Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ta łatwa do przewidzenia interpretacja tragicznych wydarzeń z konińskiego gimnazjum, gdzie trzech 15-latków pobiło kolegę (trafił z ciężkimi obrażeniami do szpitala), pojawi się pewnie w niektórych – głównie prawicowych – mediach nie raz. Warto więc przypomnieć, co wiemy o agresji w polskich szkołach, a także jak się to ma do stereotypu gimnazjów jako wylęgarni zła. Zwłaszcza że nieszczęście w Koninie przypada na apogeum dyskusji o „wygaszaniu” gimnazjów.
Z opublikowanego w 2014 r. przez Instytut Badań Edukacyjnych dokumentu „Agresja i przemoc szkolna – raport o stanie badań” dowiadujemy się kilku ważnych rzeczy.
Po pierwsze: że polska szkoła ma problem z agresją bardzo różnego typu. Aż 66 proc. chłopców i 60 proc. dziewcząt doświadczyło przynajmniej raz tej werbalnej, odpowiednio 40 i 26 proc. padło ofiarą fizycznej, niewiele mniej spotkało się ze zmuszaniem, agresją materialną, cyfrową czy seksualną.
Po drugie: że pod względem przemocy szkolnej bliżej nam w Europie do krajów najbardziej dotkniętych tą plagą niż do tych, które szkolne przypadki agresji notują incydentalnie. Np. w międzynarodowym zestawieniu pokazującym odsetek uczniów, którzy w ostatnich kilku miesiącach przynajmniej dwa razy padli ofiarą dręczenia, znaleźliśmy się w drugiej – gorszej – połowie stawki (w Polsce dręczenia doświadczyło 17 proc. badanych jedenastolatków, 14 proc. trzynastolatków i 8 proc. piętnastolatków).
Po trzecie wreszcie: że „straszne gimnazja” to przesąd. W zestawieniu porównującym skalę różnego typu przemocy w klasach V-VI podstawówek, w gimnazjach i placówkach ponadgimnazjalnych niechlubnym liderem są te pierwsze, notujące najwięcej incydentów każdego rodzaju przemocy poza cyfrową (tu „liderują” gimnazja).
Dyskutujmy o sensie „wygaszania” gimnazjów, nie mieszając do tej dyskusji „przemocowych” stereotypów. ©