Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trump jest trzecim – po Andrew Johnsonie i Billu Clintonie – prezydentem, którego izba niższa Kongresu USA postawiła w stan oskarżenia. Głosowanie oparto na dwóch artykułach impeachmentu: zarzucie nadużycia władzy (chodzi o naciski Trumpa na Ukrainę, by wszczęła dochodzenie dotyczące Joego Bidena) i utrudniania śledztwa Kongresu w tej sprawie. To głosowanie nie oznacza jednak usunięcia Trumpa z urzędu – o tym zdecyduje Senat (izba wyższa), gdzie większość mają Republikanie. Tu wynik jest raczej przesądzony, bo oni pozostaną zapewne oczyszczą prezydenta z zarzutów. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi. Liderka Demokratów Nancy Pelosi ogłosiła, że nie odeśle natychmiast sprawy do Senatu, gdyż obawia się, że nie dojdzie tam do sprawiedliwego procesu. Republikanie wykorzystali to do powtarzania narracji, iż procedura impeachmentu jest „stronnicza” i brakuje „mocnych” zarzutów wobec Trumpa.
Tymczasem impeachment – służący obu partiom do polaryzowania elektoratu przed wyborami w 2020 r. – zaczyna przynosić niepokojące dla Demokratów skutki. Od wszczęcia procedury notowania Trumpa wzrosły o 6 proc. Choć Amerykanie pozostają w tej sprawie podzieleni (49 proc. jest za odwołaniem Trumpa, 46 proc. przeciwko), są zadowoleni z sytuacji ekonomicznej. Aż 47 proc. zarejestrowanych wyborców ocenia ją jako dobrą, a 26 proc. jako doskonałą – to najlepszy wynik od prawie 20 lat. W kluczowych stanach, które w 2016 r. wyniosły go do Białego Domu, to właśnie czynnik ekonomiczny, a nie spór w Kongresie, może mieć dla wyborców decydujące znaczenie. ©