Ekumenizm Franciszka

Papież w Szwecji nie „świętuje rozłamu” chrześcijaństwa. Spotyka się z braćmi ewangelikami.

01.11.2016

Czyta się kilka minut

Franciszek z królową Szwecji Silvią i księżniczką Leonorą, Watykan, 27 kwietnia 2015 r. Fot. VATICAN POOL / CATHOLICPRESS / EAST NEWS /
Franciszek z królową Szwecji Silvią i księżniczką Leonorą, Watykan, 27 kwietnia 2015 r. Fot. VATICAN POOL / CATHOLICPRESS / EAST NEWS /

Decyzja Franciszka, by uczestniczyć we wspólnych, katolicko-luterańskich ob­cho­dach 500-lecia reformacji w Szwecji, wywołała kontrowersje. Program 17. podróży zagranicznej papieża na przełomie października listopada obejmuje udział w nabożeństwie ekumenicznym w luterańskiej katedrze w Lund oraz odprawienie mszy dla szwedzkich katolików na stadionie w Malmö.

Środowiska tradycjonalistyczne zbulwersował fakt włączenia się biskupa Rzymu w upamiętnienie początków „schizmatyckiego ruchu”. Być może również wśród katolików niepodzielających skrajnych stanowisk ktoś poczuł się zbity z tropu informacją, że zwierzchnik jego Kościoła „świętuje pamiątkę rozłamu” i dziękuje Bogu za „dary reformacji”. Czy Franciszek dobrze robi, jadąc do Lund? Czy to nieostrożność, czy może jawny błąd? Pewien ksiądz profesor, znany z awersji do Lutra, oznajmił, że wybranie się na te obchody z innego powodu niż chęć doprowadzenia protestantów do konwersji stanowiłoby akt apostazji…

Sztuka kierowania powozem

Były takie czasy, gdy za jedyne zadanie katolickich teologów uważano komentowanie – obowiązkowo aprobatywne – i uzasadnianie wypowiedzi oraz posunięć papieża. Owe czasy szczęśliwie minęły (choć nie wszędzie to zauważono), bo przypomnieliśmy sobie, że „od początku tak nie było” (por. Mt 19, 8). Właściwie rozumiana służba teologa obejmuje – przy całej ważności „współodczuwania z Kościołem”, zakorzenienia w jego tradycji – także charyzmatyczną swobodę refleksji oraz „prorocką” (oby!) krytykę własnej wspólnoty i jej autorytetów. Na przekór karykaturalnym wyobrażeniom katolickość nie polega na kulcie jednostki w białej sutannie, a w Kościele jest miejsce na dyskusję nawet z tymi, co „są uznawani za filary” (por. Ga 2, 9).

Na kartach Nowego Testamentu widzimy Pawła „sprzeciwiającego się Piotrowi, bo na to zasłużył” (por. Ga 2, 11), oraz Piotra tłumaczącego się wspólnocie jerozolimskiej z wizyty u „poganina” Korneliusza (por. Dz 11, 1-18). Jednak z drugiej strony zarówno zdrowy rozsądek, jak i wspomniane „współodczuwanie z Kościołem” podpowiadają, że papież ma prawo do dużego kredytu zaufania ze strony wiernych, a także do naszej gotowości podążania jego śladem, poddania się rozeznaniu, jakie posiada następca Piotra.

Paradoksem obecnego pontyfikatu jest fakt, że z prawa do dyskusji, a nawet „obywatelskiego sprzeciwu” w obrębie wspólnoty wiary, korzystają dziś szczególnie ochoczo katolicy hołdujący raczej mało „demokratycznej” wizji Kościoła. Na podobnej zasadzie zwolennikom koncepcji Kościoła charyzmatycznego, kolegialnego, „soborowego”, przychodzi się odnajdywać na pozycjach jak gdyby „ultramontańskich”. Refleksja teologiczna może się w tym dopatrzeć pełnego wdzięku balansu ortodoksji, opisywanej przez Chestertona jako postawa woźnicy kierującego rozpędzonym rydwanem i trzymającego się w pionie dzięki umiejętnym przechyłom, unikaniu sztywnej jednostronności, wyważeniu twierdzeń i postaw.

Skoro jednak obie strony sporu o poczynania i nauki papieża Franciszka balansują w granicach swych stanowisk, to skąd wiadomo, że ortodoksyjnej równowagi nie zachowują właśnie zwolennicy „tradycyjnego” ujmowania doktryny i takiegoż stylu konfrontowania się z resztą świata? W konkretnym przypadku papieskiej wyprawy do Szwecji można spytać, czy aby nie są słuszne zastrzeżenia dotyczące świętowania rocznicy w istocie tragicznej – czy nie mamy tu do czynienia z ignorowaniem fundamentalnej rozbieżności w interpretowaniu reformacji lub wręcz z przyjmowaniem przez katolickich ekumenistów protestanckiej perspektywy?

W takim tonie wypowiadał się swego czasu Tomasz Terlikowski. Albo jesteśmy protestantami i cieszy nas przywrócenie „czystego zwiastowania Ewangelii” (choć za cenę bolesnego podziału), albo jako katolicy bolejemy nad odpadnięciem całych narodów od wspólnoty, w której „Kościół Chrystusowy trwa w pełni” (jakkolwiek ci, co odpadli, zachowali i nawet lepiej wyeksponowali pewne „elementy prawdy”, odrzucając inne).

Zastrzeżenia brzmią poważnie, lecz wnikliwe przyjrzenie się całej kwestii pozwala dostrzec przekłamania w zarzutach i odkryć w kontrowersyjnej decyzji papieża-jezuity wyraz wierności wobec ducha Ewangelii oraz najlepszej katolickiej tradycji rozumianej w sposób dogłębny.

Nauka z historii

Przede wszystkim, wbrew niektórym demagogicznym sformułowaniom, nie chodzi wcale o „świętowanie rozłamu”. Wspólny dokument „Od konfliktu do komunii”, ogłoszony w Genewie i w Watykanie w roku 2013, wyraźnie to stwierdza w punkcie 224, dodając: „Żaden człowiek posiadający poczucie teologicznej odpowiedzialności nie może świętować podziału wśród chrześcijan”. Spotkanie w Lund ma być „upamiętnieniem”, a więc wspomnieniem służącym czerpaniu z historii odpowiednich nauk na dziś i jutro. Jakich nauk? Zgodnie z zapowiedziami organizatorów wspomnienie reformacji będzie obejmować między innymi uświadomienie sobie win po obu stronach zarysowanego wówczas podziału. To znaczy, że znajdzie się miejsce na badanie sumienia – to lepszy termin niż „rachunek sumienia”, zanadto mogący się kojarzyć z „podliczaniem grzechów”. Chodzi o rozpoznanie przez każdą ze stron własnej cząstki dziedzictwa winy, a następnie skruchę. Generalnie zaś chodzi o ewangeliczną „przemianę myślenia” (metánoia) i nawrócenie każdego z wyznań nie na inne wyznanie, lecz „na Chrystusa”. Można się chyba pokusić o kalambur nawiązujący do religijnego słownictwa polskich ewangelików i powiedzieć, że to upamiętnienie ma się wiązać z „upamiętaniem” (czyli nawróceniem właśnie).

Ideologizacja wiary

Oczywiście dla pewnego typu katolickiej mentalności skandalem będzie sama sugestia, że w obliczu reformacji i jej dziedzictwa spadkobiercy Trydentu mieliby się w jakimkolwiek punkcie nawracać w sensie „zmiany myślenia”. Owszem, w dziejach Kościoła było trochę nadużyć, ale przecież prawowita władza z kluczami Piotrowymi w dłoni w końcu przywróciła porządek – natomiast reformatorom po prostu brakło cierpliwości i pokory. Być może ten czy ów inkwizytor trochę przesadził ze stosowaniem siły wobec odstępców, ale w końcu oni też mordowali „papistów” – a w sumie to jednak my zachowaliśmy pełnię prawdy, którą reformacja uszczupliła!

Myśl, że w naszym rozumieniu własnych i cudzych twierdzeń można by cokolwiek zrewidować, zakrawa na bluźnierstwo. Jedynym sposobem na wierność Chrystusowi i Ewangelii wydaje się trwanie przy „tradycyjnych” schematach i niedopuszczanie do świadomości faktu, że w świetle uczciwie studiowanej historii Kościoła tradycja wiary jest nieustannie na nowo odczytywana, reinterpretowana przez „Ducha Świętego i nas” (por. Dz 15, 28). Wierność w odniesieniu do fundamentów splata się z odważną inwencją w rozbudowywaniu i przebudowywaniu „żywej świątyni” (por. Ef 2, 22). Jak to ujął amerykański historyk chrześcijaństwa Jaroslav Pelikan: „Tradycja jest żyjącą wiarą umarłych, tradycjonalizm – martwą wiarą żywych”.

Ekumenizm z prawdziwego zdarzenia z pewnością nie oznacza, że podważam wiedzę o Bożych sprawach, jaką przekazano mi w tradycji mojego Kościoła. Apostoł ostrzega jednak, że „jeśli ktoś uważa, że coś wie, to jeszcze nie wie, jak należy wiedzieć” (1 Kor 8, 2). Ideologizacja wiary przemienianej w spójny system twierdzeń wbija w pychę, rodzi arogancję, a wiara, przestając „działać przez miłość” (por. Ga 5, 6), przestaje w gruncie rzeczy być sobą.

Potrzebujemy nawrócenia, „upamiętania”, przeorientowania myśli, żeby odkryć żywego Chrystusa między nami – między nami kompromitująco i wbrew Niemu podzielonymi. To bardzo ciekawe, że Paweł ganiąc podziały w chrześcijańskiej społeczności Koryntu, zarazem nie odmawia temu pokaleczonemu Kościołowi mistycznego charakteru „uprawnej roli Bożej i Bożej budowli” (por. 1 Kor 3, 3-4. 9) oraz „Chrystusowego Ciała” (por. 1 Kor 12, 27). Nasze podziały i spory nie przekreślają duchowych bogactw, darów łaski, złożonych w społecznościach kłócących się braci i sióstr – choć przeszkadzają nam samym i otoczeniu zobaczyć wyraźnie „Chrystusa w nas, nadzieję chwały” (por. Kol 1, 27).

Podpowiedź Loyoli

„Upamiętanie” – metánoia – wiąże się zatem z dostrzeżeniem bogactw Chrystusa nawet w tych, z którymi trudno mi się zgodzić. Notabene jak najbardziej „tradycyjnie katolicka” duchowość ignacjańska przekazuje nam ważną zasadę, będącą założeniem wstępnym „Ćwiczeń duchowych” Ignacego Loyoli: „Każdy dobry chrześcijanin powinien chętniej ocalić zdanie bliźniego, niż je potępić. A jeżeli nie może go uratować, to pyta, jak on je rozumie, a jeżeli rozumie źle, poprawia go z miłością” (ĆD 22). Tyleż ewangeliczna, co ekumeniczna przemiana myślenia, nawrócenie na „bycie dobrym chrześcijaninem”, wymaga odejścia od polemik w kierunku życzliwego słuchania się nawzajem i maksymalnie życzliwej interpretacji wypowiedzi drugiej strony.

Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy zasadę sformułowaną w kontekście praktyki rekolekcyjnej należy stosować w dialogu teologicznym, to można sobie przypomnieć patrystyczne i średniowieczno-monastyczne podejście do teologii rozumianej jako refleksja kontemplacyjna, myślenie sprzężone z modlitwą. Teologia z prawdziwego zdarzenia też stanowi ćwiczenie duchowe. Dostrzeżenie darów łaski w „ocalonych” wypowiedziach partnerów dialogu sprawia, że całkowicie na miejscu okazuje się dziękowanie Bogu za „dary reformacji”. Również w tradycji ignacjańskiej badanie („rachunek”) sumienia obejmuje (i to w swym pierwszym punkcie) dziękczynienie za otrzymane dobrodziejstwa (ĆD 43). Jeśli nawet zaistniały w kontekście reformacji rozłam stanowił nieszczęście i grzech – co widzą także luteranie, uznający swoją część winy (por. „Od konfliktu do komunii”) – to przecież ponowne odkrycie i uwypuklenie przez reformatorów sedna „Dobrej Wiadomości o łasce Bożej” (Dz 20, 24) pozostaje dobrem nie do przecenienia.

Na gruncie polskiego katolicyzmu, wobec występującego w popularnej pobożności, katechezie i kaznodziejstwie mniej lub bardziej subtelnego rysu pelagiańskiego, można wręcz ubolewać, że nie przyswoiliśmy Lutrowej lekcji – dobitnego przypomnienia o darmowości zbawienia dzięki łasce, której owocem (a nie przyczyną) pozostają dobre uczynki (por. Ef 2, 8-10).

Dary reformacji

Drugim powodem, dla którego właśnie polskim katolikom szczególnie wypada docenić myśl o „darach reformacji”, są nasze wielokrotne deklaracje przywiązania do spuścizny św. Jana Pawła II. To właśnie na kartach pamiętnego wywiadu rzeki „Przekroczyć próg nadziei” znalazła kiedyś wyraz zaskakująca intuicja papieża znad Wisły, że niezależnie od grzesznego charakteru podziałów mogły one być – za sprawą Bożej Opatrzności – „drogą prowadzącą Kościół do wielorakich bogactw zawartych w Chrystusowej Ewangelii i Chrystusowym odkupieniu”.

Osobista refleksja Karola Wojtyły, nieangażująca jego papieskiego autorytetu, szła w kierunku przypuszczenia, że wskutek ludzkich słabości dane nam bogactwa „nie potrafiłyby się rozwinąć w inny sposób”. Ponieważ jednak Kościół ma stanowić szkołę jedności w pluralizmie, przychodzi czas „na to, ażeby objawiła się jednocząca miłość” – a momentem objawienia agápe w pojednanej różnorodności okazuje się ekumenizm, który zdaniem świętego stanowił odpowiedź na apostolskie wezwanie do „dawania świadectwa nadziei, która jest w nas” (por. 1 P 3, 15).

Przywołanie w kontekście ekumenizmu wersetu będącego tradycyjnym mottem apologetyki daje do myślenia. Odnosząc to do rozważanej kwestii ortodoksyjności ekumenicznych przedsięwzięć Franciszka, można zaryzykować tezę, że wbrew apologetom spod znaku tradycjonalizmu właśnie odnajdywanie (także dzięki kontrowersyjnemu upamiętnieniu-upamiętaniu) jednego Chrystusa w podzielonym (choć niepodzielnym) Ciele stanowi prawdziwą obronę „żywej nadziei” (por. 1 P 1, 3), do której zrodził nas Bóg.©

MAREK KITA jest teologiem i ekumenistą, doktorem habilitowanym w Katedrze Chrystologii UPJP2 w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2016