Słowackie nastolatki są wkurzone

„Przynosicie wstyd naszemu krajowi!” – krzyczą do polityków na marszach. Inicjatorzy nowego ruchu protestu mają po osiemnaście lat.

19.06.2017

Czyta się kilka minut

Bratysława, 5 czerwca 2017 r. / Fot. Vladimir Simicek / AFP / EAST NEWS
Bratysława, 5 czerwca 2017 r. / Fot. Vladimir Simicek / AFP / EAST NEWS

Wkraczają w dorosłość wściekli. Na państwo, które nie działa, na szkołę, która nie uczy, na rząd, który ma ich w nosie. Po maturze chcieliby studiować za granicą. Ale zanim wyjadą, mają jeszcze coś do zrobienia.

– Nie chodzi nam o zmianę systemu – zapewnia Karolína Farská, uczennica gimnazjum w Dubnicy nad Wagiem, która razem z Dávidem Straką organizuje marsze przeciw korupcji. – Raczej o zmianę mentalności. Starsi załamują ręce, ale nic nie robią. Przywykli, że Słowacja jest zdemoralizowana. My mamy energię, żeby działać.

Łapówka – rzecz nienaturalna

Zamiast narzekać, protestują i zbierają podpisy pod petycją, w której domagają się m.in. odwołania ministra spraw wewnętrznych, szefa policji i jednego z prokuratorów. Po miesiącu mają ponad 40 tys. podpisów. Celują w 100 tys., żeby petycję rozpatrzył parlament.

I choć wielu z nich nigdy jeszcze nie głosowało, to zorganizowali już jedne z największych demonstracji od listopada 1989 r., czyli od Aksamitnej Rewolucji. W kwietniu i czerwcu wyprowadzili na ulice Bratysławy po blisko 10 tys. ludzi; nieco mniej w Koszycach, Żylinie i Preszowie. A nawet w czeskiej Pradze.

– Kiedy oglądałam posiedzenie parlamentu, pomyślałam, czy naszego kraju naprawdę nie stać na lepsze elity. Zadzwoniłam do Dávida i zaczęłam marudzić. A on powiedział: dlaczego czegoś nie zrobisz. Założyłam stronę na Facebooku, zaczęliśmy zbierać pieniądze przez crowdfunding. A to, co stało się potem, przeszło moje wyobrażenia – wspomina Karolína.

Trzymają na dystans partie, ale cieszy ich poparcie, jakie otrzymali od niezależnego prezydenta Andreja Kiski. Jako debiutant w polityce, trzy lata temu niespodziewanie wygrał wybory. Na ich marszach pojawiają się byli antykomunistyczni opozycjoniści i celebryci, a najważniejszy w kraju tygodnik „Týždeň” na okładkach wzywa czytelników do udziału. Byłem świadkiem, jak znani posłowie stoją w kolejce, czekając na rozmowę z nimi.

– Trochę nas to wszystko zaskakuje. Bo przecież mówimy oczywiste rzeczy. Dla pokolenia naszych rodziców to naturalne, że ktoś daje łapówkę w urzędzie albo szpitalu. A dla nas to nie jest normalne – opowiada Dávid.

Wszyscy ludzie premiera

Minister, którego chcą odwołać, to Robert Kaliňák. – On symbolizuje to, co najgorsze – uważa Dávid.

Rok temu media ujawniły, że Kaliňák otrzymał 260 tys. euro od lokalnego oligarchy, któremu instytucja podległa ministrowi umorzyła śledztwo podatkowe. Potem wyszło na jaw, że Kaliňák posiada udziały w firmie oligarchy. Pod presją opinii publicznej wszczęto śledztwo, na którego czele stanęli szef policji Tibor Gašpar i specjalny prokurator Dušan Kováčik. Czyli ludzie Kaliňáka.

– Właśnie takie rzeczy sprawiają, że tracimy wiarę w państwo i sprawiedliwość – mówi Karolína. – Władza śmieje się nam w twarz.

Premier Robert Fico, lider socjalno-konserwatywnej partii SMER-SD, uparcie broni swoich urzędników. – Jego relacja z Kaliňákiem ma podłoże osobiste – przekonuje Martin Slosiarik, dyrektor Instytutu Badawczego FOCUS. – Znają się od dawna, są przyjaciółmi. Dużo o sobie wiedzą. Gdyby chodziło o kogoś innego, Fico nie miałby skrupułów.

Fico to najdłużej urzędujący premier niepodległej Słowacji: rządził w latach 2006-10 i ponownie od 2012 r. do dziś. W antymigracyjnej retoryce ściga się z Orbánem i Kaczyńskim, ale nie wojuje z Brukselą. O Słowacji nie debatuje więc Parlament Europejski, nie pisze „Washington Post”. Niegdyś efektowny trybun wiecowy, dziś apatyczny i schorowany – Fico jest twarzą oderwanego od rzeczywistości establishmentu. Długo twierdził, że korupcja nie ma charakteru systemowego. Dopiero niedawno zmienił zdanie.

– To nowa strategia komunikacyjna – przyznaje Slosiarik. – Premier powołał specjalny urząd do zwalczania korupcji, próbuje się zaprezentować jako lider walki z nieprawidłowościami.

Przekonał niewielu. „Fico, Kaliňák: przynosicie wstyd naszemu krajowi!” – krzyczą demonstranci na marszach.

Rączka rączkę

Czy korupcja rzeczywiście jest tak wielkim problemem? O to pytam Gabriela Šípoša, dyrektora słowackiego oddziału Transparency International, organizacji zwalczającej praktyki korupcyjne.

– Od pięciu lat Słowacy wskazują ją jako jedno z trzech głównych zmartwień, jakie ich spotyka na co dzień – przypomina Šípoš. – W mediach stale mówi się o Kaliňáku, o przekrętach przy przetargach publicznych i dotacjach unijnych. Ludzie mają podobne doświadczenia na niższym poziomie. Najgorzej jest w służbie zdrowia.

W małym, 5-milionowym kraju, gdzie niemal każdy zna każdego, łatwo zatrzeć granicę między koleżeńską przysługą a przestępstwem. W debatach telewizyjnych politycy wyzywają się od „złodziei”, a słowo kauza (afera) jest odmieniane przez wszystkie przypadki.

– Jesteśmy za młodzi, żeby mieć bezpośrednie doświadczenia z korupcją. Ale widzimy, co się dzieje. Słyszymy od bliskich, że w urzędzie trzeba zapłacić 50 euro, żeby popchnąć jakąś sprawę. Wiemy, jak trudno prowadzić firmę. Kiedyś odmówiono mi przyjęcia do przychodni, bo nie było lekarzy – mówi Karolína.

Pamiętają też historię Zuzany Hlávkovej. Ta 26-letnia absolwentka szkockiego University of St. Andrews w 2016 r. zatrudniła się w MSZ. Gdy odkryła, że przełożeni naginają prawo, by dostać dodatkowe pieniądze z Unii, zgłosiła sprawę ministrowi. Gdy zaś ten zbył ją frazesami o „sercu, które musi współgrać z rozumem”, ujawniła sprawę na blogu Transparency International. Prezydent powiedział, że jest wzorem dla młodzieży. Natomiast jego rywal Fico, zirytowany przez drążących temat dziennikarzy, nazwał ich „brudnymi antysłowackimi prostytutkami”.

Zuzana występuje na marszach Karolíny i Dávida. Oboje po ukończeniu zagranicznej uczelni chcieliby wrócić do kraju, tak jak ona. – Chociaż domyślam się, co czują ci, którzy zostają na obczyźnie – przyznaje Karolína. – Między Słowacją a Zachodem jest przepaść. Po co tu pracować za 700 euro, skoro w sąsiedniej Austrii za tę samą pracę dostaje się prawie dwa razy więcej?

Duchy przeszłości

Starsi nie zawsze rozumieją, o co im chodzi. Dávid ma swoją teorię: – To dziedzictwo komunizmu. Wtedy prawie każdy był w partii i dawał łapówki. Fico obieca emerytom 10 euro więcej i są zachwyceni. Mówią, że kiedyś było gorzej, a my jesteśmy niewdzięczni, bo nie doceniamy, że żyjemy w wolnym kraju. Doceniamy, ale widzimy, że przenoszą do niego nawyki z przeszłości.

Ich pokolenie „późnych milenialsów” dorastało pod mało ambitnymi rządami Ficy. Nie pamiętają ani reformatora Mikuláša Dzurindy, ani tym bardziej Vladimíra Mečiara, który po rozdziale od Czech stworzył ze Słowacji państwo prywatne. Przygarnął byłych funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki, rozdawał kolegom majątek państwowy, media zmienił w maszynkę propagandową. Szerzył strach i nacjonalizm, doprowadził do międzynarodowej izolacji kraju.

– W szkole każą nam zapamiętywać nazwiska premierów, ale nikt nie mówi o mecziaryzmie. Rodzice też do tego nie wracali – przyznaje Dávid. – O tym, co się wtedy działo, dowiedziałem się z filmu.

Mowa o politycznym thrillerze „Porwanie” Mariany Čengel Solčanskiej. Ten hit słowackich kin – od początku marca do końca maja obejrzało go ponad 275 tys. widzów – przypomina epizod, który zaważył na pamięci o tamtych latach: porwanie syna prezydenta przez służby specjalne za przyzwoleniem Mečiara i morderstwo 26-letniego Róberta Remiáša, przypadkowo wmieszanego w tę sprawę. Jego zabójców nigdy nie spotkała kara, bo Mečiar, gdy na osiem miesięcy przejął obowiązki prezydenta, udzielił im dożywotniej amnestii. Dopiero dwa miesiące temu została ona unieważniona przez parlament, a wymiar sprawiedliwości przygotowuje się teraz do ścigania winnych [o tej sprawie patrz „TP” nr 25 – red.].

– Młodzi nie wiedzą, że naszą niepodległość zbudowano na fundamentach niesprawiedliwości i pogardy dla prawa. Nie powie im tego ani szkoła, ani dom – twierdzi Dávid. Wśród ich żądań jest także postawienie przed sądem zabójców Remiáša. Zaprzyjaźnili się z jego matką Anną Remiášovą. Na ostatnim proteście wygłosiła wzruszające przemówienie. „Waszą siłą jest młodość. Nigdy się nie poddawajcie, bo walczycie o szlachetne cele. Jesteście moimi dziećmi” – mówiła ze sceny.

Młodzi gniewni

Tymczasem po kinowym sukcesie filmu „Porwanie” wraca moda na przeszłość. W Teatrze Narodowym można obejrzeć znakomite przedstawienia „Elity” i „Rivers of Babylon”, o adaptacji komunistów do nowej rzeczywistości i mafijnym charakterze rządów Mečiara.

Ale młodzi sięgają po wzorce z jeszcze mroczniejszych czasów. Według badania Instytutu Spraw Publicznych z grudnia 2016 r. wśród osób między 18. a 39. rokiem życia najwięcej, bo aż 23,5 proc. popiera faszyzującą Partię Ludową – Nasza Słowacja (ĽSNS), która w 2016 r. wprowadziła do parlamentu 14 posłów.

Gabriel Šípoš twierdzi, że zwolennikami tej partii kieruje, paradoksalnie, podobna motywacja, co Karolíną i Dávidem: – Z naszych badań wynika, że te roczniki są najbardziej idealistyczne i najchętniej się angażują. Nie godzą się na wysokie bezrobocie i stan usług publicznych. Ale nadziei upatrują w ekstremistach, bo ci jeszcze nie rządzili, dają łatwe recepty i jasno wskazują winnych: Żydów albo Unię.

– Nasi koledzy sympatyzują z ĽSNS – przyznaje Karolína. – Kiedyś bycie rasistą było tabu, ale radykałowie dają na to przyzwolenie i mówią, że to jest modne. Żyjemy w epoce, w której każdy wymyśla swoją własną prawdę.

Winią za to dorosłych. – Zapomnieli, że uczniowie to jest ta część społeczeństwa, która najchętniej chłonie nowe informacje, ale jednocześnie jest nieprzygotowana, jak sobie radzić z manipulacją – uważa Karolína.

– Moja nauczycielka historii opowiada na lekcjach, że nie chodzi na wybory. Wyobrażasz sobie? – oburza się Dávid. – Jaki przykład daje młodzieży? To znaczy, że ona wykuła na pamięć daty i nazwiska, ale nic z tej historii nie rozumie.

Kto jest dzieckiem?

Entuzjazm 18-latków nie robi na razie wrażenia na rządzących. Bliskie władzy media sugerowały, że za protestami stoi George Soros. – To bzdura – ucina temat Karolína.

Natomiast premier Fico długo unikał komentarzy. Ale w końcu nie wytrzymał. „Kiedyś na 1 maja wyprowadzaliśmy po 10 tys. ludzi bez mediów i nikt się nie dziwił. A teraz media robią szum i wszyscy, że uuu, że jaka wielka akcja” – zadrwił Fico podczas zwiedzania wystawy „Wszechsłowackie dni pola”.

Władza ich ignoruje, podobnie jak nauczycieli i lekarzy, którzy strajkowali rok temu. A ja sobie przypominam, że jednym z haseł skandowanych na ich marszach jest: „Nie jesteśmy dziećmi!”. Tak krzyczą Karolína i Dávid, tak krzyczą trzydziestolatkowie, ich rodzice i nawet dziadkowie.

Jakby bez względu na swój wiek chcieli pokazać, że mają dość lekceważenia i traktowania z góry przez butne elity. ©

DARIUSZ KAŁAN jest korespondentem z Europy Środkowej. Współpracuje m.in. z „Euronews”, „OZY”, „Politico” i „Foreign Affairs”. Mieszka w Bratysławie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2017