Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Latem 1939 r. Erich Kleiber, jeden z największych niemieckich dyrygentów, wsiadł na statek płynący do Argentyny. Czekała na niego zaprzyjaźniona publiczność Buenos Aires, w owym czasie jednej z artystycznych stolic świata. Maestro długo nie wracał do Europy, przez co poszkodowana została historia: z całego okresu amerykańskiego nie posiadamy praktycznie żadnych nagrań. Dopiero w latach 50. Kleiber zarejestrował dla Dekki kilka pozycji ze swego klasycznego repertuaru. Nowa płyta, z zapisami występów dyrygenta w Nowym Jorku z 1946 i 48 r., próbuje zapełnić tę nagraniową dziurę.
A bolesna to luka! Z wytresowaną przez Toscaniniego orkiestrą NBC Kleiber pokazał, że jest w stanie podwoić swą tytaniczną energię i precyzję. Do podobnie karkołomnego pędu wrócił później chyba tylko w Uwerturze do „Wesela Figara” (wspomniana Decca), jednak precyzja artykulacji NBC jest nieporównywalna z oszałamiającymi Filharmonikami Wiedeńskimi w „Weselu”. Tak „nie dokazywał” Kleiber przed wojną, nawet w tak popisowych utworach jak IX Symfonia Dvoraka, że o Symfonii Es-dur Mozarta nie wspomnę.
Majstersztykiem jest tutaj Schubert: dziełko, z którego jowialny Beecham zrobił muzyczną pocztówkę, a które u Kleibera, niemal pięć minut krótsze, staje się efektownym diamentem - skondensowaną miniaturą „Pastoralnej” Beethovena. Podobne napięcie przykuwa w Handlu - trudno potem wrócić do pobladłych instrumentów historycznych. Najdziwniejszą propozycją jest jednak Czajkowski - odkrywczy (ileż dzieje się w II części!), dramatyczny i przejrzysty, a jednocześnie odarty ze szczipatielnosti i zawiesistego patosu. Wersja dla kogoś, kto chce odpocząć od ekspresjonistycznego „formalizmu” Mrawińskiego, a nie znosi ciężkiego lukru Karajana.
JAKUB PUCHALSKI