Gazowy gambit Putina

„Jeśli nie podoba ci się, jak nakryty jest stół, wywróć go” – mawiał bohater serialu „House of Cards”, opowiadającego o nikczemności polityki. Prezydent Rosji właśnie kopnął stolik. Gra (gazowa) w Europie zaczyna się od nowa.

06.12.2014

Czyta się kilka minut

Rok temu pod Belgradem oficjalnie rozpoczynano budowę serbskiego odcinka South Stream, 24 listopada 2013 r. / Fot. Koca Sulejmanovic / EPA / PAP
Rok temu pod Belgradem oficjalnie rozpoczynano budowę serbskiego odcinka South Stream, 24 listopada 2013 r. / Fot. Koca Sulejmanovic / EPA / PAP

Informacja, że Rosja rezygnuje ze swego strategicznego projektu gazociągu South Stream – ogłoszona w minionym tygodniu przez prezydenta Putina podczas jego wizyty w Turcji – wstrząsnęła Europą i wywołała lawinę spekulacji. Dotyczą one faktycznych przyczyn i możliwych skutków tej decyzji. Oliwy do ognia dolało to, że Turcja nie potwierdziła tego, co zapowiedział Kreml: iż powstanie nowy gazociąg z Rosji do Turcji (Ankara mówi tylko, że rozmowy trwają).

Żadnego z krajów i żadnej z firm zaangażowanych w projekt South Stream nie uprzedzono o rosyjskiej zmianie planów. Przykładowo firma konstrukcyjna Saipem została poproszona o zawieszenie prac dopiero trzy dni po wystąpieniu Putina. Tym samym wszystko, co dotąd wiadomo o zmienionych z dnia na dzień planach Kremla, pochodzi ze źródeł rosyjskich. Utrudnia to odróżnienie retoryki i kampanii informacyjnej od realiów – oraz ustalenie, jakie faktycznie są dalsze plany Rosji. Ale wiadomo jedno: zapowiedź, że Rosja porzuca South Stream, zaczyna nowy etap rozgrywki Kremla w jego gazowo-politycznych relacjach z Europą.

Co wiemy?

South Stream był strategicznym projektem Rosji i Gazpromu. Był też projektem ambitnym technologicznie (szlak o przepustowości 63 mld m3 miał biec przez trudne i głębokie dno Morza Czarnego). I drogim: jego koszty ciągle rosły, sięgając ostatnio 40 mld euro. Od początku budziło to pytania o jego ekonomiczne uzasadnienie; pytania wzmacniane ostatnio paroma okolicznościami: spadkiem popytu na gaz w Europie, problemami sektora gazowego i rosyjską agresją wobec Ukrainy. Od początku też South Stream nie miał sztywnie wyznaczonej trasy. Często zmieniały się szlaki jego lądowych odnóg w Unii, z Grecji do Serbii, z Włoch do Austrii.

South Stream powstał w 2007 r. jako konkurencja dla gazociągu Nabucco (a później całego Południowego Korytarza) – i jako sposób na ominięcie Ukrainy przy eksporcie rosyjskiego gazu do Europy. Miał więc realizować kilka kluczowych celów polityki Rosji: zmniejszyć zależność od tranzytu, otworzyć kolejny bezpośredni szlak eksportu do Europy i utrwalić rosyjski udział w unijnym rynku oraz wpływ Rosji na ten rynek. Wreszcie: ograniczyć możliwości dywersyfikacji źródeł dostaw gazu do Unii, szczególnie do Europy Środkowej i na Bałkany – szczególnie z postsowieckiego Kaukazu i Azji Centralnej.

Od jego zarania był to więc kontrprojekt wobec projektów popieranych przez Unię (choć już niekoniecznie przez wszystkie kraje Unii) – i antyteza do celów Brukseli (tj. dywersyfikacji szlaków i źródeł dostaw). Od początku też dzielił on Unię i jej kraje: na te, które były jemu przeciwne (jako że wzmacniał zależność od Rosji i ograniczał rolę Ukrainy i Słowacji), oraz na te, które jawnie bądź skrycie mu sprzyjały, a potem chciały korzystać z jego realizacji energetycznie i politycznie.

Początek nowej gry

Kontrowersje wokół South Stream wzrosły w ostatnim roku. Pod koniec 2013 r. Unia sformułowała zarzut, że projekt i podpisywane wokół niego umowy międzyrządowe są sprzeczne z unijnym prawem. Tymczasem Rosja – w związku z kryzysem ukraińskim – zintensyfikowała starania, by South Stream powstał jak najszybciej, i aby, na ile to możliwe, wyłączyć go z prawa unijnego.

Równolegle sprawa Ukrainy pogłębiła różnice interesów dotyczące tego projektu w samej Unii. Z jednej strony spotęgowała obawy Komisji Europejskiej i części krajów, że South Stream posłuży Rosji do zwiększania presji na Kijów. Potem, w związku z aneksją Krymu, rosyjskimi działaniami w Donbasie i wdrażanymi sankcjami, Komisja Europejska wstrzymała wszelkie rozmowy z Rosją o spornych kwestiach dotyczących South Stream. Ale, z drugiej strony, zwiększone ryzyko dostaw gazu przez Ukrainę wzmocniło poparcie dla projektu (jako alternatywnego szlaku dostaw) ze strony części państw Unii, jak Austria i Węgry.

W ostatnim roku pogłębiły się też problemy finansowe projektu South Stream. Sankcje nałożone na Rosję przez USA i Unię utrudniały znalezienie funduszy w zachodnich instytucjach finansowych; wstrzymano też budowę odcinka bułgarskiego. Równolegle pogarszały się możliwości finansowe Rosji – w związku z malejącym eksportem przez Gazprom i malejącymi dochodami tego koncernu, alternatywnymi projektami eksportowymi (m.in. do Chin), spadającą ceną ropy i pogarszającą się sytuacją gospodarczą Rosji.

Patrząc na wszystkie te okoliczności, rezygnacja z South Stream wydawałaby się więc zasadna i racjonalna – z powodów zewnętrznych (polityka Unii, sytuacja na jej rynku gazu) i ekonomicznych. Pozwala uniknąć dużych kosztów, wobec rosnących niepewności.

Ale jednocześnie brak jest przesłanek świadczących o tym, że Rosja rezygnuje ze swych strategicznych celów względem Europy i Ukrainy – oraz że zmieniła sposób kształtowania swej polityki energetycznej (mówiąc inaczej: brak przesłanek, by odtąd budowa gazociągów miała być uzasadniana tylko rachunkiem ekonomicznym). Tym samym ogłoszenie przez Putina rezygnacji z South Stream wydaje się początkiem, a nie końcem: to nowe otwarcie rosyjskich „gier gazowych” w Europie.

Scenariusz pierwszy: tako rzecze Władimir

Ponieważ brakuje twardych danych, trudno jest dziś powiedzieć, co narodzi się z popiołów South Stream. Nie jest jasne, czy Rosja ma już opracowany konkretny plan dalszej gry. Ale można pokusić się o naszkicowanie (co najmniej) trzech scenariuszy.

Po pierwsze: możliwe, że będzie tak, jak zapowiada Putin – i Moskwa porozumie się z Ankarą w sprawie budowy dużego gazociągu przez Morze Czarne do Turcji. Najprościej byłoby położyć kolejne nitki wzdłuż funkcjonującego już gazociągu Blue Stream i zwiększyć trzy-, czterokrotnie jego przepustowość. Ale Rosja może wykorzystać też zbudowaną już stację kompresorową dla South Stream na rosyjskim brzegu czarnomorskim – i wybudować nowy gazociąg do Turcji. Poza odcinkiem podmorskim projekt taki nie wymagałby dużych nakładów.

Gaz, który nie byłby przeznaczony na rynek turecki, mógłby wówczas być przesyłany – poszerzoną siecią turecką lub zbudowanym azersko-tureckim gazociągiem TANAP – na granicę turecko-grecką (tak sugerował Putin) albo też turecko-bułgarską. Sprzedawany np. w utworzonym hubie gazowym, fizycznym czy wirtualnym [hub to węzeł gazociągowy, miejsce handlu gazem], mógłby płynąć dalej do Europy – np. budowanym właśnie szlakiem TAP oraz istniejącym i wykorzystywanym obecnie do dostaw via Ukraina gazociągiem zachodniobałkańskim.

Taki scenariusz pozwoliłby Rosji osiągnąć dwa kluczowe cele: umożliwiałby ominięcie ukraińskich gazociągów i minimalizował szansę na konkurencję na rynku Unii ze strony gazu kaspijskiego (azerskiego) i bliskowschodniego. A na pewno demontowałby ostatecznie unijną koncepcję stworzenia nowego dużego szlaku eksportowego (Południowy Korytarz) przez terytorium Turcji, pomyślanego jako alternatywa dla Rosji. Scenariusz taki zmuszałby również Unię do rewizji jej obecnej strategii dywersyfikacji dostaw i polityki (także energetycznej) w sąsiedztwie – wobec Turcji i całego Kaukazu Południowego, a zwłaszcza Azerbejdżanu. Stanowiłby też bodziec do intensyfikacji zabiegów związanych z integracją rynków gazu Europy Środkowej i Wschodniej – oraz dookreślenia celów i strategii współpracy gazowej z Ukrainą.

Realizacja takiego scenariusza przez Rosję zależy w dużej mierze od Ankary: od tego, jakie porozumienie zechce ona zawrzeć teraz z Rosją. Zostanie hubem gazowym jest od dekady jednym ze strategicznych celów Turcji, a dostęp do olbrzymich ilości rosyjskiego gazu na pewno by to umożliwił. Niejasne jest jednak, czy i na jakich zasadach obie strony mogą się porozumieć odnośnie do tranzytu i handlu surowcem (kontrola nad gazociągami, dostęp także dostawców nierosyjskich). Zarówno Rosja, jak również Turcja mają tu nie tylko swoje interesy, ale też wielkie ambicje.

Scenariusz drugi: to tylko bluff

Po drugie: możliwe jest też, że poniechanie South Stream to bluff, a Rosja wróci za jakiś czas do tego projektu, ze wzmocnioną pozycją przetargową. Precedens jest: kiedyś z popiołów fińsko-rosyjskiego projektu North Stream (mającego biec z Rosji przez Bałtyk do Niemiec) narodził się niemiecko-rosyjski projekt Nord Stream.

W tej wersji deklaracja Putina miałaby przede wszystkim wywołać ferment w Unii i jeszcze bardziej poróżnić jej państwa (oraz podmioty aktywne na europejskim rynku gazu). Możliwe problemy z dostawami gazu rosyjskiego do Unii przez Ukrainę tej zimy – tym większe, jeśli Unia i jej kraje, rozleniwione tymczasową ugodą rosyjsko-ukraińską, spowolnią działania prewencyjne/przygotowawcze – wzmocniłyby argumenty stronników South Stream, by dogadać się z Rosją i przywrócić projekt.

W tym scenariuszu Rosja liczyłaby więc, że takie głosy przeważą w Unii, i że Unia sama zacznie zabiegać o budowę South Stream. Moskwa miałaby wtedy mocną pozycję – i mogłaby żądać korzystnych dla siebie uregulowań: aby Unia pogodziła się z tym, że Ukraina zostanie ominięta, i aby Komisja Europejska zakończyła korzystnym dla Rosji kompromisem postępowanie antymonopolowe wobec Gazpromu.

Trudno powiedzieć, czy to wariant realny, nie tylko ze względu na deklaracje Rosji, ale też niespójne reakcje Unii. Większość europejskich partnerów South Stream jest negatywnie zaskoczona jednostronną i nagłą decyzją. Ale nawet przewodniczący Komisji Europejskiej Juncker dalej nie wyklucza, że South Stream może powstać.

A skutki polityczne? Realizacja tego scenariusza oznaczałaby odrodzenie współpracy Unii z Rosją i ograniczenie roli Ukrainy. Związane byłoby to też ze spadkiem zarówno wiarygodności, jak też zaangażowania Unii na Ukrainie (to z kolei mogłoby wyhamować tam proeuropejskie reformy). Utrudniona byłyby też dywersyfikacja dostaw w Europie Środkowej i na Bałkanach oraz integracje regionalnych rynków gazu.

Scenariusz trzeci: defensywny

Po trzecie: możliwe – choć chyba najmniej realne – jest też, że z powodu kłopotów finansowych i sytuacji politycznej Rosja rezygnuje (przynajmniej na jakiś czas) nie tylko z South Stream, ale z jakiegokolwiek dużego gazociągu w kierunku południowym, i że rozbudowuje natomiast przepustowość gazociągu Blue Stream do Turcji oraz dopuszcza możliwość powstania szlaku eksportu gazu azerskiego (i może też kurdyjskiego) do Europy. I że, rezygnując z budowy szlaku południowego, Moskwa koncentruje się na alternatywnych rynkach i kierunkach. W wersji skrajnej: ogranicza zaangażowanie w Europie na rzecz szybszej realizacji projektów eksportowych do Chin i innych rynków w Azji, co wymusza na Unii przyspieszoną dywersyfikację źródeł dostaw gazu (lub szerzej: źródeł energii).

Niewykluczona jest jednak opcja pośrednia: gdy – równolegle z kierunkiem azjatyckim – Rosja będzie próbowała zwiększyć swą obecność na rynku gazu Europy Północno-Zachodniej, m.in. przez intensyfikację współpracy z Niemcami. Wiązałoby się to z realizacją kolejnych nitek istniejących już gazociągów, głównie Nord Stream 3 i 4.

W obu przypadkach utrzymałaby się – przynajmniej w najbliższych latach – istotna rola Ukrainy w tranzycie rosyjskiego gazu do Europy, a tym samym wrażliwość Unii na możliwe dalsze rosyjsko-ukraińskie spory gazowe. Tym samym kluczowe stałoby się wypracowanie konkretnych instrumentów, zwiększających bezpieczeństwo energetyczne w najbardziej narażonej Europie Środkowej i na Bałkanach (m.in. przez szybką integrację regionu) i dywersyfikacja źródeł dostaw. Jednocześnie istotne byłoby wówczas mocne zaangażowanie Unii w reformy na Ukrainie, w tym zwiększające przejrzystość funkcjonowania jej sektora gazowego i tranzytu.

Stolik nakryty od nowa

Prawdopodobnie istnieje jeszcze kilka innych możliwych scenariuszy tego, co będzie po South Stream. Gra się rozpoczęła, a następne ruchy należą głównie do Rosji. Jakkolwiek Kreml by dalej nie postąpił: każdy scenariusz wpłynie na sytuację polityczno-gazową Unii i na jej relacje (także energetyczne) zarówno z Rosją, jak też w szeroko pojętym sąsiedztwie Unii.

Dlatego, aby nie być zmuszonym tylko do reagowania i dopasowywania się do zmieniającej się rzeczywistości, kluczowe jest dziś, aby Unia jednoznacznie określiła swoje wspólne interesy (gazowe i nie tylko), związane ze współpracą (gazową i nie tylko) z Rosją, Ukrainą, Turcją, państwami bałkańskimi i Kaukazem Południowym. Bo stolik, kopnięty przez Putina, może szybko zostać nakryty na nowo.


Dziękuję Oli Jarosiewicz i Tomaszowi Dąborowskiemu za inspirującą rozmowę. Autorka jest ekspertką ds. polityki energetycznej w warszawskim Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.


AGATA ŁOSKOT-STRACHOTA jest ekspertką ds. polityki energetycznej w warszawskim Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2014