Jaki prezydent, takie wino

Dwanaście euro. Tyle kosztuje dzisiaj dawka kompleksu polskości. Przez ostatnie ćwierć wieku takeśmy się dźwigali z zacofania – ale to wszystko jakby działo się za szybą.

26.10.2015

Czyta się kilka minut

Udawany suflet (przepis na końcu tekstu)  / Fot. Kamila Zarembska, Wojciech Szatan
Udawany suflet (przepis na końcu tekstu) / Fot. Kamila Zarembska, Wojciech Szatan

W w głębi ducha dalej zgadzamy się z mrożkowskim odkryciem, że Polacy to też Murzyni, tylko że biali.

Wystarczyło, żeby belgijska gazeta napisała w żartobliwym tonie, iż prezydent Duda poczęstował ich króla bordoskim winem za wspomnianą kwotę, a polską opinię publiczną ogarnął dreszcz masochistycznej rozkoszy. Z niezbędnym plemienno-partyjnym naddatkiem: jedni załamywali ręce nad obciachem, na jaki narażają nas cebulaki z PiS-u; drudzy chwalili skromność pierwszego obywatela, jakże zaszczytną na tle dekadenckich orgii ekipy odliczającej właśnie ostatnie dni do odsiadki.

Szkoda, że za 12 euro nie można portalowym przeklejaczom newsów opłacić kursu dziennikarskiej rzetelności. Nakazywałaby ona choćby rozeznać rynkowy kontekst: wino dostępne w Belgii w tym przedziale cenowym kosztuje w Polsce, po doliczeniu wszystkich marż i opłat, najmarniej 100 zł. Nawet jeśli kancelaria kupuje u dystrybutora z rabatem, to i tak na lokalne warunki, czyli nasze przyzwyczajenia i siłę nabywczą, jest to wino, które przytomny urzędnik powinien zaliczyć do co najmniej średnio drogich, bez względu na to, co za własne pieniądze pije wieczorem w domu. Tym bardziej że – jak przyznaje nadworny winoznawca belgijskiej gazety – bankiety głów państw to trudna dla podczaszego okazja, gdy większość obecnych nie interesuje się winem. Może i wybrano trochę za tanio, ale nędza z bidą to to nie jest.

Następcy króla Leopolda powinni do końca świata dostawać do picia tylko ocet – uważa poeta Jacek Dehnel. Nigdy dość przypominania Belgom o ich zamiecionej pod dywan koszmarnej kolonialnej przeszłości. Ale i bez pamięci o masakrach w Kongu należałoby zamknąć sprawę stwierdzeniem: jaki król, takie wino. Trzeba znać proporcje. Mistrzem w sztuce rozeznania, co komu polewać, byli organizatorzy ceremonii rozdania Nagród Nike: w czasach, kiedy jeszcze mnie zapraszano, królował różowy mateus, ulubione wino Saddama Husajna. Kimkolwiek jest trefniś odpowiedzialny za ten wybór, składam mu niniejszym hołd z głębi swojego złośliwego serca.

Parę dni temu podczas przyjęcia w pałacu Buckingham prezydentowi Chin podano sto razy droższe niż u prezydenta Dudy wino Haut-Brion rocznik 1989. Zawartość przepastnych (ok. 40 tys. butelek) piwnic rządu Jej Królewskiej Mości jest ściśle posegregowana wedle rangi wydarzeń i znaczenia gości. Nikt nawet nie pisnął, że Xi Jinping dostał w Londynie wszystko, co najlepsze z półki A1. Jak cynicznie wyjaśnił „Guardianowi” członek Izby Lordów, pędzący na ceremonialne powitanie w parlamencie: „To nasz obowiązek, Anglia spodziewa się paru pokaźnych czeków”. Konkretnie: 30 mld funtów w kontraktach przywiezionych w teczce przez chińską delegację. Aż dziw, że Elżbieta nie kazała wyciągnąć na aperitif jedynej butelki szampana Krug rocznik 1964. W zaleceniach, które zespół rządowych degustatorów umieszcza przy każdej cenniejszej pozycji w magazynie, napisano: „pić powoli”, co nie dziwi, bo to zapewne jedna z ostatnich w ogóle butelek tego wina na świecie.

Tego dnia w Londynie podano jednak krajowe wino musujące. Chińczycy namiętnie kupują luksusowe wina, wcale nie dla smaku, tylko na pokaz. Ciekawe skądinąd, kiedy winiarze zrozumieją, że mogliby butelkować dla nich byle co, a swoje prawdziwe wino sprzedawać pokątnie miejscowym do baniaków (trochę żartuję, ale przecież niejeden „zamek” w okolicach Bordeaux to potiomkinowska makieta, postawiona, żeby od frontu wszystko wyglądało wedle oczekiwań chińskiej wycieczki). Dlatego sprytny Albion wstawi na bankiet swój krajowy produkt, w nadziei, że podniesie to prestiż brytyjskiego winiarstwa w oczach wymarzonych klientów.

I to jedyna sensowna pointa tej historii: niechże kancelaria prezydenta zacznie wydawać 12 i więcej euro na polskie wina. Jest z czego wybierać, bez najmniejszego wstydu, przynajmniej w białych. Urocze musujące grempler sekt z lubuskiego Miłosza zostawmy dla ludzi – produkcja jest tak mała, że urzędowy zakup wyczerpałby całą podaż. Ale np. wina Turnaua – są trochę mało charakterne, tylko czy to dla polityków jakaś wada? W pomorskim Mierzęcinie robią lepsze od turnauowych rieslingi. W Sandomierskiem winnica Płochockich osiągnęła już tak stabilny poziom, że może być bezpiecznym stałym dostawcą. Czego, niestety, nie powiem dziś o Srebrnej Górze, czyli winnicy na zboczach krakowskich kamedułów; kilka ich nowych win sprawiło mi kłopot, a szkoda, bo opowieść o tradycjach tego miejsca to świetne zagajenie uroczystego toastu. A czerwone? No cóż, na razie nie potrafimy. Może nowy rząd rozważy unię z Węgrami? Budapeszt w Warszawie, Eger na Podbeskidziu... ©


W mojej kuchni wszyscy goście należą do kategorii A1. Jednak i przy nich zdarza mi się popełniać drobne oszustwa, kiedy np. podaję im udawane suflety. Jest to daleki potomek włoskiej frittaty w wersji pieczonej, nie smażonej. Najpierw baza – na 4 osoby potrzeba zmieszać 2 jajka (lub 3, jeśli małe), 1 żółtko, 200 ml mleka, 100 ml śmietanki, ok. 30-40 g skrobi kukurydzianej, kilka kopiastych łyżek parmezanusól i pieprz. Do tego dodajemy dowolną parę składników, dobranych tak, by się nawzajem nie zagłuszały. Np. różyczki brokułów i anchois; karczochy i tuńczyka z puszki; oliwki i piórka duszonej cebuli; talarki pora (duszone na maśle) i boczek... Przelewamy mieszaninę do ramekinów wysmarowanych masłem i oprószonych bułką. Pieczemy w 200 stopniach ok. 20-25 minut, aż ładnie się zrumienią i popękają na wierzchu. Podajemy natychmiast, bo po paru chwilach sufleciki siadają.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015