Integracja u świętego Joachima

Włoski rząd wprowadził restrykcyjną ustawę imigracyjną. Twierdzi, że inaczej nie zahamuje napływu mieszkańców Bliskiego Wschodu czy Afryki, dla których Włochy są śródziemnomorską ziemią obiecaną.

08.09.2009

Czyta się kilka minut

Tegoroczna akcja letnia dla dzieci, w większości z rodzin imigrantów, w parafii św. Joachima w Turynie. /fot. Wojciech Styliński /
Tegoroczna akcja letnia dla dzieci, w większości z rodzin imigrantów, w parafii św. Joachima w Turynie. /fot. Wojciech Styliński /

Niedzielne przedpołudnie, Msza w turyńskim kościele San Gioacchino. Liturgia jak wszędzie, choć tu uczestnicy nie poprzestają na uściśnięciu dłoni, gdy przekazują sobie znak pokoju. Jak kościół długi i szeroki ujmują się za ręce, śpiewają. Włącza się też kilkunastu czarnoskórych parafian, którzy zajęli miejsca w ostatnich rzędach. - Cudzoziemcy trzymają się z tyłu - powie potem z ubolewaniem don Mario Marin, proboszcz. - Nie tylko imigranci kolorowi, także biali. Chociaż ci ostatni są bardziej skłonni do wejścia między innych.

Don Mario kieruje parafią San Gioacchino od 12 lat i chce, by mieszkańcy czuli się tu u siebie. Właśnie mieszkańcy, a nie parafianie, bo znaczną ich część stanowią cudzoziemcy, którzy nie są katolikami ani nawet chrześcijanami. Dla don Mario nie ma jednak znaczenia, czy są rodowitymi Włochami, czy dopiero niedawno przyjechali z odległych krajów. Nie dzieli ich według tego, jakie religie wyznają. Inaczej, jego zdaniem, nie można. - Włoski katolik - mówi - wie, do kogo w parafii ma się zwrócić w potrzebie. Cudzoziemcy nie wiedzą. A przecież katolik ma dawać innym oparcie i to uważam za moją powinność.

Nową, bardzo restrykcyjną ustawę imigracyjną, która weszła w życie w sierpniu (wcześniej zawarte w niej przepisy realizowano na podstawie dekretu), włoski episkopat ocenia bardzo krytycznie, zarzucając jej nadmierną represyjność. Tego samego zdania jest Watykan: zdaniem arcybiskupa Agostina Marchetto, sekretarza papieskiej Rady ds. Migracji, władze Włoch traktują imigrantów jak potencjalnych przestępców, zamiast myśleć o tym, jak doprowadzić do ich integracji w społeczeństwie.

Włochy są krytykowane także przez Unię Europejską, co z kolei wywołuje irytację premiera Silvio Berlusconiego. Podczas wizyty na Westerplatte w rozmowach z dziennikarzami Berlusconi zajmował się nie 70. rocznicą wybuchu wojny, lecz odpieraniem krytyki swego rządu - aż w końcu wybuchnął, że jeśli "unijni komisarze i rzecznicy" jej nie zaprzestaną, to on... "zablokuje" prace całej Unii.

Trudne Porta Palazzo

Parafia San Gioacchino leży w sercu Turynu, na Porta Palazzo (dzielnica wzięła nazwę od dawnej bramy miejskiej), kwadrans spacerem od głównego placu i dosłownie krok od najbardziej reprezentacyjnych ulic. Ale choć leży w centrum, jest to tzw. trudny rejon, bo stał się domeną imigrantów. Sklepy chińskie sąsiadują tu z arabskimi, pod obcojęzycznymi, nie tylko włoskimi szyldami; lokalików z kebabem jest więcej chyba niż pizzerii, pod ścianami wystają grupy kolorowych wyrostków. Wieczorami kwitnie handel narkotykami. Wiele starych ładnych kamienic niszczeje w oczach.

I tak jest lepiej niż dawniej. Dziś większość mieszkańców Porta Palazzo to ludzie biedni, ale pracowici i spokojni. Gdy przed laty don Mario obejmował parafię, nie dało się pracować ani nawet spać. - W nocy - opowiada - zewsząd dochodziły krzyki i hałasy. Dopiero gdy z parafii wysłaliśmy list do burmistrza, że tu się nie da żyć, władze skierowały na Porta Palazzo oddziały karabinierów. Dzięki temu zdołano zaprowadzić jaki taki porządek. Parafia wystąpiła w roli rzecznika mieszkańców i dziś jest tu już spokojnie.

Zdaniem don Mario, przestępczość na Porta Palazzo wynika przede wszystkim z handlowego charakteru dzielnicy, która przyciąga ludzi niekoniecznie uczciwych, za to szukających łatwego zarobku. Od tego jednak do stwierdzenia, że należy postawić znak równości między obecnością cudzoziemców a przestępczością, jest daleka droga. - Nie wszyscy obcokrajowcy są przestępcami - podkreśla don Mario. - A we wzroście przestępczości niemały udział mają sami Włosi. Np. dilerzy narkotyków czy właściciele nieruchomości, którzy pozwalają, by w jednym lokalu zamieszkało nawet 20 osób.

Niemowlęta, których nie ma

W ciągu ostatnich kilkunastu lat Włochy przeszły znamienną metamorfozę: z kraju, który dostarczał siły roboczej bogatszym państwom Europy, od Francji przez Belgię po Szwecję, stały się celem imigrantów. Jedną z przyczyn jest wzrost zamożności. Drugą fakt, że Włochy leżą po drodze. Droga z Bliskiego Wschodu i Afryki do Europy prowadzi przez Morze Śródziemne. I Włochy biorą na siebie najmocniejsze uderzenie: z 67 tys. imigrantów, którzy w 2008 r. dotarli na kontynent drogą morską, na Włochy przypadła ponad połowa, aż 37 tysięcy. Wielu chce tu zostać.

Są ci, którzy świadomie wybierają Włochy. To głównie obywatele państw bałkańskich. Dominują Rumuni, dla których Włochy, z racji pokrewieństwa językowego, są naturalnym punktem odniesienia. Wśród 3,5 mln mieszkających we Włoszech cudzoziemców jest aż milion Rumunów. Jako obywatele Unii mają wprawdzie prawo do legalnego pobytu i pracy, ale ten status nie przekłada się na podejście społeczne. Rumuni budzą największą niechęć, to ich najbardziej obwinia się za wzrost przestępczości. Nie jest to całkiem bezpodstawne, bo winni większości drastycznych gwałtów, dokonanych przez ostatnie półtora roku w Rzymie i okolicach, okazali się rumuńscy Romowie. Te właśnie gwałty, w paru przypadkach zakończone zamordowaniem ofiar, w dużej mierze wpłynęły na zaostrzenie przepisów.

Ustawa imigracyjna wymierzona jest przede wszystkim w imigrantów nielegalnych, których liczbę szacuje się na 600 tys. Najważniejszy jej punkt to uznanie, że nielegalne przebywanie na terenie Włoch jest przestępstwem. Grozi za nie grzywna (5-10 tys. euro) i więzienie (do 6 miesięcy). Dziecko, które urodzi się nielegalnym imigrantom, praktycznie nie istnieje; nie otrzyma świadectwa urodzenia, bo warunkiem zarejestrowania go jest posiadanie przez rodziców zezwolenia na pobyt. Wynajęcie "nielegalnym" mieszkania jest zagrożone karą do 3 lat więzienia. Na pracowników instytucji publicznych ustawa nakłada obowiązek donoszenia o obecności "nielegalnych". Zwolnieni z niego są jedynie lekarze i nauczyciele.

W parafii u siebie

Rozmiary problemu ilustrują liczby. Kilkanaście lat temu imigranci stanowili 2 proc. ludności Włoch. Dziś, według szacunków włoskiej Caritas, odsetek ten wzrósł do 7 proc. w skali całego kraju, ale w największych ośrodkach przemysłowych, jak Mediolan czy Turyn, sięga 10 proc. A na Porta Palazzo, w parafii San Gioacchino, cudzoziemców jest prawie 30 proc. To i tak tylko szacunki, bo dokładnej liczby imigrantów nikt nie jest w stanie ocenić. W dzielnicy takiej jak ta można wziąć poprawkę na obecność sporej liczby "nielegalnych".

Kościół problem dostrzega. Już parę lat temu, gdy imigrantów zaczęło gwałtownie przybywać, kard. Severino Poletto, arcybiskup Turynu, uznał, że konieczne jest zapewnienie im opieki. Powołano odrębne parafie, nie terytorialne, lecz etniczne. Przydzielono im duszpasterzy, którzy troszczą się o poszczególne grupy narodowe i odprawiają Msze w ich językach.

Don Mario, choć dostrzega zalety tego rozwiązania, widzi też wady. - Stworzenie parafii etnicznych - mówi - nie sprzyja integracji. Zanim powstały, do naszego kościoła przychodziło o wiele więcej cudzoziemców. Chcieli przychodzić, bo czuli się tu u siebie. Teraz wielu wybiera Msze w parafii narodowej. A to powoduje, że kontakty imigrantów ze wspólnotami włoskimi się rozluźniają.

W parafii don Mario żyją ludzie z wszystkich stron świata. Najwięcej z Rumunii, Albanii, Maroka, Somalii, Brazylii, Kolumbii i - coraz więcej - z Chin. Są buddyści, muzułmanie, prawosławni. - To są różni ludzie - podkreśla ksiądz. - Wielu uciekło przed prześladowaniami. Pod tym względem nie ma różnicy między chrześcijanami i ludźmi innych wyznań.

Lato dzieci

Dla don Mario praca z cudzoziemcami to nie pierwszyzna. Przez dwa lata pracował w misji włoskiej w Kenii. Gdy wrócił do Turynu w 1997 r., trafił na Porta Palazzo. Śmieje się, że doświadczenie z misji mogło mieć wpływ na tę decyzję przełożonych. Ale potrzebne są też pewne predyspozycje. - Zawsze, już podczas studiów, czerpałem wiele radości z kontaktów z ludźmi innych kultur - opowiada. - Nie przyszło mi do głowy, by uchylić się od pracy na Porta Palazzo. Cieszyłem się, choć wiedziałem, że nie będzie łatwa.

Mnóstwo okazji do kontaktów dostarcza mu coroczna akcja "Estate ragazzi" - "Lato dzieci", organizowana we współpracy z władzami gminy i stowarzyszeniami wspierającymi wielokulturowość. Od połowy czerwca, gdy we Włoszech kończy się rok szkolny, przez 7 tygodni dzieci z terenu parafii przychodzą na zajęcia, wycieczki i zabawy. Podzielone na grupy wiekowe, malują, grają w piłkę, próbują sił w gimnastyce artystycznej, oglądają filmy, jeżdżą na wycieczki. Wszystko za symboliczną opłatą, pod okiem młodych wolontariuszy.

Giulia, absolwentka studiów z zakresu wielokulturowości, pracuje tak już drugi rok. Właśnie wróciła z dziećmi z parku. - Taka praca, choć wyczerpująca, to przyjemność. Zresztą gdyby było inaczej, nikt z nas by tego nie robił.

Wychodzimy na boisko, gdzie dzieci-średniacy grają w piłkę nożną. Mały Brazylijczyk z czarną czupryną rzuca się don Mario na szyję. Sędziuje Andrea, 14-letni Rumun, który w Turynie mieszka od 5 lat. W holu w berka bawią się dwie małe Senegalki w chustach. Parafia nie pyta o wyznanie. Wśród 160 dzieci, które uczestniczyły w tegorocznej akcji, może kilkanaście pochodzi z rdzennie włoskich rodzin. Co jest najtrudniejsze? - Nikogo nie stracić z oczu i pamiętać o różnicach między dziećmi - uważa wolontariusz Giorgio. - Wszystkie mówią po włosku, ale mają różne zwyczaje. Zwłaszcza te, które nie urodziły się we Włoszech.

Muzułmanie o Chrystusie

- Rodzice, niezależnie od wyznania, powierzają nam dzieci, bo mają zaufanie do Kościoła. Wiedzą, że Kościół do wszystkich odnosi się z szacunkiem - mówi don Mario. I na dowód opowiada, co zdarzyło się na organizowanym przez parafię kilkudniowym letnim obozie w górach. Obozy mają bardziej religijny charakter, bo uczestnicy wspólnie się modlą, czytają Biblię, rozmawiają o Bogu. Na taki obóz pojechało kilkoro małych Marokańczyków. Uczestniczyli we wszystkim, poza modlitwą. Ich muzułmańscy rodzice nie uważali, by rozmowa o Chrystusie mogła w czymkolwiek dzieciom zaszkodzić.

W San Gioacchino szanuje się odmienność, ale naturalnie każda prośba o chrzest jest źródłem satysfakcji, jako dowód, że praca parafii trafia w potrzeby duchowe. Dziś na chrzest, który nastąpi po dwóch latach nauk i przygotowań, czeka sześć osób: dwóch Rumunów i czterech Afrykanów. Ciekawe, że chrztu szczególnie często pragną Albańczycy, nawet całe wielkie rodziny. Może dlatego, zastanawia się don Mario, że w swoim własnym kraju przez lata nie mogli praktykować religii, ale nie zapomnieli, że mieli chrześcijańskich przodków?

Trudno się dziwić władzom, że starają się zapanować nad falą niekontrolowanej imigracji. Nic też dziwnego, że szukają pomocy - z jednej strony u partnerów z Unii, którym przypominają o zasadzie solidarności, z drugiej u państw takich jak Libia czy Tunezja, skąd wyruszają do Włoch statki pełne ludzi. I trudno nie rozumieć Kościoła, gdy zwraca uwagę na czysto ludzką stronę problemu, zalecając raczej postawienie na integrację.

- Największe problemy współczesności: hedonizm, konsumpcję, obojętność na to, co dzieje się z innymi, stworzyli sami chrześcijanie - mówi don Mario. - A to jest straszne uczucie: dawać chleb i wodę komuś, kto nie chce jeść ani pić. Patrzymy na obojętnych chrześcijan, a potem dostrzegamy ubogich cudzoziemców, którzy są głodni życia duchowego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2009