Furtka Czarnego Ogrodu

Być może czeka nas coś po drugiej stronie, być może umiejętność przyjęcia kresu jest dowodem duchowego rozwoju. A przecież ludzkie istnienie jest skierowane przeciwko śmierci, także tej drugiej, niemal równie bolesnej, jaką jest zapomnienie.

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Cmentarz Świętopawelski w Sandomierzu /fot. Michał Kuźmiński /
Cmentarz Świętopawelski w Sandomierzu /fot. Michał Kuźmiński /

Czytamy w pięknym wierszu z tomu "Kamień, szron":

Kiedy na Nowym Cmentarzu Żydowskim w Pradze

stałem przed grobem doktora Franza Kafki

z pobliskiego kasztanowca

spadł ostatni kasztan

i rozbłysnął na chwilę

w późnojesiennym popołudniowym świetle

pośród innych kasztanów,

liści, listów,

kamyków i kamieni.

Ryszard Krynicki buduje ten obraz kilkoma prostymi pociągnięciami - pędzla?, piórka?, - z paru niezbędnych elementów. Sytuacja jest nieledwie banalna (choć bohater wiersza stoi przy mogile Franza Kafki), a przecież uczestniczymy w czymś tajemniczym i nieoczywistym. Między opadającymi liśćmi, kamykami przynoszonymi na groby, wtykanymi w ich szpary prośbami - rozbłyska ciemne kasztanowe oko, a zobaczone przez poetę rzeczy tego świata nasycają się intensywnym istnieniem, które sami rzadko kiedy zdołamy dostrzec. W dziedzinie śmierci umacnia się życie.

Połączenie jesieni i chodzenia na cmentarze ma w sobie coś naturalnego, bliskiego sercu. Dlatego, że od dzieciństwa pamiętamy doroczny rytuał? A może też z powodu głębokiej intuicji, bo przecież nasze życie - wiemy to dobrze, choć nie pamiętamy już klasycznych cytatów - jest tak właśnie krótkie jak istnienie liścia, co najłatwiej uzmysłowić sobie w tej przejściowej porze między stężałym od upału latem a ciemnym grobem zimy, kiedy - mając oczywiście talent Dantego - moglibyśmy się odezwać w te mniej więcej słowa: "A jako liście, gdy jesień nadchodzi, / jeden po drugim spadają szkarłatnie, / aż drzewo - zda się - we własnej krwi brodzi, // tak się z urwiska w tę Charona matnię / rzucały grzeszne Adamowe dzieci" (przeł. Stanisław Barańczak)?...

Nie wiem, czuję jednak, że pora odwiedzania grobów jest zawsze jesienna, a w dalekim zakamarku siebie znajduję wspomnienia: cmentarz Rakowicki, dzień Wszystkich Świętych, choć wtedy mówiliśmy "Święto Zmarłych", co naturalnie było świeckie, narzucone, peerelowskie, ale teraz jakoś wcale mi nie przeszkadza - niechże i zmarli mają swoje święto, nawet jeśli nie są święci... Więc największy krakowski cmentarz, rozległe latyfundia śmierci i tysiące zniczy. Wtedy jeszcze nie zamykano ich metalowymi pokrywkami, więc płomienie buchały, pękało szkło, coś syczało, rozlewało się, kopciło. Ciemność sąsiadowała ze światłem, było w szczególny sposób jasno i bardzo ciepło. Na niektórych grobach znicze się nie mieściły, wychodziły na alejki, trzeba było omijać wielkie plamy światła, a ich ilość miała też - przez dziecko rozumiany niejasno - sens polityczny, bo przyniesienie świecy bywało mało ryzykownym gestem sprzeciwu, dowodem, że pamiętamy o nieskłamanej przeszłości.

Prowadzony przez tatę, szedłem wyżej, by patrzeć na rozlewające się szeroko jezioro płomyków. Mogłem był wtedy pomyśleć, że każdy z tych słupów ognia to jedna wracająca dusza, ale raczej - bądźmy szczerzy - nie pomyślałem.

Czy dla dziecka było to byciem przy zmarłych, blisko śmierci? Raczej wyłomem w codzienności, rytuałem dość powierzchownym (jak nieco później bycie ministrantem), świętem niegroźnym, zresztą ten cmentarz był oswojony, chodziliśmy tam jak do parku, bo właśnie tam najłatwiej znajdowało się kasztany (a wtedy jeszcze wszystkie dzieci je zbierały), no i czekały gmaszyska starych grobowców, gdzie łacińskie Sic transit... sąsiadowało z obco brzmiącymi, najczęściej niemieckimi nazwiskami, kamień unieśmiertelniał herby i tytuły - cesarsko-królewska Galicja trwała szczęśliwie.

Groza czekała gdzie indziej. Stary cmentarz żydowski przy Miodowej, z którym nie sąsiadowała jeszcze kolorowa bryła handlowej galerii, a w niej Intimissimi, Body Shop i Kawowe Niebiosa. Wtedy świat trwał bliżej ciemnego rdzenia, na niebie rysował się kontur miejskiej rzeźni z jej dymami, smrodem i obojętnie przyjmowaną tajemnicą. Sąsiedztwo ryzykownie symboliczne.

Macewy (nie znałem wówczas tego słowa) kruszały w całkowitej ciszy, cmentarz był - szczególnie to zabrzmi - wymarły. Nie przynosiliśmy z sobą kamieni, a tylko nieokiełznane, bardzo młode życia. Milczenie śmierci umieliśmy wytrzymać krótko, niepokój zwyciężał ciekawość i z ulgą tunelem ciemnej zagrzybionej kamienicy uciekaliśmy w gorączkowy świat żywych. Żelazna brama w ogrodzeniu była zawsze zamknięta.

Być może czeka nas coś po drugiej stronie, być może umiejętność przyjęcia kresu jest dowodem duchowego rozwoju. A przecież ludzkie istnienie jest skierowane przeciwko śmierci, także tej drugiej, niemal równie bolesnej, jaką jest zapomnienie. "W języku swahili zmarli, którzy pozostają w pamięci innych, nazwani są »żywymi zmarłymi«, na dobre stają się martwymi tylko wtedy, gdy wszyscy, którzy ich znali, już nie żyją" - pisał David Lowenthal i piękny to cytat; jak jednak silna musi być miłość, by nad nurtem Lete wznieść choć chwiejną kładkę?

Szacunek dla zmarłych to probierz człowieczeństwa: od zbiorowej mogiły, w którą anonimowe szczątki, jak odpady, spycha się koparką, po niezwykłe nici czułości, po choćby te stare małżeństwa rozdzielone przez śmierć, a przecież nadal żyjące razem - z zasadzanymi przy grobach kwiatami, ławeczkami, na których się przysiada, by porozmawiać, choć odpowiedzi nie gwiżdże nawet wiatr, rozbrzmiewa tylko w sercu. Pamięć o zmarłych to kamień węgielny kultury, która nie zna tematu większego niż śmierć, w gruncie rzeczy cała jest ona - jak powiedziałby Miłosz - naszą hymnicznością przeciw umieraniu. Odrzucić diabelskie urządzenie świata, porządek natury, która zapycha próżnię naszymi istnieniami, nie troszcząc się zupełnie o ich jednostkowość. Coś uratować przed pustką - choć wiersz, motet, katedrę, skoro nie możemy ocalić innych i siebie. Ile jest większych człowieczych opowieści niż historia Eurydyki i Orfeusza?

Piękna to myśl, że sztuka mogłaby wzruszyć Bogów Podziemia, ale trudno dziś wypowiedzieć ją bez ironicznego grymasu, myślę więc tylko o sile pamięci, sile czułości, o niepogodzeniu. I o tej niezwykłej intuicji, że wszystko na nic, bo gdy już skruszymy bramy śmierci, to jedynie po to, by zobaczyć, że zmarli za nimi nie czekają, odwrócili się już od nas, idą gdzieś dalej, patrzą w inną stronę.

Siedzimy z córeczką nad ostatnią częścią "Harry’ego Pottera", czytamy o kamieniu przywołującym umarłych, którzy jednak powracają niechętnie, na pół nieobecni, by żywym przynieść tylko rozczarowanie i udrękę. Powinienem z nią już chyba rozmawiać o śmierci, pamięci i pogodzeniu, ale nie umiem, boję się skazy literackości, ucieczki w opowieść o Hadesie, Orfeuszu, Dantem.

Choć może to ona jest właśnie ratunkiem? Na razie, szczęśliwie musimy o śmierci czytać, jeszcze nie stanęliśmy w miejscu, o którym mówi nam Miłosz: "zamyka się furtka Czarnego Ogrodu, pokój, pokój, / co skończone, to skończone".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1971 r. Krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, sekretarz Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „Miłosz. Biografia” (Wydawnictwo Znak,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009