Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Widzimy, jak trwają w swych twierdzach twierdzeń, uzbrojeni w pały rozumowań, oparci o wzory i owe poniżające motta w rodzaju: „pamiętaj, cholero, nie dziel przez zero”. Są schowani za tarczami, wykutymi z marmuru tabliczki mnożenia, odziani w kaski logiki, i co rusz rozpylają łzawiące humanistów gazy matematyczne. Jakby tego było mało, co chwilę uruchamiają algebraiczne polewaczki, z których sikają lodowatym siurem obliczeń. Siurem paraliżującym rozumowanie humanistyczne. Nie da się ukryć, że są to sprawnie rachujący zomowcy w służbie pomysłodawców nowego systemu emerytalnego.
Z drugiej strony galopują humaniści. Wiedzą aż za dobrze, że ich moce obliczeniowe są doprawdy szalenie skromne. Lata pielęgnowania czystego humanizmu, wąchania kwiatów myśli nieścisłych, przyniosły im mnóstwo przykrych porażek. Wykluczeni ze wspólnoty rachujących, dodających i odejmujących, by nie wspomnieć o tych potrafiących mnożyć ułamki czy, o zgrozo, pierwiastkować, popadali w coraz to głębszą rozpacz i frustrację. Najgorsza w ich bojach o zwycięstwo nad rozumem ścisłym jest monotonia. Od czasów beztroskich lat szkoły powszechnej humaniści stosują wciąż tę samą strategię. Wagary albo – w najlepszym wypadku – gdy pani od matematyki stawiała przed nimi równanie z zaledwie jedną niewiadomą, próbowali zmienić temat. Owszem, zdarzało się, że pani ulegała, gdy klasa wnosiła pod obrady temat niepodległości, okupacji bądź stawiała pytania nurtujące młodzież dojrzewającą. Nie trzeba było wtedy mnożyć, dzielić ani odejmować w słupku. Lekcja matematyki zamieniała się w lekcję wiedzy ogólnej i powierzchownej. Nieliczne to chwile chwały, zwycięstwa pyrrusowe, rzec można, bowiem na następnej lekcji matematyki następował rewanż. Kośba, grad ocen niedostatecznych i idące za nimi upokorzenia. Taki był i jest los humanistów od dziesiątek lat istnienia szkolnictwa ogólnokształcącego.
Identyczny schemat walki humaniści stosują w życiu dojrzałym. Gdy pojawiają się liczby i działania na nich, humaniści próbują zmienić temat. Na humanistyczny. Ostatnie obrady Sejmu, relacjonowane przez telewizje, pokazały, jak ta taktyka jest nieskuteczna. Mimo mnogości temperamentów, widzimy, kto w polskim parlamencie jest litym humanistą, mimo różnic fizycznych i światopoglądowych. Przywódcy humanistów w polityce polskiej, Jarosław Kaczyński, Leszek Miller czy Beata Kempa – humanistka nowej generacji, próbowali nas wyrwać z gąszczu cyfr za pomocą aparatu rozpaczliwie nieścisłego. Próbowali rozsypać słupki liczb odniesieniami historycznymi, formułami z pogranicza nauk społecznych, politologii, teologii i magii, do której bezwzględnie należą wizerunki tłustych kotów. Był to spektakl, którego atrakcją miało być dzielenie przez zero. Klęska tego projektu była do przewidzenia. Oglądnęliśmy kolejny raz wielkie niepowodzenie szkolne, wynikłe najpewniej z wieloletniej praktyki wagarowania, z rozpaczliwych ucieczek z lekcji arytmetyki.