Ile historii w stajence

Właśnie ukazał się trzeci tom trylogii Benedykta XVI o Jezusie z Nazaretu. Dotyczy dzieciństwa Jezusa.

26.11.2012

Czyta się kilka minut

Madonna Eucharystyczna, Sandro Botticelli, ok. 1472 r. / Fot. Bettmann / CORBIS
Madonna Eucharystyczna, Sandro Botticelli, ok. 1472 r. / Fot. Bettmann / CORBIS

Mamy do czynienia z dziełem papieża, a jednak – jak sam autor przyznaje w przedmowie to pierwszego tomu swej trylogii – „książka ta żadną miarą nie jest wypowiedzią Nauczycielskiego Urzędu, lecz stanowi jedynie wynik mojego osobistego szukania »oblicza Pana«”. Wiarę Kościoła można określić jako „szeroką drogę”, w obrębie której każdy chrześcijanin wytycza swoją osobistą ścieżkę. Nauczycielskim zadaniem biskupa Rzymu jest przypominanie Kościołowi tej wspólnej wiary, tj. – trzymając się obrazu drogi i ścieżek – wskazywanie, gdzie są „pobocza” drogi, poza którymi znajduje się już tylko bezdroże. Tę rolę papież spełnia poprzez swoje oficjalne wypowiedzi.

Do biskupa Rzymu stosują się jednak słowa św. Augustyna, który – jako biskup Hippony – mówił swoim słuchaczom: „dla was jestem biskupem, lecz przede wszystkim z wami jestem chrześcijaninem”. Każdy biskup, także papież, jest przede wszystkim chrześcijaninem, czyli każdy podąża swoją osobistą ścieżką po wspólnej drodze wiary Kościoła. Przez wiele wieków feudalna struktura instytucji kościelnych przesłaniała ów osobisty wymiar papieskiej drogi wiary. Przyzwyczailiśmy się widzieć w papieżu przede wszystkim „urząd” – a takie rytuały, jak zmiana imienia lub litania wzniosłych tytułów wrażenie to tylko wzmacniały. Trylogia o Jezusie Josepha Ratzingera – Benedykta XVI rozbija ten obraz.

To właśnie stanowi pierwszą, niezwykle ważną wartość książki. Jak pisał Paweł VI w adhortacji „Evangelii nuntiandi”, dzisiejszy świat bardziej niż nauczycieli potrzebuje świadków. Jest niezwykle cenne, że chrześcijanie – i nie tylko oni – mogą usłyszeć świadectwo wiary papieża. Mogą bowiem zobaczyć, że choć z racji socjologicznych uwikłań swojego urzędu musi on administrować kościelną instytucją, a nawet pełnić rolę politycznego męża stanu, przede wszystkim jest człowiekiem zaangażowanym w relację z Jezusem. To Jezus jest centrum życia Benedykta XVI. Namysł teologiczny Josepha Ratzingera wypływa i podporządkowany jest jego wierze – relacji z Chrystusem.

WIARA I NAUKOWA EGZEGEZA

Ten religijny motyw określa sposób podejścia autora do tekstu Ewangelii. Krytykuje on (w przedmowie do I tomu) rezultaty badań historyczno-krytycznych, dowodzące różnicy pomiędzy Jezusem historycznym a Chrystusem wiary, z obawy, że „wewnętrzna przyjaźń z Jezusem, do której się wszystko sprowadza, trafia w próżnię”. Ze względu na historyczny charakter chrześcijaństwa jest świadom, że z metod historycznych nie można zrezygnować, ale przekonuje (to już przedmowa do ostatniego, trzeciego tomu), że „na poprawną interpretację składają się dwa etapy”: na pierwszym pytamy, „co dany autor chciał powiedzieć w swym tekście; jest to historyczna komponenta egzegezy”, a na drugim – „czy to, co powiedziano, jest prawdą? Czy ma jakieś znaczenie dla mnie? A jeśli tak, to jakie?”.

Uwzględnienie przez Autora egzystencjalnego znaczenia tekstu, czego często brakuje we współczesnej biblistyce akademickiej, jest niezwykle cenne. Sprawia bowiem, że lektura staje się bardziej zgodna z intencją samych tekstów – pisanych wszak (czego dowodzi sama biblistyka akademicka) właśnie po to, by wprowadzić czytelników w egzystencjalne doświadczenie wiary. Integracja krytycznej egzegezy i egzystencjalnej lektury Biblii nie jest jednak sprawą łatwą i nie do końca się papieżowi udała – przede wszystkim kosztem aspektu historyczno-krytycznego, choć ze szkodą także dla teologicznej strony dzieła. Z dwóch etapów poprawnej interpretacji szwankuje pierwszy – uważna analiza, co autor interpretowanego tekstu chciał powiedzieć.

Papieska lektura Ewangelii jest bowiem bardzo wyraźnie zabarwiona przez dogmatyczną świadomość Kościoła, nawet wówczas, gdy taka perspektywa prowadzi do narzucenia ewangeliście kategorii jemu obcych. Ratzinger często objaśnia fragmenty interpretowanej ewangelii pomijając bliższy i dalszy kontekst analizowanego dzieła (np. jak dane słowo było używane przez ewangelistę w innych miejscach), przeskakując od razu – na zasadzie mniej lub bardziej swobodnych skojarzeń – do innych ksiąg Pisma, a nawet do elementów doktryny chrześcijańskiej, które zostały sformułowane znacznie później i które – w takiej formie, jaką znamy – nie mogły być znane ewangeliście.

Papież uzasadnia ten swój zabieg perspektywą wiary – i uzasadnienie takie ma swoją moc. Niemniej jego rozważania tracą na tym, że nie do końca – by tak rzec – słucha tekstu jako takiego, że nie pozwala się mu do końca prowadzić, narzucając raczej swoją własną perspektywę. Ujawnia się to np. w tym, że przy interpretacji Łukaszowej opowieści o narodzinach Jezusa pomija fragmenty dla ewangelisty mające istotną wagę – dwa hymny, niezwykle bogate w teologiczną treść wyjaśniającą sens wydarzeń, o których jest mowa w ewangelii: „Magnificat” wypowiedziany przez Marię po powitaniu Elżbiety i „Benedictus” – hymn włożony w usta ojca Jana Chrzciciela, Zachariasza, po narodzeniu się jego syna. Trudno wytłumaczyć ten brak niewielką objętością książki: znalazło się w niej bowiem sporo miejsca dla drugorzędnych z religijnego punktu widzenia rozważań na temat tego, z jakim wydarzeniem astronomicznym możemy – ewentualnie – utożsamić gwiazdę prowadzącą mędrców ze Wschodu.

HISTORIA I SYMBOLE

Rozważania „astronomiczne” motywowane są, jak się zdaje, papieską troską, by – wbrew współczesnej egzegezie historyczno-krytycznej – wykazać, że ewangeliczne opowieści są wiernym zapisem przebiegu wydarzeń. Papież bardzo niechętnie przyznaje, że narracja ewangeliczna może być w istocie nie relacją o faktach, lecz symboliczną katechezą w formie opowieści.

Papieski sprzeciw wobec skrajnego sceptycyzmu akademickich badaczy jest uzasadniony. Sceptycyzm ów oparty jest w zasadzie na (bardziej lub mniej świadomych) naturalistycznych założeniach: na przykład, iż Bóg nie może ingerować w rzeczywistość materii, a zatem, że dziewicze poczęcie jest historycznie niemożliwe. Benedykt XVI słusznie więc zauważa, że chrześcijańska interpretacja Biblii nie musi się takimi założeniami przejmować. Nie należą one do aparatu historyka jako takiego – lecz są pozanaukowym, metafizycznym horyzontem z zasady sprzecznym z chrześcijańską wiarą.

Niemniej papieska nieufność wobec metod historycznych wydaje się nadmierna, co niesie pewne negatywne konsekwencje dla jego dzieła. Prześledźmy to na przykładzie analizy sceny Zwiastowania. Warto tu porównać interpretację papieża z egzegezą jednego z najwybitniejszych współczesnych egzegetów – Gerharda Lohfinka (z książki „Zrozumieć Biblię”).

Autor „Jezusa z Nazaretu” zdaje się traktować tekst Ewangelii Łukasza jako zapis wiernie oddający przebieg spotkania i dialogu Marii z aniołem Gabrielem. Pomija tym samym wiele uzasadnionych pytań: w jaki sposób tak dokładnie przechowano pamięć o szczegółach tego wydarzenia przez kilkadziesiąt lat? Można odpowiedzieć, że to Maria tak dokładnie pamiętała owo zdarzenie wraz z anielską rozwiniętą nauką o tożsamości i przeznaczeniu Jezusa i opowiedziała o tym Jego uczniom. Jeśli tak, to dlaczego nic nie zrozumiała (jak zanotował ten sam ewangelista) z odpowiedzi dwunastoletniego Syna danej w świątyni jej i Józefowi, gdy znaleźli go po długich poszukiwaniach? Co więcej, w perspektywie, jaką przyjmuje papież, sam dialog Marii z Gabrielem zawiera niewyjaśnialne zdanie-zagadkę: pytanie Marii, „jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. Sam papież przyznaje, że w ówczesnym kontekście kulturowym poprzedzająca to zdanie zapowiedź anioła: „oto poczniesz i porodzisz syna” powinna wydać się całkowicie zrozumiała. To zdziwienie Marii jest trudne do wyjaśnienia.

Egzegeza biblisty Lohfinka pokazuje, że takie i podobne trudności znikają, gdy korzystając z narzędzi historyczno-krytycznych, rozpoznamy właściwy rodzaj literacki narracji o Zwiastowaniu. Okazuje się, że jest to zręczne połączenie dwóch starotestamentowych schematów literackich: zwiastowania narodzin ważnej postaci i powołania. Rozpoznanie literackiej konstrukcji fragmentu pozwala dostrzec, że punktem kulminacyjnym opowiadania jest przesłanie o tożsamości Jezusa: „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan da Mu tron jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33). Wszystko, co przesłanie to poprzedza i co po nim następuje, służy podkreśleniu wagi i znaczenia zasadniczej myśli. Myśli będącej wyrazem wiary Kościoła, w którym powstała Ewangelia.

Porównując analizy Ratzingera i Lohfinka, warto zauważyć, że ten drugi też popada w skrajność, wyciągając ze swych rozważań wniosek, iż narracja o Zwiastowaniu w ogóle nie mówi o historycznych wydarzeniach. Taka konkluzja nie wynika w konieczny sposób z rozważań historyczno-literackich i narażona jest na uzasadnione zarzuty papieża o nadmierny sceptycyzm historyczny podszyty metafizycznym naturalizmem.

Wydaje się jednak, że możliwa – i pożyteczna – jest integracja tego, co najlepsze w obydwu podejściach. Ujmując rzecz w wielkim skrócie: sądzę, że można przyjąć, iż opowiadanie o Zwiastowaniu przekazuje pamięć o tajemniczym, religijnym przeżyciu Marii, którego prawdziwy sens ujawniał się (także dla niej) stopniowo, w trakcie życia Jezusa, a zwłaszcza dzięki Jego zmartwychwstaniu, i który to sens redaktor ewangelii ujął w znanej nam dzisiaj formie.

Można zatem uznać jednocześnie historyczną realność zwiastowania i dziewiczego poczęcia oraz symboliczny charakter tekstów, które mówią o religijnym znaczeniu tych wydarzeń. Sądzę, że papieskie teologiczne przesłanie zawarte w „Jezusie z Nazaretu” zyskałoby i na głębi, i na wiarygodności, gdyby Autor szerzej korzystał z osiągnięć badań historyczno-literackich. Jego ujęcie unikałoby wówczas wielu zarzutów, jakie krytycznie nastawieni recenzenci wysuwali pod adresem dwóch pierwszych tomów i które zapewne wysuną pod adresem trzeciego. Co ważniejsze jednak, prezentowałyby rzeczywistą historię – paradoksalnie – w sposób bardziej adekwatny.

INSPIRUJĄCE ŚWIADECTWO

Wskazując na ograniczenia dzieła papieża, warto jednak podkreślić wartość teologicznego przesłania świadectwa Benedykta XVI. Autor jest człowiekiem zarówno o głębokiej wierze, jak i przenikliwej intuicji teologicznej. W trzecim tomie jego trylogii o Jezusie z Nazaretu możemy znaleźć kilka bardzo cennych i inspirujących przemyśleń.

Do najważniejszych zaliczyłbym interpretację genealogii Jezusa jako obrazu nowego początku, który Bóg inauguruje w historii, w tajemniczy sposób łącząc ciągłość i zmianę. Jezus jest dziedzicem określonej tradycji, dzieląc w ten sposób ludzką kondycję, a jednocześnie inauguruje w tej kondycji zupełnie nowy początek – rzeczywistość, która pochodzi bezpośrednio z Boga. Równocześnie – co Benedykt XVI mocno podkreśla – boskie pochodzenie Jezusa nie oddziela go od innych ludzi: pochodzenie „z Boga” może dzięki wierze stać się udziałem każdego człowieka. Innymi słowy: dla każdego z nas, uwikłanego w osobistą i społeczną historię, nowy początek jest zawsze możliwy.

Inspirujące są też rozważania o mędrcach ze Wschodu, reprezentujących ludzkie religijne i naukowe dążenia, które mogą doprowadzić do spotkania z Bogiem samym. Albo przenikliwa analiza duchowej postawy „sprawiedliwego” (jego obrazem jest Józef), która czyni człowieka wrażliwym na głos Boga.

Tematy te nie są, co prawda, dogłębnie rozwinięte. Ich „szkicowy” charakter ma jednak tę zaletę, że inspiruje do dalszych poszukiwań, a więc samodzielnego wkroczenia na drogę poszukiwania „oblicza Pana”. Myślę, że tak właśnie warto czytać książkę Josepha Ratzingera – Benedykta XVI: jako świadectwo osobistego poszukiwania Boga, którego nie musimy kopiować, ale które może się stać inspiracją do własnego, samodzielnego wyruszenia w podobną drogę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2012