Grzech ignorancji

Dlaczego wielu ludzi polskiej prawicy i Kościoła nie chce w sprawie globalnego ocieplenia słuchać ani Franciszka, ani naukowców?

16.05.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. James Jordan / GETTY IMAGES
/ Fot. James Jordan / GETTY IMAGES

Jerzy Zięba, który postuluje zastąpienie antybiotykoterapii i chemioterapii witaminą C, występuje na polskich uczelniach. Maciej Giertych promuje jako profesor belwederski swoją książkę, w której zaniża wiek Ziemi 700 tysięcy razy (to tak, jak gdyby wiek kościoła Mariackiego w Krakowie ocenić na dziewięć godzin). Tzw. antyszczepionkowcy coraz częściej wypowiadają się z pozycji autorytetu. Przez Polskę przetacza się fala pseudonauki.

Ale problem nie tylko w tym, że głosi się nieprawdę. Problem w tym, że instytucje obdarzone wysokim zaufaniem przyczyniają się do rozkwitu fatalnego w skutkach relatywizmu: poglądu, zgodnie z którym wszystkie opinie są równocenne.

Prawda jest natomiast taka, że my, ludzie, wiemy dziś o świecie całkiem sporo, i że są poglądy uzasadnione oraz nieuzasadnione. Istnieje solidna wiedza na temat świata. Ba, każdy z nas ma do niej dostęp. Na wyciągnięcie ręki są tony materiałów edukacyjnych i naukowych; każdy z nas może kupić teleskop, mikroskop albo przenośny czujnik dwutlenku węgla. Wystarczy tylko posłuchać świata i choć trochę rozumieć, jak działa nauka, która stanowi naszą globalną antenę nasłuchową, rejestrującą, co świat do nas mówi. Niedoskonałą, ale jedyną, jaką mamy.

To, że istnieje Lucjan Łągiewka, twierdzący, że potrafi zawiesić prawa Newtona, nie oznacza, że nasze ciało nieprzypięte pasami bezpieczeństwa magicznie wytraci pęd w momencie zderzenia. Musimy nauczyć się radzić sobie z tego typu zjawiskami, a szczególna odpowiedzialność spada na tych, których społeczeństwo obdarza zaufaniem. To nie jest problem akademicki. Niewiedza może mieć śmiertelne skutki.

Niewiedza na temat fizjologii człowieka doprowadziła ostatnio do śmierci małego dziecka, karmionego źle zbilansowaną dietą przez rodziców – przesadnie entuzjastycznych wegan. Niewiedza na temat skutków ubocznych chorób zakaźnych doprowadziła do śmierci innego dziecka, celowo zarażonego ospą na tzw. ospa party [zob. „TP” nr 14]. Niewiedza na temat funkcjonowania ziemskiej atmosfery może doprowadzić do śmierci na znacznie większą skalę.

Przyczynianie się do tej ignorancji, nawet pośrednie, nie różni się pod względem moralnym od promowania niezapinania pasów. To grzech.

Klimat polityczny

Kwestia globalnych zmian klimatycznych to chyba najwyrazistszy przykład. Bo tak się składa, że ich realności wyjątkowo chętnie zaprzeczają (bądź bagatelizują) partie prawicowe – od Partii Republikańskiej w USA po Front Narodowy we Francji. Oraz PiS w Polsce.

Oto Jarosław Kaczyński w marcu 2012 r. w Katowicach: „Weźmy, proszę państwa, sprawę CO2 i pakietu klimatycznego. Co to jest? Ktoś próbuje wmawiać, że to ma jakieś znaczenie dla klimatu, to jest po prostu śmiechu warte. Po pierwsze, nie ma żadnych dowodów, że w ogóle wszystko razem ma jakiekolwiek znaczenie, a jest bardzo wiele dowodów na to, że nie ma”.

A oto obecny minister środowiska Jan Szyszko: „Dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze”. Za tę wypowiedź otrzymał parę miesięcy temu od portalu Naukaoklimacie.pl nagrodę Klimatycznej Bzdury Roku.

Podobne głosy padają w konserwatywnych mediach. Oto choćby Agnieszka Kołakowska w „Rzeczpospolitej”: „Brak korelacji między ociepleniem a dwutlenkiem węgla nie powinien dziwić: od początku związek ten był niejasny i nadal nie wiadomo, w jakim stopniu poziom dwutlenku węgla w atmosferze wpływa na klimat. Ani też jaki jest mechanizm tego wpływania. Ani jaką rolę w poziomie CO2 odgrywa ludzkie działanie”.

Ze sceptycyzmem klimatycznym rodzimej prawicy poważny problem ma polski Kościół. Trudno zaprzeczyć, że prawica jest jego tradycyjnym sprzymierzeńcem politycznym. Tymczasem sygnał „z góry” jest jednoznaczny: wielokrotnie powtarzane stanowisko Kościoła jest zgodne z tym, co głosi nauka – globalne ocieplenie to realne zjawisko, a odpowiedzialność za nie w dużym stopniu ponosi człowiek. Mówili to Jan Paweł II i Benedykt XVI, a ubiegłoroczna encyklika „Laudato si” Franciszka tylko to potwierdza.

Na zorganizowanym w 2013 r. w Brukseli spotkaniu Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej podjęto uchwałę, zgodnie z którą „jest niezaprzeczalnym faktem, iż człowiek przede wszystkim odpowiada za zmiany klimatyczne”. Kościół stoi murem za nauką.

Podczas gdy w zachodniej Europie kościelni liderzy i sami katolicy zaczęli się zastanawiać, jak wpłynąć na redukcję emisji CO2, w Polsce np. metropolita częstochowski abp Wacław Depo podczas jednego z Apelów Jasnogórskich ironizował, że na wszystkie moralne zagrożenia świata Unia Europejska proponuje szczyt ekologiczny. Chodziło o paryską konferencję klimatyczną COP21, której uczestników biskupi z całego świata wezwali w Watykanie do „drakońskiej redukcji emisji dwutlenku węgla” oraz działań zmierzających ku zakończeniu epoki paliw kopalnych.

Abp Depo już wcześniej, 1 stycznia 2013 r., jeszcze podczas pontyfikatu Benedykta XVI, opowiadał w Radomiu, że świat wyznaje dziś „nową religię globalnego ocieplenia i zagrożenia dwutlenkiem węgla”. Postulat podatku za produkcję dwutlenku węgla (skądinąd kontrowersyjny od strony politycznej i ekonomicznej) określił jako „ludobójczy”, utrzymując że „utworzony w ten sposób fundusz przekazywałby środki na aborcję w krajach ubogich, bo tam się rodzi – zdaniem klimatologów – za dużo dzieci, które wydychają dwutlenek węgla”.

Krytycznie o ekologicznym zaangażowaniu papieża Franciszka wypowiadali się księża oraz publicyści. Tomasz Terlikowski sugerował, aby nie słuchać papieża w sprawie globalnego ocieplenia, a zdanie Kościoła i nauki nie jest zgodne: „nieomylność papieska dotyczy kwestii wiary i moralności, a nie przyczyn globalnego ocieplenia i metod walki z nim. To kwestia nauki i polityki”. Zaś „Rzeczpospolita” przytaczała opinie, według których „Laudato si” miałaby być encykliką wręcz... antypolską.

O ile oczywiste są punkty zgodności między światopoglądem konserwatywnym a głosem Kościoła, to nie ma żadnego logicznego powiązania między wiarą w Chrystusa Zmartwychwstałego a nieuznawaniem wpływu dwutlenku węgla na klimat. Jedynym oczywistym związkiem jest polityka.

Polski Kościół został więc wmanewrowany w trudną sytuację. Z jednej strony młot polityki, z drugiej kowadło nauki. Doskonałą tego ilustracją była przedziwna konferencja z 16 lipca w minionym roku, niedługo po oficjalnej publikacji encykliki, zatytułowana „Zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne w świetle encykliki Ojca Św. Franciszka »Laudato si«”. Honorowym patronem był przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Odbyła się ona w Sejmie RP, a otwarcia dokonali wspólnie prof. Jan Szyszko i o. dr Tadeusz Rydzyk.

Nad całą konferencją unosił się duch wielkiego nieobecnego, którym była kwestia ograniczenia emisji CO2 w Polsce. Jest to nie tylko fundamentalny problem polskiej gospodarki, ale też temat poruszony przez Franciszka w „Laudato si” – w punkcie 26. encykliki znajduje się wyraźne zalecenie, aby ze względów moralnych (!) drastycznie zmniejszyć emisję tego gazu. Na warszawskiej konferencji temat w zasadzie przemilczano. Cztery referaty wygłoszone w ramach sekcji „Działalność gospodarcza a zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne” dotyczyły kolejno: rolnictwa, gospodarki leśnej (tytuł: „Gospodarka leśna w Polsce wzorem zrównoważonego rozwoju”) i łowieckiej, zaś ostatni był optymistycznym podsumowaniem wygłoszonym przez Jana Szyszkę.

Jeśli faktycznie jest to odpowiedź instytucjonalnego Kościoła polskiego na problem zmian klimatycznych w kontekście nowej papieskiej encykliki, to jest to głos w najlepszym razie nieśmiały, realistyczniej mówiąc – ostrożny, a przy odrobinie polemicznego zapału można by go po prostu określić jako usłużny wobec interesów politycznych PiS.

Pozory argumentów...

Istnieją trzy tradycyjne „zasłony dymne”, które pomagają w publicznym głoszeniu stanowisk niezgodnych ze stanem wiedzy naukowej: pseudoargumenty, brak konsensusu naukowego i stronniczość naukowców czy wręcz globalny „spisek klimatyczny”. Przyjrzyjmy im się kolejno.

Kwestia zmian klimatycznych obrosła niewiarygodną liczbą mitów i jawnych kłamstw. Prawdziwa tragedia polega nie na tym, że w mediach pojawiają się zdania nieprawdziwe, lecz na tym, że osoby je wygłaszające niekiedy doskonale o tym wiedzą.

Prosty przykład. „Wulkany emitują wielokrotnie więcej dwutlenku węgla niż ludzie” (ergo: antropogeniczne globalne ocieplenie to mit). Jawna nieprawda. Nigdy tego nie potwierdzono żadnym badaniem. Twierdzenie to można obalić na wiele sposobów. Od bezpośrednich wyników pomiarów emisji wulkanicznych (wynoszących obecnie ok. 200–300 mln ton CO2 rocznie, w porównaniu z ok. 30 mld ton rocznie emitowanymi przez ludzi) po wykresy poziomu CO2 w atmosferze, na których widać minimalną tylko korelację z globalnym poziomem aktywności wulkanicznej czy ślady wzrostu po wielkich erupcjach.

Innym przykładem są „zmiany kosmiczne”. „Źródła tych zmian [klimatycznych] biorą się głównie z kosmosu, który – w różny sposób i z niezbyt dobrze zrozumianych przyczyn – wpływa na to, co się dzieje na Ziemi” – pisał w felietonie „Realizm w obliczu świeckiej religii” na łamach „Rzeczpospolitej” prof. Jan Winiecki. Otóż owe zmiany nie następują w takiej skali czasowej, aby mogły odpowiadać za globalne ocieplenie w ciągu ostatnich 150 lat. Ich wpływ jest zresztą doskonale znany, wielokrotnie przeliczony i zdecydowanie mały w porównaniu z czynnikiem ludzkim.

Rzecz jednak w tym, że podobne tezy od początku mają stanowić tylko cieniutki pozór argumentu. Nie ma artykułów naukowych czy encyklopedii geologicznych, w których można by znaleźć ich źródło. Debata naukowa na ten temat nie istnieje, a skład gazów wulkanicznych i skala ich emisji są znane od dziesiątków lat – co elegancko obala „argument spiskowy”. Geolog Frank Clarke w swojej monografii z 1920 r. pt. „Data of Geochemistry” zebrał dane z globalnych pomiarów wulkanicznych emisji CO2 i podał wynik zbliżony już do współczesnych oszacowań. Sam efekt cieplarniany, czyli podstawowe zjawisko fizyczne napędzające globalne zmiany klimatyczne, przewidziano w latach 20. XIX w., a potwierdzono w latach 50. XIX w. Pierwsze precyzyjne obliczenia wpływu zawartości CO2 na temperaturę Ziemi opublikował chemik Svante Arrhenius w 1896 r. Czy wszyscy ci naukowcy, i tysiące ich następców, zostali wstecznie wciągnięci do globalnego spisku klimatycznego, wiele dekad przed jakąkolwiek publiczną debatą na ten temat?

Emisje wulkaniczne przekraczające emisje ludzkie są zmyślone w jednym tylko celu – aby dobrze udawały argument i aby kiedyś kogoś przekonały – kogoś, kto nie chce albo nie potrafi skonfrontować tej tezy z faktami. Uwierzenie w pseudoargument to pech, który może spotkać każdego. Powielanie pseudoargumentów – zwłaszcza gdy ma się realny wpływ na debatę publiczną – jest już skrajnie nieodpowiedzialne.

…i pozory kontrowersji

Kolejną zasłoną dymną, za którą chowają się „zaprzeczacze”, jest niepewność wyników naukowych i brak konsensusu. Strategia ta stosowana jest również w Polsce. Taka jest m.in. nić przewodnia wydanego ostatnio w Polsce pseudopodręcznika biologii pt. „Zbadaj ewolucję” (Wydawnictwo Fronda), będącego w istocie zakamuflowanym tekstem kreacjonistycznym.

Przyjrzyjmy się strategii „zasłony dymnej”, zaczynając od podstaw. Nauka nie jest metodą osiągania niepodważalnej pewności. Metodę naukową można krótko określić jako drogę uzyskiwania coraz lepszych przybliżeń, programowo otwartą na możliwość zmiany. Nie jest doskonała, ale to jedyna nam znana metoda poznawania świata przyrody. Kto się więc spodziewa, że racjonalne decyzje można podejmować tylko na bazie tego, co „pewne i niepodważalne”, od razu stawia niemożliwe wymagania. Pewność stuprocentowa jest domeną nauk matematycznych. Nauki empiryczne skazane są na to, co Popper określał jako „prawdoupodobnienie” (verisimilitude).

Kolejne międzyrządowe panele klimatyczne (IPCC) wkomponowały zresztą ten znany fakt w treść swoich raportów. Każda teza najnowszego raportu końcowego (AR5) opatrzona jest określeniem wyrażającym związany z nią poziom pewności. Przykładowo okres 1983–2012 był prawdopodobnie najcieplejszym 30-letnim okresem na półkuli północnej w ciągu ostatnich 1400 lat. Słowo „prawdopododobnie” (likely) oznacza, że szacowane prawdopodobieństwo prawdziwości tej tezy wynosi powyżej 66 proc. Zdanie „czynniki antropogeniczne stanowią dominujący czynnik powodujący zaobserwowane ocieplanie się klimatu w drugiej połowie XX wieku” opatrzone jest klauzulą „niezwykle prawdopodobne” (extremely likely), co oznacza poziom pewności powyżej 95 proc. To dużo czy mało? Niech każdy oceni samodzielnie. Tak czy inaczej, lepiej na razie się nie da.

Warto podkreślić, że liczby te nie powstały w wyniku głosowania, lecz są ilościowym wyrazem poziomu niepewności związanego z daną metodą, tak jak dokładność co do milimetra stanowi cechę pomiaru linijką.

Osobnym problemem jest kwestia poziomu zgodności naukowców. Ten też nigdy nie będzie stuprocentowy. Nawet w sprawach tak oczywistych, jak ewolucja życia na Ziemi, poziom zgodności społeczności akademickiej wynosi, zależnie od badania, „tylko” 95-99 proc.
W przypadku globalnych zmian klimatycznych podobne „badania opinii” wykonywano wielokrotnie. W często cytowanym badaniu Petera Dorana z 2009 r. wystąpił znamienny „efekt schodkowy”.

Uczestnikom zadano pytanie: „Czy uważasz, że ludzkie działanie jest znaczącym czynnikiem wpływającym na globalne temperatury?”. W grupie respondentów niebędących naukowcami pozytywnie odpowiedziało 58 proc. W grupie naukowców niebędących klimatologami – 77 proc., w grupie klimatologów, również nieaktywnych zawodowo – 88 proc., a w grupie zawężonej do klimatologów aktywnie badających zmiany klimatyczne: 97,5 proc. Krótko mówiąc, antidotum na wątpliwości to po prostu wiedza.

Ciekawe, że najniższy odsetek zgody wystąpił u ekonomistów, co wydają się potwierdzać doświadczenia polskie. Cytowany wyżej Jan Winiecki jest profesorem ekonomii. Swego czasu głośno było o wypowiedzi w Radiu Tok FM prof. Elżbiety Mączyńskiej, która stwierdziła, że człowiek odpowiada za zmiany klimatyczne jedynie w 2 procentach. Prof. Mączyńską uhonorowano później za te słowa laurem Klimatycznej Bzdury Roku. Jest ekonomistką.

Pycha i ignorancja

Wróćmy do zasadniczego problemu. Kościół polski stoi w obliczu jednoznacznego stanowiska naukowego oraz równie jednoznacznego głosu Watykanu. Kluczowy z punktu widzenia religijnego nie jest jednak aspekt naukowy tego zjawiska, lecz etyczny.

Cytowana już encyklika porusza wiele problemów etycznych związanych z postawami ekologicznymi, m.in. kwestię globalnej solidarności. Nie wszystkie części świata zostaną jednakowo dotknięte przez zmiany klimatyczne, a Polska nie jest w grupie „pierwszego ryzyka”. W encyklice postawiona jest jednak teza, że kraje emitujące więcej CO2 powinny wziąć odpowiedzialność za cierpienie ludzkie, które wynika ze zwiększonych emisji (co miałoby być argumentem za ową „antypolskością” encykliki). Nasz kraj jest tymczasem 20. w rankingu państw ze względu na roczną emisję CO2. I, co zabawne, produkuje go akurat tyle, ile wynosi roczna globalna emisja wulkaniczna...

Całą kwestię naszej zgody czy niezgody na to, co mówi społeczność naukowa, można sprowadzić do relacji człowiek–świat. Potraktujmy naukę jako globalny układ zmysłowy i nerwowy ludzkości. Czy jest niedoskonała? Oczywiście, bo niedoskonały jest człowiek. Czy jest podatna na korupcję, oszustwa i przeinaczenia? Oczywiście, bo to ludzkie słabości. Czy mamy coś innego? Nie mamy. Nie posłuchać głosu nauki w groźnej sytuacji wymagającej decyzji dlatego, że nauka jest niedoskonała, to jak nie odskoczyć w obliczu nadjeżdżającego auta, ponieważ istnieją złudzenia optyczne.

Alternatywą jest zaufanie wybranej jednostce, traktowanej jako autorytet większy od całej społeczności naukowej. Cytowany już wyżej prof. Winiecki informuje w swoim artykule, że sceptycyzm wobec zmian klimatycznych wyraził również „niemiecki fizyk prof. H.J. Luedecke” oraz „Francuz, prof. P. Darriulat, były dyrektor badań w wielce cenionym międzynarodowym ośrodku CERN”. To nie jest przepis na systematyczną, racjonalną metodę obchodzenia się ze światem. To przepis na sektę. Nie możemy metodycznie liczyć na to, że 97,5 proc. ekspertów się myli tylko dlatego, że jest to zgodne z naszymi przekonaniami. Racjonalne, zorganizowane działanie – czy to ze strony rządów, czy Kościołów – nie może się opierać na zaufaniu, że w danym konkretnym wypadku to właśnie mniejszość składa się z heroicznych geniuszy, samotnych Galileuszów, zaś my posiadamy dar dostrzeżenia tego z wyprzedzeniem. Decydujący głos ma uzasadnienie naukowe, razem z właściwym jej poziomem niepewności.

To dlatego zresztą wspominane oświadczenie episkopatów europejskich – że odpowiedzialność człowieka za zmiany klimatyczne jest „niezaprzeczalnym faktem” – również należy skrytykować. Raport IPCC nadaje temu zdaniu poziom pewności 95-100 proc.; badania ankietowe wskazują, że zgadza się z nim 97,5 proc. ekspertów. W nauce o przyrodzie nie ma „niezaprzeczalnych prawd”. Musimy nauczyć się mądrze i konsekwentnie żyć z tym faktem. Poznawanie świata musi więc iść w parze z poznawaniem nauki.

Słuchanie świata

Świat nie przejmuje się naszymi ideologiami i beznamiętnie robi swoje, zgodnie z prawami przyrody. Nasze szczęście, że przy tym odpowiada na pytania. Czujnik wetknięty w wyziewy wulkaniczne to pytanie zadane światu. Rzecz w tym, czy zechcemy wysłuchać odpowiedzi.

W 1990 r., z okazji Światowego Dnia Pokoju, Jan Paweł II świetnie uwypuklił właśnie tę kwestię: „Kiedy umieścimy problem kryzysu ekologicznego w szerszym kontekście pokoju w społeczeństwie, będzie nam łatwiej zrozumieć znaczenie, jakie ma uważne słuchanie tego, co mówi nam Ziemia i atmosfera: to mianowicie, że we Wszechświecie występuje porządek, który trzeba uszanować”.

Kwestia naszych relacji ze światem nie jest kolejną abstrakcyjną dysputą – to kwestia realnych działań. I realnego cierpienia ludzkiego, które może być ich konsekwencją. Nie można się chować za pseudoargumentami, za wyimaginowanym brakiem konsensusu naukowego, czy wreszcie za poglądami politycznymi. Na obecnym etapie rozwoju nauki i przy doskonałym dostępie do informacji niesłuchanie świata już dawno przestało być naiwną, nieświadomą niewiedzą. Jest świadomą ignorancją.

A świat nie wybacza ignorancji. Bez litości karze ludzi uważających, że swoją wolą i swoimi poglądami są w stanie unieważnić prawa fizyki, biologii, oceanologii czy nauk atmosferycznych. Niesłuchanie świata i niezrozumienie nauki jest grzechem o potencjalnie śmiertelnych konsekwencjach.

Współpraca Błażej Strzelczyk

NIE TYLKO FRANCISZEK: PAPIEŻE O EKOLOGII
Obok problemu konsumizmu budzi niepokój ściśle z nią związana kwestia ekologiczna. Człowiek, opanowany pragnieniem posiadania i używania, bardziej aniżeli bycia i wzrastania, zużywa w nadmiarze i w sposób nieuporządkowany zasoby ziemi, narażając przez to także własne życie (...). Człowiek mniema, że samowolnie może rozporządzać ziemią, podporządkowując ją bezwzględnie własnej woli, tak jakby nie miała ona własnego kształtu i wcześniejszego, wyznaczonego jej przez Boga, przeznaczenia, które człowiek, owszem, może rozwijać, lecz któremu nie może się sprzeniewierzać.
Jan Paweł II, encyklika „Centesimus annus”

Możemy odpowiedzieć na to wielkie wyzwanie: aby odkryć na nowo oblicze Stwórcy w Stworzeniu, aby odkryć na nowo w oczach Stwórcy obecność naszej odpowiedzialności za jego Stworzenie, którą nam powierzył, tworząc moralny charakter stylu życia, który musimy przyjąć, jeśli chcemy zająć się problemami zmian klimatycznych, i jeśli naprawdę chcemy osiągnąć pozytywne rozwiązania.
Benedykt XVI Światowe Dni Młodzieży 2008

KATECHIZM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO O IGNORANCJI
Kanon 1791: Ignorancja często może być przypisana odpowiedzialności osobistej. Dzieje się tak, „gdy człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega niemal zaślepieniu” („Gaudium et spes”, 16). W tych przypadkach osoba jest odpowiedzialna za zło, które popełnia.
Kanon 1859: Grzech śmiertelny wymaga pełnego poznania i całkowitej zgody. Zakłada wiedzę o grzesznym charakterze czynu, o jego sprzeczności z prawem Bożym. Zakłada także zgodę na tyle dobrowolną, by stanowił on wybór osobisty. Ignorancja zawiniona i zatwardziałość serca nie pomniejszają, lecz zwiększają dobrowolny charakter grzechu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof przyrody i dziennikarz naukowy, specjalizuje się w kosmologii, astrofizyce oraz zagadnieniach filozoficznych związanych z tymi naukami. Pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2016