Eksperyment Biedroń

Dla jednych miły, medialny, sławiący miasto. Dla innych bardziej celebryta niż zarządca. Jaki jest jego czteroletni bilans w Słupsku?

03.09.2018

Czyta się kilka minut

Prezydent Biedroń udzielił ślubu cywilnego dziesięciu parom z całej Polski, Słupsk, sierpień 2018 r. / RYSZARD NOWAKOWSKI / FORUM
Prezydent Biedroń udzielił ślubu cywilnego dziesięciu parom z całej Polski, Słupsk, sierpień 2018 r. / RYSZARD NOWAKOWSKI / FORUM

Robert Biedroń jest sympatyczny. Słupsk jest sympatyczny. I przechodnie w Słupsku też są sympatyczni. Spodziewałem się narzekań, słyszę okrągłe przymiotniki: sprawny, skromny, inteligentny, medialny.

Bycie sympatycznym to nie wszystko – usłyszę też od słupszczan, a jedna z radnych powie mi: – Robert Biedroń zawiódł mnie nie tylko jako samorządowiec, ale także jako człowiek.

Miasto kontrastów

Nie mogę się zdecydować: przyjemnie tu czy niekoniecznie? Wjeżdża się do tego miasta szeroką drogą, ale zaraz przy niej ledwo stoi pan, który mimo wszystko otwiera kolejne piwo i pociąga, ku milczeniu czekających na autobus.

Mijam bramę Stadionu 650-lecia, która przypomina epokę Edwarda Gierka, ale już za bramą jest nie byle co, bo Centrum Lekkoatletyczne im. Ryszarda Ksieniewicza, z nowoczesnymi bieżniami i siłowniami.

Ulicę Legionów Polskich, której stan wypomina się Biedroniowi, trudno nazwać ulicą. Podziurawiona jak szwajcarski ser. Nie ma co jechać dalej, szkoda zawieszenia. Mieszkańcy na pytanie, czy wierzą, że doczekają się remontu, kręcą głowami.

Ale dalej rozciągają się nowoczesne, schludne osiedla z domkami i blokami jak z katalogu. Prowadzą do nich równe, przestrzenne szosy, na których ronda są takie, że na stłuczkę po prostu nie ma szans. Pod centrum handlowym „Jantar” na parkingu szpilki nie wciśniesz.

W drodze do centrum odrapane kamienice, wiadukty, które wyglądają, jakby za chwilę miały runąć. Ale dalej urokliwe uliczki, na których choć pachnie kebabem, to można pójść do kawiarni przyjaznej dla rodzin z dziećmi.

Słupsk to wciąż miasto kontrastów.

W którym wydziale dziś pracuję?

Zaczął dobrze, bo inaczej. Podczas gdy zasiedziali w swych fotelach prezydenci miast rozpisywali przetargi na służbowe limuzyny, Biedroń pierwszego dnia do pracy przyjechał rowerem. Był początek grudnia 2014 r., a nowy prezydent (w wyborach zdobył 57,08 proc. głosów) deklarował, że „nie ma tremy, ale podekscytowanie”.

Twierdził, że miasto i sam urząd zdążył poznać podczas spotkań z ustępującym prezydentem. Maciej Kobyliński rządził Słupskiem jeszcze w ostatnich latach PRL-u, po czym przeszedł do biznesu, by do polityki wrócić w 1996 r. jako wojewoda słupski, radny sejmiku pomorskiego i w końcu znowu prezydent, który na urzędzie pozostał przez 12 kolejnych lat. Pod koniec ostatniej kadencji dziennikarze i mieszkańcy zarzucali mu przede wszystkim zadłużenie, z którym walczyć miał właśnie nowy prezydent. W momencie obejmowania przezeń urzędu miało wynosić blisko 20 mln zł.

Biedroń wkrótce wsławił się też udzielaniem ślubów cywilnych. Terminów na „ślub u Biedronia” nie ma już podobno do końca kadencji. „Słupsk jak Las Vegas” – takie tworzono nagłówki w portalach internetowych. Z tego Biedroń na pewno zostanie zapamiętany.

Przyjazd rowerem był pierwszym krokiem do zmiany w Słupsku. W urzędzie zaczęło się zaciskanie pasa. Prezydent każdą złotówkę oglądał dwa razy, zmniejszył kilometrówki za podróże, połączył wydziały. Wielu urzędnikom się nie podobało. „Idąc do pracy zastanawiam się, w jakim wydziale dzisiaj pracuję” – sarkali.

Stał się sexy

Filip Springer, pisząc książkę „Miasto Archipelag” o byłych miastach wojewódzkich, przyjechał tu w ponurą pogodę. Odnotowuje, że w Słupsku od lat nie ma porodówki, rozmawia z Biedroniem o jego nadziejach związanych z prezydenturą, zauważa, że dzień później zmienił się kolejowy rozkład jazdy i miasto traci kolejne połączenie ze światem. „Słupsk na mapie Polski nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale dzięki Biedroniowi stał się sexy i nie kojarzy się już źle” – pisał Springer.

– Jaki Słupsk widzi pan z okna samochodu? – pytam Piotra Strusia, dostawcę pizzy ze Słupska, współautora kanału na YouTube „SzeryfowieTV” z wideorecenzjami włoskiego specjału.

– Na pewno trochę lepszy – mówi. Jeździ dużo, ma doświadczenie, więc pytam o sedno miejskich spraw: stan dróg.

– Wiem, że mieszkańcy ulicy Legionów Polskich oczekują na dobrą drogę – opowiada Struś. – Ale w niektórych miejscach jest zdecydowanie lepiej. Drogi wymagające łatania są robione na bieżąco. Często jeżdżę do biblioteki przy ulicy Hubalczyków 8, tam do niedawna był parking w koszmarnym stanie: betonowy, dziurawy, można było uszkodzić auto. A teraz jest ładny plac z zadbanym parkingiem.

Ulica Legionów Polskich to jedna z inwestycji, której zaniedbanie wypominają Biedroniowi jego przeciwnicy. Remont tej ważnej arterii obiecywano rok po roku. Na obietnicach się kończyło. Powód? Miasto zamknęło postępowanie przetargowe, bo jedyny wykonawca, który się zgłosił, zażądał o 2,4 mln zł więcej, niż zapisano w kosztorysie. Ulica ciągle straszy dziurami. Po deszczu, zalewa ją woda i błoto.

Arkadiusz Kowalski, nauczyciel języków obcych ze Słupska, widzi jednak pozytywy: – Na pewno poprawiła się komunikacja miejska. Inaczej niż kiedyś, można dotrzeć do większości miejsc w mieście.

Po świecie z plecakiem

Młode małżeństwo spaceruje z wózkiem po centrum.

– Nie podoba nam się – mówią zgodnie. – Zwłaszcza te śluby. Czytaliśmy gdzieś, że mogą być nieważne, więc po co ta szopka? Kiedyś Słupsk nie był znany, dzisiaj jest – z dziwactw. Już lepiej było za poprzedniego prezydenta.

– Jak się żyje w Słupsku? – powtarzam pytanie. I znów opinie od ściany do ściany.

Małżonkowie deklarują, że żyje im się dobrze, praca i mieszkanie jest. Ale stabilizację osiągnęli tylko własnymi siłami, bo w Słupsku „zawsze o chleb było trudno i Biedroń tego nie zmienił”.

Piotr Struś zaznacza: – Wraz z kolegą, z którym prowadzimy kanał, mamy wsparcie prezydenta. Spotkaliśmy się z nim w 2016 r., nagraliśmy krótki wywiad. Jak wrażenia? Bardzo pozytywne. Normalny facet. Potraktował nas poważnie, chociaż wtedy znało nas dużo mniej osób.

– W jakim celu się spotkaliście?

– Chcieliśmy naszemu prezydentowi pokazać, że są w mieście ludzie, którzy robią coś nietypowego. Przy okazji liczyliśmy na jakieś wsparcie...

Anna Rożek jest radną miasta z ramienia Platformy Obywatelskiej. Dokonaniami Biedronia jako prezydenta jest rozczarowana: – Na początku postanowiłam dać mu szansę – mówi. – Ale bardzo szybko się zorientowałam, że Robert Biedroń męczy się w Słupsku, i mimo oficjalnych zapewnień nie znosi tego miasta, traktując je przedmiotowo. Co mnie, jako rodowitą słupszczankę, bardzo razi i martwi.

Radna zwraca uwagę na coś, o czym mówi wielu moich rozmówców: częste wyjazdy. Słupskie stowarzyszenie „Inspiracje” w 2017 r. wystąpiło o upublicznienie informacji o pieniądzach wydanych na podróże prezydenta. Okazało się, że to prawie 55 tys. zł.

– Moim zdaniem Biedroń promuje dzięki tym wyjazdom głównie siebie. Słupskowi to nie przynosi żadnych korzyści – mówi Anna Rożek. – Prezydent twierdzi, że chodzi po świecie z plecakiem i szuka inwestorów. Jedyni inwestorzy, jacy się pojawili, będą budowali w Słupsku hotel, ale są to osoby z miasta i okolic, więc nie naszukał się daleko. Zresztą sami do niego przyszli.

– On w ten sposób reprezentuje miasto – uważa Piotr Struś. – Napisał książki i teraz je promuje. Poza tym, można go spotkać podczas imprez w Słupsku. W trakcie koncertu rapera Quebonafide stał w tłumie, normalnie. Konferencje co tydzień? Dzięki nim można być na bieżąco z tym, co się dzieje. Kobyliński taki nie był.

– Jak zależy Biedroniowi na Słupsku, pokazał, kiedy samorządowcy spotkali się w jednym z ministerstw, by omawiać inwestycje z regionu, a on wolał w tym czasie jeździć na rowerze podczas wywiadu dla Onetu – zauważa Anna Rożek. – To bardziej celebryta niż zarządca miasta.

Dopytuję jeszcze o wsparcie, na które liczyli smakosze pizzy: – Jak widać, film jest – mówi z uśmiechem Piotr Struś. – Wsparcie było więc przede wszystkim medialne.

Wstyd na Polskę

Choć Biedroń ze Słupska odchodzi, wielu nie chce się o nim wypowiadać. Radni, urzędnicy, społecznicy, zwykli mieszkańcy – często odmawiają odpowiedzi na pytanie: jaki Słupsk zostawia po sobie.

Za to lista zarzutów pod jego adresem, formułowana przez radną Rożek, jest długa. Jeden z najważniejszych: inwestycje, które pozostają tylko projektami.

– Najpierw prezydent ogłasza, że budujemy, potem okazuje się, że nie ma pieniędzy, bo projekt źle napisany albo jest problem z wykonaniem – mówi radna.

I podaje koronny już przykład aqua­parku, który budowany jest od ośmiu lat, a jako plan pojawił się jeszcze za poprzedniego prezydenta. W międzyczasie projekt stracił możliwość finansowania z Unii Europejskiej, a żeby budowa w ogóle ruszyła, poprzednik musiał zaciągnąć długi.

W pobliżu okazałego budynku mieszkaniec Słupska wyprowadza psa na spacer. Ciepło, z czoła leci pot, z pyska psa kapie piana. Żyć się nie chce.

– Ja o tych rzeczach rozmawiać nie będę – cedzi pan Marek spomiędzy zębów i papierosa. Domyślam się, o jakie „rzeczy” chodzi, i zmieniam temat na inwestycje.

– Tak, basen to jest wstyd na całą Polskę – rzuca mężczyzna.

Pana Marka nie obchodzą rowery, wywiady w telewizji, zieleń na ulicach. Pana Marka interesuje beton.

– Żeby tyle lat to stało?! – unosi się. – Miasto prawie stutysięczne, a wszyscy spier..., przepraszam, uciekają!

Puenta rozmowy jest tym bardziej smutna, że pan Marek w końcu przyznaje: głosował na Biedronia. Mimo „tych rzeczy”: – Dla nas wtedy nie było ważne, kto i z kim – mówi. – Tylko żeby było inaczej. No to jest: figa z makiem.

Słupszczanie mówią mi z przejęciem, że cztery lata temu w ogóle nie miała znaczenia orientacja seksualna prezydenta. Chodziło o to, by w mieście w końcu było inaczej. Żeby przyszedł ktoś „spoza układu” i „pozamiatał”. Dzisiaj – dodają – wychodzi na to, że w „układzie” trzeba być, żeby cokolwiek na urzędzie zrobić.

W Słupsku jest ponad 90 tys. mieszkańców. Jak wynika z danych GUS z 2017 r., w ciągu ostatnich 15 lat ubyło prawie 9 tys. ludzi. Miasto nie wyróżnia się in minus – na tle podobnych, ekswojewódzkich – w kwestii otoczenia dla biznesu. Od 1997 r. funkcjonuje tu (ale także na terenie woj. pomorskiego i zachodniopomorskiego) Słupska Specjalna Strefa Ekonomiczna. Przez lata stopniowo rozszerzana przez rząd, jest dziś przestrzenią dla najważniejszych pracodawców w mieście i okolicach. W marcu 2018 r. bezrobocie w Słupsku było o połowę mniejsze niż w słupskim powiecie i wynosiło 3,7 proc.

Według Anny Rożek, problemem Biedronia jest brak konsekwencji i stosowanie podwójnych standardów: – Np. tyle mówi o miłości do zwierząt, a oszczędza na budowie schroniska – mówi radna. – Władze uparły się na miejsce oddalone od Słupska, dwa kilometry od przystanku.

Zdaniem Anny Rożek i radnego Pawła Szewczyka, który w tej sprawie występował z nią ramię w ramię, w ramach oszczędności projekt schroniska okrojono tak, że w jednym boksie ściśniętych byłoby zbyt wiele stworzeń. – Zrezygnowano z budowy pawilonu dla zwierząt – mówi Rożek. – Wiceprezydent odpowiedzialny za budowę ukrywał przed radnymi zmiany i oszczędności. Dopiero po walce dostaliśmy dostęp do informacji. Dzięki poświęceniu wolontariuszy być może sytuacja zwierząt w nowym schronisku nie będzie taka zła.

Rozsławił nas

Arkadiusz Kowalski, tutejszy nauczyciel języków obcych, jest zupełnie innego zdania. Podobają mu się oszczędności w urzędzie, ale też szukanie ich poza Ratuszem. Dla niego nieskończone inwestycje nie są problemem – ważne, że po erze marazmu coś się w ogóle zaczyna budować.

– Jedną z ważnych inwestycji jest wymiana niemal całego oświetlenia miejskiego na lampy ledowe – zwraca uwagę pan Arkadiusz. – To przyniesie oszczędności i przyczyni się do ochrony środowiska. Jednym z priorytetów prezydenta jest projekt „zielonego miasta”.

Część nadwyżki budżetowej (według ratusza to 28 mln zł) ma zostać przeznaczona m.in. na remonty dróg, które pan Arkadiusz również docenia.

– Aquapark? Jest w Redzikowie, sześć kilometrów stąd. To niepotrzebna inwestycja. Dzisiaj można uznać, że eksperyment Biedronia w Słupsku się powiódł – stwierdza.

Można odnieść wrażenie, że słabe punkty prezydenta potrafią dostrzec samorządowcy i lokalni dziennikarze. Mieszkańcy, z którymi rozmawiam, są w większości zadowoleni, że ich miasto wyrwało się z szarości. Dziś „Słupsk to Biedroń”, który – jak mówi mi jeden z mieszkańców – to miasto „rozsławił”.

Inny rozdźwięk: jedni mówią, że prezydent nie boi się spotkań. Drudzy, że próbowali się dostać do ratusza ze swoim problemem, ale się nie udało. – Wielu Biedronia po prostu nie rozumie – mówi Piotr Struś. – Niektóre jego działania są zaskakujące. Ludzie się denerwują, że nie ma go w mieście. Ale zawsze stoi za tym jakiś cel. Miasto stało się bardziej kolorowe, choćby za sprawą murali. Jest też więcej plenerowych imprez. A to dla zwykłych ludzi ważne.

Widać, że dla wielu Biedroń ciągle jest „trzecią drogą”: alternatywą wobec ­PiS-u i PO. – Nie chciałbym pisuarów czy platformersów – mówi Piotr Struś.

Co da Biedroń polityce centralnej?

– Będzie maskotką jednego sezonu – Anna Rożek nie boi się ostrych ocen. – Dużo frazesów niepopartych działaniami, dużo pustych uśmiechów.

A jednak jeszcze na początku 2018 r. wyglądało, że jeśli Biedroń zdecydowałby się pozostać, drugą kadencję miałby w kieszeni. Z badania pracowni IBRiS wynikało, że zdobyłby 54 proc. głosów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2018