Dwie policje nad Wisłą

Mamy dziś w III Rzeczypospolitej dwie policje. Tę usiłującą tropić przestępców i tę uwikłaną w partyjniactwo, blokującą często wysiłki swych kolegów.

09.11.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

A bywa i tak, że sam wyższy funkcjonariusz policji jest rozdarty i już nie wie, czy bardziej jest bezwzględnym stróżem prawa, czy zbrojnym ramieniem rządzącej akurat partii. Dzieje się tak, bo konieczny cywilny, polityczny nadzór nad policją przybiera często patologiczną postać partyjnego nacisku w sprawach kadrowych bądź ingerencji w działania operacyjne, szczególnie jeśli dotyczą “swoich". Natomiast tak istotna samodzielność policji i jej szefów przegrywa z chęcią zaskarbienia sobie politycznych łask - choćby tylko do przyszłych wyborów parlamentarnych.

Politycy i policjanci

Ten chory mechanizm widać wyraźnie w tzw. aferze starachowickiej: były Komendant Główny Policji, gen. Antoni Kowalczyk najwyraźniej nie wiedział, co i ile wolno mu ujawnić nadzorującemu go politycznemu wiceministrowi Zbigniewowi Sobotce, który z kolei doskonale wiedział, kogo poinformować i uprzedzić o akcji grożącej ludziom jego partii. Zapewne wiceminister chciał wiedzieć i znać szczegóły, Komendant Główny bał się mu odmówić, a procedur regulujących relacje między obu panami albo w ogóle nie było, albo całkiem zawiodły. Bowiem samodzielność i operacyjna wrażliwość Komendanta Głównego musi być obwarowana jasnymi regułami pozwalającymi mu powiedzieć “nie" ministrowi, jeśli ten przejawia przedwczesną i niezdrową ciekawość. Minister, rzecz jasna, ocenia przeprowadzone działania, ale nie może brać udziału - nawet pośredniego - w ich realizacji. Polityków trzeba trzymać możliwie daleko od policji, a policjantom uniemożliwić na ile się da kontakty z politykami. Proste, a jakże trudne w praktyce. A efekt jest taki, że mamy do czynienia z mechanizmem łączącym zazębiającymi się ogniwami szczebel ministerialny z gangsterami z powiatowych Starachowic. I wszystkim zainteresowanym wydaje się to zwyczajne i naturalne.

Nieczyste czystki

Co gorsza, walczy się obecnie nie tyle z owym patologicznym mechanizmem, co usuwa pospiesznie “spalonych" ludzi. Tak jakby zastąpienie ich innymi gwarantowało automatycznie, że historia się nie powtórzy. Otóż wszyscy uwikłani w aferę starachowicką mieli złe, nieprawidłowe odruchy, czego do dziś nie dostrzegają. Polityków i funkcjonariuszy trzeba stale uczyć właściwych odruchów dla dobra ogółu i ich własnego bezpieczeństwa. Ludzi trudno wychować, ale można i trzeba przynajmniej wpoić im odruchowe, prawidłowe zachowania. Nie wystarczy wyrzucić winnych, ponieważ nowi, którzy przyjdą na ich miejsce, mogą pomyśleć, że tamci zwyczajnie podpadli lub byli za mało ostrożni. W dodatku z kierownictwa policji wyrzuca się winnych i niewinnych, rozmywa odpowiedzialność personalną, zaciera istotę popełnionego błędu, poza tym wykorzystuje okazję do wzmocnienia partyjnych wpływów w policji, co właściwie było początkiem nieszczęść. Będzie nowa Komenda Główna złożona z nowych ludzi, którzy awanse zawdzięczają głównie ministrowi Krzysztofowi Janikowi, więc powinni być mu wdzięczni przynajmniej do chwili, gdy przed nowymi wyborami parlamentarnymi ogarnie ich niepokój o swoją przyszłość pod rządami nowych ministrów. W ten sposób to nie obywatele, lecz kolejna ekipa rządowa będzie miała swoich policjantów.

Pieniądze: od kogo i komu

Zresztą tendencja do posiadania swoich policjantów rozszerza się niepokojąco. I tak, Sejm uchwalił ostatnio poprawkę Senatu zezwalającą na finansowanie “jednostek organizacyjnych Policji" nie tylko przez samorządy, ale także przez “państwowe jednostki organizacyjne, stowarzyszenia, fundacje, banki oraz instytucje ubezpieczeniowe".

Wszystko to pięknie: wiadomo, że pieniędzy na policję wciąż brakuje. Ale groźny naprawdę może się okazać szczebel, na którym ów transfer pieniężny ma się odbywać. Jeżeli jakaś osoba prawna chce wspomóc policję, niech to robi, tyle że przekazując środki Komendzie Głównej, a nie “własnej" komendzie powiatowej czy wojewódzkiej. Każdy polityk jest gotów rzucać gromy na korupcyjne obyczaje, a równocześnie forsuje się - i to z sukcesem - wprowadzenie nowelizacji ułatwiającej wpływ na lokalne struktury policyjne. I nikt się właściwie z tym nie kryje, nikt się tego nie wstydzi. Aż dziw, że mimo to policja w Polsce nadal działa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2003