Jak wychodzimy na integracji

Czy jeszcze pamiętamy, czym straszyli nas przeciwnicy akcesji z Unią Europejską? Jeśli nie, to przypomnijmy: krzyczeli, że Polska - czyli każdy z nas - wyjdzie na integracji, jak Biała Podlaska na Toyu. Czy mieli rację?.

08.08.2004

Czyta się kilka minut

Prorocy złej nowiny wieszczyli, że zaraz po 1 maja pojawią się w Polsce pazerni Niemcy i Holendrzy, którzy zaczną wykupywać ojczyste ziemie. Sklepy miały uginać się od przeterminowanej żywności, sprowadzonej z przepełnionych magazynów Europy Zachodniej. Ostateczny cios miał zostać zadany polskim chłopom, przyciśniętym do muru konkurencją z zachodnimi farmerami. Drobny przemysł z kolei miała przechwycić europejska finansjera. Zgoda naszego rządu na projekt Konstytucji europejskiej nie zawierającej odwołania do Boga miała zaś rozpocząć nie tylko programowy proces sekularyzacji katolickiego narodu, ale zachwiać kanonem podstawowych wartości Starego Kontynentu. Słowem: 1 maja mieliśmy się obudzić w kraju, gdzie życie stało się koszmarem.

O tym, że nic takiego się nie stało, przekonywać nie trzeba. Ale powiedzieć, że akcesja spłynęła po Polakach jak woda po kaczce, to także nieprawda. Zmieniła się nie tylko optyka myślenia politycznego, ale również zawartość naszych portfeli i mentalność. Jakie zatem były owe symboliczne 100 dni naszego członkostwa?

Co by rzec, były ciekawe. A nic tak nie nadaje życiu smaku, jak świadomość, że w ciekawych czasach człowiek żyje.

Zwycięstwo rozsądku

Zaczęło się jak w najlepszych filmach Alfreda Hitchcocka. Najpierw szok, a potem napięcie tylko rosło. Po prawie pół wieku komunizmu i 10 latach żmudnych negocjacji, 1 maja zakończył się porządek jałtański. Był szampan i była radość. Cieszyła się zarówno “stara", jak i “nowa" Europa. Widocznym świadectwem historycznego rozszerzenia okazało się pierwsze posiedzenie Parlamentu Europejskiego, na którym polscy reprezentanci, mający jeszcze status obserwatorów, pokazali europejskim kolegom, na co ich stać: Adam Bielan z PiS życzył parlamentowi pomocy boskiej przy budowaniu jedności Europy; Genowefa Grabowska z SLD apelowała o wpisanie do konstytucji sformułowania o “korzeniach terroryzmu"; poseł Witold Tomczak z LPR wniósł krzyż i zaapelował o zawieszenie go w sali obrad.

Mało tego, do gmachu PE wnieśliśmy również osobliwy folklor: polscy obserwatorzy, przeciwni integracji, atakowali swoją rodaczkę Danutę Hübner w czasie jej przesłuchania na stanowisko komisarza. Najpierw - opowiada Cezary Lewanowicz, rzecznik prasowy PE - wprawili tym unijnych kolegów w konsternację, a w efekcie zrodziła się odruchowa sympatia parlamentarzystów innych narodowości do polskiej minister. Jeden z uczestników tej debaty tak komentował reakcje sali: “Brawa, jakie zebrała Hübner po przesłuchaniu, to wyraz solidarności z Ziemianinem, atakowanym przez członków jakiejś obcej cywilizacji". Niemałe zdziwienie budził także poseł Krzysztof Rutkowski, przechadzający się po parlamentarnych korytarzach w dresie albo w skórzanej kamizelce. I oczywiście biało-czerwone krawaty Samoobrony, które wpisały się w unijny krajobraz.

Wszystko to pokazuje, że bój o pozycję Polski w Unii de facto wcale się nie zakończył, przeciwnie: dopiero się zaczynał. I już miesiąc później, 13 czerwca, zwolennicy integracji musieli przełknąć łyk goryczy. Wybory do Parlamentu Europejskiego - nie tylko zresztą w Polsce - zakończyły się względnym zwycięstwem partii wrogich integracji: wygranym okazał się zwłaszcza wielki narodowy populista Roman Giertych i jego Liga Polskich Rodzin. Ba, sukces ten pociągnął za sobą kolejny: zwarta ekipa Giertycha ulokowała się na drugim miejscu w sondażach opinii. Media zaś uznały dobry wynik wodza LPR, jak wcześniej Andrzeja Leppera, za tak spektakularny, że twarz Giertycha zagościła - niczym gwiazdy show businessu - nawet na okładkach dwóch wpływowych tygodników: “Newsweeka" i “Polityki". LPR sukces zawdzięcza oczywiście niskiej frekwencji oraz mobilizacji narodowego elektoratu. “Babcie nie zawiodły!" - tak wynik wyborów komentował jeden z działaczy partii.

Jednak do PE weszły nie tylko “Leppery" i “Giertychy". Polacy chcieli, by na tym międzynarodowym forum reprezentowali ich także ludzie, którzy zjedli zęby w działalności na polu polityki międzynarodowej. Stąd w PE znaleźli się: startujący z listy Unii Wolności były szef polskiej dyplomacji prof. Bronisław Geremek, rzecznik podziemnej “Solidarności" i współautor wejścia Polski do NATO Janusz Onyszkiewicz czy negocjator z Unią w rządzie Jerzego Buzka Jan Kułakowski.

Zresztą trudno udawać, że w Polsce nie ma sił z zasady wrogo nastawionych wobec integracji. Jednak, paradoksalnie, jest to również przejaw naszej europejskości: nie tylko Francuzi mają Le Penów.

Poważniejsza obawa wiązała się z tym, że jako świeżo upieczony członek UE zawetujemy przyjęcie europejskiej Konstytucji. Rząd znalazł się między młotem a kowadłem: premier Marek Belka nie mógł sobie pozwolić, by przez Polskę Konstytucja nie została przyjęta, ale też musiał się liczyć z tym, że rodzimy parlament zobligował go do obrony Nicei (albo - jak chcieli Jan Rokita wespół z Leszkiem Millerem - śmierci). Premier, na szczęście, nie ugiął się przed szantażem opozycji, a Konstytucja po długich i drobiazgowych targach została przyjęta na czerwcowym szczycie w Brukseli.

Wola kompromisu, za którą chwalono nasz rząd w Europie, w kraju okazała się przyczyną oskarżeń: o “nie dbanie o polski interes narodowy" (Rokita), o zdradę stanu (Giertych), o “haniebną kapitulację" (Jarosław Kaczyński), o brak “uszanowania zarówno ludzi wierzących, jak i agnostyków oraz ludzi niewierzących" (abp Henryk Muszyński). Lecz znowu: choć dla jednych postawa Belki to powrót Targowicy, dla innych to przejaw zdrowego rozsądku. Róża Thun, szefowa Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, uważa, że “dzięki rozsądnemu kompromisowi w sprawie Traktatu Konstytucyjnego Polska wróciła na drogę konstruktywnej polityki europejskiej".

Wrażenie zrobił też styl, w jakim prof. Bronisław Geremek walczył o funkcję przewodniczącego PE. Tuż przed głosowaniem nasz eurodeputowany mówił rzeczy ważne, a cała Europa słuchała: “Wiecie, z jakiego kraju się wywodzę. Z kraju, który dzielił wszystkie dramaty XX wieku. Polska jest krajem, w którym także zrodził się bunt przeciwko totalitarnemu systemowi, ten bunt, który pozwolił zjednoczyć się Europie i który pozwolił dzisiaj temu Parlamentowi być instytucją jednoczącej się Europy. Wywodzę się z Europy Środkowej, tego regionu, w którym los Polski był losem wszystkich innych narodów. Byliśmy niepewni z dnia na dzień niepodległości naszej i wolności. I uzyskaliśmy to, że jesteśmy krajami niepodległymi i wolnymi. To z tym, Panie i Panowie, członkowie Parlamentu Europejskiego, przychodzę".

Lewanowicz komentuje: “Postać Geremka to był ten ważny, inny obraz Polski: ani oszołomsko-narodowy, ani folklorystyczny. Wielu posłów z Czech, Słowacji czy z Węgier oddało głosy za Polakiem, bo widzieli w nim ważny symbol". Co prawda w ostatecznym rozdaniu zwyciężyły układy frakcyjne - porozumienie socjalistów z chadekami - ale już od długiego czasu w Europie tak dużo i tak dobrze nie mówiło się na temat Polski.

To nie jedyny polski akcent przy obsadzaniu ważnych stanowisk. Janusz Onyszkiewicz i Jacek Saryusz-Wolski zostali wiceprzewodniczącymi Parlamentu, a Janusz Lewandowski szefuje ważnej komisji budżetowej. Na polską markę już od trzech miesięcy w Brukseli pracuje komisarz Danuta Hübner. Stała się ona jedną z najbardziej szanowanych tam postaci i mówi się, że ma szanse na objęcia stanowiska wiceprzewodniczącej Komisji.

100 dni polskiej obecności w UE pokazały, że polscy politycy znają także inne metody działania niż liberum veto. Dowiodły też, że więcej możemy ugrać na europejskiej arenie przekonując i zawierając strategiczne kompromisy, niż napinając muskuły.

Portfele i kieszenie

Największe obawy Polaków wiązały się jednak z zawartością ich portfeli. To grając na tej strunie przeciwnicy integracji zbijali największy kapitał, przekonując, że akcesja doprowadzi do upadku rodzimego rolnictwa i przemysłu, a ceny produktów, od owoców poczynając, a na kosmetykach kończąc, wzrosną niebotycznie.

Pierwszym kozłem ofiarnym integracji mieli stać się rolnicy. “Po kilku latach stagnacji wreszcie coś się ruszyło. Zaczyna się opłacać hodować świnie i bydło - mówi starszy już rolnik z województwa łódzkiego. Szkoda, że nie jestem młodszy, bo Unia młodym sprzyja najbardziej i to im stwarza największe możliwości". Wsparcie dla młodych polskich farmerów, którzy przejmują właśnie gospodarstwa, to jeden z najważniejszych celów Unii, przekonuje Andrzej Górczyński, trzydziestoletni prezes Izby Rolniczej z Łodzi. “Każdy z nich dostanie na start 50 tys. PLN" - dodaje.

Bruksela już zapewniła, że wyda 1,19 mld euro na rozwój polskiej wsi do 2006 r. Polska z budżetu dołożyć ma 591 mln euro. Pieniądze te mają pójść na modernizację wsi, umożliwiając naszym chłopom konkurowanie na jednolitym rynku. Teraz w dużej mierze tylko od polskich władz zależy sprawne wdrożenie programu. Zdaniem Górczyńskiego, Polska coraz lepiej daje sobie radę z wykorzystywaniem unijnych funduszy strukturalnych: “Może w przeciągu tych 100 dni rolnicy jeszcze nie odczuli wielkich korzyści, ale w dłuższej perspektywie nasza akcesja to przełom cywilizacyjny dla polskiej wsi".

Ale i dla starszych rolników UE przygotowała specjalny fundusz: w sierpniu rusza program rent strukturalnych; planuje się, że w latach 2004-2006 skorzysta z niego 55 tys. ludzi (przewidziana kwota to ponad 3,5 mld euro: z czego z UE dostaniemy aż 2,8 mld przy wkładzie krajowym 696,6 mln euro). Dlatego nie dziwi, że właśnie wśród rolników zdecydowanie wzrosła akceptacja dla Unii: dziś akcesję popiera aż 68 proc. polskich chłopów.

Na dodatek, jak dowodzi Róża Thun, “Rynki zachodnie otwarły się na polskie produkty rolne znacznie szybciej niż oczekiwano. To dało możliwość dodatkowego zarobku tym, którzy członkostwa obawiali się najbardziej. I w ten sposób najbardziej eurosceptyczna grupa polskiego społeczeństwa zyskała najwięcej już na samym początku". Na tym nie koniec: dopłaty bezpośrednie do każdego hektara ruszą już w grudniu. Wnioski o nie, mimo nieufności do UE, jaką przez kilka lat wśród rolników podsycali chłopscy liderzy, złożyło ponad 80 proc. uprawnionych.

Negatywny efekt naszej akcesji to wzrost cen mięsa, drobiu, mleka, cukru... Thun tłumaczy, że bardziej o tym wzroście dowiaduje się z gazet niż z codziennych wydatków: “Może dlatego, że cała czwórka dzieci wyjechała na wakacje, i o wiele mniej idzie pieniędzy na jedzenie. Prawda wyjdzie na jaw z początkiem roku szkolnego. Czy będzie straszna? Wzrost cen to skutek nie tylko sukcesu naszych eksporterów żywności oraz ożywienia koniunktury, ale też kryzysu w Iraku, którego efektem są wyższe ceny ropy i transportu - więc w praktyce wszystkiego". Ważne jednak jest i to, że - jak przekonuje wiceszef Narodowego Banku Polskiego Krzysztof Rybiński - “największe podwyżki mamy już za sobą".

Eksperci uważają, że czeka nas jeszcze większy boom eksportowy. Pogłębia się współpraca wielkich zachodnich hipermarketów z polskimi producentami soków, owoców i warzyw. Po rozszerzeniu Unii hipermarkety mogą bez ograniczeń eksportować polskie produkty do swoich sklepów w krajach UE. Na przykład w ciągu ostatnich trzech lat sieć Tesco sprzedała w ten sposób polskie produkty o wartości 250 mln zł, a od ubiegłego roku prowadzi projekt dotyczący eksportu świeżej żywności. W jego ramach zagraniczni audytorzy badają możliwości wybranych polskich dostawców.

Krótko mówiąc: choć musimy się pogodzić, że za niektóre produkty płacimy drożej, to nasze portfele nie zostały, jak zapowiadali eksperci LPR, do szczętu przez Unię ogołocone. Ważne natomiast, że wzmocniło się zaufanie zagranicznych i krajowych inwestorów do polskiej gospodarki. Widać to m.in. we wzroście gospodarczym, który osiągnął już 6 proc. - o czym “stare" kraje członkowskie mogą tylko marzyć. To sprawia, że stopniowo poprawiają się zyski polskich firm i podnosi ich potencjał produkcyjny oraz ochota do inwestowania.

"W końcu jest się w Europie, no nie?"

Polityka i kasa, czyli słowa, które dominowały w polskiej debacie na temat integracji, nie odzwierciedlają jednak całej prawdy o Unii. Róża Thun opowiada, jak ostatnio po raz już kolejny miała problem z odpływem wody z wanny. Krany kapały, wucety ciurkały..., postanowiła zatem wezwać hydraulika. To była decyzja bohaterska, bo każdy przecież wie, że hydraulik zazwyczaj brudzi, pozbawia dom wody na wiele godzin, rysuje baterie itd. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że coś zaleje albo nie naprawi usterki.

Zdziwienie szefowej Fundacji Schumana było duże, kiedy fachowiec przyszedł punktualnie, przed wejściem wyczyścił starannie buty, był trzeźwy i uprzejmy, sam kupił potrzebne części, naprawił usterkę i wystawił wcale nieprzesadny rachunek. “Kiedy wyrażałam zachwyt poziomem jego usług - opowiada Thun - odparł z zadowoleniem: - No cóż, proszę pani, takie są europejskie standardy. W końcu jest się w tej Europie, no nie?".

To prawda: Europa kojarzy się Polakom z dostatkiem, bezpieczeństwem i dobrobytem. Dlatego zapewne, jak pokazują ostatnie badania socjologów, coraz bardziej czujemy się Europejczykami. Dostrzegamy coraz więcej wspólnego w wizerunkach Polaka i Europejczyka. Uważamy, że zarówno typowy Polak, jak przeciętny Europejczyk, to osoby wykształcone i kulturalne. To, co w opinii społecznej różni Polaków i Europejczyków w największym stopniu, to warunki życia, system wartości oraz... pewność siebie.

Ale i to chyba ulegnie zmianie, skoro możemy podróżować po Unii tylko z dowodem osobistym. I skoro polscy studenci wyjeżdżają, by przynajmniej część swojej edukacji odbyć za granicą. Dlaczego? Bo okazuje się, że placówki te nie tylko doskonale przygotowują do konkurowania na unijnym rynku, ale nie są droższe niż prywatne szkoły w Polsce. A w niektórych można studiować nawet za darmo. Coraz też więcej rodaków patrzy na Unię z nadzieją lepszego życia. Zaraz po 1 maja tysiące Polaków ruszyło szukać zarobku w Anglii, Szwecji czy Irlandii. Jasne, że wielu wróciło rozgoryczonych, lecz trudno było oczekiwać, że wszyscy od razu znajdą odpowiadającą im pracę.

Czytamy wciąż za to o zachodnich firmach, które przyjeżdżają do Polski, poszukując budowlańców, hotelarzy, rzeźników... Na przykład angielska Techrete, przygotowująca prefabrykaty budowlane, szukała polskich cieśli i pracowników budowlanych w Katowicach. Firma oferowała stałą pracę (39 godzin tygodniowo), wynagrodzenie 7,5 funta za godzinę dla cieśli oraz 5 funtów dla pozostałych: zakwaterowanie, dowóz do pracy. Najważniejsze: rekrutacja pracowników na Śląsku była możliwa dzięki naszemu uczestnictwu w sieci EURES po akcesji do Unii. “Też wysłałem swoje CV do Wielkiej Brytanii i Irlandii - opowiada fliziarz Adam Szmid z Tychów. - Bo ważne jest, by mieć legalną pracę. A po 1 maja jest to możliwe".

Pełną gębą

Tak więc już od 100 dni uczymy się, jak żyć we wspólnej Europie. Ilustracją problemu może być choćby zamieszczony w “Rzeczpospolitej" opis zabiegów wokół obsady europejskich stanowisk. Dziennik twierdzi, jakoby rząd miał nie popierać kandydatury prof. Geremka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, bo chce stanowiska wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej dla Danuty Hübner. Tyle że, po pierwsze, byłby to przejaw niezrozumienia, co jest czym: przewodniczący PE to ważna i wpływowa postać, zaś wiceprzewodniczący Komisji to tytuł bardziej honorowy. Po drugie, zdradzałoby to nasze naturalne ciągoty, żeby coś wydrzeć, zagarnąć i pokazać, że zwyciężyliśmy. Po trzecie, w takich rozgrywkach o podwórkowym raczej wymiarze trudno się dopatrzyć jakiejkolwiek strategii myśli o Unii. Polska jest jej członkiem, ale nie zachowuje się tak, jakby była. Członkostwo sprowadza się dla nas (a rodzime media ten wizerunek utrwalają) do zdobycia takiego czy innego stołka.

Może trzy miesiące to zbyt mało, by o 180 stopni zmienić sposób mówienia, a więc i myślenia, o Unii. Europejczykami pełną gębą staniemy się jednak dopiero wtedy, kiedy bez mrugnięcia okiem będziemy mogli powiedzieć, że to są “nasze urzędy", “nasza polityka zagraniczna" i “nasz Traktat Konstytucyjny". Za to powinniśmy wznieść po tych 100 dniach raz jeszcze toast. I nie tylko dlatego, że akcesja sprawiła, iż wyśmienite francuskie wina i dobra whisky kosztują znacznie mniej niż przed 1 maja 2004 r., ale i dlatego, że wbrew obawom i sceptykom na integracji nie wychodzimy źle.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2004