Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale mieli powód: w jej osobie „przybył nie kontroler, lecz świadek sukcesu” (dziennik „FAZ”). Oto na dzień przed wizytą Merkel Grecja wróciła na światowe rynki finansowe: pierwszy raz od czterech lat grecki rząd wyemitował obligacje.
Globalni inwestorzy – niedawno zmuszani do spisania na straty części pożyczek udzielonych Atenom – po prostu się na nie rzucili. Zainteresowanie (po ludzku: gotowość pożyczania na nowo pieniędzy Grekom) siedmiokrotnie przewyższyło podaż. Ateny skasowały trzy miliardy euro, a świat finansów komentował z euforią, iż kraj wraca do życia. Dość powszechnie oceniano też, że jego perspektywy wyjścia z kryzysu są bardziej optymistyczne niż rok-dwa temu.
Wprawdzie ktoś daleki od świat(k)a finansów mógłby uznać to za nieco dziwaczne – nowe długi jako objaw żywotności – ale widocznie nadal tak to działa... Jednak ironia na bok: fakt, że Ateny emitują obligacje i świat je kupuje, świadczy o czymś ważniejszym niż kondycja Grecji (o nią trwa zresztą spór; niektórzy zarzucają Grekom, że znów podkręcają bilanse). Jeszcze rok temu prognozowano, że strefa euro się rozpadnie i opuści ją nie tylko Grecja, ale też inne zagrożone kraje, jako wynik „efektu domina”. Dziś wiemy: „Eurogeddonu” nie będzie, a z dołka wychodzą też Irlandia i Portugalia. Za to „chorym człowiekiem Europy” nazywa się dziś Francję. A niedawna klęska rządzących socjalistów w wyborach samorządowych pokazuje, że choć Francuzi widzą, iż jest źle, to ich gotowość do zmian jest ograniczona.