Inaczej

W bieżących rozmowach o Rosji nie potrafimy wyjść poza aktualność. A trzeba było uważniej czytać popiego syna z dziury zapadłej w Karpatach pod Sybinem...

07.03.2015

Czyta się kilka minut

Wzdrygając się przed określeniem i zaakceptowaniem własnych ograniczeń w polityce i w moralności oraz, co gorsza, w geografii, kultywując dwuznaczność, odrzucając wszelką naiwność właściwą »ucywilizowanym«, którzyoślepli na rzeczywistość w wyniku ekscesów tradycji racjonalistycznej, Rosjanin, subtelny w równej mierze dzięki intuicji, co odwiecznemu doświadczeniu w skrywaniu zamiarów, pozostaje być może dzieckiem z punktu widzenia historycznego, lecz w żadnym wypadku psychologicznego; stąd jego skomplikowanie, skomplikowanie człowieka o młodych instynktach i starych sekretach, stąd również sprzeczności w jego zachowaniach, graniczące wręcz z groteską. Kiedy stara się być głęboki (a udaje mu się to bez wysiłku), przeinacza najmniejszy fakt, każdą ideę. Można by rzec, że ma manię monumentalnego grymasu. W historii idei, rewolucyjnych i innych, wszystko jest zawrotne, straszne i nieuchwytne. Jest on ponadto amatorem utopii, a utopia to groteska w różowym kolorze, potrzeba połączenia szczęścia, czyli tego, co nieprawdopodobne, z przyszłością, i doprowadzenia optymistycznej, powiewnej wizji aż do miejsca, w którym powraca ona do punktu wyjścia: do cynizmu, jaki chciała zwalczać”*.

Proszę wybaczyć długi cytat. Ale w bieżących rozmowach o Rosji nie potrafimy wyjść poza aktualność. Przykładamy do ponurego i krwawego kontekstu nasze pragmatyczne miary. Ach ta Rosja! Oszukała nas! Zwiodła! Przecież obiecała, że już będzie taka jak my. Tak ją kochaliśmy! Swatów słaliśmy w najlepszych garniturach. McDonalda otworzyliśmy na placu Czerwonym. Klub Chelsea sprzedaliśmy i rezydencje na Lazurowym Wybrzeżu oraz udostępniliśmy konta w Londynie. Do rodziny chcieliśmy przyjąć i tyłek miodem smarować... Biada nam teraz po trzykroć...

A trzeba było uważniej czytać tego popiego syna z dziury zapadłej w Karpatach pod Sybinem. Trzeba było słuchać, bo znał się na rzeczy. Sam roił w młodości, że jego pasterska ojczyzna powinna w swoim losie spleść historyczną wspaniałość Francji z potencjałem Chin. Podziwiał Hitlera. „Zasługą Hitlera jest to, że zawładnął zmysłem krytycznym całego narodu. Rozniecił najgorętsze namiętności w walce politycznej i tchnął potężnego ducha mesjańskiego w całą sferę wartości, którą demokratyczny racjonalizm spłaszczył jedynie i strywializował” – pisał w 1934 r. w korespondencji z Monachium dla czasopisma „Vremea”. Kilka lat później przetrzeźwiał, ale doświadczenie w kwestii szaleństwa, czy też odmienności sądów, pozwalało mu widzieć sprawy narodów jako bytów psychologicznych, albo duchowych, w profetycznej jasności. Zdaje się, że po prostu nie miał złudzeń.

Co można zrobić z krajami, które od nas się różnią? Gdy są małe, możemy je zlekceważyć i skazać na niebyt. Tak było na przykład z Albanią. W latach 70. minionego wieku wytwarzała brandy Skanderbeg, papierosy Arberia oraz programy Radia Tirana, głoszące światu, że jedynym prawdziwym komunizmem jest komunizm albański. Ale przecież nie istniała. Nikt nawet nie wiedział, jakie tam są pieniądze ani czy to w ogóle jeszcze Europa.

Co jednak zrobić z krajami, których istnienia nie da się przeoczyć, ponieważ przypominają kontynent? I w dodatku nie chcą być takie jak my. Otoczyć się murem jak niegdyś Chiny albo Berlin? Jak Izrael i Ameryka dzisiaj? Albo wynaleźć państwo, które wstawimy między nas i odmieńca? Część z nas przecież chętnie widzi w tej roli Białoruś i Ukrainę. Ci bardziej na zachód zapewne nawet Polskę i resztę „Nowoeuropejczyków”. Sami jednak wynaleźliśmy globalizm i na dłuższą metę to tylko chowanie głowy w piasek. Ciekawe jednak, jak długo da się wytrzymać bez oddechu.

Gdy się jeździ po Rosji i rozmawia z tak zwanymi zwykłymi ludźmi, to zazwyczaj jest przyjemnie. Nie tykamy polityki, opowiadamy sobie o własnym życiu. Dzieci, praca, zarobki, szczęścia i nieszczęścia. Pewna wspólnota przeszłości ułatwia kontakt i porozumienie. Ale gdy czasem się zapędzę i roztoczę opowieść o naszych realiach i wyczują w głosie nuty misjonarskiego zapału, zamyślają się i w końcu mówią: u nas jest inaczej.

Mówią spokojnie, bez śladu niechęci. Po prostu stawiają coś w rodzaju delikatnej, ale nieprzekraczalnej granicy. ©

* Fragment eseju Emila Ciorana „Rosja i wirus wolności” w przekładzie Marka Bieńczyka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015