Dzieci podtrzymują świat

W czwartek, 15 lutego, Irena Sendler kończy 97 lat. Ma białe jak śnieg włosy i uśmiech ten sam, co dawniej. Babcia Michała Głowińskiego - jednego z 2500 dzieci, uratowanych przez Sendlerową - mawiała, że "z przybyciem pani Ireny wchodzi do mieszkania uśmiech. Tak jest do dzisiaj.

13.02.2007

Czyta się kilka minut

Irena Sendlerowa / fot. E. Lempp /
Irena Sendlerowa / fot. E. Lempp /

Ma już chyba wszystkie możliwe odznaczenia państwowe, ma medal "Sprawiedliwej wśród Narodów Świata"; teraz jej kandydaturę zgłoszono do Pokojowej Nagrody Nobla.

To ostatnio.

Wcześniej przez całe lata była zapomniana; po latach okupacji przyszły upokorzenia i tragedie w komunistycznej Polsce. "Cztery lata temu pisała do mnie, że ma takie smutne życie. Odpisałem, że ukojeniem dla niej musi być świadomość uratowania od śmierci tylu nas, żydowskich dzieci" - napisał Piotr (Zysman) Zettinger, jeden z ocalonych z "listy Sendlerowej", w książce Anny Mieszkowskiej poświęconej Irenie Sendler.

Tym większą radość sprawiły jej cztery amerykańskie nastolatki z prowincjonalnego miasteczka Uniontown w stanie Kansas, które w 2000 r. napisały i wystawiły o niej sztukę pt. "Życie w słoiku".

Wtedy też o Sendlerowej przypomniano sobie w Polsce.

***

Czwartek w minionym tygodniu; Warszawa. Czarny, puszysty kot lekko sunie po świeżym śniegu. Do wczesnego, zimowego zachodu słońca zostało półtorej godziny. Pierwsi z warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu już są; przysiedli w holu Teatru Żydowskiego.

Czekają na comiesięczne spotkanie.

Z każdą chwilą jest ich więcej. Przenoszą się do sąsiedniej sali, siadają przy stolikach, zamawiają kawę i szarlotkę. Strzępy rozmów: o zdrowiu i o tych, którzy dziś nie przyszli; o wnukach i przedszkolach. Oczekiwanie na gościa. Dziś to rabin Michael Schudrich.

Ciepło. Jasno. Kilkadziesiąt osób, już lekki tłok, brakuje krzeseł. - Czy to spotkanie w sprawie Uniwersytetu Trzeciego Wieku? - pyta zdezorientowany starszy pan.

Można się pomylić, bo zebrani w większości w wieku zasłużonym, a atmosfera po studencku gwarna.

Tyle że za każdym z tu obecnych można wyobrazić sobie długi szereg osób: tych, które zaangażowały się kiedyś w ich ocalenie. Podobno, żeby ocalić jednego Żyda w czasie wojny, potrzeba było 10 innych ludzi, którzy pomagali.

Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu w Polsce liczy 700 członków. "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata" - tych, którzy nadal żyją, zostali zarejestrowani i odznaczeni - jest dziś w Polsce ok. dwa tysiące. "Dzieci" i "Sprawiedliwych" łączy szczególna więź.

- To nić przyjaźni - mówi Anna Drabik, przewodnicząca Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu w Polsce. - Zaczęło się od świątecznych paczek, które przygotowaliśmy dla nich w latach 90. Ze stowarzyszenia, które zrzesza "Sprawiedliwych", dowiedzieliśmy się, że wielu z nich żyje samotnie, w zapomnieniu i jest im ciężko. Drugim naszym źródłem informacji był Steven Spielberg, który nagrywał z nami i z nimi wywiady.

Członkowie "Dzieci Holokaustu" poszli więc do "Sprawiedliwych". - Sama wizyta i rozmowa okazywały się ważniejsze niż paczka - wspomina Anna Drabik.

***

Irena Sendlerowa jest otaczana przez Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu szczególną przyjaźnią. - Zna nas, nasze życiorysy, jest naszym doradcą - tłumaczy Drabik.

Sendlerowa ma na koncie rekordową liczbę uratowanych dzieci: 2500. Ile z nich należy do Stowarzyszenia? Ile wie, że to jej zawdzięcza życie? Można wymienić najbardziej znane nazwiska: prof. Michał Głowiński, Katarzyna Meloch, Elżbieta Ficowska. Wszystkich nazwisk, może nawet większości z nich, nie poznamy nigdy. Ratowane dzieci, nieraz bardzo małe, nie pamiętają ani swoich prawdziwych, biologicznych rodziców, ani swoich wybawców. Nie wszystkie osobiście zetknęły się też z Ireną Sendler, która stworzyła sieć dzielnych kobiet-łączniczek lokujących dzieci w bezpiecznych miejscach.

I nie wszystkie ślady da się odtworzyć. W końcu w tamtych czasach chodziło o to, by zatrzeć je jak najdokładniej. Nie znamy wszystkich historii, uratowanych i ratujących.

Szczęśliwie znamy jej historię - Ireny Sendlerowej, która broniąc się przed tytułem bohaterki, jest jednak symbolem odwagi, dobroci i człowieczeństwa, opisywanym przez gazety na całym świecie.

W ostatnich latach wiele o niej napisano.

Dlaczego to robiła: bo ojciec nauczył ją, że człowieka tonącego się ratuje, a ludzi nie dzieli się na rasy i wyznania, lecz na dobrych i złych.

Jak to robiła: jakie były drogi wyjścia z getta (przez sądy na graniczącej z gettem ulicy Leszno, przez piwnice, w worku, w pudle, pod płaszczem dorosłej osoby itd.).

Gdzie trafiały dzieci: do Miejskiego Domu im. ks. Boduena, do domów zakonnych, do zwykłych rodzin.

Jaką cenę zapłaciła: aresztowanie przez gestapo, tortury na Pawiaku, złamane zdrowie, szykany w PRL-u.

To wiemy. Jest książka Anny Mieszkowskiej, są artykuły, filmy dokumentalne.

Ale i tak nigdy już nie dowiemy się wszystkiego. Bo każdy się przecież bał - i Irena też. Tylko nie każdy zachował się tak jak ona. Bała się mniej? Była bardziej zdeterminowana? Wrażliwsza?

***

Nie dowiemy się, jak to się stało, że jedna osoba mogła ocalić życie 2500 żydowskich dzieci (i wielu dorosłych Żydów). Oczywiście, pomagali jej w tym inni. Ale bez jej uporu, odwagi i wizji nie udałoby się tak wiele. Ona sama tłumaczy to atmosferą rodzinnego domu, potrzebą serca. Jej współpracowniczka Jadwiga Piotrowska (również "Sprawiedliwa wśród Narodów Świata") mówiła, że kiedy widzi żydowskie dziecko, to strach chowa do kieszeni.

Wtedy był taki czas: czas strachu, klęski człowieczeństwa, ale i triumfu tych, którzy terrorowi się nie poddali. To też wiadomo. Uczą o tym w szkole. To, czego nie uczą, a co przerażające, to fakt, że strach wcale się nie skończył w 1945 r. Strach był nadal. To, że niektórzy z ocalonych nie przyznają się do dziś do swego żydowskiego pochodzenia, można jakoś zrozumieć: okupacyjna trauma, gdy uznanie za Żyda oznaczało śmierć, tkwi głęboko.

To, że boją się "Sprawiedliwi", jest dziwne. - Mamy takie sygnały, że obawiają się przyjęcia medali przyznanych przez Yad Vashem - mówi Anna Drabik. Ponad 60 lat po wojnie nadal w wielu miejscach lepiej nie mówić głośno, że pomagało się Żydom.

Irenę Sendlerową też nieraz nazywano "żydowską matką" - tyle że nie był to komplement. W PRL przeżyła swoje. Anna Mieszkowska przytacza w swojej książce wspomnienia Sendlerowej: "Mam świadomość, że moja okupacyjna działalność w poważny sposób zaważyła na karierze zawodowej moich dzieci. Gdy Jankę [córkę - red.] mimo pomyślnie zdanego egzaminu i zakwalifikowania na pierwszy rok studiów polonistycznych po kilku dniach, w tajemniczych okolicznościach, skreślono z listy studentów, zapytała: - Mamo, coś ty w życiu zrobiła złego? (...) Syna po kilku latach spotkało to samo. Do dziś pamiętam jego oczy - pełne rozpaczy, bezsilności, poczucia krzywdy. I to pytanie: Mamo, dlaczego?".

***

Książka nosi tytuł "Matka Dzieci Holokaustu". Ale dzieci miały swoje matki, które wbrew podstawowemu instynktowi decydowały się je oddać, by ratować im życie. Sceny rozstania - dramatyczne, straszne - Sendlerowa wciąż pamięta, wracają do niej we snach. Dlatego mówi, że te matki też były bohaterkami: wychodzącymi ponad własną miłość do dziecka po to, by dać im szansę.

Miała też świadomość, że prawdziwa tożsamość dziecka jest bezcenna, że na czas okupacji trzeba dać mu inne nazwisko, wyznanie, matkę, ale potem potrzebna będzie prawda. Stąd jej słynna kartoteka: paski bibuły z nazwiskami dzieci, schowane w butelce. Tych danych nie wydała na Pawiaku, mimo tortur. Dlatego Rada Pomocy Żydom "Żegota" zrobiła wszystko, aby ją z Pawiaka wydostać: przekupiony Niemiec uwolnił ją, już prowadzoną na rozstrzelanie. Gdyby zginęła, dzieci straciłyby szanse na odnalezienie po wojnie przez swoich bliskich.

- Odnalezienie swojej rodziny lub przynajmniej prawdziwego nazwiska, pochodzenia jest naprawdę ideą fixe niektórych z nas - mówi Anna Drabik. - Moi rodzice na przykład przeżyli wojnę, ale niektóre z Dzieci Holokaustu nawet nie wiedzą, w którym roku się urodziły ani gdzie.

Pozostały im tylko fałszywe, "aryjskie" papiery, a te dane, także o dacie urodzenia, nie muszą pokrywać się z prawdą. Stąd nieustanne poszukiwania. Czasem zakończone sukcesem nawet teraz, po wielu latach. Ktoś rozsyłał swoje zdjęcie z dzieciństwa po wielu krajach i odnalazł siostrę. Ktoś doszukał się czegoś w archiwach. Choć czasem jest i tak, że odkrycie własnego pochodzenia przychodzi niespodziewanie - i bywa, że staje się ciężarem w kontaktach z bliskimi.

Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu jest więc taką, jak mówi Anna Drabik, "rodziną zastępczą": w czasie spotkań członkowie znajdują się wśród takich jak oni, borykających się z podobnymi problemami. - Na nasze zajęcia psychoterapeutyczne mogą przychodzić ze swoimi rodzinami i wtedy pryskają między nimi bariery. A bywa i tak, że dziadek czy ojciec staje się nagle bohaterem, bo okazuje się, że przeszedł przez to wszystko, co myśmy przeżyli - mówi Drabik.

***

Warszawa, czwartkowe popołudnie.

Rabin Schudrich opowiada, jak tłumaczy amerykańskim Żydom to, co stało się w Polsce. Mówi, że jeśli 90 proc. Żydów zginęło, to przecież 10 proc. ocalało. A jeśli z tych 10 proc. większość po wojnie musiała wyjechać, to przecież jakaś mniejszość została. A część z tych, którzy zostali, to właśnie dzieci, które nie wyjechały, bo tu w Polsce ktoś pokochał je tak mocno, że zaryzykował swoje życie, by je ocalić.

Zapada zmrok. Starsi ludzie znikają w okolicznych uliczkach. Śnieg przysypuje walące się przedwojenne kamienice na pobliskiej Próżnej, kopułę kościoła Wszystkich Świętych, ślady stóp. "Świat jest podtrzymywany oddechem dzieci spieszących do szkoły" - głosi Talmud.

Dzięki Irenie Sendlerowej tych dzieci przetrwało o 2500 więcej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2007