Goń stare baby do lasa!

Moja kochana babcia Hanka jest bardzo postępową, żywotną i aktywną osobą. Wdowa od 20 lat, nie poddała się losowi i na przekór okolicznościom postanowiła uczynić swoje życie znośnym.

05.04.2017

Czyta się kilka minut

Miała dużo szczęścia, no i dobre geny, bo cała trójka jej wiekowego rodzeństwa również trzyma formę, choć powoli wszyscy zbliżają się do 90. urodzin.

Póki łaskawe zdrowie pozwalało, podróżowała po świecie z przyjaciółką z liceum. Gdy przyjaciółka poważnie zachorowała i nie było już mowy o lotach samolotem ani spacerach po Wenecji, babcia przerzuciła się na wycieczki do teatrów i innych przybytków kultury. „Żeby całkiem nie zdziadzieć” – powiada często.

Kiedy patrzę na nią, myślę o swojej nieuniknionej wszak starości i pod nosem szepczę zaklęcia: „O losie, niech i moje DNA przechowuje ten model starzenia się, a na koniec, jak już się nażyję, niech mnie trafi szybki szlag, najlepiej we śnie”. I czasem dodaję: „No i koniecznie potrzebuję tego samego rodzaju bezczelności, by tak jak ona potrafić pójść w świat pełen młodych (lub pozujących na wiecznie młodych) ludzi i znajdować w nim swoje miejsce”. Jeśli mi czegoś życzyć na urodziny, to żebym była kiedyś jak ona.

Bo wystarczy się rozejrzeć, by stwierdzić, że sposób, w jaki przeżywa swoją starość moja babcia, jest zupełnie nietypowy. I że ma po prostu kupę szczęścia.

W opublikowanej ponad 40 lat temu pracy o starzeniu się społeczeństw dwaj amerykańscy socjologowie, Donald Cowgill i Lowell Holmes, opisali czynniki wpływające na pogarszanie się statusu starych ludzi we współczesnych społeczeństwach. W Polsce po czterech dekadach niewiele się zmieniło. Po pierwsze w naszej wersji kapitalizmu niespecjalnie widać miejsce dla ludzi, którzy pracować już nie mogą. Emerytura staje się więc ześlizgiwaniem na margines społeczeństwa, w którym prestiż, władza i znaczenie zarezerwowane są wyłącznie dla jednostek „produktywnych”.

Po drugie – a to widać zwłaszcza obecnie, w momencie gdy technologia przyspieszyła w tempie kosmicznym – najbardziej prestiżowe i najlepiej płatne zajęcia coraz mocniej związane są z koniecznością podążania za owym kosmicznym przyspieszeniem. (Przyznajmy zaś, że dziś już nie tylko staruszkowie stojący nad grobem nie potrafią za technologią nadążyć, ale coraz częściej i ludziom koło czterdziestki zaczyna brakować kompetencji, które w tym zakresie mają ludzie o dekadę czy dwie od nich młodsi).

Po trzecie w końcu to, że wielu z nas w poszukiwaniu pracy i lepszego życia wyjeżdża z dala od domu rodzinnego, to dziś standard. I o ile do tej pory sporo mówiliśmy o eurosierotach, o tyle już wkrótce powinniśmy zacząć mówić o problemie pozostawionych w Polsce coraz starszych rodziców. Mam przyjaciół, którzy wrócili po ponad 15 latach z emigracji do Polski, w pewnym sensie rezygnując ze swoich karier w Wielkiej Brytanii, by zająć się samotną i coraz bardziej schorowaną mamą. Ale nie zawsze tak można. I nie zawsze się chce.

Starość w Polsce najwyraźniej nie jest dla ludzi. Nie każdy ma siłę przebicia mojej babci i jej końskie zdrowie. By przekonać się o tym, że nie ma wokół miejsca na starość, wystarczy się rozejrzeć po polskich miastach. Bariery architektoniczne są często nie do pokonania dla ludzi, którzy trochę mniej sprawnie się poruszają – ot, choćby światło na przejściach dla pieszych zmieniające się w 15 sekund, dokładnie tyle, ile trzeba, by starsza pani została na środku jezdni, gdy włącza się zielone dla samochodów. A to przecież tylko jedna z pomniejszych uciążliwości.

Jak można czuć się dobrze w swojej starzejącej się skórze, skoro starość została zesłana na banicję, i jedynie to, co młode, jędrne, gładkie, ma wartość? Jedna Helena Norowicz nie załatwi problemu braku starszych kobiet w mediach. Starszych mężczyzn zresztą też, bo w tej kwestii panuje zaskakujące równouprawnienie, jakby ludzie w pewnym wieku nagle tracili swoją płeć i stawali się płcią trzecią – niedołężnymi staruszkami.

Negatywne stereotypowe myślenie o starości zaczyna się zaskakująco wcześnie, jeśli bowiem wierzyć amerykańskim naukowcom, już w wieku lat sześciu budujemy sobie silne przekonania na temat tego, co to znaczy być starym człowiekiem (wtedy też ponoć kształtuje się nasza wizja zarówno płci, jak i rasy). A obraz ów budujemy na podstawie bombardujących nas kulturowych przekazów. Od baśni o starej i strasznej Babie Jadze, po reklamy magicznych balsamów na te przeklęte „oznaki starzenia”.

A może trzeba zacząć od tego, by się z tymi oznakami pogodzić. Potem zaś domagać się, by świat trochę do tych oznak dostosować. Tacy jak ja wciąż mamy czas, ale jestem głęboko przekonana, że należy już teraz rozpocząć ten proces. Proces starzenia się po ludzku. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017