nie musi być najważniejszy. Gdzie liczy się niezależność myślenia przed systemem edukacyjnym, konsumpcyjnym czy finansowym. Przedsmak tego już mamy, pytając, kto wykazał się brakiem patriotyzmu: grupa nastolatków, urządzająca nielegalną, ale pokojową manifestację przeciwko ministrowi, czy minister wzywający policję, by uporała się z demonstrantami.

Przeszłość przyszłości

Jeśli założymy, że patriotyzm to troska obywatela o swój kraj i społeczność lokalną, zaangażowanie w sprawy publiczne, pamięć o ważnych dla kraju wydarzeniach historycznych, najlepszymi nauczycielami postaw patriotycznych są ci, którzy na własnym przykładzie bezinteresownej działalności na rzecz innych dają takiej postawie świadectwo. Potrafią odnaleźć się zarówno wtedy, gdy trzeba bronić granic, jak wówczas, gdy przekraczają je uchodźcy, szukając azylu politycznego czy możliwości zarobienia na życie; którym trzeba pomóc, by żywa była tradycja polskiej gościnności. Takich postaw nie wykształci się jednak w młodych ludziach, oddzielając naukę historii Polski od powszechnej, przedstawiając wydarzenia historyczne tak, by "budziły dumę narodową", czy odgórnie wprowadzając "zajęcia z patriotyzmu".

- Na jednym z zebrań historyków w stolicy ktoś zapytał: "Po co uczyć, że polskie miasta zakładano w średniowieczu na prawie niemieckim? Przecież to sugeruje, że Polska stała wówczas cywilizacyjnie niżej niż Niemcy" - dr Krystyna Starczewska, polonistka i filozof, założycielka Zespołu Szkół Społecznych "Bednarska" w Warszawie, nie ma złudzeń, dokąd prowadzą ministerialne pomysły. - Trzeba być ignorantem, by z patriotyzmu robić pojęcie naukowe i stawiać sobie za cel naukę emocji przez manipulację faktami. Emocje trzeba oddzielić od ideologii, a tę od faktów. Natomiast zastępowanie patriotyzmu nacjonalizmem, bo tym jest dla mnie budzenie bezrefleksyjnej dumy narodowej za pomocą tendencyjnie zestawianych faktów, to przejaw zwykłego zawłaszczania pojęć.

Z drugiej strony, jak twierdzi Jadwiga Czartoryska, była dyrektor Instytutu Polskiego w Paryżu, teraz dyrektor we France Télécom, odcinamy się od historii, a to droga donikąd, tak jak zamykanie się w przeszłości: - Nieprzypadkowo, gdy Izabela z Flemingów Czartoryska otwierała w 1802 r. muzeum w Puławach, nad wejściem kazała wyryć: "Przeszłość przyszłości". W polskim społeczeństwie, którego istotną częścią historii są migracje, kiedyś polityczne, teraz ekonomiczne, świadomość tradycji i historii to część naszej istoty. Dlatego właśnie w emigracji zawsze imponowały mi dwa zmagania: jedno o utrzymanie własnej tożsamości i drugie, by zawsze coś robić dla kraju. Niekoniecznie wysyłać wojska: czasem była to działalność polityczna lub dyplomatyczna, zorganizowanie pomocy, jak w stanie wojennym, albo nawiązanie kontaktów z polską szkołą czy miastem.

- Pomysłodawcy wprowadzenia wychowania patriotycznego zakładają, że istnieje coś takiego jak prawda historyczna i przywiązanie do niej nazywają patriotyzmem - mówi dr Klaus Bachmann, historyk, politolog i wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego. - Tymczasem wartości, które są ważne dla społeczeństwa tu i teraz wynikają nie tylko z jego przeszłości, ale także z jego aktualnych potrzeb. Częścią niemieckiego patriotyzmu jest obecnie przyjaźń z Francuzami, choć sto lat temu było wprost przeciwnie. Na takiej właśnie potrzebie czasów opiera istnienie patriotyzm europejski, który nie istnieje przecież od zawsze, nawet jeśli niektórzy chcieliby upatrywać jego korzeni już w czasach Ottona III. Z tego punktu widzenia rozumiem działanie ministra Giertycha - w jego wizji Polski, lepiej byłoby, by się ona nie europeizowała, dlatego krzewi patriotyzm zamknięty.

Czy na pewno robi to wbrew całemu społeczeństwu albo chociaż jego większości? Niewykluczone, że niemała część obywateli wychowanie młodego pokolenia przez wzmocnienie dyscypliny w szkołach (postulat repetowania klasy za złe zachowanie) czy wychowanie w "określonym systemie wartości" (np. wiary katolickiej) przyjmie jako rozwiązanie właściwe na niepewnie aksjologicznie czasy.

Dr Starczewska: - Czy jednak to politycy - osoby o jednoznacznie zdeklarowanych, i często kontrowersyjnych, sympatiach ideowych, które nie tylko w obecnej kadencji parlamentu nagminnie pokazują, czym jest koniunkturalizm i jak użyteczne w grze politycznej są kłamstwo czy agresja - powinni decydować, co to znaczy wychowywać młodzież patriotycznie?

Zresztą, może wcale nie trzeba młodzieży patriotyzmu uczyć?

Zacieśnianie serca

International Educational Association, organizacja zajmująca się pomiarem osiągnięć edukacyjnych, w 1999 r. zbadała grupę czternastolatków z 28 krajów, natomiast rok później grupę siedemnastolatków, pytając ich m.in. o uczucia, jakie budzą w nich symbole narodowe, czy czują się dumni ze swego pochodzenia, a swój kraj uważają za najlepszy do życia. Okazało się, że temperatura miłości do ojczyzny daje młodym Polakom trzecie miejsce, po Grekach z kontynentu i Cypru. Cóż, kiedy i ciemniejsza strona patriotyzmu - nazywana przez prof. Krzysztofa Kosełę, socjologa z UW, "skłonnością do zacieśniania serca" - jest równie silna. Młodzi uważają, że nikt nie powinien nam mówić, jak mamy się rządzić we własnym kraju, że powinniśmy kupować tylko polskie produkty, że interesy obcych powinny się liczyć w drugiej kolejności. Na skali zdolności budowania murów wokół własnej wspólnoty - przez postawy nacjonalistyczne i ksenofobiczne - polska młodzież również zajmuje trzecie miejsce.

- Na pewno nie można powiedzieć o polskim patriotyzmie, że jest wystudzony - zapewnia prof. Koseła. - Jesteśmy aż za bardzo wrażliwi na narodową symbolikę i uczucia. Najbardziej powiązane z patriotyzmem było poczucie sprawczości w szkole - przekonanie, że jeśli jest nas dwóch, jest tak, jakby było nas trzech: że jeżeli się zbierzemy, możemy coś razem zrobić, jesteśmy silni. To właśnie, jak też liczenie się ze zdaniem młodych w szkole, przekłada się m.in. na silniejszy patriotyzm, uznanie zawodowych i politycznych praw płci czy przyznawanie praw emigrantom. To dość oczywista prawidłowość: jeżeli ciebie szanują, ty szanujesz innych.

Miłość do ojczyzny słabo przekłada się jednak na pracę na rzecz innych - pod tym względem jesteśmy gorsi od właściwie wszystkich nacji branych w badaniu pod uwagę.

Prof. Koseła: - To nie tyle niechęć, ile defekt uczenia - nauczyciele nie zauważają, że młodzi nie tylko powinni brać, ale i dawać. Brakuje konkretnych akcji angażujących młodzież - np. sprzątania rynku w miasteczku, jeżeli gmina płaci na szkołę - a nie lekcji wychowania patriotycznego.

W innej skali obserwowała to Jadwiga Czartoryska we Francji, gdzie emigranci od lat tworzyli dziesiątki różnych stowarzyszeń, zapewniających naukę języka i historii, organizujących ich życie na bardzo lokalnym poziomie.

Czartoryska: - Czy to z powodu obciążeń historycznych, czy cechy narodowej albo mnogości tych oddolnych inicjatyw, dość, że Polonia Francuska jako organizacja powstała dopiero półtora roku temu. Jakby brakowało nam przekonania, że można lepiej zadbać o swoje interesy, gdy np. do prezydenta republiki przychodzi dziesięć tysięcy, a nie dziesięć osób.

Tak się robi

W badaniach czternastolatków młodzi wywalczyli złoty medal za wiedzę obywatelską. Kiedy jednak rok później badanie powtórzono na starszej młodzieży, okazało się, że przyrost wiedzy Polaków okazał się najmniejszy. Może im więcej rozumieli z bieżącej polityki, tym szybciej dostrzegali, jak wielką w niej rolę odgrywa prywata i ludzka małość? To, co widać w telewizji, nijak się ma do przekazu lekcyjnego, np. do nauki o romantycznej tradycji starań o wolność jednostek i państwa albo konieczności pracy organicznej na rzecz społeczeństwa.

- Chyba że sprawami publicznymi żyje rodzina i przyjaciele - twierdzi Rafał Szymczak, współwłaściciel i dyrektor agencji Public Relations "Profile". - Nie przyszłoby mi do głowy urządzać pogadanki patriotyczne z moim najstarszym dzieckiem,

siedemnastoletnim licealistą (choć rozmawiam z nim o polityce i sprawach społecznych), ale czy muszę to robić, jeżeli znajduje czas, by pracować dla schroniska dla zwierząt albo moderuje stronę internetową akcji "Bez Giertycha"? Zresztą, odwagę sprzeciwu właśnie uważam za przejaw patriotyzmu; nie chęć obalenia ministra, ale zaangażowanie w sprawę publiczną.

Kiedy był w jego wieku, Szymczak uczył się w warszawskim liceum im. Lelewela. Były lata 80. - czasy oczywistych wyborów. Zaangażowanie w działalność opozycyjną wymagało odwagi, ale konsekwencje były raczej niegroźne. W dużym mieście nietrudno było znaleźć się w gronie ludzi myślących podobnie albo takich, którzy swoim życiem pokazywali, że "tak się robi" - angażuje w różnorodną działalność nie dla lepszych stopni czy ułatwień podczas egzaminów na studia. Miał szczęście poznać Jacka Kuronia, za którego wychowanka dzisiaj się uważa.

Dla młodzieży w wieku dzieci Szymczaka niewiele rzeczy jest już oczywistych, na pewno nie należą do nich subtelne wybory wartości. Pluralizm pomysłów na życie, idei do zrealizowania, projektów, którym warto poświęcić swój czas - oszałamia. Niewielu ma odwagę zmierzyć się z tym trudnym wyborem. Czy kochają swój kraj? Wielu może go nawet nie lubić: za arogancję rządzących, nierówność szans, brak pracy, panoszący się klientelizm. Za bezczynność tych, którzy mając pełnię praw, nie protestują przeciwko nietolerancji, antysemityzmowi i agresji w życiu publicznym. Wybierają więc ucieczkę w "swoje sprawy", a nawet za granicę.

Szymczak: - Chciałbym, by moje dzieci dobrze czuły się same ze sobą i w miejscu, w którym są; by akceptowały swoje ograniczenia. A jeżeli coś im w tym kraju nie odpowiada, by chciały go na tyle, na ile potrafią, zmieniać. I jeśli wyjeżdżają, to po to by wrócić, a nie uciec.

- Naszej młodzieży trzeba przede wszystkim otworzyć szeroko oczy na świat - przekonuje Starczewska. - Nauczyć współżycia z ludźmi i konstruktywnego działania dla dobra naszego kraju. Tego nie nauczą ich politycy, którzy, co przykre, uczą nienawiści, kłótni i arogancji. Za mało jest pogodnego optymizmu i życzliwości, umiejętności prowadzenia dialogu także z tymi, którzy myślą inaczej. I to jest problem. Pomyślmy, jak uczyć nasze dzieci otwartości na potrzeby otaczających ich ludzi, jak działać konstruktywnie dla wspólnego dobra, a nie twórzmy oddzielnego od historii powszechnej przedmiotu, który ma w sztuczny sposób budzić "dumę narodową".

Pacyfiści i rycerze

Jadwiga Czartoryska miała rodzinę na całym świecie, ale wychowała się i kształciła w Polsce - rodzice uważali, że tu właśnie jest jej miejsce; co więcej, że nawet jeśli się wyjeżdża, zdobytą wiedzę należy wykorzystać dla dobra kraju. Jest przekonana, że staroświecko brzmiący "patriotyzm" nie musi być przedmiotem wielkich dyskursów. To poczucie jedności z miejscem, które nazywa się ojczyzną, rzetelna praca, uczciwość, solidność, lojalność... Dobre wykształcenie i dbałość o kręgosłup moralny, który nie musi zależeć od jakiegokolwiek wyznania. Nie bez powodu te właśnie zasady stały się podstawą Szkoły Rycerskiej kierowanej w XVIII w. przez jej przodka.

Odgórnie nauczany model patriotyzmu może się zakończyć buntem uczniów, choć niekoniecznie manifestowanym na ulicach. Przecież materiał można zdać i zapomnieć, jak robił Bachmann i jego koledzy ze szkoły w RFN z wiedzą, jaką starał się im przekazać pewien konserwatywny nauczyciel, przekonany, że po roku 1968 można uczyć młodzież patriotyzmu rodem z lat 40. i namawiać do wstąpienia do armii. Efekt: 80 proc. wychowanków stało się zaprzysięgłymi pacyfistami. W Polsce przymusowo nauczany XIX-wieczny model patriotyzmu oparty na jednej religii i jednej prawdzie historycznej może zostać po prostu odrzucony.

"Nasz ustrój polityczny nazywa się demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości. Jeśli zaś chodzi o znaczenie, to jednostkę ceni się nie ze względu na jej przynależność do pewnej grupy, lecz ze względu na talent osobisty, jakim się wyróżnia" - czytała studentom w głębokim PRL-u prof. Komornicka "Wojnę peloponeską", kiedy ani demokracja, ani wolność nie miały w życiu publicznym takiego znaczenia, jakie nadawał im Tukidydes. Potem jej wychowankowie czytali to swoim studentom. Na tym polega oddolny przekaz: dobrym obywatelem i patriotą jest ten, kto szanuje poglądy i wolność innych, kto rzetelnie wykonuje obowiązki, jakie się przed nim stawia. Profesor potwierdza: - To się sprawdza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2006