Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Brzozowski stworzył postać paradoksalną myśliciela, któremu brak jest żywej wiary, natomiast zaangażowanego w filozoficzne zawiłości swego czasu i szukającego, co wśród nich będzie użyteczne dla Kościoła. Makiaweliczny, popiera lewicę heglowską (a więc protomarksizm), uważając, że kiedy ten kierunek dojrzeje, sam się skompromituje. Podobny nieco do Naphty w “Czarodziejskiej Górze" Manna, choć ta została napisana nieco później.
Nie chcę bynajmniej, drogi Czytelniku, żebyś zagłębiał się w pyły bibliotek i czytał Brzozowskiego. Ale zastanówmy się: jeżeli prawdą jest, co powiedziała Simone Weil o przeszłości, którą możemy się żywić, nie bacząc na spustoszenia dokonane przez kulturę masową, to być może w takich utworach jak wielka powieść Brzozowskiego czy “Rękopis znaleziony w Saragossie" kryją się wzbogacające nas skarby.
Zważmy, że krajobraz kulturalny bardzo się komplikuje i to właśnie wskutek zjawisk o zasięgu masowym, jak gdyby masowość sama wytwarzała mnóstwo nisz przyciągających swoją rzadkością. Tak, że zawsze jest miejsce dla maniaków, czerpiących swoje poczucie wyższości z zajmowania się nazwiskami, którymi nikt się nie zajmuje. Sam przeginam pałę występując jako erudyta, co zresztą mnie przystoi, jako że mieszkałem niegdyś przy Zaułku Literackim w Wilnie, który miał dwa słynne żydowskie antykwariaty. Następnie mieszkałem długo w Ameryce, a więc w cywilizacji kapitalistycznej, ale broniąc się swoimi przyzwyczajeniami podczytywania książek w księgarni. Czyli moje oczytanie nie traciło wskutek zanurzenia w globalistycznych urządzeniach.
Zresztą wyobrażenie Ameryki jako kraju mechanicznych zakładów spożycia i mechanicznie przyrządzanych dań wodzi na manowce. Byłem świadkiem ogromnych awangardowych przemian w kuchni amerykańskiej, która zrosła się z kuchnią włoską czy nawet sycylijską, jak też zmian w sposobie czytania książek. Okazało się, że takich jak ja podczytywaczy jest sporo i że sztywny typ księgarni nie zaspokaja ich potrzeb. Przez długi czas te potrzeby zaspokajał typ niedużej księgarni, która zresztą urządzała często wieczory autorskie poetów, gromadzące w niedużym lokalu do czterystu osób. Jej ściany zdobiły portrety poetów tam występujących i w paru takich księgarniach zostawiłem portretowy ślad. A później ruszyły do konkurencji wielkie koncerny księgarskie, urządzając wnętrza na pograniczu salonu czytania i kawiarni, gdzie fotele zapraszają do oddania się lekturze wyjętej z półki książki.
Wniosek stąd banalny, że świat się zmienia. I że przepowiednie na przyszłość są zwykle zawodne. Ale świat zmieniał się również tam, gdzie wszystko miało być realizowaniem planu narzuconego z góry, np. w stalinowskim Związku Sowieckim. Dość czytać o dziejach młodych poetów z Leningradu, o roli, jaką pełniły antykwariaty i prywatny obieg dzieł mało na ogół dostępnych, żeby się o tym przekonać. Te koła poetów leningradzkich, do których należał np. Josif Brodski, tworzyły własną niszę, niejako mikroklimat, w którym mogły wyrosnąć kwiaty nieprzewidziane. I nigdy nie wiadomo, jakie potencjalne możliwości kryją się w, zdawałoby się, na zawsze kurzem okrytych dziełach.
Rzec można, że wiecznie zielone jest drzewo życia i z tego powodu schematy nie mają do niego zastosowania.
Stanisław Brzozowski nie jest dzisiaj czytany, ale można sobie wyobrazić kraj namiętnych dysput ideologicznych, jak te z okolic roku 1910, kiedy znowu będą aktualni marzyciele, których chwilowo wydrwiła historia.
Zadam tutaj pytanie: czy twory ludzkiej wyobraźni, takie jak jezuita Giava, istnieją, i w jakiś sposób wchodzą w skład cywilizacji, niezależnie od tego, czy są pamiętane? Jest to pytanie podobne do tego o obecność dzieł malarskich, które nie wyszły poza pracownię artysty albo zostały zniszczone. Nie mam na to pytanie odpowiedzi, ale skoro możemy je postawić, coś ono znaczy.