Inka wyklęta

Jest szansa na znalezienie miejsca pochówku 17-letniej sanitariuszki Danuty Siedzikówny – legendarnej „Inki”, rozstrzelanej 68 lat temu za działalność w partyzantce niepodległościowej.

23.08.2014

Czyta się kilka minut

Danuta Siedzikówna na jednym z niewielu zachowanych zdjęć grupy „Łupaszki” / Fot. IPN
Danuta Siedzikówna na jednym z niewielu zachowanych zdjęć grupy „Łupaszki” / Fot. IPN

„Ty! Najdroższy Synu!

Kreślę tych ostatnich parę słów i żegnam się, aż do zobaczenia się na tamtym świecie, bo za chwilę odchodzę do Boga. Jestem skazany na śmierć i wyrok za chwilę będzie wykonany. Bądź dobrym Polakiem. Kochaj Polskę. Bądź posłuszny starszym. Słuchaj swoich opiekunów i bądź posłuszny matce. Tyle, co mogę w tych parę słowach skreślić do Ciebie. Odchodzę w zaświaty. To, co pozostawiam na tym świecie najdroższego, to Polskę i Ciebie. Najdroższy. Przeproś matkę, [niech] mi ona daruje za wszystko. Całuję Was wszystkich już raz ostatni” – pisze tuż przed egzekucją Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, którego rozstrzelano wraz z Danutą Siedzikówną. To prawdopodobnie klawisz przekazuje mu papier, a potem wypuszcza gryps za więzienne mury. 65 lat później list otrzymuje od rodziny „Zagończyka” pracowniczka gdańskiego IPN Izabela Brzezińska.

Śmierć w „sali śmiechu”

Jest szansa, że jesienią dowiemy się, gdzie pochowani są „Inka” i „Zagończyk”. Oboje zostali rozstrzelani w „sali śmiechu”, jak nazywali więźniowie drewnianą przybudówkę w gdańskim areszcie przy ul. Kurkowej. W środku stoją dwa pale dla skazańców, w suficie umocowano hak, z tyłu straszą poprzebijane kulami worki z piaskiem.

Rankiem, 28 sierpnia 1946 r., żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego dostają tylko po 10 nabojów: ówczesny dyrektor ds. politycznych więzienia nie jest pewien, czy widząc młodą sanitariuszkę, przypadkiem nie zaczną strzelać do swoich dowódców. „Inka” i „Zagończyk” nie chcą mieć czarnych opasek na oczach. Patrzą w oczy żołnierzom plutonu.

„Sala śmiechu” jest pełna ubeków, którzy wyzywają byłych AK-owców. O godzinie 6.15 prokurator Wiktor Suchocki po odczytaniu wyroku krzyczy: „Po zdrajcach narodu polskiego ognia!”. „Inka” i „Zagończyk” wołają: „Niech żyje Polska!”. Kilkuosobowy oddział oddaje salwę. Potem ppor. Franciszek Sawicki dobija rannych z pistoletu. Sanitariuszka krzyczy jeszcze: „Niech żyje Łupaszko!”, wspominając pseudonim swojego dowódcy z partyzantki.

W Archiwum Państwowym w Gdańsku zachowuje się list ówczesnego naczelnika więzienia, Jana Wójcika, do żony „Zagończyka”: „Zawiadamiam, że w dniu 28 sierpnia 1946 r. został wykonany wyrok śmierci przez rozstrzelanie na Selmanowicza Feliksa s. Franciszka urodz. 6.6.1904 r. Zwłoki pochowane są na cmentarzu w Gdańsku przy ul. Gen. Giełguda pod Nr tabliczka 137”. To jedyny ślad pochówku rozstrzelanych tego dnia – list wrócił do akt, bo przed laty nikt go nie odebrał.

Były wiceszef więzienia Waldemar Kowalski: – Niestety nie ma akt cmentarnych, które zaginęły w tajemniczych okolicznościach, ale są duże szanse, że po latach znajdziemy grób „Inki” i „Zagończyka”. Jest wskazany kwadrat, w którym chowano w 1946 r. straconych w gdańskim kryminale. Jeśli zwłok gdzieś nie ukryto, to je znajdziemy. Oboje mogą być pochowani wspólnie, bo taka była ówczesna praktyka. Numeracja, czyli liczba 137, zgadza się, jeśli chodzi o „Zagończyka”. W przypadku „Inki” na aktach, które przeglądałem, jest numer 146, ale podejrzewam, że doszło do pomyłki, bo jej ciału powinien odpowiadać numer 136.

Proces na trzy godziny

Danuta Siedzikówna zostaje skazana po błyskawicznym procesie w kazamatach gdańskiego więzienia (z uwagi na brak miejsca w celach skazani musieli czasem siedzieć na wiadrze na odchody, więc procesy takie nazywano „kiblowymi”).

Atmosferę oddają zeznania złożone po 53 latach przez wartownika UB w Sztumie, Eugeniusza Adamskiego, który w 1946 r. obciążył „Inkę” (miał wtedy również 17 lat): „Zauważyłem siedzącą za stołem sędziowskim grupę ok. 12 oficerów w randze od majora do pułkownika. (…) Z uwagi na to, że moja obecność na sali rozpraw trwała może tylko 5 minut, nie jestem w stanie powiedzieć, czy oskarżał tylko jeden prokurator. (…) Przypominam sobie, że siedzący za stołem sędziowskim oficerowie, podczas moich zeznań, byli w dobrych humorach, palili papierosy i rozmawiali między sobą” – zeznawał w 1999 r. przed śledczymi, którzy chcieli rozliczyć stalinowskich prokuratorów.

Rozprawa trwa niespełna trzy godziny. Przewodniczy przedwojenny prawnik i absolwent KUL mjr Adam Gajewski, obok siedzą kpt. Kazimierz Nizio-Narski oraz kpr. Wacław Machola. Nizio-Narski kilka lat później sam trafia do więzienia – w czasie wojny był agentem Kriminalpolizei.

Za swoim stołem grzmi prokurator Wiesław Krzyżanowski: „Od czerwca 1945 r. do lipca 1946 r. brała czynny udział w terrorystyczno-dywersyjnej bandzie »Łupaszki«, która miała na celu usunięcie przemocą ustanowionych organów zwierzchniej władzy narodu i zmianę przemocą istniejącego demokratycznego ustroju państwa polskiego”. Nastoletniej sanitariuszce zarzuca się napad na posterunek UB w Starej Kiszewie (ginie pięciu ubeków i sowiecki doradca UB w Kościerzynie), strzelaninę pod Kartuzami oraz rozkaz rozstrzelania dwóch funkcjonariuszy UB w Tulicach.

Bezpieka dowozi do więzienia przy Kurkowej świadków – głównie ubeków i milicjantów.

Funkcjonariusz bezpieczeństwa Franciszek Bablich z Tulic: „Ci dwaj byli po cywilnemu, byli to funkcjonariusze UB. Oskarżona oświadczyła, gdy już mieli odjeżdżać, że poznaje ich, to są z UB. »Znam ich osobiście, poznaję te maski!«. Twierdzę, że rozkaz »rozstrzelać ich« wydała w sposób kategoryczny, podeszło dwóch bandytów, którzy zastrzelili tych funkcjonariuszy”. Podobnie zeznaje jego kolega z UB, szeregowy Eugeniusz Adamski: „To oskarżona wydała rozkaz”.

Milicjant Longin Ratajczak opowiada sądowi o potyczce z oddziałem „Łupaszki” pod Kartuzami: „Widziałem również, gdy jeszcze siedziałem na aucie, jak oskarżona biegła w naszą stronę z pistoletem w ręku. W tym czasie padł strzał i zostałem raniony w plecy. Po wyciągnięciu pocisku z rany, który w tej chwili przedkładam sądowi, okazało się, iż był to pocisk z pistoletu. Z tego wnioskuję, że oskarżona strzelała do mnie”.

Sąd nie bierze pod uwagę zeznań innego milicjanta, Mieczysława Mazura, rannego w tej samej strzelaninie: „W czasie potyczki z bandą kobieta ta była razem z bandytami. Gdy byłem ranny, ona doszła do mnie i oglądała moją ranę”.

Nieżyjący już dowódca oddziału „Łupaszki” Olgierd Christa komentował po latach: „To niedorzeczne. »Inka« była 17-letnią sanitariuszką i nie mogła wydawać żadnych rozkazów. W czasie, gdy rzekomo miała strzelać, opatrywała rannego”.

Po przesłuchaniach ubeków i milicjantów sędzia Gajewski ogłasza wyrok: kara śmierci. Tego samego dnia obrońca „Inki” pisze prośbę o łaskę do prezydenta Bolesława Bieruta. Ten odmawia. 28 sierpnia 1946 r. „Inka” i „Zagończyk” stają przed plutonem egzekucyjnym.

Nie wsypała nikogo

Ostatni świadek egzekucji „Inki” umiera w 2008 r. To ks. Marian Prusak, spowiednik sanitariuszki. Przed laty przyjął mnie w swoim pokoju, w Rumii: – Przyjechali po mnie w nocy i powiedzieli, że jadę na egzekucję. Po przyjeździe do więzienia najpierw byłem u pana Selmanowicza. Był bardzo smutny. „No tak, jednak nie skorzystano z prawa łaski...” – przywitał mnie po wejściu. Potem zaprowadzono mnie do celi, gdzie na egzekucję czekała młoda dziewczyna w letniej sukience. Była bardzo spokojna. Wyspowiadała się, a potem prosiła, żeby o wyroku i śmierci powiadomić siostrę – opowiadał ksiądz.

Jak 17-letnia dziewczyna trafia przed pluton egzekucyjny? „Inka” jest sierotą. Jej ojciec, leśniczy z Guszczewiny na Podlasiu, umiera z wycieńczenia w 1941 r., gdy dociera do wojsk Andersa formujących się w Teheranie. Matkę dwa lata później morduje gestapo. W 1943 r. Siedzikówna zostaje zaprzysiężona w AK. Działa w podziemiu podczas wojny i po wejściu Sowietów do Polski. W 1944 r. przechodzi szkolenie sanitarne. Pierwszy raz wpada w ręce UB rok później, ale odbija ją patrol V Brygady Wileńskiej AK. Tak trafia do oddziałów podległych „Łupaszce”.

W połowie lipca 1946 r. jej ówczesny dowódca, Olgierd Christa, wysyła ją do Gdańska. Ma kupić leki i przywieźć nowe mapy. Jedzie do mieszkania państwa Mikołajewskich w Gdańsku Wrzeszczu. Nie wie, że jest śledzona, a dom obserwują tajniacy: gdański kontakt wsypuje łączniczka „Regina”, ujęta wcześniej przez bezpiekę.

Nieżyjąca już Helena Mikołajewska-Witkiewiczowa wspominała: – Siedziałyśmy do drugiej albo trzeciej nad ranem. Śpiewałyśmy partyzanckie piosenki. Funkcjonariusze UB wpadli do mieszkania, kiedy już położyłyśmy się spać. Zabrali Dankę i szybko odjechali. Byłyśmy z siostrą przerażone. Wiedziałyśmy, że zaraz przyjadą po nas.

W 1991 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku unieważnia wyrok z 3 sierpnia 1946 r. Po latach byli funkcjonariusze milicji i UB wycofują zeznania przeciwko „Ince”: twierdzą, że byli szantażowani. O samym śledztwie niewiele wiadomo: IPN dociera jedynie do pośrednich świadków (więźniów), którzy opowiadają, że śledczy bili dziewczynę podczas przesłuchań, poniżali i kazali rozbierać się do naga. Mieli też do celi „Inki” wpuszczać żony ubeków, którzy zginęli w walce z „Łupaszką”, żeby uzyskać obciążające zeznania. Danuta Siedzikówna nie wsypała nikogo. Postępowanie w sprawie ubeków umorzono z braku dowodów. W celi, gdzie przed laty skazano dziewczynę, dziś jest kaplica więzienna.

Mówi Marzena Kruk, naczelnik Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Gdańsku: – Udało się przeprowadzić badania georadarowe prawdopodobnej kwatery „Zagończyka”. Jeśli potwierdzą się informacje zawarte w notatce dotyczącej pochówku Feliksa Selmanowicza, to możemy trafić na szczątki legendarnej sanitariuszki. Dokładny termin poszukiwań nie został jeszcze wyznaczony.


ŻOŁNIERZE SĄDZENI JAK ZBRODNIARZE

W latach 1945–56 w więzieniach i aresztach śledczych województwa pomorskiego zmarło 1750 osób i wykonano 110 wyroków śmierci. Tylko w ciągu pierwszego roku po wojnie w gdańskim więzieniu zmarło 1470 osób (najwięcej ofiar, bo 1100, przyniosła epidemia tyfusu). W latach 1945–56 w Gdańsku stracono 83 osoby, z czego 29 to zbrodniarze wojenni, 20 – kryminaliści, a 25 – żołnierze wyklęci. W przypadku 9 osób zaginęły akta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2014