I sprawiedliwość, i zemsta

Można by powiedzieć, że umarł tak, jak żył: całe życie Saddama Husajna - najpierw bezwzględna walka o władzę, a potem bezwzględne jej sprawowanie przez kilka dekad - toczyło się nie w cieniu przemocy, ale przemocą się żywiło.

03.01.2007

Czyta się kilka minut

Husajn umarł na szubienicy w minioną sobotę o szóstej rano czasu miejscowego. Nie okazał skruchy. Nie pokazał żadnym gestem czy słowem, że ma świadomość cierpień, które zadawał. Nie oczekiwał chyba litości, w końcu sam nie zwykł jej okazywać. Zdaje się, że chciał przejść do historii jako mąż stanu, do końca wierny sobie. To ostatnie mu się udało: jakie życie, taka śmierć. Reszta to przypadek utraty poczucia rzeczywistości, typowy dla przywódców absolutnych, przywykłych do tego, że ich wola jest miarą wszystkiego.

A tak było z Husajnem od lipcowego dnia 1979 r., gdy wszedł na trybunę podczas zjazdu rządzącej partii Baas, by ogłosić "czystkę w szeregach". Podobno w jednym ręku trzymał cygaro, a w drugim listę 66 nazwisk "zdrajców". Wyczytani musieli opuścić salę, za drzwiami czekali kaci.

Dziś jest pierwszym na Bliskim Wschodzie przywódcą państwa straconym na mocy wyroku sądowego, a nie zabitym w wyniku puczu czy skrytobójstwa. Można się spierać, czy przebieg jego procesu odpowiadał standardom praworządności; czy należało sądzić go za całość rządów, a nie poprzestać na orzeczeniu winy za wydanie rozkazu zgładzenia 148 szyitów z jednej tylko wioski Dujail, spacyfikowanej w 1982 r. Wykonanie wyroku przerywa przygotowania do kolejnych procesów. Jednak w obliczu oczywistego bilansu jego działań od 1968 r. (gdy wszedł do rządu jako odpowiedzialny za "bezpieczeństwo wewnętrzne"), a potem rządów absolutnych po 1979 r., jest to spór trochę akademicki. Skoro najwyższą karą jest dziś wedle prawa irackiego śmierć, to i za inne zbrodnie Husajn zostałby na nią skazany: jego bilans waha się między kilkuset tysiącami a dwoma milionami ofiar (tylko w latach 1986-89 zginął co dziesiąty iracki Kurd).

***

Pokoju w Iraku szybko nie będzie - jest natomiast nieformalny podział kraju: na północny Kurdystan, dość stabilny i rządzony przez samych Kurdów, oraz na "resztę", gdzie anarchia przybiera znamiona wojny domowej. Dla obserwatora z zewnątrz jest to wojna nieprzejrzysta, gdzie linie podziału się mieszają: walczą nie tylko szyici i sunnici, nie tylko zwolennicy dawnej władzy z władzą nową, ale też milicje religijne i partyjne, napływowi terroryści, wreszcie zwykłe bandy. W tle pozostają drugoplanowi aktorzy, zwłaszcza Iran i Syria, dla których Irak to atrakcyjne pole "wojny zastępczej" przeciw USA.

Ofiary tej wojny to przede wszystkim sami Irakijczycy. Choć trudno mówić o wojnie domowej w przypadku narodu, który został utworzony sztucznie ok. 80 lat temu i był sztucznie podtrzymywany dzięki systemowi władzy dyktatorskiej. Jej upadek zniósł, jak się okazuje, czynnik nie tylko utrzymujący (względny) porządek, ale też spoiwo tworzące państwo i naród. Można za to winić międzynarodową koalicję, która w 2003 r. obaliła Husajna - i tak najczęściej czynią krytycy. Ale można też zapytać, czy było inne wyjście, rzecz jasna poza nieobalaniem Husajna? Czy po kwietniu 2003 r. wypadki mogły potoczyć się inaczej, skoro państwo było tożsame z Saddamem, a przed objęciem przezeń władzy - z quasi-

-dyktaturą wojskowych, a jeszcze wcześniej z monarchią (dwa ostatnie systemy opierały się na brytyjskiej polityce kolonialnej)? Historia Iraku po 2003 r. przypomina historie wielu krajów Afryki, które rozpadały się po odejściu władz kolonialnych: kontekst inny, ale podobne mechanizmy.

Co pozostaje? Wycofanie wojsk międzynarodowych (w dniu stracenia Husajna liczba żołnierzy USA poległych w Iraku sięgnęła 2996) i zostawienie kraju na łaskę "dynamiki wydarzeń"? Usankcjonowanie podziału na część kurdyjską, szyicką i sunnicką? W przypadku pierwszej grupy etnicznej byłoby to proste, w przypadku pozostałych doprowadziłoby może kiedyś do stabilizacji, ale w krótszej perspektywie oznaczałoby walkę o granice i surowce, a także, jak wszędzie w takich przypadkach, "czystki" etniczne.

Tak czy inaczej, w sobotę 30 grudnia dokonała się i sprawiedliwość, i zemsta. Zdaniem znawców Iraku szybkość, z jaką wykonano wyrok (wydany w listopadzie) sugeruje, że Irakijczycy, którzy próbują dziś rządzić swoim krajem - nieudolnie, nawet jeśli z mandatu wyborczego - chcieli jak najszybciej pozbyć się "czynnika destabilizującego", jakim był żywy Husajn. Jego śmierć pieczętuje koniec tamtego Iraku, który swoją polityką doprowadził do ruiny.

Choć pieczętuje tylko symbolicznie. Nie będzie to zapewne żaden "kamień milowy", jak chciałby Bush - ani w stronę negatywną, ani pozytywną. Podobnie zresztą, jak procesy zbrodniarzy z b. Jugosławii: choć tam sprawiedliwość wymierzana jest wedle najwyższych standardów (a kara najwyższa to dożywocie), haskie procesy bynajmniej nie wpływają pozytywnie na kraje b. Jugosławii - o pojednaniu między narodami już nie mówiąc - lecz są odbierane przez miejscowe społeczności raczej jako niesprawiedliwość.

Radość ze śmierci Husajna, okazywana tak ostentacyjnie przez część Irakijczyków i tak rażąca dla zachodniej wrażliwości, to radość chwilowa. Przyszłość pozostaje niepewna. Polityka jest sztuką wykorzystywania możliwości, a one są dziś w Iraku bardzo ograniczone.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2007