Jak daleko stąd, jak blisko

Sofi Oksanen, pisarka: W Meksyku nie słyszeli o wywózkach na Syberię, ale handel ludźmi jest ich poważnym problemem. W Kolumbii opisywany przeze mnie czas okupacji Estonii kojarzy się z wojnami narkotykowymi.

07.06.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Thomas Karlsson / SCANPIX / FORUM
/ Fot. Thomas Karlsson / SCANPIX / FORUM

LUDWIKA WŁODEK: Zaczęła Pani pisać bardzo wcześnie. Po co Pani pisze? Poczucie misji? Czy może najlepszy sposób zarabiania pieniędzy albo dobra zabawa?

SOFI OKSANEN: Pierwszą powieść napisałam, kiedy miałam sześć lat. Już wiedziałam, że chcę pisać i że chcę to robić przez całe życie. Nie sądzę, żebym wtedy umiała sobie wytłumaczyć dlaczego. Pisanie po prostu wychodzi mi najlepiej. Nie mam pewnie innych talentów.

Chce Pani opowiedzieć światu jakąś konkretną historię?

W 2003 r., publikując swoją pierwszą książkę [niewydane po polsku „Krowy Stalina”], chciałam opowiedzieć Finom o Estonii.

Tak mało wiedzieli? Przecież to chyba bliskie sobie kraje, mają podobną historię, prawie ten sam język.

Najważniejsza różnica pomiędzy oboma krajami jest taka, że Estonia była przez 50 lat pod sowiecką okupacją, aż do 1991 r. Można nawet powiedzieć, że do 1994 r., bo dopiero wtedy wyszli z Estonii ostatni rosyjscy żołnierze. W latach 90. Estonia musiała zaczynać wszystko od nowa, odtworzyć społeczeństwo z ruin – tak trzeba powiedzieć. Cały ten proces dekolonizacyjny był wielkim wyzwaniem.

Finlandia nigdy nie była okupowana przez ZSRR. Punkt wyjścia dla obu społeczeństw był skrajnie różny. Jednak mentalnie społeczeństwa fińskie i estońskie są sobie bliskie, mają niemal takie same obyczaje, tradycje. Przed zajęciem Estonii przez ZSRR były silne związki między oboma krajami, ale sowiecka okupacja znacznie je osłabiła. Przez 50 lat wzajemny kontakt był bardzo ograniczony. Większość moich rówieśników w ogóle nie wiedziała, że zaraz po drugiej stronie granicy mieszkają ludzie, którzy mówią prawie takim samym językiem.

Dla Pani to chyba zawsze było oczywiste. Pani tata jest Finem, mama Estonką. Kim Pani czuła się bardziej?

Miałam typową tożsamość imigrancką.

Mimo że urodziła się Pani i wychowała w Finlandii?

Tak. Pochodziłam w końcu z dwujęzycznej rodziny. Od zawsze wiedziałam, że mama przyjechała z Estonii. Paradoksalnie w Finlandii było bardzo mało imigrantów z Estonii. Duże estońskie diaspory były w Szwecji, w Stanach Zjednoczonych. Ale w Finlandii imigranci z Estonii się nie zatrzymywali, bo władze fińskie odsyłały ich z powrotem do Estonii, bały się.

O Estonii niewiele się mówiło w Finlandii, ale Pani jeździła tam często?

Był czas, kiedy tata pracował w Estonii, bo były podpisane różne umowy gospodarcze między Finlandią a ZSRR. Odwiedzaliśmy też rodzinę mamy. Bywałam w Estonii praktycznie co roku, nawet częściej.

Miała Pani poczucie, że to są dwa różne światy?

Pierwszy raz pojechaliśmy do Estonii, jak miałam pięć miesięcy, więc później zupełnie naturalnie traktowałam te różnice. Były i już. Wiedziałam, że to są dwa różne systemy. Same wyjazdy były bardzo kłopotliwe. Trzeba było za każdym razem zdobywać wizy. Potrzebne były zaproszenia. Mnóstwo papierów należało donieść, zanim dokument wyrabiano. W Estonii była tylko jedna osoba – moja ciotka, która mogła nam te zaproszenia przysyłać. Teoretycznie mieliśmy pozwolenie tylko na wizyty w Tallinie. Do rodziny na wieś jeździliśmy nielegalnie. A czasem zdarzało się, że coś w papierach było nie w porządku i musieliśmy cały wyjazd odwoływać w ostatniej chwili.

Na miejscu nasze fińskie paszporty bardzo nam pomagały, łatwiej było różne rzeczy załatwić, byliśmy lepiej traktowani.

Do dziś utrzymała się ta asymetria we wzajemnych kontaktach?

Teraz więzi znów są bardzo silne. W obu krajach jest mnóstwo turystów z tego drugiego. Utarło się, że do Estonii jeździ się po alkohol, można się tam tanio napić. W Finlandii pracuje wielu Estończyków. Praktycznie wszystkie niańki są z Estonii, a także większość robotników budowlanych. Finlandia przez wiele lat ustawiała się na pozycji starszego brata, ale w ostatnich latach Estonia wyprzedziła Finlandię pod wieloma względami. Są bardziej rozwinięci w elektronice niż Finlandia, mają też lepsze Wi-Fi.

Estonia, w odróżnieniu do Finlandii, jest też członkiem NATO, co ustawia ją w innej sytuacji w kontekście ostatnich działań Rosji. Do niedawna niektórzy fińscy politycy – szczególnie ci ze starszego pokolenia – pozwalali sobie na protekcjonalne komentarze w stosunku do Estonii. Mówili, że jej reakcje są przesadzone, typowe dla kraju doświadczonego okupacją. Ale teraz to się zmieniło, bo Rosja zachowuje się agresywne również w stosunku do Finlandii. Nasi politycy mogli się przekonać, że to nie są tylko estońskie strachy i traumy. Obecna sytuacja i ta straszna wojna na Ukrainie mają jeden dobry skutek: Zachód wreszcie zrozumiał, że Rosja ma tendencje imperialne. Uważa niektóre kraje za swoje wyłączne strefy wpływów i jest gotowa użyć siły dla realizacji swoich interesów. Nikt już nie ma złudzeń wobec Kremla.

Pani książki zdobyły ogromną popularność w świecie. Przetłumaczono je na kilkadziesiąt języków, sprzedano ponad milion egzemplarzy. Co w tych historiach estońskich partyzantów, kobiet żyjących pod okupacją, najpierw sowiecką, potem niemiecką, a potem znów sowiecką, w opowieściach o transformacji ustrojowej, o poradzieckich burdelach i wywózkach na Sybir, zaciekawiło Francuzów czy Amerykanów?

Kiedy zaczynałam, myślałam, że piszę tylko dla fińskich czytelników. Nie mogłam przypuszczać, iż moje książki zostaną przetłumaczone w tylu krajach. Owszem, historia Estonii, czy fińsko-estońskiego pogranicza, jest w świecie nieznana, ale to nie znaczy, że do ludzi z innych państw nie przemawiają problemy, o których piszę.

Byłam ostatnio na spotkaniach z czytelnikami w Meksyku, gdzie wyszło „Oczyszczenie”. Oni tam nie przeżyli deportacji i wywózek na Syberię, ale już handel ludźmi, o którym też piszę w książce, jest ich poważnym problemem. Poza tym oni też żyją w cieniu wielkiego, potężnego sąsiada.

W Kolumbii ludzie mówili mi, jak swoje doświadczenia z wojny narkotykowej, która trwa w tym kraju od kilkudziesięciu lat, przekładają na to, co ja piszę o wojnie.

Musi Pani pewnie robić wiele historycznego researchu, zanim zacznie pisać.

Tak, zaczynam zawsze od czytania. Czytam na przykład pisma kobiece z epoki, o której piszę, albo instrukcje BHP czy porady lekarzy, jak zachować higienę w gospodarstwie domowym. Kiedyś odpowiadałam dziennikarzowi na takie samo pytanie, jak pani właśnie zadała, i on w ogóle nie rozumiał, o czym mówię.

Uważał, że prawdziwy research może być tylko w archiwach tajnych akt politycznych?

Tak! A ja uważam, że pisma kobiece są świetnym źródłem informacji o życiu codziennym. Tak samo jak poradniki. To kopalnia wiedzy o szczegółach, które są często, acz niesłusznie, pomijane. Przecież dopiero rozumiejąc zwykłą, szarą codzienność ludzi, to jak i co jedli, na czym sypiali, jak się myli, możemy ich w pełni zrozumieć. Dla mnie takie życiowe szczegóły są szalenie istotne.

Robi Pani notatki?

Kiedyś robiłam, teraz już nie. Sherlock Holmes powiedział kiedyś genialne zdanie: rzeczy naprawdę istotne zawsze się zapamiętuje. Jeśli czegoś nie pamiętamy, to znaczy, że jest niewarte pamiętania. Jak jeszcze robiłam notatki, gromadziłam całe tony zapisków, do których i tak już później nie wracałam, pisałam wszystko z pamięci.

Który etap pracy nad nową powieścią lubi Pani najbardziej?

Każdy ma swoje uroki, ale chyba najprzyjemniejsze jest pisanie pierwszej wersji. Potem już jest żmudna praca: skreślanie, dodawanie, czytanie tego samego po raz kolejny, ciągłe redagowanie. Ale gdy powstaje ten pierwszy szkic, to jest takie piękne i spontaniczne, takie... porywające.

Nigdy nie wiem, siadając do pisania, co stanie się z moimi bohaterami. Kto umrze i kto się w kim zakocha. To mi się jakoś tak samo układa. Nic z góry nie planuję. To, co wychodzi na końcu, dla mnie też jest niespodzianką.

Powiedziała Pani kiedyś, że kobiety- -pisarki zawsze są pytane o to, ile z siebie włożyły do swoich książek. Mężczyznom nie przypisuje się tak często autobiograficznych skłonności.

Niedawno zgodziłam się udzielić wywiadu przez internet. Przysłano mi 10 pytań. Cztery z nich dotyczyły mojego męża. Kompletnie bez sensu. On przecież nie ma nic wspólnego z tym, co piszę. Nie napisałam książki o moim małżeństwie!

Skąd to się bierze? Kobiety po prostu znacznie więcej pisały o prywatnych sprawach. Jak się spojrzy na historię literatury (oczywiście historia literatury tworzonej przez kobiety jest znacznie krótsza niż tej tworzonej przez mężczyzn), to właśnie pisarki na dobre wprowadziły do niej życie codzienne. To dotyczy też innych dziedzin sztuki, malarki stosunkowo częściej wybierały tematy związane z domem, malowały raczej kuchnie i dzieci, a nie sceny batalistyczne. Podejmowanie takich domowych tematów było często dla kobiet wygodne. Tak się utarło.

A Pani uważa się za twórczynię literatury kobiecej? Takie określenie to komplement czy wręcz przeciwnie?

Sam tekst nie ma płci. Ale oczywiście nie mam nic przeciwko temu, jak mówią o mnie, że jestem kobietą-pisarką. W ogóle nie uważałam, że w kontekście mojej twórczości moja płeć mogłaby mieć jakiekolwiek znaczenie, póki nie zaczęłam być tłumaczona. We wszystkich nordyckich krajach ponad połowa pisarzy to kobiety. W Finlandii i w Estonii to ma jeszcze dodatkowy aspekt: nasze języki literackie są bardzo młode, w związku z tym w historii naszych literatur kobiety zawsze były obecne. Po prostu te literatury powstały już w momencie, kiedy normalne było, że kobiety także zajmują się pisaniem. W naszych literaturach od początku kwestie społeczne, związane z życiem codziennym, były obecne.

Jednak w skali światowej pisarek jest znacznie mniej niż pisarzy. Bardzo mnie to zdziwiło, kiedy zaczęłam w tym światowym życiu literackim brać udział. Byłam w szoku, że świat wciąż jest taki staroświecki. Dziwiło mnie, że ludzi dziwi, jak kobieta może pisać ostre, pełne wojny i przemocy powieści, tak jakby kobiety mogły pisać tylko romanse albo książki o dzieciach. ©


SOFI OKSANEN (ur. 1977 w Finlandii) jest po ojcu Finką, po matce Estonką. Studiowała literaturę i dramatopisarstwo. Popularności przysporzyła jej już pierwsza książka „Krowy Stalina” (2003 r.), ale światowy sukces przyniosło „Oczyszczenie” (2007 r., polskie wydanie 2010), powieść o Estonce, która znalazła na podwórku Rosjankę skrzywdzoną przez handlarzy żywym towarem. Sprzedano ponad milion egzemplarzy – od Polski po Kolumbię. Oksanen jest ważną postacią życia publicznego w Finlandii i Estonii. Broni praw mniejszości etnicznych i seksualnych. Nie boi się ostrzegać przed zakusami Kremla, bywa więc ofiarą hakerskich ataków. W Polsce właśnie wyszła jej kolejna powieść „Zanim zniknęły gołębie” – o estońskich doświadczeniach czasów II wojny światowej.

Pisarka będzie gościem warszawskiego Big Book Festival, 13 czerwca o godz. 12.00.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015