Fakelaki, czyli kopertka

Gospodarka Grecji jest jak mityczna Hydra. Ma siedem głów, które uparcie odrastają. To etatyzm, korupcja, nepotyzm, kumoterstwo, klientelizm, zamknięte sklepy i marnotrawstwo.

29.11.2011

Czyta się kilka minut

W tak barwny sposób problemy greckiej gospodarki opisuje Jason Manolopulos, autor książki "Greece’s »Odious« Debt" ("»Okropny« dług Grecji"), wydanej w połowie tego roku przez londyńskie wydawnictwo Anthem Press. Kim jest Manolopulos? Wcale nie, jak można by sądzić, ekonomistą-teoretykiem specjalizującym się w sporządzaniu analiz. Przeciwnie: jego domeną jest praktyka, Manolopulos jest menedżerem i bankowcem, do niedawna był szefem jednego z funduszy hedgingowych. Ma więc okazję z bliska obserwować Hydrę.

Wypada się jednak zastanowić, czy jego porównanie jest trafne? Skoro nikomu do tej pory nie udało się skutecznie odrąbać żadnej z siedmiu fatalnych głów, zapewne tak. Ale czy naprawdę próbowano?

Starania w tym kierunku bez wątpienia podejmował Jeorjos Papandreu, do niedawna premier, który przez ostatnie dwa lata dźwigał na swych barkach ciężar walki z kryzysem. Papandreu to, zdaniem wielu obserwatorów, jedyny grecki polityk, któremu rzeczywiście zależało na gruntownym uzdrowieniu Grecji. Ale jego zabiegi przyszły za późno. Złe praktyki zanadto się utrwaliły. Bo wszyscy jego poprzednicy nie tylko nie przejmowali się istnieniem Hydry, ale zgodnie stwarzali warunki ku temu, by jej głowy miały się doskonale. Najwięcej zaś miał na sumieniu ojciec Jeorjosa - premier Andreas Papandreu, niekwestionowany przywódca Grecji od początku lat 80. aż do śmierci w 1996 r.

"Fakelaki" i "rusfeti"

Greckim problemem numer jeden jest korupcja - co do tego zgodni są wszyscy. Wicepremier Teodoros Pangalos, jeden z weteranów sceny politycznej, określił ją wprost jako "grzech pierworodny" Grecji. Korupcja jest powszechna, obecna w każdej dziedzinie i we wszystkich warstwach społecznych, od nizin aż po same szczyty. Straty, jakie z tego powodu ponosi państwo, szacuje się na ponad 30 mld euro rocznie (12 proc. produktu krajowego brutto). To kwota astronomiczna. Gdyby regularnie trafiała do budżetu, być może zadłużenie Grecji nie osiągnęłoby równie astronomicznej sumy 380 mld euro (160 proc. PKB).

Ale jest, jak jest: najpewniejsza droga do dobrej pracy, porządnych zarobków i awansu prowadzi przez protekcję; do otrzymania zleceń i zamówień - przez kontakty i znajomych; do wielkich kontraktów najwyższego szczebla - przez powiązania z osobami publicznymi, we władzach i w partiach politycznych. Tak działa rusfeti: korzystanie z układów osobistych, które dominują nad względami merytorycznymi, zwłaszcza w kontekście politycznym (ciekawe, że Grecy wytworzyli na to odrębne słowo, gdy w innych językach nie da się uniknąć szerszego opisu).

Równie ważne jest fakelaki: "kopertka", najskuteczniejsze wsparcie wszelkich starań. Bez łapówek, prowizji, pieniędzy wręczanych pod czy obok stołu wielu rzeczy po prostu nie da się ruszyć z miejsca. Zresztą niech przemówią liczby: według organizacji Transparency International, w 2010 r. 18 proc. greckich gospodarstw domowych miało na koncie wręczenie łapówki urzędnikom sektora usług publicznych. Jeszcze gorzej było w publicznej służbie zdrowia, gdzie łapówkę zapłacił jeden Grek na trzech.

Grecy do takiego stanu przywykli, choć wielu ma świadomość, że na dłuższą metę nie jest to droga sprzyjająca funkcjonowaniu i modernizacji kraju. Gorzej z inwestorami zagranicznymi. W prasie greckiej, i nie tylko greckiej, można znaleźć opowieści o przedsiębiorcach, których zapał do prowadzenia interesów w Grecji szybko osłabł w zetknięciu z realiami. Przykład? Zapowiedź rozwijania na greckich wyspach energii czerpanej ze źródeł odnawialnych: słońca i wiatru. Wyspy Egejskie są po temu miejscem wprost wymarzonym. Potencjalni inwestorzy musieli jednak zrezygnować, gdy rząd postanowił, że sfera energii odnawialnej będzie zastrzeżona dla firm państwowych. To podziałało jak zimny prysznic.

Proporcja z boiska

"Na czele naszej listy priorytetów stawiamy walkę z oszustwami podatkowymi. Będziemy ścigać winnych, nie zważając na ich majątek i wpływy, by pokazać, że to zadanie traktujemy poważnie" - zapowiadał Jeorjos Papandreu wiosną tego roku.

Uchylanie się od płacenia podatków to kolejne potężne źródło strat budżetu. W 2010 r. sięgnęły one 20 mld euro - i nic dziwnego, bo oszukiwanie państwa to proceder powszechny. W dodatku widać go jak na dłoni. Według brytyjskiego dziennika "Financial Times", dochód przekraczający 100 tys. euro rocznie deklaruje zaledwie 5 tys. obywateli Grecji, gdy aż 60 tys. gospodarstw domowych posiada domy i wyposażenie o wartości przekraczającej milion euro.

Dlatego uchwalona wiosną tego roku ustawa podatkowa miała być zapowiedzią zdecydowanego ścigania oszustów. A jeszcze wcześniej rząd Papandreu uruchomił sieć placówek przyjmujących telefoniczne informacje (donosy) o oszustach podatkowych, a także reaktywował SDOE, policję finansową, zlikwidowaną przez poprzedni gabinet. Jej funkcjonariusze już wzięli pod obserwację wszystkich podejrzewanych o ukrywanie prawdziwych dochodów - właścicieli firm off-shore, lekarzy z dużą praktyką, notariuszy, przedstawicieli wolnych zawodów. Okazało się, że aż 35 właścicieli luksusowych jachtów o długości przekraczającej 30 metrów nie płaciło podatków w ogóle, bo rzekomo ponosiło straty. A to tylko jeden drobny przykład.

Ale ta walka może się okazać trudna do wygrania. Na podatkach oszukują jeśli nie wszyscy, to bardzo wielu Greków. W dodatku pracownicy urzędów skarbowych też lubią uszczknąć coś dla siebie. Jak pisze "Wall Street Journal", niektóre urzędy stosują system "4-4-2", analogiczny do ustawienia na boisku piłkarskim. Co oznacza, że 10 tys. euro należnych fiskusowi jest dzielone w takiej właśnie proporcji: 4 tys. trafia do inspektora podatkowego, 4 tys. zachowuje podatnik, a tylko 2 tys. otrzymuje państwo.

Zagrożenie z wyższych sfer

Ale to nie sztuka przyłapać zwykłych, jeszcze do tego niezamożnych obywateli. Najwięcej problemów nastręczają ci, którzy mają najwięcej - bajecznie bogaci oligarchowie.

To oni celują w ukrywaniu dochodów. Gdy tylko na horyzoncie zaczęły zbierać się chmury, bogacze sięgnęli po sprawdzony środek, jakim jest transfer pieniędzy za granicę. Już w 2010 r., według "Financial Times", w Wielkiej Brytanii zaobserwowano wyraźny napływ greckiego kapitału na rynek nieruchomości. Jednocześnie w samej Grecji bogacze szykują się do "wielkiego skoku" na prywatyzowane firmy państwowe. Liczą, że będą mogli je nabyć za najwyżej 20 proc. rzeczywistej wartości, bo państwo jest w przymusowej sytuacji i będzie sprzedawać tanio.

W tym wszystkim kryje się poważne niebezpieczeństwo. Zdaniem "Financial Timesa", "sieć rodzin oligarchów, którzy kontrolują znaczną część biznesu, sektora finansowego, mediów, a de facto także polityków, stanowi prawdziwe, płynące z wewnątrz zagrożenie dla stabilności Grecji". To oligarchowie niszczą i plądrują państwo.

Przeprowadzenia prywatyzacji nie da się jednak uniknąć, i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, ma przynieść środki konieczne dla wydobycia państwa z zapaści. Po drugie, powinna ułatwić walkę z korupcją, bo w sektorze publicznym - taka jest powszechna opinia - jest najwięcej okazji do brania i dawania łapówek.

Kwestia mentalności

"Pracownicy sektora publicznego stanowią rdzeń machiny, wyhodowanej przez poprzednie rządy" - pisał wysłannik amerykańskiego tygodnika "The Nation", dodając, że "wielu protestujących Greków wyszło na ulice dlatego właśnie, że premier Papandreu starał się położyć kres korupcyjnym praktykom tej machiny".

I pewnie miał rację. Bo nawet jeśli wszystkie problemy i trudności uda się rozwiązać pomyślnie, pozostanie rzecz najtrudniejsza: zmiana mentalności. Grecy narzekają na obowiązujące układy, ale większość do nich przywykła i się na nie godzi. A przecież wielu Greków z powodzeniem przeszło przymiarkę do innego sposobu myślenia. To ci, którzy żyją i pracują za granicą. Chodzi więc w gruncie rzeczy o to, by dobre wzory przeszczepić na stałe do Grecji.

Problem widzą sami Grecy, przynajmniej niektórzy. "Zmorą Grecji od chwili jej powstania jest klientelizm - pisał anglojęzyczny tygodnik "Athens News". - To on wytworzył mentalność zbiorową, w której bardziej niż zasługi i wartości liczą się kontakty. Ma to katastrofalne skutki. (...) Dziś chodzi więc nie tylko o naprawienie gospodarki, lecz o wykorzenienie tej mentalności. To może trwać całe pokolenia. Zadaniem rządu jest jednak stworzenie, przez reformy strukturalne, podstaw nowej etyki pracy, takiej, która sprzyja merytokracji".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2011