Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwszą z nich zajmie się już niebawem paruset specjalnie powołanych pracowników sporej rangi. Raczej dobrze płatnych. A skutki ich działalności odbiją się na losach bardzo wielu moich rodaków (licząc z rodzinami, kilkaset tysięcy pomnożyć trzeba przez trzy, cztery albo więcej). Druga sprawa stanowi na razie przedmiot działań bardzo niewielu, bo tylko świetnie przygotowani fachowcy mogą się z nią zmierzyć. Za to owoce owej troski przyniosą nadzieję ogromnej liczbie ludzi teraz i w przyszłości.
Ta pierwsza to rozpoczynająca się właśnie działalność nowego działu IPN, który nazywać się będzie Biurem Lustracyjnym i zajmie się weryfikowaniem obowiązkowych oświadczeń lustracyjnych, a potem zestawi i opublikuje listy współpracowników SB. Zrobi to na podstawie archiwów, a rodzajów współpracowników będzie - to już wiemy - 59. Dwustu prokuratorów będzie rozstrzygało, czy składający swoje oświadczenie pan X to według archiwalnych zapisków SB "kontakt służbowo-informacyjny", czy tylko "informacyjny", a może "oficjalne źródło informacji", "kontakt obywatelski" lub "osoba zaufana". Itd., aż do pięćdziesiątego dziewiątego rodzaju. Oświadczeń do weryfikacji ma być kilkaset tysięcy, praca potrwa co najmniej kilkanaście lat.
Druga sprawa jest z innego świata. To choroba, polegająca - mówiąc w uproszczeniu - na degeneracji tzw. żółtej plamki na siatkówce oka. Powoduje szczególny rodzaj ślepoty: w środku pola widzenia pojawiają się najpierw krzywizny, a potem ciemna plama, uniemożliwiająca rozpoznawanie przedmiotu, na który akurat się patrzy. Zaczyna się zwykle od jednego oka, postępuje powoli, ale nieubłaganie. Do niedawna nie było na nią lekarstwa. Chorym wręczano kartkę równiutko pokratkowaną, żeby sami sprawdzali, jak się posuwa choroba. Teraz ze świata dochodzą sygnały, że pojawiła się nadzieja na wyleczenie albo przynajmniej zahamowanie procesu ślepnięcia. Koszty na razie ogromne, ale tak jest zawsze na początku.
Napisałam, że nic nie łączy tych dwóch spraw, prócz tego, że obie dotykają ludzi w tym samym czasie i miejscu, a czasem dokładnie tych samych. Tak też będzie w najbliższej przyszłości. Przy czym pierwszą sprawą media dalej zajmować się będą chętnie i gęsto, a koszta zaaprobowane zostaną przez władze bez zbędnych dyskusji. O drugiej na razie cicho; jeśli rozmawia się o niej, to w poczekalniach okulistów. Nie sądzę też, by jakikolwiek fundusz zdrowia zechciał już zacząć informować o kosztach i wymiarze rodzącej się nadziei. Bo czy to jest nasze polskie najważniejsze zmartwienie?