Oby do wiosny

Silvio Berlusconi wyszedł zwycięsko z 51. głosowania nad wotum nieufności dla jego rządu. Ale coraz więcej Włochów uważa, że to osoba premiera jest po części przyczyną kryzysu.

18.10.2011

Czyta się kilka minut

Demonstracja mieszkańców Turynu solidaryzujących się ze strajkiem generalnym pracowników transportu publicznego, poczty i szpitali. 6 września 2011 r. / fot. Daniele Badolato / AP / East News /
Demonstracja mieszkańców Turynu solidaryzujących się ze strajkiem generalnym pracowników transportu publicznego, poczty i szpitali. 6 września 2011 r. / fot. Daniele Badolato / AP / East News /

Jeśli chodzi o kryzys, don Fredo Olivero ma spore pole do obserwacji: w diecezji turyńskiej zajmuje się sprawami społecznymi. Ksiądz Olivero nie ma wątpliwości: - Jesteśmy w najtrudniejszym momencie kryzysu - mówi. Najważniejszy jego przejaw to zdaniem duchownego szybki wzrost bezrobocia, które sięga już 10 proc., a wśród młodzieży przekracza nawet 25 proc.

Trudno uwierzyć, że jest tak źle. W Turynie sklepy, bary i pizzerie pełne są ludzi. Włosi, nawet jeśli nie jest im łatwo, niechętnie rezygnują z uświęconych tradycją przyjemności, a do takich należy filiżanka espresso i wieczorny wypad do lokalu. Ale... Rzut oka na menu w mojej ulubionej ristorante nie pozostawia wątpliwości: ceny, dotąd niewzruszone od dobrych paru lat, zmieniły się: każda pozycja, od coperto (nakrycie, obsługa i chleb) po deser, jest droższa. Niewiele - o 20 centów, czasem o jedno euro - ale jednak.

- Bo wszystko kupujemy coraz drożej - tłumaczy właściciel, który kilkanaście lat temu przeniósł się z Apulii do Turynu. Po czym rzeczowo zauważa, że stali goście, a ma ich wielu, trochę ponarzekają, ale wrócą. Pewnie ma rację, w obu salach jak zawsze panuje tłok.

Trzy burzliwe lata

Ponad trzy lata, które minęły od powstania obecnego, trzeciego już rządu Silvia Berlusconiego, z pewnością nie były okresem spokoju. Ostre tarcia w rządzie (Gianfranco Fini, sojusznik Berlusconiego, opuścił nawet z grupą zwolenników wspólną partię Lud Wolności i rząd), niełatwa koalicja z Ligą Północną, rewolucja w Libii, która zachwiała pewną, zdawało się, pozycją Włoch w tym kraju, wielki najazd imigrantów na maleńką Lampedusę - problemów nie brakowało.

Do tego doszło widmo kryzysu finansowego. Długo włoscy politycy odżegnywali się jak jeden mąż od przypuszczeń, że ich kraj może podzielić los Grecji czy Hiszpanii. Podkreślali, że choć zadłużenie Włoch jest ogromne - 1900 mld euro, 120 proc. PKB - to wiele innych, pozytywnych czynników gospodarczych pozwala na optymizm. Tę opinię podzielało wielu ekonomicznych komentatorów.

Ale niedawne obniżenie wiarygodności kredytowej państwa włoskiego przez trzy agencje ratingowe, które w dodatku nie kryją, że to może być zaledwie początek, zasiało niepokój. A nie ma wcale pewności, czy program oszczędności - przedstawiony we wrześniu przez rząd - przyniesie pożądane skutki.

Ostatnie lata były burzliwe także z powodu Berlusconiego. Włochy miewały różnych premierów, również takich, wobec których formułowano poważne zarzuty: o korupcję (Bettino Craxi) czy współpracę z mafią (Giulio Andreotti). Ale nigdy nie było szefa rządu uwikłanego w tyle afer i skandali. Rozwód w trakcie kadencji, osławione przyjęcia bunga bunga, flirty z nieletnimi, oskarżenia o korzystanie z usług prostytutek, zarzuty korupcji, seria procesów, konflikty z prokuraturą - Berlusconi dostarczał rodakom aż nadto atrakcji. Długo nie rzutowało to na jego pozycję, bo wielu Włochów było skłonnych wiele mu wybaczyć. Ale dziś popiera go ledwie 24 proc. obywateli. Gdy obejmował rządy, miał poparcie 60 proc.

W miniony weekend kilkadziesiąt tysięcy Włochów protestowało na ulicach Rzymu przeciw cięciom budżetowym rządu. Kilkuset anarchistów starło się z policją, niszcząc sklepy i auta; zniszczyli też figurę Matki Boskiej przed jednym z kościołów.

Duma, eksport i moralność

Ale spadek poparcia to jedno, a rządy to drugie. W ubiegłym tygodniu Berlusconi wyszedł zwycięsko z kolejnego głosowania nad wotum nieufności dla rządu. Po raz 51. w ciągu 40 miesięcy! Ten imponujący wynik nie powinien jednak wprowadzać w błąd. Berlusconi wygrał minimalną większością głosów, a w dodatku ma dziś przeciwko sobie, poza najbliższymi współpracownikami, praktycznie wszystkich: opozycję, prokuraturę, sądy, feministki (parę miesięcy temu zorganizowały demonstracje kobiet przeciw premierowi) i oczywiście związki zawodowe, które we wrześniu przeprowadziły jednodniowy strajk generalny w proteście przeciw oszczędnościom.

Ale, i to jest nowość, od Berlusconiego odwrócili się nawet ci, którzy go dotąd wspierali: koła biznesu i Kościół katolicki. Biznesmeni obawiają się, że obecne rządy zaszkodzą interesom Włoch i ich własnym. Miliarder Berlusconi, który majątku nie odziedziczył po przodkach, lecz zdobył własnym wysiłkiem, powinien to rozumieć jak nikt inny. "Jesteśmy poważnym krajem i mamy dosyć tego, że stajemy się pośmiewiskiem całego świata. To nie służy naszej dumie narodowej i nie służy też eksportowi i sprzedaży. Rząd musi przeprowadzić poważne, niepopularne reformy albo podać się do dymisji" - Emma Marcegaglia, przewodnicząca Confindustrii, najważniejszego związku zrzeszającego włoskich pracodawców, nie owijała w bawełnę.

Dla Kościoła źródłem niesmaku jest prywatne życie szefa rządu. Kardynał Angelo Bagnasco, przewodniczący episkopatu, mówił o tym na wrześniowym spotkaniu biskupów. Politycy, podkreślił, powinni żyć w zgodzie z moralnością i stanowić dla innych wzór. Nie wymienił żadnego nazwiska, ale wiadomo było, do kogo odnoszą się te słowa.

Na krawędzi

Bujne życie premiera nie jest tylko jego prywatną sprawą, skoro rzutuje na ocenę stanu i perspektyw całego kraju. Agencje ratingowe, które wystawiły Włochom nie najlepszą ocenę, zwracają uwagę właśnie na niepewną sytuację polityczną.

Trudno odmówić im racji, skoro rząd - co potwierdziło ostatnie głosowanie nad wotum zaufania - balansuje na krawędzi upadku. Ma słabe zaplecze parlamentarne, niepewnego partnera koalicyjnego (Umberto Bossi, przywódca Ligi Północnej, forsuje pomysły, na które Berlusconi musi przystać, bo inaczej rząd się rozpadnie) i coraz bardziej krytyczne społeczeństwo. Niewielu komentatorów wróży rządowi dotrwanie do końca kadencji, czyli do wiosny 2013 r., choć Berlusconi zaklina się, że na pewno mu się to uda.

Kiedy nastąpi koniec? Moment upadku - taka przeważa opinia - nadejdzie na początku przyszłego roku. Dlaczego wtedy? Ano dlatego, że nie należy zwlekać z przeprowadzeniem wyborów. Tak podobno uważają sami zainteresowani, czyli politycy, którzy będą się starać o ponowny wybór. Im później, tym większe prawdopodobieństwo, że społeczeństwo zacznie odczuwać skutki cięć budżetowych. Mogłoby wówczas ukarać tych, którzy je uchwalili. Przedterminowe wybory wczesną wiosną byłyby w sam raz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2011