Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na nic się zdają głosy oburzenia m.in. Rady Europy po wyroku w Mińsku, skazującym dwóch domniemanych zamachowców na karę śmierci. Ich proces ubliżał jakimkolwiek standardom. Obu Białorusinów skazano za kwietniowy zamach w mińskim metrze - mają zostać rozstrzelani. Oczywiście, wyrok nie zostanie wykonany lada dzień i jest to dla Aleksandra Łukaszenki okazja, by ewentualnie zastanowić się nad prawem łaski, pohandlować życiem własnych - prawdopodobnie niewinnych - obywateli.
Na niewiele zdają się też głosy płynące z Unii Europejskiej na Ukrainę w sprawie Julii Tymoszenko. Skazano ją "tylko" na 7 lat w procesie, który też wywoływał wątpliwości co do zasadności oskarżenia i bezstronności sądu. Parlament Europejski w ubiegłym tygodniu uzależnił ostateczne zawarcie umowy stowarzyszeniowej Unia-Ukraina (ma być parafowana 19 grudnia) od wzmocnienia wartości demokratycznych. Unia już tyle razy bezskutecznie próbowała wpłynąć na Kijów w sprawie uwięzienia Tymoszenko, że trudno uwierzyć, by tym razem prezydent Wiktor Janukowycz się przejął. Skoro Unii tak zależy na współpracy z Ukrainą, to może w sprawie uwięzionej liderki opozycji można jeszcze się potargować?
Białoruś jest w kryzysie, poparcie dla Łukaszenki jest rekordowo niskie, Moskwa wyciąga ręce po białoruskie przedsiębiorstwa. Jakość życia na Ukrainie się pogarsza, poparcie rządzącej nad Dnieprem Partii Regionów również jest niskie, a Rosja mami korzyściami z integracji w ramach Wspólnoty Niepodległych Państw. Na Białorusi niedawno rozszerzono kompetencje służ specjalnych, na Ukrainie właśnie przyjęto nowe prawo wyborcze korzystne dla partii rządzącej. Widać, że Łukaszenka i Janukowycz zabezpieczają swą władzę wszelkimi metodami. Mińsk oczywiście jest kilka dobrych kroków przed Kijowem. Ale nie ulega wątpliwości, że oba kraje zmierzają w przeciwnym, niż chcielibyśmy, kierunku.